Every Boy Sins In Heaven

By _-Charlotte-_

141K 13.2K 2.5K

▪️Heaven #3, trzeci tom▪️ Taniec z diabłem był tym, co sprowadziło mnie do nieba. More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51

Rozdział 32

2.2K 309 121
By _-Charlotte-_

Nie zawiedźcie mnie, reagujcie i piszcie komentarze, bo sporo się tu zadzieje! No i odpalcie muzykę z góry w odpowiednim momencie :)

          Przerwa świąteczna oznaczała leniwy poranek, taki nie zmuszający do pobudek przed ósmą i pędzenia półprzytomnie przez kampus. Siedziałam rozwalona na kanapie z kubkiem kawy w rękach, podczas gdy na telewizorze leciał drugi odcinek nowego serialu Shadow and Bone. Tak mogłam zaczynać każdy piątek.

— Jeśli ktoś się mnie zapyta, dlaczego powinien oglądnąć ten serial... — wymamrotała Abby zwinięta w rogu narożnika. — Odpowiem, że dla fabuły, a jest nią generał Kirigan. Ten facet jest go-rą-cy!

Roześmiałam się pod nosem, akurat gdy rozległo się pukanie do drzwi, które starło mi uśmiech z twarzy. Ostatnie czego teraz chciałam to zwlekanie się z miękkiej sofy i możliwość zniszczenia tak dobrze zapowiadającego się dnia. Wczoraj otworzyłam drzwi i zyskałam bilety do miejsca, gdzie zasiadały wszystkie moje demony. Zbliżający się spektakl zapowiadał mój powrót do otchłani przeszłości, niżeli „Korsarza".

— Nie — jęknęłam przeciągle. — Nie wstaję.

Spojrzałam wyczekująco na Abby, która zmarszczyła brwi.

— Nie patrz na mnie.

— Kamień, papier, nożyce — powiedziałam, na co zmrużyła powieki.

— Dobra — stęknęła. — Na trzy. Raz, dwa,...

— Ha! — Uśmiechnęłam się zwycięsko.

— Zawsze daję nożyce i przegrywam — wymamrotała z naburmuszoną miną.

Bez gracji przeczołgała się przez oparcie kanapy, zamiast wstać jak normalny człowiek i ruszyła do drzwi. Zadowolona z takiego obrotu spraw wzięłam łyk kawy, która o mało nie przeleciała mi nosem, gdy usłyszałam ten głos.

— Radość na twojej twarzy na mój widok jest powalająca.

Gwałtowny zryw serca nie był spowodowany nadmiarem kofeiny. Oj, nie. Objawiał się on raczej ochrypłym barytonem, którego nie słyszałam od prawie tygodnia.

— Niech cię szlag, Olsenówno — powiedziała Abby. — Nie mogłeś krzyknąć, że to ty? Dać jakiś znak z niebios? Przez ciebie niepotrzebnie musiałam wstać z kanapy.

— Nie będę wchodził w szczegóły, uznam, że to twoje naturalne zachowanie o poranku a lá codzienny Evan — wymamrotał przekornie White. — Jest...

Dziewczyna nie dała mu dokończyć.

— Maddie, Matthew do ciebie! — zawołała, nim z mizerną miną pojawiła się w polu mojego widzenia.

Nie żebym zwracała na nią uwagę. Wszystko, cała perspektywa skurczyła się do Matthew, który stanął w przestrzeni pomiędzy kuchnią, a salonem. Jak zawsze wyglądając zabójczo seksownie z niedbale zaczesanymi włosami do tyłu, z tym nieposłusznym pasmem opadającym na czoło.

Rozegrałam to na spokojnie. Zupełnie jakby moje serce nie chciało wyrwać mi się z piersi. Odłożyłam kubek na szklaną ławę, zanim podniosłam się i pod bacznym spojrzeniem zbliżyłam się do niego.

— Olsenówno? — zapytałam, choć było to ostatnie pytanie, które cisnęło mi się na usta.

— Taki nasz wewnętrzy żart — powiedziała nonszalancko Abby, która chwyciła jabłko z misy na owoce. — Wiesz, ma brata bliźniaka. Oboje są słynni. Jeden dodać jeden daje bliźniaczki Olsen.

Zmarszczyłam brwi. Logika Abby była czasami cholernie pokrętna.

