Fairy Tail - historia Laxusa...

By RhanBoleyn

1.2K 112 2

Próbując żyć w świecie pełnym hipokrytów sam stawał się jednym z nich, a dusza dawniej nie znosząca ogranicze... More

0. Kiedy skończę z Oracion Seis
I. Wnuk Tytana
II. Prawo silniejszego
III. Narodziny smoka
IV. Jak zostać Smoczym Zabójcą - nic z ciebie nie będzie.
V. Dwie definicje potęgi
VI. Burza zwiastuje zmiany
VII. Operacja: Futrzak
VIII. Pierwszy poważny rachunek
IX. Niebezpieczne informacje
XI. Gniew bogini
XII. Zniszczenie dumy
XIII. Nikt nam nie powiedział...
XIV. Nikt nam nie powiedział... (2)
XV. Skarb narodowy
XVI. Strach ma barwę zieleni
XVII. Koszmary Laxusa
XVIII. Dlaczego mam walczyć?
XIX. Jesteś moją siostrą
XX. Przeczucia
XXI. Kilka słów prawdy
XXII. List. Ciche pożegnanie
XXIII. Czekaliśmy
XXIV. Rozumieliśmy
XXV. Dzieci Podziemia
XXVI. Gniew pustyni
XXVII. Wieża, której nie było
XXVIII. Droga siostro
XXIX. Otworzyliśmy piekło
XXX. Wyciągnięte ręce
XXXI. Spójrz na mnie
XXXII. Zbiera się na burzę
XXXIII. Chleba i igrzysk
XXXIV. Zabijmy
XXXV. Oprzyj się

X. Głupiec. Mag. Pustelnik.

23 4 0
By RhanBoleyn

- Laxus... Weź Majnu i idźcie z Mistem do wagonu z jedzeniem.

- A po co? Nie chcę...

- Natychmiast!

Przysięgam, że nie było na świecie osoby denerwującej mnie bardziej, niż Naina ze Wschodu. Nie było, i nie sądziłam, że się ktoś taki pojawi. W jej obecności poziom irytacji/zdenerwowania sięgał ponadprzeciętnej, i, gdy nikt nie słyszał, nazywałam to poziomem wkurwienia. Wiem oczywiście, że trzynastolatki nie powinny się tak wyrażać, ale jej egzystencja prowadzona tuż obok mnie, na przykład w gildii, była dla mnie nie do zniesienia i nie do opisania. 

Znałam ją miesiąc, i tyle wystarczyło, bym poczuła czystą, definitywną niechęć, która do tej pory nie była mi znana z racji swojej intensywności. Miałam po prostu wrażenie, że gdy Przybłęda znajduje się w pobliżu, całe moje ciało płonęło złością, nie potrafiłam powstrzymać zirytowanych spojrzeń pełnych pogardy mknących w jej stronę, ani prychnięć lekceważenia, gdy zaczynała o czymś mówić. Nie chodziło tu bynajmniej o to, że była ładna (ostatnio zauważyłam, że jestem kimś, kogo drażnią ładne dziewczyny kręcące się przy Laxusie), ani o to, że była wygadana, bo prawie na każdą zaczepkę znajdywała odpowiedź. 

Nie, mi chodziło o coś zupełnie innego. 

Na pierwszy rzut oka poznałam się na jej charakterze, była odpychająca z racji swojego przekonania, że wszystko wie najlepiej. WSZYSTKO! Począwszy od prawidłowej dykcji, przez kreślenie run magicznych, do znajomości istot, również magicznych. Żeby było mało, wpierała swoje racje każdemu, nawet ludziom, którzy wiedzieli więcej od niej, i nie miało dla niej znaczenia, że w wielu sprawach zwyczajnie się myliła. A jeśli ktoś "nie umiał" przyjąć jej racji, do przekonania go używała brutalnej siły, gróźb i czego to jeszcze nie wymyśliła, bo przecież nie wchodziło w grę by ona, wiedząca wszystko lepiej, mogła się mylić.

Wyobraźcie sobie ton przemądrzałych osób, których nie znosicie, pomnóżcie przez czterdzieści osiem, i będziecie mieli wynik określający moje negatywne nastawienie do tego osobnika. Laxus nie miał z tym nic wspólnego, tylko czasem, jak widziałam jego spojrzenia, proszące o jej aprobatę, miałam ochotę wydrapać jej te przeklęte, kocie ślepia, którymi, według mnie, czarowała.

