Obłoki zimnego powietrza uchodziły z moich ust z każdym wydechem, gdy oparta o drewnianą balustradę tarasu widokowego obserwowałam ośnieżoną okolicę. Popijałam już trzecią kawę z papierowego kubka w nadziei, że choć trochę mnie rozgrzeje. Nie potrzebowałam oferowanego wraz z nią pobudzenia, nie dziś, byłam w pełni obudzona.
Mogłam wylegiwać się w ciepłym łóżku u boku najseksowniejszego faceta, jakiego znałam. No właśnie, mogłam. Zamiast tego wstałam skoro świt i czmychnęłam z sypialni Matthew, niczym tchórz. Ba, nie tylko z jego pokoju, ale i całego ośrodka dla pewności, że w razie poszukiwań prędko mnie nie znajdzie.
Nieobecność Abby, która nie wróciła na noc do naszego pokoju jedynie ułatwiła mi sprawę. Zero niepotrzebnych pytań i kpiących uwag. Zostałam tylko ja i kotłujące się we mnie myśli.
— Sądziłam, że każdy będzie odsypiać wczorajszy dzień do niebotycznej godziny — usłyszałam niespodziewanie.
Wzdrygnęłam się przestraszona, spoglądając przez ramię na dyszącą Hope, która stanęła obok. Związane w wysoką kitę włosy opadały na ramię otulone bezrękawnikiem i polarem, miała zaczerwienione policzki, a pot osadził się na jej czole. Była żywym obrazem zapalonego biegacza.
— Uwierz mi, gdybym miała coś do powiedzenia w tym temacie, robiłabym to co reszta — mruknęłam. — Ale wiesz te głosy w głowie...
Stuknęłam się w skroń, wzdychając teatralnie, na co Hope parsknęła.
— Jak na kogoś, kto wygląda jak zbity pies, trzyma cię niezły humor — powiedziała.
Wzruszyłam ramiona.
— Taka natura.
Przez kilka minut żadna z nas się nie odzywała. Ulokowałam spojrzenie w pierwszych narciarzach ślizgających się po stoku spad niżej. Na snowboardzistach pędzących brawurowo w dół, co pobudziło moje wspomnienia. Przypomniałam sobie jak pod czujnym okiem Matthew, robiłam postępy w nauce. To, że mimo wszystko czułam się bezpieczna przy jego boku. Jak jego dłonie błądziły po moich pośladkach. Jak podgryzał moją skórę...
Stop. Cholera.
Z frustracją potarłam twarz.
— Słaba ze mnie terapeutka, naprawdę — westchnęła Hope. — Aczkolwiek na nowo odmrożone serce podpowiada mi, że powinnam zapytać się, co cię u diabła dręczy?
Zerknęłam w bok. Dziewczyna opierała łokcie na barierce. Wiatr rozwiewał jej długie włosy, zasłaniając wysokie kości policzkowe.
— Na nowo odmrożone? — zapytałam, unosząc kącik ust.
— W wielkim skrócie: kilka miesięcy temu byłam gorszą suką niż jestem, nie bawiłam się w emocjonalne bajzle, ale...
Przerwałam jej z pełnowymiarowym uśmiechem.
— Niech zgadnę — bąknęłam. — Miłość cię odmieniła.
— Ech, brzmi to żałośnie stereotypowo — bąknęła. — Ale tak, pewien drań sprawił, że jestem odrobinę bardziej ludzka...
— Aż tak? Nie ma czasem brata? — zażartowałam słabo, mimo ścisku w gardle. Asa i Hope byli niesamowitą parą, to było widać w każdym ich geście. Zazdrościłam im tej więzi.
Dziewczyna parsknęła pod nosem.
— Wydaje mi się, że w twoim życiu jest już odpowiedni brat.
Cóż, bezceremonialność z pewnością była "rzeczą" Hope. Dziewczyna nie bawiła się w pół-środki — zawsze waliła prosto z mostu.
— Jak się domyśliłaś?
Jedno pytanie. Tyle wystarczyło.
