Every Boy Sins In Heaven

_-Charlotte-_ által

141K 13.2K 2.5K

▪️Heaven #3, trzeci tom▪️ Taniec z diabłem był tym, co sprowadziło mnie do nieba. Több

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51

Rozdział 48

2K 217 16
_-Charlotte-_ által

Premiera "Good Boys Go To Heaven" wypada 15 marca!

            Przywołanie w pamięci mojej ostatniej wizyty w akademiku wiązało się nie tylko z nieodłącznym poczuciem zawstydzenia, ale i wątpliwościami. Wspomnienia tamtej nocy były zamglone, niewyraźne i co najgorsze pełne ubytków — niczym urywki popsutej taśmy filmowej. Lecz pokonując kolejne korytarze towarzyszyło mi poczucie, że to wszystko nie było mi do końca obce. Przestrzeń obudziła skrawki przeszłości: tę pijacką wspinaczkę po schodach pełną śmiechów i wyklinanie naszego zbyt głośnego zachowania przez wpół-śpiącą studentkę stojącą u progu pokoju.

Te momenty nie napawały mnie dumą, ale kojarzyły się z beztroską — czymś, co w cieniu ostatnich wydarzeń wydawało się aktualnie nieosiągalne. Z czasem, gdy wszystko było trochę mniej skomplikowane.

Zapukałam do drzwi, a pogłos rozniósł się po przestrzeni wyludnionej przez trwającą przerwę świąteczną. Oparta o framugę zahaczyłam łokciem o klamkę i wtedy uderzyło we mnie kolejne wspomnienie: próba otworzenia zamka przez Abby kartą płatniczą zamiast magnetycznej.

Alkohol w zbyt dużych ilościach ogłupiał, ale było to lepsze niż całkowita utrata kontroli wywołana narkotykami.

— Mads? Halo?

Palce wbijające się w moje ramię wybudziły mnie z letargu. Bezwiednie zamrugałam powiekami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wgapiałam się w jeden punkt, a w progu stanął Wesley.

— Zamyśliłam się — odchrząknęłam, potrząsając głową.

Niechętna do dalszych zwierzeń, przemknęłam pod jego ramieniem, prosto do pomieszczenia składającego się z dwóch lustrzanie podobnych części. Łóżka rozstawione po przeciwnych stronach pokoju dopełniała para biurek wraz z wysokimi szafami ustawionymi w rogu. Wszystko zachowane w neutralnej bieli, zaakcentowanej kolorową pościelą, książkami leżącymi w bezładzie na półkach i tymi wszystkimi małymi rzeczami przemawiającymi przez ich właścicieli.

— Wszystko gra?

Spięłam się nieznacznie. Najwyraźniej Wesa nie przekonała moja lekceważąca postawa. Przesunęłam wzrokiem przez przestrzeń, dałam sobie jeszcze chwilę na zebranie myśli, zanim zderzyłam się ze zmartwionym spojrzeniem przyjaciela.

— Nie, ale będzie — powiedziałam. Tylko na tyle było mnie stać, ale chciałam dać mu coś więcej. Zapewnienie, że mówiłam prawdę. Obietnicę lepszej przyszłości, której zawsze dla mnie pragnął. — Codziennie chodzę na salę taneczną. Z każdym kolejnym razem jest łatwiej, ból staje się coraz bardziej odległy i czasami pomiędzy jednym obrotem, a drugim, zapominam, że w ogóle tam jest.

Jeśli moje wyznanie go zaskoczyło, nie dał tego po sobie poznać. Jedynie uśmiechnął się melancholijnie, jakby to zdanie przywołało w nim dobre czasy. Nasze czasy.

Odpowiedziałam mu uśmiechem, i wtedy zorientowałam się, że kogoś brakowało.

— Gdzie Zoey?

— Nie czuje się najlepiej, chyba łapie ją jakaś grypa — mruknął Wes. — Przyniosłem jej rosół pod drzwi dziś rano, ale nie chciała mnie wpuścić, żebym się nie zaraził.

— Więc jesteśmy tylko ty i ja.

Odkąd Zoey i Wes zostali oficjalnie, przez nieoficjalnie parą, widywaliśmy się jedynie we trójkę. Z wyłączeniem Sylwestra, gdzie chłopak zostawił Zoey na imprezie po uprzednim upewnieniu się, że dostarczą ją bezpiecznie do lokum ich wspólni znajomi. Byłam mu wdzięczna za troskę, choć po namyśle sytuacja wydawała mi się lekko niekomfortowa, zważywszy że dla mnie porzucił swoją dziewczynę.