Popatrzyłam na Matthew, który w porównaniu do mnie, błądzącej wzrokiem wszędzie dookoła, zdawał się cały czas spoglądać na mnie. Uchyliłam usta gotowa dać upust swoim myślom — tym pytaniom rodzącym się w głowie od imprezy. Chrup. Dźwięk chrzęszczącego owocu skupił nasze zainteresowanie na mojej współlokatorce, która uniosła brwi pod naszymi spojrzeniami.

— Dobra, dobra — wymamrotała. — Abby ma wyjść, kumam.

Żadne z nas nie odezwało się, póki nie znikła w swoim pokoju.

— Chodź ze mną do studia — odezwał się Matthew, wprawiając mnie w niemałe osłupienie.

Zmrużyłam powieki. Może tak było wygodnie, unikanie konfrontacji wydawało się łatwiejszym wyjściem, niż zmierzenie się z tym bałaganem. Tylko że tym razem nie miałam zamiaru wszystkiego przemilczeć. Skończyłam z zadawaniem sobie pytań bez odpowiedzi.

— Tydzień ciszy i to wszystko co masz do powiedzenia? — zapytałam z irytacją. — Może zaczniemy od tego, że w ostatnią sobotę przyduszałeś do ściany zawodnika przeciwnej drużyny po tym jak dotknął moich włosów? Albo tego, że zaraz po tym znikłeś z imprezy?

Jeśli Matthew był zaskoczony moją nagłą zmianą taktyki, nie dał tego po sobie poznać.

— Potrzebowałem czasu do namysłu — odparł stoicko, czym zaskoczył mnie. W porównaniu do mnie wydawał się pieprzoną oazą spokoju.

— I do jakich wniosków doszedłeś?

— Jeszcze nie jestem pewien — odpowiedział poważnie. Bez cienia kpiącego uśmiechu, czy igrających iskierek w oczach. One patrzyły na mnie z ciekawością, jakby chciały poznać niezbadaną prawdę, ale jeszcze nie doszły do tego jak tego dokonać.

Zacisnęłam usta. Tyle jeśli chodzi o moją odwagę. Wrócił strach przed prawdą — przed tym na co jeszcze nie byłam gotowa. Nie z Matthew.

— Daj mi chwilę na przebranie — powiedziałam z westchnieniem.

— Będę czekał w samochodzie przed apartamentowcem — odparł, zanim ruszył w stronę drzwi.

W progu swojej sypialni, opartą o framugę drzwi, dostrzegłam Abby. Przyglądała mi się z wszechwiedzącym uśmiechem, przeżuwając głośno jabłko.

— Nie odzywaj się — mruknęłam ostrzegawczo.

— Ja? Gdzieżby — zakpiła, odrywając się ze swojego miejsca. Leniwym krokiem wyminęła mnie, ale byłam całkiem pewna, że usłyszałam jak mamrocze: cholerni ślepcy.

W ciągu dziesięciu minut wyleciałam z budynku, na chodnik, przy którym stał zaparkowany pick-up. Wskoczyłam do środka, rzucając pod stopy odziane w trapery, torbę sportową. Ciężkie buty pasowały do t-shirtowej sukienki, do której dopasowałam materiałowy pasek.

— Po co ta torba? — zapytał Matthew, który odpalił silnik.

Zmarszczyłam brwi.

— Bo jedziemy do studia? — odpowiedziałam pytaniem.

— Owszem, ale w celach obserwacyjnych — odparł nonszalancko, nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne w kwadratowych oprawkach. — Ty również.

Spojrzałam na niego z kwaśną miną.

— Dzięki za ostrzeżenie.

— Nie pytałaś. — Uśmiechnął się delikatnie.

Miał rację.

Nie miałam pojęcia, do czego była potrzebna moja obecność, w końcu mógł na spokojnie sam tam iść, ale nie odezwałam się. Pokręciłam głową, co było jedyną oznaką wyrażającą moje rozdrażnienie, nim bez słowa wbiłam wzrok w okno. Zanim zapatrzyłam się w jego uśmiech, jeszcze bym się do niego przyzwyczaiła. Przemierzyliśmy pozostałą trasę na obrzeża miasta w milczeniu, które towarzyszyło nam po samo Perla Dance Studio.

