I go solo

h0esonly

930 74 1

My, dzieci bogatych ludzi kochamy inaczej. Dwoje ludzi nagle zmienia się o 180 stopni, a gdy zdają sobie z te... Еще

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
24
25
26
27
28
29
30
31

23

16 2 0
h0esonly

Wysiadłam na Tall Pine Road 16. Samochód za mną odjechał, a ja kierowałam się do środka domu, w którym było słychać, że coś się dzieje.

Weszłam do środka. Było dużo osób, ale na tamten moment było spokojnie, nikt nie skakał, nie rzucał się tylko bardziej tańczyli w miejscu i rozmawiali. Impreza dopiero się zaczęła, więc jeszcze był czas na rozruszanie.

-Yo! Od kogo jesteś?-na wejściu zaczepił mnie jakiś przeciętny chłopak.

-Mateo.-odparłam pewnie. Nie znałam jego nazwiska, więc czekałam czy imię mu wystarczy.

-O! Jest w kuchni!-ten gość sam się dobrze bawił. Kto tak się interesuje innymi?

Kroczyłam polowi w stronę kuchni patrząc na wszystkich ludzi. Przyznam, że trochę ich było.

Gdy byłam już dość blisko, ale i tak nie wystarczająco Mateo już mnie zauważył.

Po co ja tu przychodziłam.

-Hailey!-ucieszył się. Pomachałam w jego stronę oglądając ludzi, z którymi stoi. Chłopak podszedł do mnie i chciał mnie objąć. Zrobił to, ale nie odwzajemniłam.
W skrócie, zaczął przedstawiać mnie swoim znajomym jakbyśmy się znali niewiadoma ile. Dziwnie się wtedy czułam.-Pijemy?-zapytał bardziej rozkazując i zaczął nalewać do 5 kieliszków. Napiliśmy się po czym po pomieszczenia przyszedł właściciel. Podgłośnił muzykę i zaprosił wszystkich na ,,parkiet".

Cały dom zebrał się w tym jednym miejscu. Koledzy Mateo zaczęli mnie omijać, aby dość na środek pokoju, jednak dopiero przedostatni zaprosił mnie do tańca.

-Chodź z nami.-machnął ręką w swoją stronę. Zgodziłam się.

Tym razem leciały angielskie piosenki. Bardzo głośne, szybkie i ruchliwe. Wszyscy skakali i śpiewali, bo wszyscy tam znali słowa.
Tańczyłam otoczona chłopcami, zastanawiałam się czemu jest tak mało dziewczyn.

***

*Perspektywa Bryce'a*

Siedziałem w swoim ciemnym pokoju, nie umiałem się na niczym skupić.
Nagle ktoś zniszczył mój spokój. Jeśli można to tak nazwać.

-Jezu Bryce...-przeciągnął Alex jakby przestraszony, po czym zapalił światło co mnie oślepiło. Zamknąłem gwałtownie oczy ukryłem twarz w dłoniach.

-Co gdybym spał?!-zapytałem. To było niepoważne. Albo ja byłem przewrażliwiony...

-Co ci się stało?-nie odpowiedział na moje pytanie.

-Nic.-rzekłem stanowczo.

-Aha! Dlatego siedzisz w ciemnym pokoju?-brzmiał jakbym popełnił przestępstwo.

-Odpalałeś wczoraj fajerwerki z Hailey w parku?-spytał bez sensu.

-Co?-nie wiedziałem czy żartuje czy nie.

-Nic.-zrezygnował.-czemu nie było cię w szkole?-kolejne pytania, na które nie byłem w stanie odpowiedzieć, a bardziej nie wiedziałem czy chce.

Wyłączyłem się na chwile.

-Stary?!-krzyknął.

-Nie wiem co ci powiedzieć...-oznajmiłem cicho.

-Nie wiem, może prawdę!-denerwował się. Przez chwile była cisza. Słyszałem jego oddechy. Uspokajał się.-chodzi o Hailey?-gwałtownie na niego spojrzałem.