— Nie każdy widzi to gołym okiem — powiedziała, co na wstępie mnie pocieszyło. Ostatnie, czego potrzebowałam to większa ilość ludzi wiedząca o moim przyciąganiu do Matthew. Szczególnie ta jedna osoba najbliższa jemu. — Nate jest jak otwarta książka, nie kłopocze się ukrywaniem swoich uczuć, ale Matthew... Mogą być bliźniakami, ale różnią się niczym dzień i noc. On jest skryty, o ile brat nie popycha go w centrum uwagi. Jednak niezależnie od tego jak bardzo nieprzeniknioną maskę nosi człowiek, zazdrość jest pierwszą emocją, którą najłatwiej zobaczyć. Zazdrość niszczy nawet mocarne fasady. Moją zniszczyła. Dlatego to widzę.
— Cholera, tkwię po uszy w gównie — sapnęłam.
— Jeśli masz przez to na myśli, że dwóch braci cię pragnie, ale tylko do jednego coś czujesz — powiedziała bez skrępowania. — To jest to zaledwie mini-bagienko. Zawsze mogło być gorzej i mogłaś poczuć coś do obu...
Jeśli Hope chciała mnie pocieszyć to jej nie wyszło, ponieważ przypomniała mi o problemie, który starałam się lekceważyć — Nate. Tak długo starałam się wmówić sobie, że nie zauważam tych znaczących sygnałów z jego strony, że sama uwierzyłam w to kłamstwo. Chciałam wierzyć, że przemawia przez niego natura flirciarza. Że uśmiechy i spojrzenia, które mi posyłał nie kryły w sobie odrobinę za dużo ciepła jak na tylko przyjaciela.
Dziewczyna może miała słuszność w kwestii ulokowania uczuć, ale niestety nie oznaczało, że mój wybryk nie odbije się na mojej relacji z Nathanielem.
Na samą myśl, że miałby dowiedzieć się o mojej nocy z Matthew, oblewał mnie zimny pot. Nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, sama próba przyprawiała mnie o ból głowy.
Mimo to wciąż nie czułam tego, co powinnam.
— Kurwa, tonę w gównie — jęknęłam cicho pod nosem.
— Nie pocieszę cię, mówiąc, że wszyscy zbierają się właśnie na śniadanie i mamy się tam spotkać, co nie? — mruknęła Hope, wpatrując się w ekran telefonu.
Miałam dwa wyjścia: znalezienie kiepskiej wymówki i dalsze chowanie się po kątach, lub konfrontację z Matthew, która prędzej czy później musiała nadejść. Nie mogłam uciekać wiecznie. Cóż, nie wtedy gdy mieszkaliśmy tak blisko siebie — o ironio, w Kolorado i Los Angeles.
Dlatego założyłam spodnie dużej dziewczynki i ruszyłam w stronę głównego budynku ośrodka, gdzie w klimatycznej sali z barem pośrodku, siedziały znajome osoby. W różnym stanie kaca i rozespania. Isaac i Asa wyglądali na równie nietrzeźwych, co zaspanych, tkwiąc przy ośmioosobowym stole przy oknie z okularami słonecznymi na nosach. Poczochrana Alex opierała głowę na ramieniu swojego chłopaka z przymkniętymi oczami. W porównaniu do nich, Leah i jej brat wyglądali na świeżo wypoczętych i tryskających energią. Leo posłał mi na powitanie uśmiech, kroczył przez pomieszczenie z talerzem obładowanym jedzeniem. Odpowiedziałam słabym uśmiechem, zanim rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu tej jednej osoby, którą pragnęłam i jednocześnie bałam się zobaczyć.
Nie było go.
Rozczarowanie mieszało się z ulgą, gdy zgarnęłam ze szwedzkiego stołu naleśniki, dżem i owoce. Nie żeby doskwierał mi głód, mój apatyt zniknął wraz z porankiem.
— Co z Evanem? — pytała Leah, akurat gdy dołączyłam do reszty.
— Jeśli będzie oszczędzał nogę, powinien się z tego szybko wylizać — odpowiedział Charlie. — Abby zanim zaniosła mu nie tak dawno śniadanie, powiedziała, że dobrze to wygląda. Noga nie jest zbyt opuchnięta, więc może uda mu się uniknąć konfrontacji z jego trenerem.
— Oby — westchnął Leo. — Potrzebujemy go na games bowl.
— Więc Evan i Ab... — zaczęła Alex z nutą konspiracji w głosie.
