Transcripts

Od letsflytotokyo

27.3K 1.3K 1.4K

Pierwsza część trylogii Melancholy. (ZAKOŃCZONE) Emmett Harris nienawidzi wszystkiego i wszystkich. A w szcze... Více

ZWIASTUN I INFO
prolog
pierwszy
drugi
trzeci
czwarty
piąty
szósty
siódmy
ósmy
dziewiąty
dziesiąty
jedenasty
dwunasty
trzynasty
czternasty
piętnasty
szesnasty
siedemnasty
osiemnasty
dziewiętnasty
dwudziesty
dwudziesty pierwszy
dwudziesty drugi
dwudziesty trzeci
dwudziesty piąty
dwudziesty szósty
dwudziesty siódmy
dwudziesty ósmy
dwudziesty dziewiąty
trzydziesty
trzydziesty pierwszy
trzydziesty drugi
trzydziesty trzeci
epilog
podziękowania
zapowiedź części II

dwudziesty czwarty

513 27 25
Od letsflytotokyo

Chciałabym zadedykować ten rozdział @nusia055. Dziękuję Ci za taką dawkę motywacji i miłe słowa <3!

***

Julia

Nie wiem, czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję. Każde zetknięcie naszych ust jest jak trzęsienie ziemi. W ułamku sekundy zawala się pode mną cały grunt, a ja nie mam pojęcia, co tak naprawdę dzieje się wokół nas.

Czuję to każdym centymetrem mojego ciała. Jego usta są miękkie i ciepłe. Jedna z jego dłoni spoczywa na mojej talii, pod kurtką i warstwą ubrań. Wtapia swoje palce w moją rozgrzaną skórę, pomagając mi utrzymać równowagę. Jestem mu za to wdzięczna, bo w przeciwnym razie przez natłok emocji z całą pewnością opadłabym na ziemię. Drugą dłonią wędruje po moim policzku, później włosach, żeby w końcu zatrzymać się na karku. Wplata palce w moją doszczętnie już zniszczoną fryzurę, co powoduje, że moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Każdy, nawet najmniejszy ruch z jego strony wydaje się być przez niego stokrotnie przemyślany.

A ja z każdą sekundą pragnę go coraz bardziej.

A więc napieram na jego wargi z jeszcze większą siłą. Tym samym najwyraźniej go zaskakuję, bo nie ma czasu na dorównanie mi, tylko tym razem to on traci równowagę i w końcu opadamy lekko na piasek. Przyciąga mnie do siebie i po chwili leżę już na nim. Jego dłonie wędrują teraz po moich plecach. Nasze oddechy przyspieszają. Z każdą sekundą jesteśmy coraz mniej ostrożni, a pocałunek staje się intensywniejszy. Nie mam czasu na myślenie o tym, czy to co robię jest mądre, albo w ogóle w jakikolwiek sposób wytłumaczalne. Jedyne sygnały wysyłane w tej chwili przez mój mózg sprowadzają się do potrzeby bycia jeszcze bliżej niego.

Kiedy nieoczekiwanie się ode mnie odrywa, przez pierwsze kilka sekund nie jestem w stanie zrozumieć, co się wokół mnie dzieje. Słyszę ciche dzwonienie w uszach, a przed oczami mam mroczki. Mrugam kilkukrotnie, podnoszę się z powrotem do pozycji siedzącej i próbuję doprowadzić się do równowagi. Mam ochotę wydać z siebie jęk niezadowolenia, bo wcale nie chciałam jeszcze przerywać tego pocałunku. Jak dla mnie mógłby trwać conajmniej całą noc.

— Wybacz, jakie było pytanie? — mówi, a na jego bladych policzkach dostrzegam sporej wielkości wypieki.

— Zdążyłam zapomnieć — przyznaję z nieśmiałym uśmiechem.

Przygładzam włosy dłońmi i staram się ustabilizować swój oddech. Jednocześnie próbuję przypomnieć sobie, o czym wcześniej rozmawialiśmy, ale mój mózg w dalszym ciągu nie zdołał jeszcze podnieść się po ostatnim zwarciu. Przez kilkanaście kolejnych sekund powoli dochodzę do siebie. Emmett mówił mi o Nowym Jorku. Pamiętam, bo pomyślałam sobie w tamtym momencie, że po raz pierwszy odbywamy aż tak szczerą rozmowę. Po raz pierwszy on gra ze mną w otwarte karty, a bezbronna, odkryta wersja Emmetta podoba mi się o wiele bardziej, niż ta sarkastyczna i chłodna.

Opowiadał mi o Ryanie. Teraz już wszystko pamiętam. Od początku podejrzewałam, że w Nowym Jorku musiało wydarzyć się coś złego, ale nie miałam pojęcia, że Emmett musiał przejść przez aż takie piekło. Im dłużej o tym myślę, tym więcej pytań nasuwa mi się na usta, ale nie chcę go na razie tym przytłaczać. Na to wszystko przyjdzie jeszcze czas.

— Może teraz ja bym cię o coś spytał? — rzuca, prawie tak, jakby czytał mi w myślach.

— Śmiało — odpowiadam, rzucając mu wyzywające spojrzenie.

Przez chwilę się zastanawia, a ja w tym czasie rozglądam się naokoło. Jesteśmy tutaj zupełnie sami. Rzeka płynie wyjątkowo powoli, przez most nie przejeżdżają już żadne samochody, a ja mam wrażenie, że świat jakby się zatrzymał.

— Jak wyglądają teraz twoje stosunki z tatą? — pyta, ostrożnie badając moją reakcję na wypowiedziane przez niego słowa. Czuję, jak robi mi się ciepło na sercu, bo widzę, że wygląda na szczerze zatroskanego.