Nikomu nie mówiłem o mnie i dziewczynie. Wiedziałem, że ja i Alex się przyjaźnimy, ale jednak coś mnie zatrzymywało.

-Skąd wiesz?-bylem zdezorientowany.-kiedy się dowiedziałeś?-dopytywałem.

-To widać.-rzekł szczerze.-jak się przyjrzysz.-dodał.-wtedy na hali gimnastycznej widziałem jak na nią patrzysz.-przypomniałem sobie.

Coś w środku mnie zgasło, a za razem zapaliło się. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Polubiłem dziewczynę, tym razem na serio. Przez te moje ciągłe zabawy nie wiedziałem co mam robić i to mnie niszczyło.

-Co się stało?-dodał po chwili.

-Sam nie wiem...-zacząłem.-wszystko szło idealnie. Ostatnio pokłóciła się z mamą i od tamtej pory bardzo mnie unika.-nie opisałem tego dobrze. Alex nie wie jaka jest u niej sytuacja.-oboje wiemy jaka kiedyś była, albo wciąż jest, bo teraz nie umiem stwierdzić.-nie rozumiałem tego co mówię.-próbowałem z nią porozmawiać, ale nie mam jak, ona jest w to zbyt dobra!-zacząłem podnosić głos.

-To jest Hailey Martinez.-nie uspokoiło mnie to.

-No właśnie kurwa!-podniosłem się z łóżka, wstałem i podszedłem pare kroków do chłopaka gdy moje oczy stawały się szklane.-wiesz kto podpalił to pierdolone boisko? Albo kto odpalał fajerwerki w PUBLICZNYM PARKU? Tam gdzie są drzewa, ludzie i zwierzęta!-krzyczałem dużo głośniej.-Hailey! To była ona! Nie wiem co jeszcze zdarzyła zrobić przed te dni, ale to nie jest dziewczyna, którą ja znam i myśle, że to nie jest ta, którą chciałaby zostać.-skończyłem czekając aż blondyn coś powie, ale na marne.-ja ją naprawdę lubię...-złamał mi się głos, a łzą brakowało sekundy, aby spłynąć.

-Chce ci pomóc.-oznajmił Alex bardzo cichym głosem.

-Mógłbym próbować wszystkiego, ale to jest ona. Nie dam rady jeśli ona nie będzie tego chciała.-to było dla mnie zbyt trudne.

CZEMU JA NIC NIE ROZUMIEM!

-Nie wiem gdzie mogłaby teraz być...-oddychałam głęboko powstrzymując płacz.-nawet jeśli bym wiedział to nie mógłbym nic zrobić.-blondyn uważnie mnie słuchał.-nawet się nie martwię czy się z kimś teraz liżę, czy leży w swoim łóżku, ja po prostu chce wiedzieć o co chodzi.

Przyjaciel nie miał słów. Nie dziwie się. Nie wiem jak ja bym doradził w takiej sytuacji.
Cofnąłem się z powrotem na łóżko.

-Dziwie się czemu ja się nie domyśliłem.-zboczył trochę z tematu.-przez ostatni czas byłeś taki szczęśliwy, pełen życia.-dopiero gdy mi o tym powiedział zacząłem to zauważać.-przecież wtedy na plaży nie zostawiłeś jej na krok...-podśmiał się.-ale ja jestem głupi.-zaczął się bardziej śmiać.-jeśli ona sprawia, że jesteś szczęśliwy, to wyobraź sobie...-wtedy się zaczęło.-pewnego dnia zobaczysz ją trzymającą za rękę kogoś innego...-nie spodziewałem się tego.-kogoś, kto wykorzystał twoją szansę.-nie podobało mi się to.-ona nawet cię nie zauważy, bo będzie zbyt zajęta śmianiem się z jego głupiego żartu, a widzenie tego pięknego uśmiechu i uświadomienie sobie, że nie jesteś jego powodem złamie ci serce. I wtedy do ciebie dotrze: ,,to była ona. To zawsze była ona".-to było za mocne. Zacząłem analizować jego słowa. Była chwila ciszy. Alex czekał, aż coś powiem, ale nie zapowiadało się na to.