— Kochanie, nie zaczynaj — wtrącił się Charlie, na co przewróciła oczami, ale nie wydawała się urażona. — To nie nasza sprawa.
Naprawdę lubiłam tego kolesia.
— Cokolwiek by nie było, Abby ma doświadczenie w szybkim kurowaniu się, zważywszy że zawodowo jeździła na łyżwach — skwitowałam.
Gdyby Alex wiedziała, że dziewczyna nie wróciła na noc do pokoju jej dochodzenie byłoby dużo bardziej intensywne. Może Abby miała za długi język, gdy przychodziło dręczenie mnie w kwestii moich — niegdyś — nieistniejących romansów, ale nie miałam zamiaru wystawiać jej na pożarcie. Szczególnie za jej plecami.
Na szczęście rozmowa zeszła na temat dzisiejszych planów, przynajmniej tak sądziłam. Zbyt szybko wyłączyłam się z konwersacji. Dlatego też, gdy tylko wepchnęłam w siebie śniadanie, czym prędzej ulotniłam się. Naprawdę niepotrzebnie spieszyłam się, zważywszy że żołądek podszedł mi do gardła, gdy zobaczyłam kto na mnie czeka.
O drewnianą kolumnę, z rękami założonymi na piersi, opierał się Matthew. Szary sweter w serek podwinięty do łokci, opinający się na wypracowanych mięśniach, podkreślał barwę jego oczu. Wyglądał jak cholerny mokry sen, a świadomość tego co kryło się pod tymi wszystkimi ubraniami, jedynie podsycała to wrażenie.
Wiedziałam, że był tu z mojego powodu.
Dostrzegł mnie, gdy tylko wyszłam zza rogu i wyszedł mi naprzeciw. Wszystko działo się błyskawicznie, nie ogarniałam tego rozumem. Moje zmysły były ociężałe. Z mocno bijącym sercem przywitałam dłoń, która znalazła się na dole moich pleców, gdy prowadził mnie przez ośrodek. Jego zapach, ten którym wydawałam się przesiąknąć po całej nocy spędzonej w jego ramionach, owiał mnie. Rejestrowałam jedynie drewniane korytarze, które mijaliśmy. Szarpnął za klamkę drzwi z informacją głoszącą, że było to pomieszczenie jedynie dla personelu. Nie przejmował się tym.
Zamknął za nami drzwi, które częściowo zasłonił ogromną sylwetką. Ten facet był zbudowany jak posąg: pełen ostrych krawędzi, gładkich mięśni i idealnych proporcji. Stał blisko, na tyle że wystarczyło delikatnie wyciągnąć dłoń, by go dosięgnąć.
— Uciekłaś, dlaczego?
Dwa słowa. Bez cienia irytacji, oskarżenia bądź złości. Kryła się w nich jedynie ciekawość.
Uchyliłam usta, tylko po to by je zacisnąć.
— Bo tego nie żałuję — szepnęłam. To zdanie brzmiało tak cholernie irracjonalnie, że miałam ochotę wepchnąć je sobie z powrotem do gardła. Jednak mina Matthew nie wyrażała kpiny, jedynie zaskoczenie. — Wczorajsza noc była ryzykowna, nieprzemyślana... Pokierowało nami pożądanie, które zepchnęło na dalszy plan racjonalne myślenie. Ba, wykopało rozsądek na inną orbitę. A teraz zostawiło nas z jeszcze bardziej rozchwianą relacją, sąsiedzką komplikacją i świadomością jednonocnej przygody. Chyba powinnam się czuć winna, powinnam czuć lęk przed konsekwencjami. Gdy leżałam na twoim łóżku przez chwilę odczułam przypływ paniki na myśl, że ktoś wejdzie do pokoju i nas zobaczy. Wtedy na ciebie spojrzałam. Powiedz mi, dlaczego jedyne o czym mogłam myśleć to, że chce więcej? Że jedna noc z tobą mi nie wystarczy.
Czułam się wtedy jakby nikt poza nami nie istniał. To było cudowne i zarazem przerażające uczucie, fakt tego niekończącego się pragnienia.
W tym hormonowym szale mogłam myśleć tylko o nim.
Nie miałam zamiaru wspominać głośno o jednym najbardziej skomplikowanym elemencie tej układanki: Nathanielu.