— Jak za starych dobrych czasów — odparł z małym uśmiechem, sprzedając mi kuksańca w bok.

             Z jedną stopą postawioną na parkingu, trzymając się otwartych drzwi samochodu, z zaciekawieniem rozglądnęłam się po otaczającym mnie terenie. Dwupiętrowy budynek z piaskowanej jasnej cegły ciągnął się po bezkres, w tle za ogrodzeniem przy parkingu widoczne były wysokie reflektory wskazujące na obecność obiektu sportowego. Miejsce było zadbane na tyle, że gdyby nie mijany szyld, mogłabym stwierdzić, że patrzyłam właśnie na prywatną szkołę.

— Czy w końcu zdradzisz mi powód tej małej wycieczki?

Przeniosłam spojrzenie na Matthew, przeczesującego palcami rozwichrzone włosy. Popatrzył na mnie ponad dachem auta, z jego oczu zniknął ten figlarny blask, który widziałam w ostatnich dniach.

— Pokażę ci — odparł z nutą niezrozumiałej dla mnie powagi.

Chwilę później kroczyłam u jego boku w stronę podwójnych drzwi, pchniętych przez niego i przytrzymanych dżentelmeńsko, póki nie prześlizgnęłam się obok. Wnętrze placówki nie różniło się niczym od znanych mi szkół. Łączył ich ten sam schemat: długie korytarze, wzdłuż których ciągnęły się po bezkres metalowe szafki. Wciąż słyszałam w głowie trzask i zgrzyt drzwiczek. Jednak ta konkretna była inna. Przekonałam się o tym, mijając szklaną gablotę, której zawartość przyciągnęła mój wzrok. To nie była zwykła szkoła, ponieważ do niej uczęszczał Mattew.

Patrzyłam właśnie na hołd skierowany ku Brody'emu Millerowi. Czarno-białe zdjęcie przedstawiało portret przystojnego nastolatka, a tuż obok znajdowała się kolejna fotografia: drużyny futbolowej w trakcie narady na boisku, gdzie z łatwością dostrzegłam dwie twarze. Matthew i Nathaniela.

— Nie postawiłem stopy w tym budynku od dnia rozdania dyplomów — przyznał gorzko. Nawet nie musiałam patrzeć na niego bezpośrednio, wystarczyło odbicie w szybie, by dostrzec tę zbolałą minę. Pełną poczucia winy i żalu. — Odtrąciłem wszystkich przyjaciół, członków drużyny, których uważałem wtedy za rodzinę, ponieważ byłem zmęczony ciągłym zastanawianiem się czy widzą to co ja. Powód tego wypadku.

Odetchnęłam cicho, z wysiłkiem zbolałego serca. Nigdy nie sądziłam, że ktokolwiek będzie na mnie oddziaływał tak silnie. Miałam wrażenie, że współdzielę z nim ten ból na tak głębokim poziomie, iż stawał się on namacalny. Instynktownie przysunęłam się do niego, chwyciłam go za dłoń i przez chwilę, gdy nadeszła świadomość tego czynu, sądziłam, że ją odtrąci. Czułość okazana w świetle dnia, wydawał się dużo bardziej intymna, niż ta w ciemności, za zamkniętymi drzwiami. Ale Matthew zamiast odsunąć się, splótł ciasno nasze palce.

— Nie chcę dłużej się tak czuć — wyszeptał. Tak cicho, że ledwie wychwyciłam te słowa.

— Jak?

— Jakby nie zasługiwał na to, by żyć — odparł, na co gwałtownie wciągnęłam powietrze. Słuchanie tego bolało.

— Matthew... — Imię padające spomiędzy moich ust miało wydźwięk modlitwy. Doniosłe. Pełne emocji. Zduszonego płaczu.

Bałam się odezwać. Cokolwiek się działo, ta chwila wydawała się ważna, zbyt istotna, by zepsuć to nieodpowiednimi słowami.

— Istnieją tylko dwa momenty, w których czuję się odrobinę mniej martwy. — Ścisnęłam jego dłoń, tylko do tego byłam zdolna. — Gdy stoję na boisku i... przy tobie. Niczego nie czuję tak jak ciebie.

Zwróciłam się ku niemu całym ciałem, potrzeba spojrzenia mu w oczy stała się tak nagląca, że każda sekunda zwłoki wydawała się męczarnią. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że moja dłoń powędrowała do jego twarzy, póki nie znalazła się ona w obrębie wzroku. Sunęłam palcami przez ledwo bliznę na brwi, przesunęłam kciukiem po delikatnym garbie wskazujący na złamanie nosa, opuszkiem przez policzek. Prosto do ust.