-Opisz mi co...-wiedziałem co chciał powiedzieć, więc mu przerwałem.

-Ona jest inna.-bardzo pospolite słowa, ale to właśnie była ona.-Ona wydawała mi się być taka ciekawa. Czułem, że to nie jest taka dziewczyna, że skoro wszyscy ją znają to pewnie jest głupia, pusta i zapatrzona w siebie. Ona była taka tajemnicza.-mówiłem prawdę.-Nie wiem jak ona to zrobiła, naprawdę nie wiem, ale mnie uwiodła.

-Jeśli to co mówisz jest prawdą, to ona była najlepszym co kiedykolwiek straciłeś, a ty przekonasz się o tym gdy będzie za późno.-rozumiałem co robi. Desperacko pchał mnie do działania. Bardzo to doceniałem. Naprawdę bardzo. Cieszyłem się, że przyszedł, że się martwił.-albo o nią walczysz, albo ją tracisz.

***

*Perspektywa Hailey*

Na początku wszystko było można powiedzieć, że dobrze. Dopiero później dowiedziałam się jak bardzo zmarnowałam swój czas.

Wszyscy tańczyli i się bawili gdy właściciel kładł na stół pustą, szklaną butelkę.

-Chodźcie! Gramy!-kazał i połowa ludzi do niego podeszła, ale ja nie miałam zamiaru się z nimi lizać.

To był dość duży stół, ale nie wszyscy się zmieścili. Niektórzy jeszcze tańczyli, chodzili do ogrodu i pewnie byli na pietrze.
Pomimo, że nie grałam to to wszystko oglądałam. Z perspektywy osoby trzeciej, jak tak o tym pomyslałam, to nie była to korzystna gra.
Kręcisz butelką i na kogo wypadnie z tym się całujesz. Ustami. Nieważne kto by to nie był.
Ale z drugiej strony nie mi oceniać. Robiłam to wiele razu z wieloma nieznajomymi.

-Hej...-przeciągnął ktoś męskim głosem. Pojawił się obok mnie jakiś niski Meksykanin. Zjechałam go nieświadomie wzrokiem z góry do dołu zapominając, że przydałoby się przywitać.-przyszłaś tu z osobą towarzyszącą czy sama? Nigdy cię tu nie widziałem.

-Aż tak często tu bywasz?-olałam jego pytanie.

-Pamiętałbym gdybyśmy się już kiedyś spotkali.-oznajmił po chwili.

-Co dla ciebie oznacza słowo ,,spotkali"?-rzekłam od razu. To miało pare znaczeń, np. rozmawiali, byli w tym samym pomieszczeniu, on by mnie zauważył, albo jeszcze coś innego.

-Myśle, że łatwo byłoby cię zapamiętać.-nie wiem czy to miał być podryw czy coś innego.

-Dzięki.-nie chciałam ciągnąć tematu, więc uznałam, że to komplement i odeszłam.

Musiałam iść do toalety, więc po paru nietrafionych próbach znalezienia, weszłam do prawidłowego pomieszczenia.
Zrobiłam to co miałam zrobić i stanęłam przy lustrze.
Nie wypiłam dużo i nie miałam zamiaru dlatego nic mi się nie działo. Czułam się zupełnie normalnie.

Wyszłam z łazienki i zaatakował mnie Mateo.

-Dobrze wyglądasz...-odparł bardzo dziwnym głosem, zajmując cały korytarz tak, żebym nie mogła przejść.

-Dzięki.-zrobiłam krok w prawo, ale chłopak też co sprawiło, że nasze twarze były bliżej. Szybko temu zapobiegłem odsuwając się gwałtownie.

-Czemu nie grasz?-machnął głową w stronę kuchni za ścianą. Położył dłonie po dwóch ścianach co chyba miało być atrakcyjne.