— Jest lepiej — mówię zgodnie z prawdą. — Od tego incydentu z moją matką, kiedy wyszłam z domu na dwa dni, najwyraźniej przejrzał na oczy. Nie pracuje już aż tyle i spędzamy razem zdecydowanie więcej czasu.

— To dobrze — komentuje, powoli kiwając głową. — Kiedy spotkałem go u ciebie w domu po raz pierwszy po moim przyjeździe wyglądał, jakby postarzał się o conajmniej dwadzieścia lat.

Mimowolnie uśmiecham się na wspomnienie tamtego dnia. To było chyba najbardziej niezręczne spotkanie w całym moim osiemnastoletnim życiu. A tego samego dnia wieczorem on napisał mi, że nigdy nie przestał o mnie myśleć, co było kamyczkiem wywołującym całą lawinę dalszych wydarzeń pomiędzy nami.

A teraz jesteśmy tutaj. Na plaży przy Fremont, jak za starych czasów. W każdej chwili mogę go dotknąć, a on patrzy na mnie w nieopisany sposób. Za każdym razem, kiedy nasze spojrzenia się spotykają, na kilka sekund zapominam o oddychaniu. Jestem ciekawa, czy to kiedykolwiek się zmieni. To raczej wątpliwe.

— Moja kolej — rzucam pospiesznie. — Co wydarzyło się pomiędzy tobą a Chloe?

Zadaję to pytanie zanim zdążę ugryźć się w język. Zdaję sobie sprawę z tego, że zadane przeze mnie pytanie może nieco zrujnować nastrój, ale nie mogłam się powstrzymać. Odkąd Emmett wyznał mi miłość nie byłam w stanie przestać myśleć o tym, jak teraz wyglądają sprawy między nim, a brunetką. Korzystając z tego, że jest on dzisiaj skłonny do szczerych wyznań, postawiam sobie za cel poznanie prawdy. Nawet jeżeli może ona okazać się bolesna.

Niemalże od razu zauważam, że ten temat wprawia go w zakłopotanie.

— Ech... — Pociera dłonią swój kark, wyraźnie unikając mojego wzroku.

— Bruno powiedział mi, że jesteście razem. Czy to prawda?

— Nie — rzuca stanowczo.

Oddycham z ulgą w myślach. Gdzieś z tyłu głowy cały czas miałam obawy, że Emmett pocałował mnie, wciąż będąc w związku z inną dziewczyną. I to nie byle jaką, bo moją byłą najlepszą przyjaciółką, która w zasadzie bez wahania wbiła mi nóż w plecy.

— Zacząłem z nią... no wiesz, sypiać — urywa na chwilę, a ja zauważam, że każde wypowiadane przez niego słowo przychodzi mu z trudem — kilka dni po tym, jak przestaliśmy ze sobą rozmawiać. To trwało jakiś miesiąc. Nigdy nie dzieliło nas nic więcej, chociaż po czasie okazało się, że ona na coś więcej liczyła.

Kiwam głową w ciszy. Chciałam poznać prawdę, ale i tak czuję mocne ukłucie w sercu. Przypominam sobie moment, w którym dowiedziałam się o ich relacji.

— Zakończyłem to, kiedy w końcu uświadomiłem sobie, że...



Emmett

Urywam w połowie zdania. Po raz pierwszy tego wieczora przypominam sobie o Jasonie. Moje myśli mimowolnie zaczynają zataczać spiralę wokół tematu jego osoby, a ja nie jestem w stanie już dłużej mówić dalej.

Czy powinienem zapytać ją, co tak naprawdę ich łączy? Biorąc pod uwagę okoliczności zapewne tak. Odbywamy teraz szczerą rozmowę, a ja sam powiedziałem jej na wstępie, że chcę zacząć z nią wszystko od nowa. A więc nie powinno być między nami żadnych niedomówień. Ale jednocześnie czuję, że prawda może okazać się zbyt trudna do przełknięcia. Co, jeżeli są razem? Albo jeśli poruszę teraz ten temat, ona zadecyduje, że woli jednak być z nim, a dzisiejsza noc była nic nieznaczącą pomyłką?

Nie. Nie. Nie.

Muszę jakoś zatrzymać nachodzące mnie natrętne myśli. Drżącą dłonią sięgam po kolejnego papierosa. Julia obserwuje mnie w ciszy, zapewne czekając na to, aż dokończę napoczęte przez siebie zdanie.

— Już nic — rzucam, odrobinę zbyt oschle, niż zamierzałem.

Przekręca lekko głowę i posyła mi pytające spojrzenie, ale nic nie mówi. Prostuje nogi, które wcześniej trzymała ugięte przy klatce piersiowej, i wbija wzrok w gwieździste niebo. Po niecałej chwili jednak przerzuca wzrok na mnie.

— Mogę? — pyta, wskazując palcem na paczkę czerwonych Marlboro.

— Możesz — odpowiadam, nie kryjąc mojego zaskoczenia. — Wróciłaś do palenia? — dodaję, starając się rozluźnić nieco napiętą atmosferę.

— Ostatniego papierosa zapaliłam nocą po twoim wyjeździe. — Podnosi paczkę, wyjmuje z niej papierosa i kilkukrotnie okręca go pomiędzy palcami, uważnie mu się przyglądając. — Potem przysięgłam sobie, że już nigdy nie włożę tego świństwa do ust. Papierosy kojarzyły mi się z tobą, a więc łatwo było mi szybko je znienawidzić — wypala. — Przepraszam — dodaje pospiesznie, jakby zdając sobie sprawę z wypowiedzianych przed sekundą słów.