 Do tego dochodziły jej głupie nawyki i zachowania, tchórzliwa oszustka nie stroniła od kłamstwa, nie mówiąc o tym, że KRADŁA własność innych ludzi i uważała, że to zabawne. Zgrzytałam zębami ze złości, ale nie reagowałam. Do czasu, aż postawiłam jej tarota. 

Głupiec. Mag. Pustelnik. 

To była kombinacja, jakiej wcześniej nie spotkałam i nawet nie myślałam, że te trzy karty mogą wystąpić razem. 

Z niechęcią musiałam przyznać, że do głupich to jej zaklasyfikować się nie dało, więc siedziałyśmy naprzeciw siebie, w toczącym się pociągu do Hargeonu, i mierzyłyśmy się spojrzeniami wyrażającymi mniej niż pogardę, ale więcej niż politowanie. 

- Widzę, że chcesz o coś zapytać, Red - wypowiedziała moje imię tak, jakby chciała splunąć, lecz na to też nie zareagowałam. Była Przybłędą, jej pojawienie się w Fairy Tail to czysty przypadek, za który odpowiadał ktoś trzeci, a sama jej obecność w pociągu to po prostu żart losu. Nie potrzebowałam o to pytać, by wiedzieć. 

Wyciągnęłam ze swojej torby talię kart, przetasowałam je sprawnie i pokazałam trzy wybrane, które należały do niej. Obrzuciła je zainteresowanym spojrzeniem i odruchowo spojrzała w bok, spodziewając się znaleźć tam rudego kocura, który też nieprzeciętnie mnie drażnił, lecz zastała puste miejsce. Majnu poszedł z Laxusem i Mistgunem. Musiał, nie miał innej opcji.

- Wiesz, co to jest? - zapytałam retorycznie, bo znałam odpowiedź.

- Karty tarota - odpowiedziała uprzejmie, ale uśmiech, który przykleiła do twarzy, zabijał.

- Dokładnie. Kilka dni temu postawiłam go tobie...

- A to nie trzeba do tego obecności tej drugiej osoby, co ją sprawdzasz? - przerwała mi, teraz naprawdę zainteresowana. 

- Nie zawsze. - Nie czułam się w obowiązku, by wyjaśniać jej, że stawiać komuś tarota bez obiektu zainteresowania jest trudno, a warunkiem jest silna chęć posiadania informacji. Naprawdę bardzo silna. - Te karty, ogólnie, znaczą siłę, inteligencję i zbrodnię - wysyczałam ostatnie słowo, ze złośliwą satysfakcją obserwując, jak zmienia się kolor na jej twarzy. Najpierw zrobiła się czerwona, a później pobladła, otwierając szeroko oczy, i zwilżyła wargi językiem, nerwowo, jakby nad tym nie panowała. To był chyba odruch bezwarunkowy w stanie silnego stresu, dobrze wiedzieć - Wiem, że kogoś straciłaś. Wiem też, że nie jesteś normalnym magiem, bo ta kombinacja... - pokręciłam przecząco głową - ...nie jest naturalna. I nigdy nie była. 

- Miałam siostrę - powiedziała po chwili, cicho, tak, że prawie nie usłyszałam. Odgarnęłam czerwony kosmyk włosów za ucho i nachyliłam się ku niej, żądna informacji.

- Co się z nią stało?

- Została w Minstrel.

Zimno.

Dreszcz strachu.

A później cisza.

Pobladłam i wyprostowałam się, ciężko przełykając ślinę. 

Jej zielone oczy badały moją reakcję, ale nie wydawały się mieć satysfakcji z mojego strachu. Minstrel. Przeklęta, zapomniana przez Boga kraina, do której nikt nie powinien się zbliżać, nigdy! I każdy o tym wiedział. Więc...?

- Co tam robiłyście? - zapytałam ostrożnie, nie będąc do końca pewną, czy chcę znać odpowiedź.

 - Polowanie - rzuciła cicho, a ja zachłysnęłam się powietrzem. 

Nie. Stanowczo nie tego się spodziewałam 

- Zginęła tam, cztery miesiące temu. Ty nic nie wiesz o Wschodzie, co? - zapytała ze zrezygnowanym uśmiechem, po czym sama sobie odpowiedziała - Nie, jasne, że nie wiesz. Co ktoś taki jak ty może wiedzieć? Wyrwałam się stamtąd, jestem tutaj...