-Za wcześnie na takie coś.-nie powiedziałam prawdy.

-Nie sądziłem, że przyjdziesz.-Ok? Zmienił temat.-dlaczego mi nie napisałaś? Prosiłem.-tego się nie spodziewałam.

-Jakoś tak wyszło.-nie czułam, że musiałam mu się tłumaczyć. Szatyn odsunął się na jedną stronę przejścia pozwalając mi tym przejść.

Chciałam iść na ogród. Tak szybko jak otworzyłam drzwi tak je zamknęłam. Sami chłopcy. To nie był problem, ale... nie wiem o czym oni myśleli.

W pewnej chwili zagrała jakaś taneczna piosenka. Stałam zagapiłam, ale poczułam na sobie mocny uścisk. Mateo złapał za moją rękę dziwnie mocno i pociągnął myśląc, że od razu z nim pójdę.

-Chodź tańczyć!-rozkazał, a gdy widział, że wole odmówić pociągnął mnie podaż drugi, aż syknęłam pod nosem.

Będę udawać, że to się nie wydarzyło.

Chłopak przeciągnął mnie na środek pokoju i zaczął tańczyć. Ta muzyka nie należała do mojej ulubionej, ale trochę się kiwałam do rytmu.
Mateo, który stał przede mną zaczął znacząc z trasy i powoli mnie okrążał. To było bardzo niekomfortowe. Stanął za mną i czułam, że próbuje położyć swoje dłonie na moich biodrach, ale na to nie pozwoliłam k po prostu zeszłam z ,,parkietu". Zdenerwowało mnie to bardzo.

-Ej Hailey!-nie wiem skąd znał moje imię.-zagraj z nami!-zaprosił mnie do beer ponga jakiś czarnowłosy. Nie miałam nic do roboty, więc podeszłam.
Grali sami chłopcy. Pomyslałam, że będę pozytywnie nastawiona.

Rzucił jeden-nie trafił. Rzucił drugi-nie trafił. Rzucił kolejny-trafił, czarnowłosy pił. Później następny.-nie trafił. Była moja kolej. Rzuciłam piłeczką o stół, piłka odbiła się i trafiła do kubka. Ktoś tam wypił. Miałam to w dupie. Kolega rzucił i też trafił, ale nie zareagowałam, bo nie miałam zamiaru tego pić. Widziałam co tam wlewali i było to mocno menelskie.

-Ja nie pije.-rzekłam bez problemu.

-Weź!
-Ej...
-No musisz!-nie zmusiliby mnie, nie ważne co by powiedzieli.

-Napewno jesteś Hailey Martinez?-zapytał ironicznie jeden z nich. Stwierdziłam, że mu pokaże. Złapałam za piłeczkę i ledwo patrząc na kubek po prostu trafiłam i odeszłam.

Ci wszyscy ludzie mnie tam sprawdzali.

Podeszłam do drzwi na ogród i oparłam się o ścianę.

Nagle podeszła do mnie jakaś dziewczyna.

-Potrzymałabyś mi proszę?-podła mi swój kubek z jakimś napojem. Zauważyłam, że przed sekundą rozmawiała z jakąś grupką chłopców, a picie podała mi. Dobrze, że jest czujna.
Zgodziłam się, a ta jeszcze szybko wytłumaczyła się, że idzie do łazienki.

Gdy wracała i już ją widziałam z końca korytarza, drzwi obok mnie otworzyły się i do środka domu weszło czterech chłopców.
Czarnoskóra dziewczyna podeszła do mnie trochę zdezorientowana tak samo jak ja. Chwile się rozglądała, a gdy zabrała ode mnie drinka odezwała się.

-Też masz wrażenie, że jest tu dużo więcej chłopców niż dziewczyn?-upewniła się trochę zmartwionym tonem.

-To dość dziwne...-przedłużyłam. Nie wiedziałam czy właściciel nie miał koleżanek, czy o co mogło chodzić...
Nagle zza ściany było słuchać bardzo głośne, wesołe krzyki. Takie w stylu jakby grupa chłopców z podstawówki dowiedziała się, że ich kolega pobił rekord w flappy bird.