— Nie masz za co. — Uśmiecham się pod nosem. Zbliżam swoją twarz do jej, chwytam za zapalniczkę i odpalam jej papierosa, patrząc przy tym prosto w jej zielone tęczówki. Julia zaciąga się papierosem. Wygląda przy tym cholernie seksownie i doprowadza mnie do skraju wytrzymałości. — Wiesz... w ogóle nie przypominasz mi teraz tej grzecznej dziewczynki, którą na codzień widuję w szkole.

— Może znudziło mi się bycie grzeczną — wyszeptuje prosto w moje usta, jednocześnie wydmuchując dym ze swoich warg. Przełykam ślinę.

— Wiem. Wiedziałem o tym już od dawna.

*

Kiedy podjeżdżamy pod jej dom, zegar wskazuje godzinę trzecią dwanaście. Nasze wargi są spierzchnięte od długich, namiętnych pocałunków, jesteśmy cholernie wyziębieni i potargani. Ale nie mógłbym czuć się lepiej, niż czuję się teraz.

— Czy kiedy rano się obudzę, to wszystko nadal będzie prawdą? — pyta, nagle odwracając się w moją stronę.

Mógłbym zapytać ją o to samo. Ta noc była tak nierealna, że jestem niemalże pewien, że to wszystko było tylko snem. Ale ja wcale nie chcę się z niego wybudzać.

Składam na jej ustach ostatni delikatny pocałunek.

— Zobaczmy się jutro — mówię cicho, gładząc ją po policzku.

— Projekt z biologii — uśmiecha się do mnie.

Obserwuję, jak po cichu otwiera furtkę, podchodzi do drzwi wejściowych i kilka sekund później za nimi znika. Dotykam opuszkami palców swoich ust. Nie jestem w stanie uwierzyć we własne szczęście. Jeżeli to faktycznie jest sen, to błagam wszystkich bogów o to, żeby trwał on jak najdłużej.


Julia

Wchodzę do domu jak najciszej, w taki sposób, żeby nie zbudzić taty. Bardzo powoli zamykam za sobą drzwi, a następnie opieram się o nie i powoli osuwam w dół do pozycji siedzącej. Biorę kilka głębokich wdechów, starając się nieco ochłonąć.

Co tak właściwie się dzisiaj wydarzyło? Co to wszystko oznacza? I dlaczego smak ust Emmetta Harrisa jest aż tak uzależniający?

Przez te wszystkie przemyślenia niemal nie zauważam cienia sylwetki, który wyłania się z korytarza. Momentalnie zastygam w bezruchu, z przerażeniem obserwując, jak mój ojciec zatrzymuje się kilka kroków ode mnie i krzyżuje ramiona na klatce piersiowej, rzucając mi długie spojrzenie. Ma na sobie granatowy szlafrok i kapcie, a na nosie okulary do czytania.

— Gdzie byłaś? — pyta, a ton jego głosu zwiastuje, że to nie będzie przyjemna pogawędka.

Zaczynam gorączkowo zastanawiać się nad swoimi opcjami. Powiedzenie mu prawdy raczej nie wchodzi w rachubę, bo jeżeli wyjaśnię mu, że do trzeciej nad ranem siedziałam na plaży i całowałam się z chłopakiem, najprawdopodobniej nie wyjdę już z domu do ukończenia trzydziestego roku życia.

— U Peggy — odpowiadam, starając się brzmieć jak najbardziej beztrosko. — Oglądałyśmy razem film i zupełnie straciłam rachubę czasu. Przepraszam, tato. — Podnoszę się z ziemi, otrzepuję spodnie i staram się go wyminąć, żeby nie musieć kontynuować już tej przepełnionej napięciem rozmowy.

— Nie wiedziałem, że Peggy kupiła sobie czerwonego mercedesa — rzuca sarkastycznie zza moich pleców. Zatrzymuję się w miejscu, przeklinając w myślach moje pieprzone szczęście. Dlaczego musiał akurat wtedy wyjrzeć przez okno?

Z miną męczennika odwracam się w jego stronę. Otwieram usta, żeby na poczekaniu wcisnąć mu kolejne kłamstwo, ale on nieoczekiwanie mi przerywa.

— Dzwoniłem do ciebie chyba z pięćdziesiąt razy. — Jego głos brzmi niebywale oschle. Mam wrażenie, że to pierwszy raz, kiedy odzywa się do mnie w taki sposób. Brzmi jakby był mną cholernie zawiedziony. — Nie poznaję cię, Julia. To nie jesteś ty. Nigdy nie zachowujesz się w taki sposób.

Ma całkowitą rację. Dzisiejszej nocy po raz pierwszy pozwoliłam sobie na puszczenie wszystkich hamulców. Przez te pięć godzin spędzonych z Emmettem w ogóle nie myślałam o szkole, egzaminach czy aplikacji na studia, czyli całym tym gównie, wokół którego na codzień obraca się moje życie. Przez krótki czas mogłam o tym wszystkim zapomnieć. To trwało krótko, ale było naprawdę wyzwalające.

Ale nie sprawdzałam też powiadomień na telefonie, a przed spotkaniem z Brunem go wyciszyłam. To prawda, że powinnam była go przynajmniej poinformować, że wrócę później, niż planowałam.

— Naprawdę przepraszam — mówię cicho, targana poczuciem winy. Wbijam wzrok w ziemię, nie będąc w stanie wytrzymać jego zawiedzionego wyrazu twarzy.

— Ten chłopak od zawsze miał na ciebie zły wpływ.

Te słowa powodują, że cały mój wstyd ulatnia się w ułamek sekundy. Zostaje zastąpiony przez zmieszanie połączone z powoli narastającą frustracją. Przez chwilę stoimy w milczeniu, jedynie na siebie patrząc. W końcu jednak postanawiam się odezwać.

— Co masz na myśli? — pytam podejrzliwie.