- No właśnie! - podniosłam głos o oktawę i ponownie go zniżyłam niemal do szeptu - dlaczego? Co tu robisz?

- Szukam kogoś.

- Kogo?

- To nie jest twój cholerny biznes - syknęła w odpowiedzi, a z jej spojrzenia zniknęło przygnębienie. Wciągnęłam powietrze przez zęby, w całkowitej gotowości bojowej, i wiedziałam, że walka, którą zaraz stoczymy, będzie czymś poważniejszym niż głupim pojedynkiem magicznym. Ważyłyśmy siły swoje i przeciwnika, oceniałyśmy każdy aspekt, od pewności siebie w spojrzeniu i mowie, po coraz krótszy oddech, świadczący o zdenerwowaniu. Drgnęła jej górna warga, mnie prawa powieka, sygnał do ataku.

- Wiesz, że cię nie trawię. I to się raczej nie zmieni.

- Jak wolisz. Mnie to ni grzeje, ni ziębi. - Wzruszyła ramionami.

- Wyniesiesz się stąd? 

- Wątpię. Podoba mi się w Magnolii, dlaczego miałabym nie zostać na zawsze?

- Poza Laxusem nikt cię tu nie chce.

- Poza Laxusem są ludzie, którzy mnie potrzebują.

- Ciekawe niby kto?

- Gray?

- Gówniarz, za miesiąc zapomni, że w ogóle istniejesz!

- O co ci chodzi, Red? Dlaczego mnie tak nie cierpisz?

- Mówiłaś, że ci to wisi.

- Mówiłam, że wisi mi konkretnie twoja niechęć do mnie, nie było mowy o powodach.

- Nie znoszę kłamców i złodziei, a ty jesteś i jednym, i drugim.

- Na dodatek Laxus lubi mnie trochę bardziej, combo, co? - zaśmiała się dziwnie, a jej chichot wcale nie przypominał tego głupkowatego, wesołego śmiechu który znałam. To było coś groźniejszego, jakby śmiało się ze mnie zwierzę. Śmiało się, bo zaraz miałam zostać przez nie pożarta.

- Nie obchodzi mnie... - oponowałam, zdenerwowana nie na żarty.

- Owszem, obchodzi! - przerwała mi stanowczo i spojrzała na mnie ze złośliwym uśmieszkiem, który miałam ochotę jej wydrapać, rozedrzeć, cokolwiek! - Nie wchodź mi w drogę, Cyganko. Ja nie jestem taka do końca miła, uprzejma i neutralna, jak ci się wydaje.

- To groźba? - prychnęłam lekceważąco, dając jasny sygnał, że takie gadki na mnie nie działają.

- Nie. Informacja, z której musisz zrobić użytek - podkreśliła, gapiąc się tymi hipnotyzującymi ślepiami, które z bliska były nie tylko zielone, miały drobne, brązowe plamki wokół źrenic.

- A co do twojej magii... - podjęłam po chwili, na co ona parsknęła zniecierpliwiona i machnęła lekceważąco ręką, jakby to było najmniej istotne.

- Dajmy sobie spokój, zaraz wrócą. - Wskazała głową na drzwi do kolejnego wagonu. O, nie, nie dam się zbyć tak łatwo. Próbowała mnie postraszyć, żebym dała pas, ale trafiła na godnego siebie, jeśli nie lepszego, przeciwnika.

- To ciekawe, że nawet Laxus, najsilniejszy z młodszego pokolenia, nie może cię pokonać. - Gdzie siłą nie można, tam trzeba sposobem, prawda? Naina zaśmiała się nieprzyjemnie i wyprostowała na siedzeniu, opierając rękę na parapecie okna.

- Kto powiedział, że nie może? - jej zielone oczy jarzyły się niebezpiecznie, a rozciągnięte w konspiracyjnym uśmiechu wargi drżały, powstrzymując się od wybuchu. 

Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i zastanowiłam się chwilę. Z tego, co wiedziałam, Laxus z nią walczył kilka razy, i zawsze przegrywał, więc tytuł najsilniejszego maga przypadał jej, co z żalem stwierdzałam. W takim razie dlaczego... 