-Chciałabym wrócić do domu.-w ogóle mnie to nie zszokowało. To było bardzo niekomfortowe otoczenie dla dziewczyn, które nikogo nie znają.

-Wracaj.-przekonałam ją, że to dobry wybór.

-Nie mam jak.-wskazała na jakąś dziewczynę, bardzo szczęśliwą, tańcząca do muzyki. Była już wstawiona.-miała nie pić.

Chciałam wyjść na ogród i gdy już łapałam za klamkę ktoś mnie zawołał.

-Ej!-odwróciłam się.-zrób obrót.-chłopcy zaczęli się śmiać. Co za dojrzałość...

Do środka chciał wejść jakiś blondyn, ale puścił mnie przodem żebym wyszła, jednak jak już go ominęłam, ten zaczął gwizdać. Co to było za towarzystwo.

Chciałam obejść dom, żeby zobaczyć czy są jakieś siedzenia, ale poczułam dłoń na sobie.

-Hailey?-bardzo ładny dziewczęcy głos. Odwróciłam się i to była Desha. Dziewczyna z plaży.-Hej! Nie wiedziałam, że będziesz.

-Ja w sumie też.-taka prawda.

-Przyszłaś z Bryce'em?-zdała pytanie i nie zdąrzyłam odpowiedzieć, poprzedziła mnie kolejnym.-gdzie jest?

-Czemu miałabym z nim przychodzić?-to było dobre pytanie. Czarnoskóra wyglądała jakby mnie nie zrozumiała.

-Przecież wy...-nie dokończyła. Przerwałam jej tylko słowem ,,nie". Była zdezorientowana.-Jak to nie? Na plaży...-mówiła bardzo szybko.

-Nie...-wyszeptałam.

-Spędziliście ze sobą tam cały wieczór. Widziałam co robiliście!-próbowała obrócić to w coś śmiesznego, ale nie miałam zamiaru udawać. Ten wieczór już wystarczająco mnie dobił.

-Właśnie o to chodzi. Kiedy ludzie widzą dobro, oczekują dobra, a ja nie mam zamiaru spełniać niczyich oczekiwań.-odpowiedziałam zmęczonym tonem. Mina Dashy zmieniła się. Zrozumiała, że nie było się z czego śmiać.

-Czyli chodzi o ciebie?-już się domyśliła.

-Mam zepsuty charakter.-próbowałam wrócić do zgrywani twardzielami bez uczuć.

-To jest twój argument?-stała się oschła.

-Ja się nie bawię w takie rzeczy!-podnosiłam głos.-wole imprezować, ryzykować wyrzuceniem ze szkoły i dobrze się bawić.-kłamałam...

-Wyglądało to inaczej.-była podirytowana.-jeśli odcinanie go od twojego życia sprawi, że pozbędziesz się problemu...zrób to ale nie próbuj wracać kiedy zrozumiesz że to nie on byłam tym problemem. Bardziej go to zaboli.

Go to zaboli...

-Przeczysz sama sobie.-mówiła z sensem.-wyglądaliście na szczęśliwych. Zasługujecie na siebie.-nie wiedziałam do czego zmierza.-masz wyrobioną opinie, ale wtedy naprawdę uwierzyłam, że nie jesteś taka...-dziewczyna głęboko westchnęła.-naprawdę krzywdzisz chłopaka, który zrobiłby dla ciebie wszystko?

Kurwa.

Zabolało mnie to strasznie. Nie te słowa o mnie tylko o nim. Jak ja mogłam tak zrobić. Nie wzięłam go w ogóle pod uwagę. Nic mu nie powiedziałam. Zostawiłam go bez żadnej wiedzy. Jak on się musiał wtedy czuć? Co ja zrobiłam...

Nie skomentowałam tego. Nie było czego komentować. Mówiła prawdę. Nie chciałam się stawiać.