Pocałowałam go z czułością, wtopiłam w ten gest emocje, których nie chciałam do siebie dopuścić. Ten pocałunek różnił się od dotychczasowych. Matthew zamiast zwyczajowo przejąć inicjatywę, zdominować mnie, całował mnie głęboko, niespiesznie i jednocześnie słodko. Jakby to miało znaczenie. Sądziłam, że poznałam z nim wszystkie ich rodzaje: namiętne, do utraty tchu, pełne pasji, pozbawiające zmysłów. Jednak to różniło się od tego, co znałam.

Z dłonią na moim karku, odsunął się powoli, na minimalną odległość — wciąż czułam jego oddech na ustach — co zmusiło mnie do uchylenia powiek. Patrzył na mnie miękkim spojrzeniem, wzmagającym drżenie w moim brzuchu.

— Odnalazłeś mnie, Matt — szepnęłam. — Minęło sporo czasu odkąd byłam sobą, ale ty mnie odnalazłeś...

Od śmierci rodziców żyłam po omacku, funkcjonowałam z dnia na dzień, ale byłam bierna na otaczający mnie świat. Jakbym wcale nie istniała. Odrzuciłam taniec, jedyną rzecz, która mnie szczerze uszczęśliwiała, ponieważ byłam przerażona tym, czego może stać się symbolem. Śmierci. Straty. Winy. Bałam się, że już zawsze każdy krok będzie przypominał mi o bólu.

Zanim mógł zareagować, odpowiedzieć, zrobić cokolwiek, za nami rozległo się zduszone sapnięcie. Dźwięk pełen niedowierzania. Momentalnie poczułam zmianę w powietrzu, sposób w jaki sylwetka Matthew zastygła. Sztywność jego mięśni.

— Matthew?

Ręka na mojej szyi osunęła się, jakby bezwiednie. Od razu odczułam jej utratę. Chłopak już na mnie nie patrzył, wzrok utkwił w kimś za moimi plecami.

— Trener Bay — chrząknął Matthew.

Wspomniany mężczyzna był wielki jak dąb, wysoki i równie zwalisty, mimo przekroczenia co najmniej piątej dekady. Delikatna siwizna pokryła dokładnie zaczesane do tyłu włosy, a przystrzyżona broda była zadbana i wbrew pozorom dobrze komponowała się z granatowym dresem, który nieznajomy miał na sobie.

— Synu, dobrze cię widzieć — odezwał się zdławionym głosem, który nie pasował mi do jego aparycji. — Ile to już minęło?

— Blisko dwa lata — powiedział Matthew.

— Rekruterzy już zaczynają się do ciebie dobijać? — To było raczej stwierdzenie, niżeli pytanie.

— Od pierwszego roku — stwierdził krótko. Bez przechwałek, było to zwykłe oznajmienie faktów.

To była przedziwna rozmowa. Obserwowałam ją z niepewnością, niezdolna do przewidzenia tego, co się wydarzy. Do wyczucia czy to spotkanie miało pozytywny, czy też negatywny wydźwięk.

— Nie wątpię — odparł z uśmiechem mężczyzna. — Odkąd pojawiłeś się na moim boisku wiedziałem, że to jedynie krótki przystanek i w przyszłości trafisz prosto do NFL. Każdy to wiedział.

Z tym zdaniem przeniósł spojrzenie na gablotę, dokładnie w miejsce, które na wpół zasłaniałam. Poczułam głęboki wdech nabrany przez Matthew, wciąż stał na tyle blisko, że jego pierś przy tym ruchu musnęła moje plecy. Podniosłam głowę, odchyliłam się lekko do tyłu, by móc na niego popatrzeć — upewnić się, że wszystko było w porządku. Niemo o to zapytałam. Wyglądał na spiętego, ale w pewnym stopniu również na zadowolonego, to było przedziwne połączenie, dlatego potrzebowałam potwierdzenia.

Jego oczy, och, czająca się w nich miękkość była moją zgubą.

Przytaknął skinieniem głowy. Ta interakcja trwała sekundy, a gdy z powrotem spojrzałam przed siebie, zderzyłam się z ciekawskim wzrokiem trenera Baya.

— Trenerze, to Maddie — odezwał się Matthew, który zauważył, że uwaga przeniosła się na mnie. — Maddie poznaj mojego licealnego trenera futbolu.

— Miło mi — powiedziałam machinalnie.