W sali tanecznej zdążyła się już zebrać spora grupa osób, choć wydawało mi się, że od ostatnich zajęć, w których uczestniczyłam, ta liczba się zmniejszyła. Instynktownie stanęłam pod ścianą, w dogodnym miejscu do oglądania uczestników zajęć, jednak zmarszczyłam brwi, ponieważ Matthew ruszył na drugą stronę pomieszczenia. Do stojącej przy głośniku Margaret, która powitała go serdecznym uśmiechem i od razu rozejrzała się. Gdy tylko natrafiła na mój wzrok pomachała mi, ale nawet nie zdołałam odmachać, ponieważ odwróciła się do pobliskiej szafki, skąd wyciągnęła pudełko i podała je chłopakowi. Kilka wymienionych słów później szedł w moją stronę ze zblazowaną nonszalancją.

— Mam nadzieję, że to odpowiedni rozmiar — powiedział spokojnie, wystawiając przed siebie prostokątne pudło. Spojrzałam na karton z koncentracją, z łatwością rozpoznałam włoską markę produkującą buty na zamówienie.

— Kupiłeś mi buty do tańca latynoskiego? — wymamrotałam głupio, wpatrzona w skórzaną parę sandałków.

— Margaret wybrała i dostarczyła, w mojej działce leżało tylko pokrycie kosztów — odparł nonszalancko. Jakby to nic nie znaczyło, ale znaczyło. Cholernie dużo.

— Przecież nie zgodziłam się uczestniczyć w zajęciach. — Podniosłam wzrok znad obuwia, które musiało kosztować niemałą sumę. — Mówiłeś o celach obserwacyjnych.

— I to miałem na myśli — mruknął. — Wiesz czym jest obserwacja kontrolowana?

Sapnęłam pod nosem. Obserwacja uczestnicząca była wyjątkiem spośród regularnych metod badawczych, ponieważ podczas niej badacz wyjątkowo nie stał z boku, nie przyglądał się. On starał się włączyć do badanej społeczności, by móc prowadzić obserwację od wewnątrz.

— Ty kłamliwy draniu kupujący mi buty za niebotyczną cenę — syknęłam. — Ładne mi łapanie za słówka.

Spodziewałam się lekceważącej odpowiedzi, ale ten nieprzewidywalny skurczybyk zrobił coś gorszego, uśmiechnął się. Na tyle szeroko że pokazał proste zęby.

— Zatańcz ze mną — powiedział spokojnie, prosto w oczy.

Uchyliłam usta. W oddali słyszałam głos Margaret zachęcającą wszystkich do stanięcia w odpowiedniej pozycji, ale żadne z nas nie przejmowało się nią.

— Dlaczego?

Zbliżył się. Był to jedynie krok, ale odczułam to jako istne zburzenie murów, tych niezatartych granic, które wytaczaliśmy.

— Ponieważ kłopoty nigdy nie wyglądały tak dobrze — wyszeptał.

To było ciche wyzwanie, ale dawało ono wybór. Matthew zawsze pozwalał mi decydować. Na przestrzeni ostatnich tygodni coś się między nami zmieniło, ale chyba żadne z nas nie wiedziało co konkretnie.

Rozsądna część mnie chciała zaprotestować, ale zamiast tego przyłapałam się na rozwiązywaniu swoich traperów i wsunięciu na gołe stopy delikatnych pantofelków. Już nie było odwrotu. Obrzuciłam spojrzeniem zebranych, którzy w ciągu minionych tygodni posunęli się sporo do przodu i już dawno byli na etapie tańczenia w swoich ramionach bardziej skomplikowanej sekwencji kroków.

— Chodźcie, chodźcie — odezwała się Margaret, która pojawiła się niespodziewanie obok. — Dołączcie, nie krępujcie się. Na razie wykonujemy kroki na sucho, bez muzyki. Potrzebujecie, żebyśmy z Alexandrem pokazali wam kroki?

Wypluwała z siebie wszystko z prędkością karabinu maszynowego.

— Poradzimy sobie — odpowiedział Matthew, zerkając na mnie z góry.

— Skoro tak mówisz, prowadź — bąknęłam, ale już mnie nie słuchał.

Z ręką na moich plecach poprowadził mnie w stronę wolnej przestrzeni, w której przystanął i po prostu patrzył. Skupił się na otaczających nas parach, na nogach, które poruszały się w wyćwiczonej sekwencji.

