06.

8.1K 667 35
                                    

cóż, przepraszam, że ostatnio w ogóle nie siedzę na wattpadzie, ale nauka zawładnęła moim życiem. Jest czwartek, jestem przeziębiona a za 4 dni egzaminy ehh... Ale mam rozdział, haha :D A jak tam u was Miśki? x

Stoję w kuchni zajęta rozpakowywaniem zakupów i niechętnie przysłuchuję się rozmowie Harry’ego i babci. Zaczyna poważnie martwic mnie i irytować fakt, że tak dobrze się dogadują. Dostrzegam również, że w momencie w którym Harry przekroczył próg temu domu posunął się za daleko. Nie wiem co mu chodzi po głowie, przez co nie mogę kontrolować sytuacji. Wolałabym już, żeby zaczął upokarzać mnie tak jak Louis niż wchodzić w swoich brudnych butach do mojego życia.

– Sara! – krzyczy babcia, wgrywając mnie z myśli. –  Dołącz do nas, zakupy mogą poczekać!

Wzdycham zrezygnowana. Muszę się jak najszybciej pozbyć go z tego domu, z mojej przestrzeni. Nie mogę uwierzyć w to, że ktoś taki wtargnął do jedynego miejsca które oddzielało moje życie szkolne od prywatnego. Dupek.

Fukając pod nosem przybieram postawę twardej osóbki i ruszam do salonu.

Babcia siedzi na swoim ulubionym fotelu, a przed nią na kanapie zasiadł Styles. Jest do mnie odwrócony plecami i dopiero kiedy babcia uśmiecha się do mnie nasze spojrzenia się spotykają. Posyłam mu zdegustowany wyraz twarzy, po czym przysiadam na ramieniu fotela babci.

– Harry właśnie opowiadał mi o tym jak się poznaliście. – chichocze babcia. – Całkowita z ciebie niezdara, prawda?

Patrzę na Stylesa, który uśmiecha się lekko. Wydaje się być za nadto wyluzowany.

– Ach, masz na myśli moment, kiedy mój obiad wylądował na twojej koszulce? – śmieję się, starając by wyszło to na jak najbardziej szczere.

Dwóch może grać w tą samą grę, Styles. Harry patrzy na mnie lekko zdziwiony, jednak nie poważnieje ani trochę.

– Tak, cóż nigdy nie wiesz co ci się przytrafi.

Babcia klaszcze w dłonie, wstając.

– Porozmawiajcie sobie, a ja zacznę przygotowywać ciasto. – mówi z wielkim uśmiechem na twarzy przyglądając nam się. – Ciotka Marge zdecydowała się wpaść w niedzielę, a uwielbia moje wypieki.

Po tych słowach znika w kuchni, a ja zdzieram miłą postawę ze swojego ciała. Podchodzę do Stylesa i jednym ruchem chwytam poły jego koszulki, ciągnąc do góry.

– Wyjdź. – warczę, a on przygląda mi się z pełnym zdziwieniem. – Wyjdź, mówię!

– Hej, Sara… – zaczyna, jednak ja mu przerywam ciągnąc w stronę drzwi. Nie stawia oporu.

– Wypieprzaj. – klnę otwierając wyjście. – Nie wystarcza wam, że dręczycie mnie w szkole? Musicie to robić jeszcze w moim rodzinnym domu? Kim wy w ogóle jesteście? – nie mogę powstrzymać słowotoku, a Harry patrzy na mnie jakby chciał coś powiedzieć. – Nigdy więcej nie waż się tu wracać.

Wypycham go za drzwi, a on w ostatnie chwili stawia stopę we framudze, przez co nie mogę ich domknąć.

– Nie przyszedłem cię tu dręczyć. – mruczy, lekko zirytowany. – Nie miałem pojęcia, że kobieta której pomagam w zakupach to twoja babcia, okej? I ja… – zaczyna, jednak wydaje się, że nie jest pewny dalszej części.

– Nigdy nie uważałem cię za dziwną. Przykro mi, że sprawiliśmy i sprawiamy ci tyle kłopotu. – kończy, odsuwając się, a ja zatrzaskuję drzwi, opierając się o nie. Co to w ogóle ma  być?

Wzdycham, starając się uspokoić szybciej bijące serce. Babcia pojawia się w przedpokoju z brudnymi od mąki dłońmi.

– Harry już poszedł?

– Nie mógł zostać dłużej. – mówię z trudem, prostując się. Mijam ją, a ona przygląda mi się zmartwiona. Wchodzę do salonu i pierwsze co rzuca mi się w oczy to czarna, wielka bluza leżąca na kanapie. Nie mogę powstrzymać nerwowego chichotu, kiedy dociera do mnie do kogo ona należy. I dlaczego mam wrażenie, że te wszystkie wydarzenia wcale nie są przypadkiem? 

Garden // h.sWhere stories live. Discover now