— Wychowałem cię na ułożoną i ambitną kobietę. Zawsze byłaś rozważna, ale ten chłopak całkowicie namieszał ci w głowie. — Przysłuchuję mu się z osłupieniem, podczas kiedy on kontynuuje swój wywód. — Odetchnąłem z ulgą, kiedy w końcu wyjechał z miasta. Ale teraz jest tutaj znowu, a ty powtarzasz te same schematy co dwa lata temu. Dlaczego?

— A może po prostu jestem już zmęczona ciągłym byciem rozważną? — unoszę głos. Czuję, jak wszystko się we mnie trzęsie, a krew buzuje w moich żyłach. Lada chwila wybuchnę. — Pomyślałeś o tym w ogóle ten sposób, czy nadal masz zamiar obwiniać innych za to, że twoja córka nie jest idealna, tak jak to sobie zaplanowałeś?

Ostatnie słowa wykrzykuję już na tyle głośno, że odbijają się echem od ścian. Czuję, jak w moich oczach zaczynają zbierać się łzy. W dalszym ciągu nie jestem w stanie uwierzyć w to, że odezwał się do mnie w taki sposób.

Ku mojemu zdziwieniu mój tata nie reaguje krzykiem. Jedynie przeciera skronie i spogląda na mnie zmęczonym wzrokiem.

— Chcę dla ciebie jak najlepiej. Przykro mi, że nie jesteś w stanie tego zauważyć. — W jego głosie słychać bezsilność. Na chwilę milknie, jakby się nad czymś zastanawiał. — Masz szlaban. Przez dwa tygodnie żadnych wyjść. Chcę cię widzieć w domu od razu po szkole.

Otwieram szeroko oczy, przyglądając mu się w całkowitym osłupieniu. Mam wrażenie, że musiałam się przesłyszeć. Szlaban? Nigdy w życiu nie dostałam od niego szlabanu, a on tak nagle ma zamiar wprowadzić taki rodzaj kary do swoich metod wychowawczych, kiedy mam już prawie osiemnaście lat? To jakiś żart?!

— Dobranoc — rzuca, po czym odwraca się i kieruje w stronę schodów.

Dopiero kiedy słyszę dźwięk zamykanych drzwi od jego sypialni sama zaczynam kierować się na górę. W pokoju rzucam się na łóżko, przykładam twarz do poduszki i wydaję z siebie niemy krzyk.

Prawie nigdy nie kłócimy się z moim tatą. Nie jestem w stanie przywołać ostatniej sytuacji, w której podniósł na mnie głos. Nie wynika to jednak z faktu, że mamy jakąś szczególnie dobrą relacje, ani że oboje jesteśmy wyjątkowo bezproblemowi, bo wcale tak nie jest. Nie kłócimy się, bo ja zawsze robię to, co jest ode mnie oczekiwane. Przynoszę dobre wyniki ze szkoły, sprzątam, wygrywam olimpiady. Podczas kiedy większość moich znajomych burzliwie przechodziła okres dojrzewania, mój tata nigdy nie miał ze mną żadnych problemów wychowawczych.

A ja powoli zaczynam mieć dosyć bycia cichą, ułożoną, bezproblemową córeczką. I jestem niemalże pewna, że to dlatego ciągnie mnie do osób takich jak Emmett Harris.

Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, wdał się z bójkę ze szkolnymi łobuzami. Byłam pełna podziwu, ale nie zakochałam się w nim dlatego, że mnie uratował. Zakochałam się w nim bo go podziwiałam. Sama chciałam mieć w sobie tyle odwagi, żeby rzucić się na tych kretynów z pięściami.

W gimnazjum, podczas kiedy inne nastolatki wzdychały w jego stronę, bo palił papierosy i wyglądał przy tym naprawdę dobrze, ja wzdychałam do niego, bo też skrycie chciałam móc zachowywać się w taki sposób, jakby nic mnie nie obchodziło.

Znajomość z Emmettem od zawsze była moim zakazanym owocem. Im bardziej niestosowne i zakazane było jego zachowanie, tym bardziej do niego lgnęłam. A on od zawsze zdawał sobie z tego sprawę. Podobało mu się to. Wielokrotnie doprowadzał mnie do granic wytrzymałości, a ja mi na to pozwalałam.

Grzeczna córeczka umarła wraz z momentem, w którym po raz pierwszy posmakowałam jego ust.

Oblizuję dolną wargę, w dalszym ciągu czując na niej jego smak. Mam wrażenie, że cały mój pokój pachnie wodą kolońską i tytoniem. Wdychając go zasypiam bardzo szybko.


Emmett

Następnego dnia wybudzam się, bo przez okno świeci bardzo mocne słońce, które nieprzyjemnie parzy mnie w powieki. Z cichym jękiem łapię za poduszkę i przykrywam nią twarz. Udaje mi się wrócić do snu i jeszcze trochę odpocząć, ale nie na długo, bo już kilka minut później do mojego pokoju wparowuje Charlie.

— Śniadanie! — wydziera się do mojego ucha. Powoli otwieram oczy, siłą woli powstrzymując się od uduszenia mojego młodszego brata.

— Nikt nie nauczył cię pukać? — Rzucam w niego poduszką, na co ten pokazuje mi język i lekko obrażony wychodzi z pokoju, pozostawiając otwarte drzwi.

Z cichym westchnieniem siadam na łóżku i przecieram twarz rękoma. Sięgam po telefon. Zegar na wyświetlaczu wskazuje godzinę 8:07. Moja zmiana w Semaforze zaczyna się dopiero za dwie godziny.

Miałem naprawdę wyjątkowy sen. Śniło mi się, że...

Nagle zrywam się z łóżka jak oparzony.

To wcale nie był sen, a noc w parku i na plaży przy Fremont wydarzyła się naprawdę. Czuję nagły przypływ energii, który zalewa całe moje ciało. Moje usta wykrzywiają się w szerokim uśmiechu. Po raz pierwszy od bardzo dawna mam aż tak dobry humor.