Podeszłam do drzwi gwałtownie za nie ciagnąć. Weszłam do środka domu i kierowałam się do wyjścia. Nie miałam siły tam siedzieć.

Gdy przeszłam przez pół domu złapał i pociągnął mnie za nadgarstek Mateo. Czemu on to robił tak agresywnie?

-Hej, może chciałabyś...-o nie.-pójść do sypialni, pogadamy...?-co to miała być za propozycja?

-Nie!-rzekłam prześmiewczym głosem. Nie spodobało mu się to.

-A może jednak?-ścisnął mnie bardziej jednak mocno mu się wyrwałam.

-Czekałeś tyle dni, żeby mnie tu sprowadzić tylko po to, żeby powiedzieć taki tekst?-miałam już wszystko w dupie.

-Przyszłaś tu, więc o kim to świadczy źle?-próbował mi coś zasugerować.
Jak w zwolnionym tępie widziałam jak znowu mnie szarpie za ramie, więc sięgnęłam do swojej torebki, która wisiała otwarta leży moim biodrze i złapałam za gaz pieprzowy. Trzymałam palec na ,,maszynie" przez nie więcej niż sekundę, aż chłopak w końcu się odsunął.

Poszłam zdenerwowana do wyjścia. Trzasnęłam drzwiami, a przed domem stała czarnoskóra dziewczyna, która dała mi do przetrzymania swojego drinka.
Pamiętałam, że chciała wracać do domu. Podchodząc do niej wyciągnęłam pieniądze z torebki, szybko je przeliczyłam, a gdy byłam już obok niej wystawiłam do niej szybko rękę czekając, aż da swoją.

-Spadaj stąd jak najszybciej.-kazałam, a gdy przyjęła pieniądze odeszłam.

Nie miałam zamiaru czekać tam na taksówkę. Chciałam szybko być w domu. Wiem, że było to nie odpowiedzialne wracanie samemu w nocy do domu, ale miałam za dużo adrenaliny w sobie, żeby się tym martwić.

Szłam tylko pare minut, a zdarzyła się skończyć droga zabudowana. Nie było domów, budynków, ani nic. Tylko droga i po obu las.

Jednak przydało mi się sprawdzić, ile trwa droga na piechotę.

Było dość zimno, nie miałam bluzy.
Co pare minut przejeżdżał jakiś samochód, nie było oświetlenia. Nie wiedziałam gdzie idę, bo zamiast włączyć nawigację to postanowiłam posłuchać swojej głupiej intuicji.

Co ja gadam przecież wiedziałam gdzie idę. Miałam za dużo negatywnych emocji w sobie.

Beznadziejna impreza! Chujowo ludzie! Muzyka do bani! Alkohol z kibla! Wszystko było do dupy!

Szłam tak przez 15 minut narzekając na życie.
Szłam na samym brzegu jezdni, centymetry ode mnie był las. Droga była zrobiona wyżej.

Czemu jestem taka? Co poszło nie tak? Kiedy zmieniłam się w tak złą osobę? Co ja miałam w głowie podpalając boisko? Mogłam zjarać całą szkołę! Po co robiłam to show na stołówce? Co we mnie wtedy wstąpiło? Co on mi złego zrobił, że go tak potraktowałam?

Odwróciłam się gwałtownie za siebie, oślepiło mnie światło zbliżającego się samochodu. Próbowałam utrzymać równowagę, ale nie udało mi się. Spadłam na dół upadając na kamienie, liście, patyki i kto wie co jeszcze.

Matka miała racje, rozczarowałam wszystkich.

Znowu.

Stoczyłam się na sam dół, czyli jakiś metr od jezdni. Musiałam zostać przytomna, musiałam dojść do domu.
Podniosłam się na kolana podpierając rękami. Wzięłam głęboki oddech i wstałam na nogi. Jednak gdy już stałam, lewą się nade mną ugięła. Ewidentnie byłam ranna, ale nie odchodziło mnie to. Nawet gdybym się przejęła to co mogłam zrobić?