Po niespełna minucie obserwacji, przeniósł na mnie zielone oczy. Te, które wprawiły moje ciało w stan pełnej gotowości. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że naprężyłam mięśnie, ale gdy podałam mu dłoń czułam napięcie w ramionach. Ono objawiało się w każdym kolejnym kroku, mimo bezbłędności było w tym więcej poprawności, niżeli prawdziwego tanga. Rodzących się wraz z nim uczuć. Czułam wszystko i nic. Przy Matthew zawsze towarzyszyła mi huśtawka emocji, ale tutaj była ona poskromiona natrętnymi myślami. Pewnym rodzaju skrępowaniem. Chłopak umiejętnie prowadził mnie po przeznaczonym dla nas parkiecie, ale to było wciąż za mało.

Nasz ostatni wspólny pół-taniec był niespodziewany, ale bez ciążącego między nami konfliktu świadomości. Tego, że w naszej relacji nastała niezrozumiała zmiana. Coś było inaczej i nie potrafiłam sobie z tym poradzić, co ukazywałam w każdym machinalnym kroku.

— Kochani, macie świetne podstawy, ale z jakiegoś powodu wyglądacie sztywno — odezwał się Alexander, przerywając tym samym nasze ruchy. — Ten taniec ma pokazać namiętność. Że chcecie wpaść w swoje objęcia, a nie że jesteście w nich za karę.

Rzuciłam Matthew spojrzenie z ukosa, mówiące co sądzę o ostatnich słowach prowadzącego. Odwzajemnił je, ale było ono raczej skupione i lekko roześmiane, niżeli złowrogie.

— To ma być ponętne, a na razie widzę tu tylko mechaniczne ruchy — kontynuował mężczyzna. — Spróbujcie się rozluźnić. Mniej myśleć.

Alexander ruszył do kolejnej pary, zostawiając mnie z chłopakiem, który przyglądał mi się przenikliwie.

— Przestań tak na mnie patrzeć — wymamrotałam. — Nic dziwnego, że nie potrafię się rozluźnić.

Roześmiał się pod nosem, żeby po sekundzie spoważnieć. Jakby na coś wpadł.

— Zamknij oczy.

— Co? — zapytałam.

— Może z zamkniętymi oczami przestaniesz roztrząsać wszystkiego i po prostu to poczujesz...

— Próbujesz ze mną flirtować czy rozpocząć kłótnię?

Matthew parsknął. Chyba jeszcze nie słyszałam, żeby tak dużo razy się śmiał w ciągu jednego dnia. Nie przy mnie.

— Ufasz mi? — Uchyliłam usta na to nieoczekiwane pytanie, ale nie zaprzeczyłam. Nie odpowiedziałam od razu, ale to nie było takie łatwe. To było coś pomiędzy tak i nie.

— Nie wiem — odparłam szczerze, czym nie wydawał się urażony.

— W porządku, w takim razie to będzie nasze ćwiczenie na zaufanie.

Usłyszałam dwukrotne klaśnięcie w dłonie.

— Skoro już mamy odświeżone kroki, spróbujmy dodać do tego muzykę — odezwała się Margaret.

— Zamknij oczy i przestań myśleć — powiedział Matthew, zanim pochwycił mnie w ramiona. Zdecydowanie, i bez wahania.

I zaufałam mu. Z mocno walącym sercem przymknęłam powieki i wsłuchałam się w pierwsze sensualne dźwięki saksofonu, których wibracje przemknęły przez mój kręgosłup. Przez ciemność wszystko wydawało się intensywniejsze, inne zmysły wyostrzyły się. Dotyk wydawał się gorętszy. Słuch bardziej wyczulony na pulsowanie muzyki, jak falę rozbijającą się na brzegu. Wtopiłam się w chwyt Matthew, poddałam się mu, gdy rozpoczął taniec silnym skrętem tułowia. Tango to nie walka o dominację, a oddanie. Poszukiwanie przez kobietę i mężczyznę siebie nawzajem — swojego uścisku, sposobu na bycie razem.

When marimba rhythms start to play
Dance with me, make me sway
Like the lazy ocean hugs the shore
Hold me close, sway me more

Poruszałam się w sposób wyznaczony przez partnera, on nadawał tańcu pęd w rytm płynącej melodii. Znałam tę piosenkę mimo wyraźniej przeróbki i spowolnienia, przynajmniej tak sądziłam póki jej bieg niespodziewanie się nie zmienił w rap, co mnie zaskoczyło, ale nie wybiło z rytmu.