Wparowuję do kuchni, gdzie Charlie zdążył już rozsadzić się na krześle z tabletem w rękach, a moja rodzicielka przyrządza posiłek. Ryan siedzi naprzeciwko mojego młodszego brata. Musiał niedawno wyjść spod prysznica, bo jego włosy są wilgotne, a pojedyncze krople wody skapują na jego szary t-shirt pozostawiając na nim mokre ślady.

— Dzień dobry! — Podchodzę do mamy i całuję ją w policzek, na co ona reaguje machnięciem ręki. — Jak wszystkim się spało? — pytam entuzjastycznie.

— Brałeś coś? — Mój starszy brat spogląda na mnie podejrzliwie, ale na jego ustach zauważam lekki uśmieszek. Mama odwraca się i rzuca mi i Ryanowi ostrzegawcze spojrzenie.

— Zachorował na głowę — wyjaśnia Charlie ze stoickim spokojem. — Już od kilku dni się tak zachowuje.

Postanawiam zignorować jego uwagę i powściągliwe spojrzenia reszty mojej rodziny. Wszyscy siadamy przy stole i jemy wspólnie śniadanie. Robimy to zdecydowanie zbyt rzadko, a więc staram się nacieszyć tymi chwilami spędzonymi w ich towarzystwie. Co jakiś czas zerkam na Ryana, który dokłada na swój talerz ogromne ilości jedzenia. Wygląda tak dziwnie beztrosko. Biorąc pod uwagę to wszystko, co się teraz u niego dzieje, jestem pełen podziwu, że tak dobrze sobie radzi – nawet, jeżeli tylko udaje, że wszystko u niego w porządku. Zauważam też, że podczas opowiadania historii przez Charliego mama się uśmiecha. To całkowicie szczery, ciepły uśmiech, który widzę na jej ustach bardzo rzadko, i za każdym razem ociepla moje serce.

— Nie zapomnij wynieść śmieci! — wykrzykuje, kiedy przechodzę przez próg drzwi wyjściowych w drodze na moją poranną zmianę.

Otwieram lokal kilkanaście minut przed dziesiątą. Krzesła poustawiane są na stołach, a maszyny na blacie przykryte białą, materiałową płachtą. Wczoraj po zakończonej pracy razem z Brunem szykowaliśmy restaurację do zamknięcia, a ja zbierałem w sobie wszystko to, co mam, żeby nie rzucić się na niego z pięściami. Na szczęście dzisiaj on ma wolne, a ja jestem na zmianie sam.

Od samego początku wiedziałem, że z tym małym szczurem jest coś nie tak. Na naszym pierwszym spotkaniu zauważyłem, że sposób, w jaki patrzył na Julię, to nie było zwykłe zauroczenie. Patrzył na nią z obsesją.

Nie mogę doczekać się dnia, w którym mi i Ryanowi uda się w końcu schwytać osoby, które odpowiadają za ten cały szantaż. Pierwsze, co wtedy zrobię, to będzie spranie tego żałosnego chłopaczka w taki sposób, że nie pozna go nawet własna matka.

Doprowadzam salę do porządku, włączam wszystkie urządzenia i przekręcam tabliczkę umieszczoną na drzwiach w taki sposób, żeby ukazywała teraz napis "otwarte". Mija kilkanaście minut, ale jak narazie nie pojawiają się żadni klienci. Wyciągam telefon komórkowy z kieszeni fartuszka i spoglądam na wyświetlacz. Czuję lekkie ukłucie zawiedzenia, bo Julia w dalszym ciągu się do mnie nie odezwała. Ale w końcu obiecała mi, że dzisiaj się zobaczymy, więc odliczam minuty do osiemnastej.

Przez chwilę się waham, ale w końcu postanawiam do niej zadzwonić.

Odbiera po czterech sygnałach, które wydają się być wiecznością. Na początku słyszę tylko jej miarowy oddech. Odzywa się dopiero po chwili.

— Halo? — Jej głos jest zaspany, a moje ciało momentalnie oblewa fala ciepła.

— Przepraszam, obudziłem cię? — pytam zakłopotany, przecierając wolną dłonią tył karku. Czuję, że nagle zaschło mi w ustach.

— Tak, ale to w zasadzie dobrze — odpowiada uprzejmie. — Powinnam już wstawać.

Przez chwilę milczymy. Jest tyle rzeczy, które chciałbym jej jeszcze powiedzieć, ale nie przez telefon.

— Ja... — odzywamy się jednocześnie, co powoduje, że parskam cichym śmiechem.

— Mów pierwszy — rzuca pospiesznie. Nie widzę jej, ale jestem niemalże pewny, że się uśmiechnęła.

— O której chciałabyś się dzisiaj zobaczyć? — wypalam, starając się brzmieć na jak najbardziej wyluzowanego. Efekt jest jednak odwrotny; w połowie zdania w dziwny sposób łamie mi się głos, przez co brzmię porównywalnie do piszczącego kurczaka.

— Och... — mówi, po czym na kilka sekund po drugiej stronie słuchawki zapada cisza. A ja zaczynam panikować. Czyżby żałowała wczorajszej nocy? Może nie chce mieć już ze mną nic wspólnego? — Mam szlaban.

Na te słowa w myślach oddycham z ulgą, ale jednocześnie marszczę brwi.

— Czy to przez to, że wczoraj tak późno wróciłaś?

— Tak, można tak powiedzieć — odpowiada znużona. Przez chwilę milczy, a potem jej głos staje się cichszy. — Chyba, że...

— Chyba, że? — pytam, kiedy po dłuższym czasie nie doczekuję się dokończenia przez nią wypowiedzi.

— Możesz wejść przez okno — wypala.