— Mnie również, panienko — odparł i coś w jego tonie podpowiadało mi, że to nie były puste słowa. — Mogę wiedzieć, co was tu sprowadza?

— Konkurs taneczny — odpowiedział White ku mojemu zaskoczeniu. Nie przewidziałam takiego obrotu spraw, żadne założenia tego nie uwzględniały. — Dalej nadzoruje pan ich przebieg?

— Jak co roku.

Dlatego mnie tu przyprowadził. Od razu dotarło do mnie, że głównym celem tej wizyty nie był żaden konkurs. To był ruch ku rozgrzeszeniu się z przeszłością. Jeden krok bliżej. Matthew był świadomy, co zobaczy i kogo może spotkać, a i tak był gotowy tu przyjść.

Nadzieja rozkwitła w moim sercu, ogrzała je i owinęła się ciasno wokół niego. Trzymałam się jej mocno, gdy ruszyliśmy w towarzystwie trenera do hali sportowej wypełnionej wystrojonymi nastolatkami i później podczas jego rozmowy na odosobnieniu z Matthew, zakończonej męskim poklepaniem po plecach. Po prostu pozwoliłam temu uczuciu rozgościć się we mnie i odetchnęłam.

Nigdy nie miałam możliwości oglądania prawdziwych zawodów tanecznych, podzielonych na kategorie wiekowe, klasy i rodzaje tańca. To było fascynujące. Damskie stroje sceniczne błyszczały się w świetle jarzeniówek, zapach lakieru do włosów unosił się dookoła wraz z nutą rywalizacji. Przypominało mi to szkołę baletową, tę chwilę przed przesłuchaniem do spektaklu.

— Powiedz, co widzisz — powiedziałam, zerkając na siedzącego obok mnie chłopaka. Matthew inaczej postrzegał taniec, odczuwał to widowisko na innym poziomie. Tam, gdzie widziałam pasję, on dostrzegał również naukę, fizykę.

Uśmiechnął się swobodnie. Od powrotu z osobistej rozmowy z trenerem wyglądał, jakby zdjęto mu z barków ciężar ważący tonę.

— Widzisz ten moment w fokstrocie, gdy partnerzy stykają się biodrami — odparł, co zmusiło mnie do dokładnego obserwowania tańczących par. — Dokładnie tutaj, wraz z odchyleniem górnej partii ciała. W tym momencie zwiększają moment pędu, tym samym stabilizując obrót. Większy moment pędu to trudniejsza sposobność do wytrącenia ich z równowagi. To efekt żyroskopowy.

Matthew kochał futbol, ale równie mocno fascynowała go nauka. Nawet nie zdawał sobie sprawy, z jakim zaangażowaniem opowiadał o tym wszystkim. Jego ton był głęboki, pełen zapału i żarliwości.

— Skąd ta mina?

— Uwielbiasz to — powiedziałam z uśmiechem. — Naukę. Gdybym nie wiedziała, że masz zadatki na światowego klasy futbolistę, powiedziałabym, że jest ci pisana kariera naukowca.

Chłopak przechylił głowę z przekorą.

— Jestem mądry jak na kogoś, kto przynajmniej raz w tygodniu jest powalany na boisku przez graczy ważących czterdzieści funtów, ale chyba troszkę mnie przeceniasz — mruknął z rozbawieniem, ale coś w jego wyrazie twarzy kłóciło mi się z tą beztroską odpowiedzią. — Wybrałem studia z fizyki, ponieważ zawsze łatwo mi przychodziła, nie jest to żadne osiągnięcie na miarę Alberta Einsteina.

— To słodkie jak bardzo próbujesz zlekceważyć tę łatwość, z jaką przychodzi ci rozumienie fizyki — odparłam, na co przewrócił oczami. — Skromność jest równie seksowna, co inteligencja.

Puściłam mu oczko, zanim ponownie skupiłam się na tańczących i choć czułam jego palące spojrzenie na profilu, nie odwróciłam wzroku od parkietu.

Od Autorki:

Malutkimi krokami wychodzę na prostą, przede mną jeszcze kilka egzaminów, ale w lutym planuję powrót do pisania pełną parą — nie tylko tego opowiadania.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo powrót po tak długiej przerwie od pisania nie był łatwy. Jak wrażenia? Wasz ulubiony moment?

Olvasás folytatása

You'll Also Like

12.1K 464 29
Jak przypadkowe spotkanie może odmienić życie dwójki obcych sobie osób? Po przyjeździe na Little Bear Island okazuje się, że samotnia, na którą liczy...
35.2K 1.1K 14
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
366K 15.6K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...
228K 8.9K 32
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...