- Chcesz wiedzieć, jak jest naprawdę? On WYOBRAŻA sobie, że jestem silna. Rzeczywistość wygląda trochę inaczej, Red, i niedługo on też to zauważy. Wszystko wymaga odpowiedniego punktu widzenia. Laxus za jakiś czas będzie w stanie mnie pokonać, teraz jeszcze nie, to normalne. - Wzruszyła ramionami nonszalancko. - W końcu jestem Smoczym Zabójcą. Problem tkwi w tym, że nawet, gdy Iskierka będzie do tego zdolny, nie odważy się na to. 

Wygładziłam rysy twarzy i przyglądałam się jej z natężeniem, bo coś tu było bardzo nie tak. 

- A powód jest bardzo prosty; gdy Bóg krwawi, przestajemy w niego wierzyć. Wierzy, że musi mnie pokonać, by móc stanąć do walki o tytuł najsilniejszego w Fairy Tail, ale gdy to zrobi, stanie się coś... ciekawego - zakończyła mało efektownie.

- Skąd wiesz?

- Oj, bo to samo było ze mną i moją siostrą - westchnęła zniecierpliwiona - Ona była dla mnie barierą, którą pokonać musiałam i nie chciałam. Gdyby przyszedł dzień, w którym by ze mną przegrała... - spojrzała przez okno i podrapała się po głowie w zamyśleniu - ... to myślę, że przestałabym być magiem. 

- Laxus nie przestanie być magiem tylko dlatego, że cię pokona! - warknęłam, zirytowana jej dumnym myśleniem. Co ona sobie wyobrażała?! Że ma aż taki wpływ na Laxusa?!

- Nie powiedziałam, że tak samo będzie z nim. Skutek może być ciekawy, słuchasz, co ci tłumaczę? - zniecierpliwiła się - Tak by było w moim wypadku. Co zrobi Iskierka, skąd ja to mogę wiedzieć? 

- Ale nazywanie siebie bogiem to herezja - wytknęłam, patrząc na nią pogardliwie, lecz odpowiedział mi jej pusty uśmiech. Iskra niechęci była namacalna, prawie widziałam, jak przeskoczyła ode mnie do niej, i z powrotem. 

- Nie ma nic złego w cenieniu swojej siły. Ty mogłabyś być trochę pewniejsza siebie. Masz inny zapach, twoja magia to nie jest taki niski poziom, jaki chcesz, by ludzie myśleli, że jest, nie? 

- Nie wiem, o czym gadasz, ale zamknij się w końcu!

- Trafiłam! Spróbujmy się kiedyś, co, Cyganko? Zobaczymy, która z nas jest lepsza - zaproponowała z prowokującym uśmieszkiem. Pewnie myślała, że odmówię ze strachu przed czarną, zimną energią, ale ani mi to było w głowie. Ja także się uśmiechnęłam, z politowaniem nad jej głupotą. Jak chce, niech ma.

- Kiedy?

- Jak wrócimy do Magnolii, co ty na to?

- Stoi, zadowolona?

- Nie, a ty zadowolona?

- Nie.

- Więc stoi.



- Zejdź mi z drogi, Cyganko. –zmierzyła mnie spojrzeniem, od którego powinnam dostać dreszczy.

- Zmuś mnie, Przybłędo. 


Nasza magia płonęła wokół, zabierając tlen pozostałym, kotłującym się w gildii magom.

- Ryk Smoka Przeznaczenia!

- Układ siódmy: Otchłań!

Kombinacja kart, którą stworzyłam, pochłonęła jej energię i zamknęła w kręgu magicznym. Poczułam w płucach ból, wzmagający się z każdą nanosekundą, rosnący do monstrualnych rozmiarów. Zabrakło mi tchu, a lodowaty chłód w trzewiach pozbawił mnie przez chwilę logicznego myślenia. Układ został zniszczony. Dlaczego?

- Te twoje karty są całkiem dobre – przyznała Przybłęda. – Ale zebrałaś za dużo energii, Cyganko. Mój Ryk to poziom, o jakim nie masz pojęcia – uśmiechnęła się wrednie i patrzyła wyczekująco, jakby rozumiała, co się ze mną dzieje. 

Spróbowałam nabrać powietrza, by zapytać "jak?!", ale wyrwał mi się tylko krzyk i ból zwalił mnie z nóg. Czułam drżenie na całym ciele i gorąco na policzkach, mimo że wewnątrz szalał zimny wiatr, rozrywający moje organy! Dławiłam się powietrzem i śliną... umierałam?