Julia

Tym razem to on milknie, a ja z każdą sekundą zaczynam coraz bardziej żałować podzielenia się z nim tym zwariowanym pomysłem.

To w zasadzie może być najgorszy pomysł, na jaki wpadłam.

— Ech... — Słyszę wahanie w jego głosie.

— Nie musisz się zgadzać — wykrzykuję z prędkością światła. — Nie powinnam-

— Będę u Ciebie po osiemnastej — oznajmia spokojnym głosem. — Właśnie ktoś wszedł do kawiarni, więc muszę kończyć. Ale widzimy się niedługo, Walton.

Odkłada słuchawkę, a ja przez dobre parę sekund po prostu wpatruję się w ścianę.

Powiedział do mnie po nazwisku. Nie robił tego od przeszło dwóch lat. Tak naprawdę zdążyłam już zapomnieć, że kiedyś się tak do mnie zwracał. W zasadzie to robił to tylko w konkretnych sytuacjach – zawsze, kiedy zaskakiwałam go nagłymi przypływami spontaniczności. Kiedy wymawiał moje nazwisko, w jego głosie każdorazowo słyszałam podziw. A teraz czuję znajomy przewrót w żołądku i wzrost temperatury mojego ciała.

Jest dziesiąta piętnaście. Za mniej więcej osiem godzin Emmett Harris będzie w moim pokoju.

Nie jestem już w stanie racjonalnie myśleć. W sekundę zrywam się z łóżka i biegnę w stronę łazienki. Potrzebuję zimnego prysznica, żeby nieco się otrzeźwić. Odkręcam wodę, zrzucam z siebie koszulę nocną i pozwalam lodowatemu strumieniowi nieco mnie otrzeźwić. Po umyciu sięgam po swój puchaty szlafrok, zawiązuję turban na głowie i wsuwam na siebie kapcie. Ciężkim krokiem kieruję się w stronę schodów.

Najchętniej w ogóle nie ruszałabym się z pokoju, żeby uniknąć konfrontacji z moim tatą, ale zdążyłam zrobić się bardzo głodna. Powoli przekraczam próg kuchni. Ku mojemu zdziwieniu jest pusta, tak samo, jak salon. Wyglądam za okno i z ulgą stwierdzam, że nie ma go jeszcze w domu. Wiem, że prędzej czy później się pogodzimy, ale jego wczorajsze słowa naprawdę cholernie mnie zraniły.

Włączam ekspres do kawy. Z szafki wyciągam masło orzechowe, którym smaruję dwa pełnoziarniste tosty, a następnie kroję banana w plasterki. Całość umieszczam na talerzu, a już po chwili z kubkiem w jednej ręce i talerzem w drugiej kieruję się do salonu.

Za każdym razem kiedy przypominam sobie, że dzisiaj go zobaczę, czuję dziwny ścisk w żołądku. To coś w stylu ekscytacji pomieszanej ze strachem. To uczucie mi się podoba.

W ciągu dnia próbuję jeszcze się pouczyć, ale idzie mi to bardzo średnio. Jestem dzisiaj zbyt rozkojarzona. Zamiast tego przeglądam więc telefon i SMSuję z Peggy. Nie chcę zdradzać jej jeszcze szczegółów poprzedniej nocy, bo mam zamiar zrobić to na żywo. Tak naprawdę mam jej sporo do opowiedzenia. Ostatnio nie miałyśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Moja przyjaciółka nie wie jeszcze nawet o całej tej porąbanej historii z Brunem.

Mój tata wraca do domu około czternastej. Nie schodzę na dół, żeby się z nim przywitać. Nie mam do tego głowy.

O siedemnastej zaczynam się szykować. Nie mam zamiaru przesadzać, bo nie chcę, żeby coś sobie pomyślał. Ale jednocześnie chcę wyglądać ładnie. Zakładam na siebie czarne jeansy z prostymi nogawkami i zielony top na ramiączkach, który ładnie opina mój dekolt. Psikam się mgiełką o zapachu jaśminu i stawiam na lekki makijaż. Z każdą minutą czuję co raz większe podekscytowanie. Około 17:50 zabieram się za szybkie ogarnięcie pokoju. Na szczęście nie ma tego aż tyle, bo staram się na bieżąco utrzymywać czystość.

A potem już tylko czekam. Siadam na brzegu łóżka i co chwilę nerwowo zerkam na ulicę. Moje serce bije w przyspieszonym tempie, bo wiem, że w każdym momencie może się pojawić.

Mój pokój umiejscowiony jest w taki sposób, że wejście do niego przez okno z parteru jest trudne, ale możliwe. Pod moim oknem stoi dobudowany garaż, na który wystarczy się wspiąć, a potem przejść kawałek po jego krawędzi i podciągnąć się około metra w górę. Sama nigdy się na to nie odważyłam, ale powiedzmy, że to nie będzie pierwszy raz, kiedy Emmett to robi.

Na chwilę odwracam wzrok. Podrywam się, kiedy słyszę ciche pukanie w szybę. Momentalnie oblewa mnie fala ciepła.

Jednak przyszedł.

Podchodzę do okna i otwieram je tak cicho, jak tylko potrafię. Zerkam w dół. Kiedy widzę, jak nieporadnie stara się podciągnąć, mimowolnie szeroko się uśmiecham. Zdecydowanie nie robi tego z gracją.

W końcu udaje mu się wdrapać na mój parapet, ale chwilę później traci równowagę i upada głową w dół na podłogę. Nie mogąc się już powstrzymać, parskam głośnym śmiechem. Obserwuję go leżącego na plecach, ciężko oddychającego i rzucającego mi sfrustrowane spojrzenie.

— Kiedyś to było łatwiejsze! — broni się, ale widząc moją minę po chwili sam wybucha niekontrolowanym śmiechem.