Flashing lights of devotion
Circling in slow motion
I kissed the lips of a potion
And now I'm out in the open

Nasze ciała ślizgały się razem, dopełniały się. Tam gdzie był on, byłam i ja. Właśnie tego nam brakowało — tej intymności. Między nami nie było żadnych barier. Otworzyłam oczy w sekundzie, gdy moja noga owinęła się wokół niego w enganche. Z uśmiechem przywitałam jego chwilowe zaskoczenie zmianą kroków. Tango to nie tylko wyuczona sekwencja, lecz ciągłe wychodzenie sobie naprzeciw. Zaskakiwanie się. To metoda zmuszenia partnera do wybierania nieoczekiwanych rozwiązań.

To trwało ułamki sekund, nim zmusił mnie do okręcenia się i w bliskim trzymaniu, które spowodowało zetknięcie naszych ramion, odchylił mnie do przodu. Rozchyliłam prosto nogi do volcada, urwany oddech uchodził spomiędzy moich warg, gdy patrzyłam w oczy Matthew. Były niczym rozżarzone dwa węgle, źrenica pochłonęła tęczówkę.

Moje serce dudniło, każdy nerw i mięsień tętnił dla Matthew White'a. Na ten jeden taniec należałam do niego.

Hold me close, sway me more

Wraz z ostatnimi dźwiękami melodii wylądowałam na biodrze partnera w intymnym podniesieniu, które wykończyłam uniesieniem nogi pionowo do ciała. Nasze twarze dzielił nie więcej niż cal, oddychałam tym samym powietrzem, co on. Każdy wdech i wydech był pochłaniany przez niego.

Wtedy rozległy się oklaski. Zamrugałam powiekami, jakby otrząsnąwszy się z letargu — z czaru Matthew.

Stanęłam na własnych nogach delikatnie opuszczona na podłogę przez chłopaka, który trzymał mnie jakbym nic nie ważyła. Większość uczestników zajęć musiała w pewnym momencie zatrzymać się, ponieważ najwyraźniej wszyscy stanęli z boku, żeby móc nas oglądać. Rumieniec rozgrzał moje policzki i szybko pożałowałam, że ograniczyłam się zaledwie do maskary. Margaret niczym dumna mama klaskała najgłośniej z szerokim uśmiechem, mówiącym: „właśnie o to mi chodziło".

— Nie chcecie poprowadzić naszych zajęć? — zaśmiał się gromko Alexander, co było chyba jednoznaczne z tym, że teraz zrobiliśmy to dobrze.

— Zostawimy to wam — parsknął Matthew, który nie wydawał się skrępowany zebraną uwagą. Ani tym, co się między nami wydarzyło. Cokolwiek to było, zaistniało i już dłużej nie mogłam tego lekceważyć. — Chodźmy — szepnął, spoglądając na mnie z góry. — Mam czego potrzebowałem.

Tak, z pewnością coś zmieniło się pomiędzy nami. Jeśli miałam co do tego jakiekolwiek wątpliwości, rozwiały się one, gdy patrzyłam w jego oczy. Zrozumiałam również, że nie chodziło o to, że nie ufałam Matthew. W rzeczywistości przez cały ten czas to sobie nie ufałam, w jego pobliżu obawiałam się własnych reakcji.

Od Autorki:

Czy tylko mi towarzyszyło podekscytowanie, podczas czytania — w moim wypadku bardziej tworzenia —
tego rozdziału?

Jakie wrażenia? Wasz ulubiony moment? Wiem, że większość czeka na jedno, ale myślę, że na wszystko przyjdzie czas. Czasami gorące sceny to nie tylko pocałunki i szybki numerek.

Continue Reading

You'll Also Like

44.1K 1.2K 27
Noemi Lily Taylor i Alexander Noah Evans. Na pierwszy rzut oka są z dwóch innych światów i są zupełnie inni.Ale przeciwieństwa się przyciągają ❤️ Jak...
13.8K 1K 12
Spin-off dylogii układ ARES HERMAN Trzydziestosześcioletni Ares Herman poszedł w ślady ojca, Victora Hermana i założył własną firmę graficzną. Jego ż...
555K 27.8K 42
Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się w rodzinie idealnej. W rodzinie, w któr...
20.5K 905 22
2 część „Gdybyś tylko wiedział" Prawie już teraz dziewiętnastoletnia Nellie West. Po prawie półtora roku od ucieczki z rodzinnego miasta, w którym zo...