- Naina! Co ty jej zrobiłaś!? – zobaczyłam nad sobą szare oczy Laxusa i jego zmartwioną minę. 

Chciałam się uśmiechnąć i powiedzieć, że wszystko dobrze, ale nie dałam rady. Trzęsłam się coraz bardziej i, mimo bólu, dochodził do mnie wynik pojedynku. To, że przegrałam, to jedno. Ważniejsze było to, że wiedziałam, czym naprawdę jest magia Nainy ze Wschodu.

- Odsuń się, zaraz... odsuń się Laxus! Do cholery! To jej wina! Mojej magii nie można pochłaniać, nie mając przynajmniej drugiego zbiornika! – warknęła Przybłęda, ale podeszła do mnie z dziwną miną. Pytałam oczami o to, co się stało, a ona niemo zdawała się odpowiadać. Miałam rację. Od początku.- Zaraz przestanie boleć, gdybyś była Smoczym Zabójcą i chciała fizycznie wchłonąć mój Ryk, to już nic by z ciebie nie zostało – uśmiechnęła się Przybłęda, a jej szczupłe dłonie dotknęły mojej głowy i oplotła je zielona, przejrzysta mgiełka.

- Musisz być potworem, strasznym, silnym potworem. Chcę rewanżu – wyszeptałam z ulgą, mrużąc powieki i wzdychając cicho.

- Nie mów nikomu – poprosił Smoczy Zabójca.

- Nie powiem, to twoja sprawa.



Głupiec.

- Gdzie tak długo byłaś?

- Obchodzi cię to?  

- Trochę.

- Trenowałam do naszego pojedynku, wystarczy?

- Wystarczy.

Miała głupi, przebiegły uśmieszek na twarzy, a oczy świeciły jej się nienaturalnie, gdy rzucała mi zainteresowane spojrzenia znad czytanej książki. Obok niej grzecznie siedział Gray, popijając coś z kubka, i ciągnął za ogon śpiącego Majnu, sprawdzając, za którym razem kocur się obudzi. Dosiadł się do nas Macao, z trzecim dzisiaj kuflem piwa, choć było dopiero południe, i zaczął prawić filozoficzne wywody na tematzakładów, polityki i zagłady świata więc w sumie i tak temat skończył się na pieniądzach, tylko później zaczęło się wycenianie towarów magicznych, od cylindrów w których znikały króliki, do magicznych kluczy, dywanów, turbanów, pojazdów i całej reszty. W pewnym momencie zaczęli nawet gadać, ile kosztują łuski smoków, ich zęby lub pazury.

- A ja to słyszałem, że za kilogram łusek można dostać kilka tysięcy kryształów! - wtrącił Gray, zwracając na siebie uwagę gorączkowo dyskutujących magów. Naina zmierzwiła chłopcy grzywkę i zaśmiała się pobłażliwie.

- Można, na pewno, tyle że jedna smocza łuska waży trochę ponad kilo. Zależy jeszcze, z jakiego miejsca, bo jeśli chodzi o te na brzuchu, piersi, grzbiecie lub nogach to ważą więcej.

- Tak?! To jakbym miał jedną taką łuskę daliby mi kilka tysięcy kryształów? - bachorowi zaświeciły się oczy.

- Gray, smoki nie rozdają swoich łusek. To tak, jakbyś odcinał sobie kawałki skóry. Swoją drogą, Red, co zamierzasz dzisiaj robić? - spojrzała na mnie z zainteresowaniem, ignorując fakt, że przerwała mi stawianie tarota.

- Wywoływać duchy - mruknęłam na odczepnego, a Przybłęda wzdrygnęła się z niechęcią, czyli tak, jak podejrzewałam.

- Nie wolno, nigdy nie wiadomo, kogo się wywoła.

- To, że ty czegoś nie wiesz, nie znaczy, że wszyscy inni też są tak głupi - odpowiedziałam złośliwie i dalej układałam karty na dębowym blacie stołu.


Mag. 


Wiedziałam, co się stało na Galunie. Ale to chyba jest tak, że nie wierzymy w to, czego nie widzieliśmy i w to, co nas nie dotknęło. O nic nie pytałam. Nie chciałam wiedzieć. Niestety, zdawałam sobie sprawę, że dawny, beztroski Laxus odszedł, a jego miejsce zajął trzynastolatek o pogardliwym spojrzeniu, którego nie rozpoznawałam. Wiedziałam też, kto go stworzył.