Udaje nam się uspokoić dopiero po dobrych dwóch minutach. W kącikach oczu mam łzy, a policzki powoli zaczynają mnie boleć od śmiechu. Całe zdenerwowanie upływa ze mnie w jednej sekundzie. Emmett w końcu wstaje, po czym od razu rusza w moją stronę. Zatrzymuje się w odległości kilku centymetrów ode mnie. Czuję ciepło jego ciała.

— Cześć — mówi, intensywnie się we mnie wpatrując. W jego ciemnych oczach cały czas widzę radosne iskierki.

— Cześć.

Zanim zdążę zorientować się, co tak naprawdę się dzieje, on łapie mnie za talię i przyciąga do siebie. Nasze usta stykają się w namiętnym pocałunku. Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i pozwalam mu się prowadzić. Jednocześnie moje nogi robią się jak z waty, więc jestem mu wdzięczna, że trzyma mnie mocno.

Odrywamy się od siebie po kilkunastu sekundach. Nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy, przygładzam lekko włosy i wodzę wzrokiem po pokoju. Po chwili uświadamiam sobie, że on robi to samo.

— Dawno mnie tu nie było — zauważa. — Tęskniłem za tym miejscem.

— Siadaj — mówię z uśmiechem, pokazując mu miejsce na posłanym łóżku.

Zajmuje miejsce obok mnie, w dalszym ciągu uważnie mi się przyglądając. Zastanawiam się, czy kiedyś ten jego intensywny wzrok przestanie mnie zawstydzać. Czuję go na sobie z każdym moim ruchem.

— Jesteś pewna, że nie zostaniemy przyłapani? — pyta, kiedy siadam obok niego, i znowu przysuwa się bliżej mnie. Łapie za jeden z moich kosmyków i zaczyna obkręcać go sobie wokół palca wskazującego. Napięcie pomiędzy nami powoli zaczyna sięgać zenitu.

— Nie — wyszeptuję, starając się uspokoić bicie mojego serca. To trudne, kiedy jest zdecydowanie za blisko mnie. Odchrząkuję cicho. — Tata nie odzywał się do mnie od rana i wątpię, że dzisiaj to zrobi.

— Przykro mi, że tak wyszło — odpowiada, nagle poważniejąc. Jego ręka wędruje teraz na mój policzek, i zaczyna mnie delikatnie po nim głaskać. — Chcesz o tym porozmawiać?

— Nie. — Przybliżam swoją twarz do jego. Nasze wargi niemalże się dotykają. — I niczego nie żałuję.

Nie zastanawiając się nad tym niepotrzebnie długo, zmniejszam dystans między nami i tym razem to ja go całuję. Napieram swoimi ustami na jego wargi. Są ciepłe, niemalże mnie parzą. Przez chwilę mam nad nim przewagę, ale w końcu udaje mu się dorównać, i teraz całujemy się z jeszcze większą siłą. Wraz z każdą sekundą stajemy się mniej ostrożni. Jego ręka ląduje na moim udzie. Na początku jego palce delikatnie na nim spoczywają, ale im intensywniejszy jest nasz pocałunek, tym mocniej zaciska je na moich jeansach. Jego druga ręka spoczywa na mojej talii, a nasze oddechy przyspieszają. Nie chcę się od niego odrywać. Chcę zapomnieć o tym, czego się ode mnie wymaga, i w końcu zacząć tak naprawdę żyć. Popycham go na materac. Przez chwilę wydaje się być nieco zdziwiony, ale już po chwili przyciąga mnie do siebie, i teraz on leży na plecach, a ja jestem na nim. Jego dłonie zaczynają wędrować po moich plecach. Kiedy jedna z nich zatrzymuje się na mojej nagiej skórze, w miejscu, gdzie mój top się kończy, moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Kosmyki moich włosów opadają mu na twarz, ale teraz nam to nie przeszkadza. Czuję, jak jego klatka piersiowa powoli unosi się i opada. Jego palce coraz mocniej zaciskają się na mojej nagiej skórze, tak, że jestem już na granicy bólu. Ale nie zważam na to teraz. Chcę dalej smakować jego ust.

Ale on nagle gwałtownie się ode mnie odrywa. Łapie mnie za ramiona i delikatnie zsuwa ze swojego ciała.

— Kurwa — rzuca na bezdechu, po czym wstaje z łóżka, podchodzi do okna, i je otwiera.

Jego włosy są rozczochrane, a na twarzy zauważam duże, czerwone wypieki, bardzo widoczne na jego bladej cerze. Ale nie widzę jego twarzy zbyt długo, bo już po chwili wychyla głowę za okno i zaczyna głęboko oddychać.

— Zrobiłam coś nie tak, czy-

Nie zdążam dokończyć zdania, bo przerywa mi głośne pukanie do pokoju. Czuję, jak cała krew odpływa mi z twarzy. Emmett odwraca się w moją stronę, i patrzymy na siebie z przerażeniem, a żadne z nas nie odważy się nawet drgnąć.

— Julia? Jesteś tam?

Emmett rozkłada bezradnie ręce, a ja zaczynam gorączkowo myśleć.

— Szafa — mówię bezdźwięcznie, jedynie poruszając ustami. Przez chwilę rzuca mi niedowierzające spojrzenie, ale kiedy odpowiadam mu morderczy wzrokiem, posłusznie kieruje się w stronę szafy i się w niej zamyka.

— Jestem! — wykrzykuję, przygładzając swoje włosy, a następnie starając się rozprostować lekko pogniecioną narzutę na łóżku. Podnoszę się z łóżka i staję pomiędzy nim, a biurkiem.