— Mogliśmy to przepracować trzy godziny temu — westchnął. — Zanim jak dureń szukałem cię wszędzie...
— Przepraszam za to. — Skrzywiłam się. — Nie powinnam była, ot tak, uciekać.
— Co ty nie powiesz, Maddie — mruknął. — Bo gdyby facet zwiał z pokoju po nocy pełnej seksu, zostałby zwyzywany od skurwieli.
Zacisnęłam usta pełna ogarniającego mnie poczucia winy.
— Masz rację — zgodziłam się. — To nie było wobec ciebie, nas, w porządku. Spanikowałam.
— Spanikowałaś, ponieważ tego nie żałujesz — sprecyzował Matthew, kręcąc głową. — Twoje zniknięcie... Myślałem, że cię skrzywdziłem albo żałujesz tego, co się wydarzyło, a ty mówisz coś takiego. Tylko ty potrafisz doprowadzić mnie do takiej ekstazy, szaleństwa i szoku. Jednak zgadzamy się w jednej rzeczy: jedna noc z tobą mi nie wystarczy.
Elektryzujący dreszcz przemknął wzdłuż mojego kręgosłupa, ale rzeczywistość już mnie odnalazła. I bolała jak skurczysyn.
— Matthew, co my robimy? — zapytałam, z roztargnieniem przeczesałam włosy.
Przymknął oczy, a gdy je otworzył, znałam odpowiedź.
— Nie wiem — przyznał. Było nas dwoje.— Ta noc była nieunikniona. Pragnienie pocałowania cię, zrobienia tego wszystkiego, co siedziało w mojej głowie było tak silne, że aż...
— Bolało — dokończyłam, na co potaknął. — Nie chcę cię stracić, rozumiesz? To żadna deklaracja miłosna, ale pośród tych przepychanek słownych, kpin i kłótni zaczęłam cenić to, co mamy. Zbudowaliśmy coś na podobieństwo przyjaźni co prawda skomplikowanej, zważywszy że dwójka przyjaciół się pożąda — parsknęłam. Matthew nie powstrzymał uśmiechu błąkającego się w kącikach ust. — Ale nie chcę, żeby to znikło pod wpływem pochopnych decyzji.
Pragnienie nie było wszystkim, co mamy, ale tym na czym skupialiśmy się przez zbytnie nagromadzenie go.
— Myślę, że musimy od siebie odpocząć — powiedziałam, mimo że ciężko przechodziło mi to przez gardło. — Nie chodzi mi o całkowity dystans, ale chwilę na zrozumienie tego, czego oczekujemy.
Jego sylwetka stężała. Matthew patrzył na mnie przez chwilę w całkowitym milczeniu, od którego zaciskał mi się żołądek. Chciałam, żeby powiedział coś, co zmieni moje zdanie — decyzję, którą właśnie podejmowałam. Tylko że w głęboko w sercu wiedziałam, że co się zaraz stanie.
— Tego właśnie chcesz?
— Tego potrzebuję — odpowiedziałam z westchnieniem.
Zbliżył się do mnie, przez cały czas patrzył mi w oczy, zanim pochylił się, by ledwie musnąć ustami moje czoło. Z wstrzymanym oddechem mierzyłam się z jego wyjściem z pomieszczenia. Zostawił mnie bez słowa, przyjmował moje oświadczenie bez protestu.
Byłam świadoma dokładnie dwóch rzeczy: wypuszczałam go bez gwarancji, że wróci oraz tego, że zgadza się ze mną w jednej zasadniczej kwestii.
Pragnął więcej, niż jednej nocy ze mną, ale nie powiedział, że jej nie żałuje.
Rzeczywistość była suką.
Od Autorki:
Cóż, zapewne zniszczyłam Waszą euforyczną bańkę wczorajszego rozdziału. Prawda?
Co myślicie o ostatnich zdaniach z rozdziału: o tyyJak myślicie co się teraz wydarzy? Czego oczekujecie?
Teraz zaczyna się prawdziwy rollercoaster emocji! W najbliższych rozdziałach stanie się bardzo, bardzo dużo i dojdzie do wielu wyjaśnień, więc bądźcie tu ze mną: dzielcie się wrażeniami, co da mi energię do pisania.