- Jesteś tego pewna? - drwiący głos przeszył ciszę i nie miał nic wspólnego ze spokojnym, sympatycznym, codziennym tonem. Było w nim wyzwanie, groźba, której nie mogłam ulec!

- Jestem.

- No to zaczynamy.

Zgodziłam się. Dlatego stałam naprzeciw niej, na pustkowiu, które kilka minut temu było porośnięte trawą i krzewami, teraz została jałowa ziemia, palona bezlitosnym słońcem. Powietrze płonęło, a szeroko otwarte niebo nad nami zdawało się być błękitnym, ciepłym przyzwoleniem na walkę. Nie było nikogo, kto mógłby nas obserwować, kto mógłby nam przerwać. Uśmiechnęłam się do siebie, zamierzałam jej udowodnić, że w Fairy Tail jest ktoś jeszcze, kim nie można pomiatać i uważać za słabego. Obie związałyśmy włosy na czubku głowy, by nie przeszkadzały. Przybłęda włożyła czarne rękawiczki z niecodziennej, mieniącej się skóry, ja wyciągnęłam karty ze specjalnej kabury przy pasku na biodrach. 

Uwolnienie magii. 

Energia zebrała się wokół, mieszając czerń z czerwienią i łącząc tak, jakby nigdy nie chciały się rozstać. Zabrakło miejsca na cokolwiek innego, przestrzeń została wypełniona naszą siłą, wirując wokół nas, próbując wzajemnie się przezwyciężyć. Chłód jej magii odbierał czucie w kończynach.

Pochyliła głowę powoli, nie spuszczając ze mnie wzroku, obserwowała spod oka każdy mój ruch, czekając. Wiedziałam, że ta, która zaatakuje pierwsza - przegra. 

Drgnęła jej górna warga, a mnie powieka. 

Sygnał. Teraz!

- Układ drugi; Bariera magiczna. - Czternaście kart stworzyło nad nią krąg, połączony moją magią, z którego spadły cztery filary, wyższe od niej o kilka centymetrów. Nie opanowałam jeszcze tej techniki, ale to, co miałam, wystarczyło. Otoczyły ją i zamknęły za czerwoną, przezroczystą zasłoną, uniemożliwiającą jej ucieczkę - Pieczętowanie - zakomenderowałam, nie zważając na jej czarną magię, kumulującą się i skondensowaną tak bardzo, że została przez nią przysłonięta. Coś kombinowała, tylko co? 

Mignął mi zarys jej dłoni, gdy dotykała bariery, i zacisnęła je w pięści, a ta rozleciała się na drobniutkie części, razem z filarami. Opadły w dół, bez szelestu, bez słowa skargi, że wywołałam je tylko po to, aby zostały zmiażdżone.
Powietrze, wcześniej przesycone upałem, teraz było lodowate, a z naszych ust wydostawała się para, gdy oddychałyśmy płytko, próbując uzupełnić stracone zapasy magii. 

- Moja kolej - naciągnęła rękawiczkę na prawej dłoni i uśmiechnęła się bez wesołości, ale mojej uwadze nie umknął fakt, że oddychała ciężej, a gdy mówiła, pociekła je z nosa i ust krew - Ta bariera była mocna, chyba się co do ciebie pomyliłam, Cyganko. - O, nie, nie była zadowolona z wypowiadanych słów. Ja zresztą też nie, ponieważ nie rozumiałam, do czego piła

 - Siedemnaście modlitw ulatuje w niebo... - Zbladłam i prawie wypuściłam karty z rąk. Klątwa?! Jest w stanie nałożyć Zakazane Zaklęcia?! 

Rozejrzałam się panicznie dookoła lecz nie dostrzegłam najmniejszych śladów kręgu magicznego, nakreślonego runami. Nade mną? Pode mną?

 - Żartowałam.

Poczułam uderzenie w splot słoneczny i zabrakło mi tchu. Siła była nie do opisania, a przynajmniej nie według mnie, gdy oszołomiona padałam na ziemię, przebywając krótki dystans w stanie nieważkości. Upadłam. Poczułam twardą ziemię pod plecami, przejechałam po gruncie i wiedziałam, że z mojej koszulki nie wiele zostało, zaledwie kilka pasów, ledwo trzymających całość. Świat wirował mi przed oczami, a czarna magia dominowała moją czerwień...