Wyciągnęłam się z powrotem na jezdnie, delikatnie kulejąc kierowałam się przed siebie.
Po paru minutach czułam jak pojedyncze krople krwi powoli spływają po moich nogach.

Zostały mi dwie minuty do domu. Byłam już w terenie zabudowanym. Poznawałam otaczające mnie domy. W większości były zgaszone światła, cisza i spokój. Wlasnie wtedy zrozumiałam, że zmarnowałam wieczór.

Zostały mi dwa domu do ominięcia. Pierwszy państwa Betty i Bob'a Marley, a drugi... Noeli i Andrew Flores.

Szłam patrząc na swoje obolałe nogi.
Przeszłam obok wielkiej posesji Marley'ów. Zdąrzyłam uspokoić się przez całą drogę. Zimne powietrze orzeźwiło moją głowę.

Ich dom był wielki. Sam dom stał daleko. Najpierw był wjazd, który był potężny, trochę trawy, światła, a dopiero później dom. Piętro i poddasze, piękne, duże drzwi wejściowe i wysokie okna.

Przechodziłam obok furtki, byłam zamyślona, aż zapaliło się światło przed ich domem. Światło dochodziło do końca ulicy.
Zatrzymałam się gwałtownie patrząc na okna. Wszędzie były zgaszone światła.
Spojrzałam na każde po kolei, bardzo uważnie. Czułam, że zaraz coś się stanie.

Już miałam iść, ale światło w oknie na pietrze zapaliło się. Ujrzałam bruneta. Patrzył prosto na mnie.

Zauważyłem ją w oknie.

Dałam rade zauważyć zdziwienie, albo strach w jego twarzy.

Zaniemówiłem.

Patrzył na mnie tylko przez chwile, a gdy zniknął wiedziałam, że do mnie biegnie.

Musiałem ją w końcu dogonić.

Zaczęłam mocno przyspieszać do domu. Rana na nogach mi nie pomagały, ale biegłam. Otworzyłam furtkę i przebiegłam przez cały wjazd.

Wybiegłem przez drzwi domu.

Stałam przed drzwiami. Zaczęłam bardzo głośno pukać, bo zapomniałam, że nikogo nie było.

Musiałem dać radę.

Dwie sekundy zajęło mi zorientowanie się, że ich nie ma. Sięgnęłam po kluczę, ale nie mogłam ich złapał w torebce.

Przebiegłam przez wjazd. Czułem, że tym razem się uda.

Wyciągnęłam i zaczęłam szukać zamka do drzwi. Byłam w zbyt dużym pośpiechu, żeby lampa nade mną pomogła mi znaleść miejsce na kluczyk.

Wbiegłem do niej na posesje. Widziałem ją. Boże, jak się ucieszyłem.

Słyszałam jego kroki. Był już na moim podwórku.

-Hailey!-wolałem błagając.

-Hailey!-usłyszałam jego głos. Był coraz bliżej.
Otworzyłam drzwi i czym prędzej weszłam do środka.

Otworzyła drzwi
-Hailey, proszę!-bieglem dalej.

Był już blisko.
-Hailey, proszę!-serce mi pękało.
Zamknęłam drzwi na klucz.

Sekunda mnie od niej dzieliła. Zawiodłem się.
-Proszę wpuść mnie!-stałem twarzą do drzwi.

-Proszę wpuść mnie!-krzyczał błąkającym głosem.

-Hailey, proszę...-zacząłem się poddawać.

-Hailey, proszę...-łamał mu się głos.

Oparłem rękę o drzwi, które nas dzieliły. Brałem głębokie wdechy.

Uciszyło się. Wszystko stało się bezdźwięczne. Oparłam się plecami o drzwi zastanawiając się czy wciąż tam stoi czy sprawiłam, że przestał wierzyć.

Nie mogłem tak po prostu odejść. Byłem zbyt blisko, żeby ta jedna sekunda mnie powstrzymała.

Łzy napływały mi do oczu. Sama sobie to zrobiłam.