Mój tata wchodzi do pokoju, powoli otwierając drzwi. Spoglądam na niego, modląc się w duszy, że Emmett lada chwila nie wypadnie z tej pieprzonej szafy. Z całych sił staram się wyglądać na niewzruszoną, a moje umiejętności aktorskie znowu się przydają. Odchrząkuję cicho, spoglądając wyczekująco na tatę.

— Co robisz? — pyta. Jego głos brzmi łagodnie, zupełnie inaczej, niż wczorajszej nocy. Staje w lekkim rozkroku i co chwilę przerzuca ciężar ciała z jednej nogi na drugą.

— Uczę się — wypalam bez zastanowienia.

Tata rozgląda się po pokoju, na chwilę zatrzymuje wzrok na biurku, po czym unosi jedną brew ku górze.

— I nie używasz żadnych książek ani notatek?

Z przerażeniem spoglądam na moje biurko, które jest całkowicie puste. Zdążyłam już zapomnieć, że przed przyjściem Emmetta je uprzątnęłam.

— Czytałam notatki na telefonie — rzucam na poczekaniu. Mój rodziciel kiwa głową, i wydaje się to być dla niego logicznie wytłumaczenie.

— Chciałem cię przeprosić — wypala nagle. Całkowicie wybita z tropu marszczę brwi. — Nie powinienem był mówić do ciebie w ten sposób. Wiem, że masz swój własny rozum, i jesteś na tyle dorosła, żeby sama podejmować decyzje.

— Dziękuję, tato — wydukuję, w dalszym ciągu będąc w kompletnym szoku.

— Dobrze się czujesz? — pyta nagle, robiąc kilka kroków w moją stronę. Znajduje się teraz niebezpiecznie blisko szafy. — Jesteś cała czerwona. Masz gorączkę?

— Nie, czuję się dobrze. — Robię kilka kroków w tył. — Tylko trochę tu gorąco, dlatego otworzyłam okno.

— Faktycznie, im bliżej lata, tym bardziej robi się tu duszno. Musimy w końcu założyć na górze klimatyzację. — Przez chwilę przerzuca wzrok na szafę, a ja zaczynam w myślach układać własny testament. Ale sekundę później znowu patrzy na mnie. — Jules, nie chcę, żebyśmy się kłócili. Wiem, że nie mam prawa ci mówić, z kim masz się spotykać. Po prostu... Dwa lata temu byłaś w kompletnej rozsypce. Tygodniami nie wychodziłaś z pokoju, porzuciłaś swoje pasje, co noc słyszałem, jak płaczesz w poduszkę. — Patrzy na mnie z powagą. — Starałaś się to przede mną ukryć, ale i tak to zauważyłem. I czułem się okropnie, bo wiedziałem, że nie mogę nic z tym zrobić.

— Tato...

— Nie wiem, co się wtedy stało, ale wiem, że to miało związek z twoim kolegą w czerwonym mercedesie. — Przełyka ślinę. — Nie chcę, żebyś znowu miała złamane serce. Nie mogę na to pozwolić.

Nie mam pojęcia, co mogę mu na to odpowiedzieć. Przygryzam lekko dolną wargę. Czuję dziwny szum w uszach. Emmett to wszystko usłyszał. Usłyszał, przez co wtedy tak naprawdę przechodziłam. Nigdy nie miał się o tym dowiedzieć.

— Przeprosiny przyjęte — mówię cicho, zmuszając się do uśmiechu. — Kocham cię, tato. — Podchodzę do niego i go ściskam.

— Ja ciebie też, córeczko. Nie będę ci już przeszkadzał w nauce.

Kiedy zamyka za sobą drzwi, wydaję z siebie ciche westchnięcie. Podchodzę do szafy i ją otwieram. Stoi oparty o wnętrze szafy, i przez chwilę nie widzę jego twarzy, bo jest zakopana w ubraniach wiszących na wielokolorowych wieszakach. Kiedy w końcu się z nich wydostaje, widzę, że coś się zmieniło. Znowu patrzy na mnie z dziwnym dystansem.

— Przepraszam cię za to — zaczynam, starając się jakoś odratować sytuację. Niepewnym ruchem biorę go za dłoń i prowadzę w stronę łóżka. Siadam, a on robi to samo, ale cały czas się nie odzywa, a jego wzrok jest nieobecny. Nie patrzy mi w oczy, tylko na jakiś bliżej nieokreślony punkt na jasnofioletowej ścianie naprzeciwko drzwi. Nie puszcza mojej ręki, ale też jej nie trzyma.

A ja zaczynam panikować. Zdaję sobie sprawę z tego, że usłyszenie czegoś takiego mogło nie należeć do najprzyjemniejszych momentów w jego życiu. Ale co mam z tym teraz zrobić?

— Co ja ci zrobiłem? — odzywa się po czasie, który wydaje się być wiecznością.



***

Miłego dnia/popołudnia/wieczora, w zależności od tego, kiedy to akurat czytacie! haha

Kocham Was wszystkich bardzo!!!

Pokračovat ve čtení

Mohlo by se ti líbit

9.3K 549 39
Druga część opowiadania "Mechanical love". Zdaję się, że prawdziwej miłości nie można rozdzielić. Jednak co jeśli powraca przeszłoś? Co jeśli podejmi...
460K 37.6K 39
Każdy z nas się czegoś boi. Każdy z nas ma coś, od czego najchętniej trzymałby się z daleka. Jednak nie zawsze jest to takie łatwe. Życie uwielbia si...
183K 7.9K 42
Shawn Mendes, dla swoich fanów prawdziwy ideał, dla znajomych król imprez, dla kobiet obiekt westchnień. Powracając z trasy koncertowej do swojego ro...
1.1K 117 19
Wczoraj wrogowie, dziś przyjaciele, jutro para. Czy to ma szansę przetrwać? A może rozpadnie się przy pierwszej lepszej okazji? Zapraszam na historię...