- Układ trzeci; Ciemność. - Nie słyszałam swojego głosu, zakładałam więc, że szeptałam przez wyziębione w tak krótkim czasie gardło, które zaczęło palić i drapać. Czerwone światło rozbłysło ponownie, lecz słabiej, niż na początku. Miałam skończyć ten pojedynek jako przegrana? Przecież nie po to tu przyszłam, nie po to zgodziłam się na jej butne wyzwanie, na zaproszenie zaanonsowane pewnym siebie głosem, którego nienawidziłam! Nie pokona mnie tak, jak La... jak innych. A jeśli według niej Laxus mógł z nią wygrać, to ja też!

Przewróciłam się na bok i mimo opadających ciężko powiek rozejrzałam się dookoła, próbując coś wypatrzyć w plątaninie światła i cienia, tworzącą groteskową zasłonę świata. Gdzie był mój przeciwnik? Czy mój atak dotarł do celu? Lepiej, żeby tak, bo powoli opadałam z sił, a jeśli moje prognozy nie były trafne, to musiałam sięgnąć po najcięższe działo.

Krzyk.

Straszny, wypełniony agonią, resztką sił dobywający się z płuc, jakby oświadczający całemu światu, że stało się coś strasznego. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz, dający sygnał, że nie tylko jej współczuję, ale żałuję, że użyłam tego układu. Wywoływanie z serca człowieka jego najstraszniejszych wspomnień i nakazywanie mu przeżywania chwil bólu, bezradności i strachu ponownie było najpodlejszą rzeczą na świecie. Wiedziałam o tym, a mimo tego bez wahania sięgnęłam po to właśnie zaklęcie.

Podniosłam się powoli, nie pozwalając, by czerwień zgasła, kumulując siłę na nowo, choć wiedziałam, że magia, którą uwalniałam, to wciąż za mało. Musiałam postarać się bardziej...

- Ty... - Ochrypły głos przebił się przez szum w mojej głowie. Zachwiałam się, i aby nie zatracić świadomości zacisnęłam dłonie na talii kart. Potrzebowałam dowodu na to, że żyłam. Że szaleństwo czerwieni i czerni mnie nie pochłonęło - ... chcesz? - Jej zielone oczy zakryła mętna, szara błona, która pozwalała mojemu zaklęciu na ukazywanie jej najokropniejszych rzeczy.

- Układ... - zaczęłam spanikowana tym, że dalej chciała walczyć, choć upadła na kolana i trzęsła się jak w febrze.

- Już raz ją straciłam... jakim prawem chcesz mi ją odebrać po raz drugi, ty parszywa... Nigdy, kurwa, w życiu. Ryk...!

- ... dziesiąty; Wieczny Twór! - wytrzymam! Nie miało znaczenia, że moja magia ulatniała się w zastraszającym tempie, i aktywując to zaklęcie, narażałam swoje życie. Nie zniweluje tego czaru swoją magią. Nie pokona go, ponieważ według natury tworzenie jest nad zniszczeniem. Nie można zniszczyć czegoś, co trwa wiecznie. Coś, co nie ma ciała, nie może zostać ranione. 

Wiedziałam, czym była jej magia. Wiedziałam...

Błona opadła z jej oczu. 

Zmierzyło mnie zimne, beznamiętne spojrzenie, a czerń i czerwień zostały rozerwane. To był mój limit, po takim ataku nie mogła stać na nogach, a jednak trzymała się wyprostowana. 

Więc to była potęga Smoczych Dzieci wsparta Drugim Zbiornikiem? 

Przełknęłam ciężko ślinę i chciałam się zaśmiać, cicho, ironicznie, lecz z ust wydobył się skrzek, który nawet mnie przyprawił o gęsią skórkę. Byłam zmęczona, wypompowana całkowicie z energii, bo obie od początku nie bawiłyśmy się w przedstawienia. 

Ona domyślała się, czym dysponuję, ja doskonale znałam właściwości jej magii. Sięgnęłyśmy od razu po ciężką artylerię, skupiając się jedynie na kilku atakach, najsilniejszych, prawdopodobnie.