-Ja też się boje...-mówiłem cicho z nadzieją, że mnie słyszy.

-Ja też się boje...-usłyszałam po chwili. Jego głos mnie uspokoił, ale za razem bardzo zabolał.

-Ale czuje, że jesteś tego warta...-dodałem po chwili.

Poczułam ucisk w sercu, łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

Zastanawiałem się czy mówić coś jeszcze. Nie wiedziałem czy tam stoi czy nie. Nie chciałem się tak czuć.

Milczał przez chwile.
Zaczęłam czuć jak nogi mi się trzęsą, ledwo stałam.

-Obiecałem sobie, że nigdy się w tobie nie zakocham, ale była 4 nad ranem i śmialiśmy się tak bardzo, że pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem się szczęśliwy. Już wtedy wiedziałem, że przepadłem.-powiedziałem wszystko.

Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Coś we mnie ożyło. Ja na niego nie zasługiwałam.

Ja na nią nie zasługiwałem.

-Bycie samej nigdy nie było trudne, dopóki nie poznałam ciebie.-czułam, że muszę się odezwać.

Usłyszałem ją. W końcu usłyszałem jej głos. Tak bardzo się ucieszyłem.

-Naprawdę nie chce cię teraz stracić.-zaczęłam tracić oddech, a mój głos stał się łamliwy.

-Naprawdę nie chce cię teraz tracić.-zrobiłbym wszystko, żeby móc ją przytulić.

-Teskie za tobą bardziej niż sądziłam, że będę.-nie mogłam przestać mówić.

Ciągle mówiła. Tak bardzo cieszyłem się, że jestem obok niej, ale i tak nie wystarczająco blisko.

-Nigdy nie czułam się przy kimś tak bezpieczna jak przy tobie.-dodałam po paru oddechach.-Poznałeś mnie akurat gdy sama nie wiedziałam kim jestem.-wtedy powiedziałam już wszystko.

Byłem tak szczęśliwy. Wtedy już wiedziałem.
-Daj mi to naprawić.-prosiłem, wręcz błagałem. Mówiłem spokojnie, bo byłem spokojny. W końcu.

-Daj mi to naprawić.
Znowu czułam się bezpiecznie. Czułam, że mogę mu się poddać.
Odsunęłam się od drzwi i przekręciłam zamek.

Usłyszałem przekręcanie zamka.
Odsunąłem się gwałtownie od drzwi i...zobaczyłem ją. Płakała, była blada ale miała czerwone policzki, rozczochrane włosy i krew na nogach.

Patrzył na mnie przez sekundę, jednak przez ten czas zaczęłam znowu coś czuć.

Podbiegłem do niej i wtuliłem ją do siebie. Chciałem nigdy jej nie puszczać.

Wtulił mnie w siebie, a ja znów zaczęłam płakać. Nie ze smutku, ani nie ze szczęścia. Wiedziałam, że to wszystko to była moja wina, ale z drugiej strony znowu było dobrze.

Płakała. Trzymałem jej głowę w swojej klatce piersiowej. W końcu miałem ją przy sobie. Całą.

Mogłam dać komuś sobie pomóc. Tak długo udawałam, że radzę sobie sama...

Продолжить чтение

Вам также понравится

failure in life Julia

Подростковая литература

226K 5.3K 35
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
Rodzina Monet -Malutka OliwiaZelek

Подростковая литература

40.1K 1.3K 50
( uwaga w książce mogą pojawić się błędy ortograficzne bo jestem dyslektykiem i czasem i się to zdarza ) A co gdyby Hailie pochodziła z patologiczne...
Decisive Game sweetendingss

Подростковая литература

122K 6.9K 31
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
All Over Again [ZAWIESZONE] MORFINA

Подростковая литература

95.6K 851 3
Pierwsza część dylogii AGAIN "Jeszcze tylko raz zerknęłam na nią zapłakanymi oczyma i wróciłam do bezczynnego wgapiania się w kamienną, grobową płytę...