Naprawdę stała. Poruszała ustami, bezgłośnie, a ja próbowałam odczytać z ich ruchu, o co chodziło tej Przybłędzie, która okazała się prawdziwym potworem. Tak miałam skończyć? Naprawdę mnie pokonała, bez wysiłku, niszcząc moje najlepsze natarcia? Nie wykorzystałam swoich wiadomości, tak? Nie zrobiłam użytku z wiedzy, której użyczyły mi karty, więc musiałam przegrać. 

- To ostatni... ra... - zachwiała się niebezpiecznie, nie mrużąc oczu przed słońcem, które ponownie nas oświetliło, zabierając wspomnienia o zimnej, bezlitosnej magii. Upadła. Po prostu zwaliła się na ziemię, nieprzytomna, zostawiając mnie samą na polu bitwy, osuszonym i wyniszczonym przez nas do cna. 

To już? Koniec? Nawet nie miałam czasu, by z nią porozmawiać, jak należy. Nawet... nie mogłam... Laxus? Co on tu robi?

Śniły mi się góry, których ośnieżone szczyty skrzyły się w słońcu, lecz nie czułam zimna. Nagle ktoś na mnie krzyknął, lecz nim się odwróciłam, ocknęłam się.


Pustelnik.

Musiałam odpocząć i zamierzałam zrobić sobie kilka dni wolnych od pracy, gildii i ludzi. Nie chciałam widzieć nikogo po walce z Przybłędą, która, moim zdaniem, nie została rozstrzygnięta, a według niej wynikiem była moja wygrana. Nędzny to był tryumf, nie miałam z niego żadnej satysfakcji, bo z czego się cieszyć, jeśli padasz tak samo, jak twój przeciwnik? Zamierzałam jednak wykorzystać zebrane informacje i wymyślić strategię, która pozwoliłaby mi wygrać następnym razem. 

Późne popołudnie barwiło niebo na pomarańczowy, ciepły kolor, później pojawiły się czerwień, róż i fiolet, zwiastując rychłe nadejście wieczoru. Na stole przede mną leżał pokrojony w plastry ananas, w zasadzie tylko dwie części, a ja wygrzewałam się na ławce za domem obrośniętym bluszczem. Nie miałam żadnych ran, co wydawało się dziwne, lecz podejrzewałam, że po prostu Naina nie trafiła ostatnim atakiem. 

Zastanawiałam się, co myślał na ten temat Laxus. Zjawił się na miejscu gdy skończyłyśmy, a może obserwował wszystko od początku? Widziałam go wyraźnie, nim sen rozmazał jego kontury, a zmęczenie zagłuszyło głos. Powiedział coś do mnie ale... uch, pomimo starań, nie przypomniałam sobie niczego, poza łagodnymi, szarymi oczami, które patrzyły na mnie zaniepokojone. Martwił się.

Poczułam gorąco na policzkach z powodu tej dziwnej, przyjemnej myśli.I jego oczy wcale nie były puste, jak wcześniej, naprawdę się martwił!

Zacisnęłam dłonie na spódniczce i opuściłam głowę, nie chcąc, by świat zobaczył moją radość. Następnym razem powinnam bardziej się postarać, nie chciałam, by się martwił o mnie, tylko dlatego, że walczyłam z Przybłędą. Z tak głupim wynikiem! 

Syknęłam, zirytowana nagłą myślą o swojej porażce. I co teraz? Może zajmował go stan mojego zdrowia, ale kiedy dowie się, że przegrałam... bo na pewno tak powiedziała mu ta idiotka, nie będę go już obchodziła. Sam powiedział, że nie lubi słabych, ani tchórzy, dlatego trzymał z Przybłędą. Och, gdyby nie ona, wszystko byłoby prostsze! Na dodatek nikt już nie pamięta, że naraziła Graya na śmierć z powodu przekonania o swojej sile! Jakby miała się za niezwyciężoną!
I co oznacza jej kombinacja kart? Dlaczego nie mogę ich dokładniej odczytać? Jakby jej przeszłość była zasłonięta, zamknięta... jakby jej wcale nie było.

 Na dodatek Mistrel... dlaczego akurat ona i jej siostra wybrały się na Polowanie? Cztery miesiące temu, początek roku... miała trzynaście lat i poszła? Znając życie pewnie nie mogła się opanować, by nie udowodnić swojej wielkiej siły, a jej siostra z całą pewnością pobiegła ją ratować!

- W końcu jest głupią idiotką! - syknęłam pod nosem, obierając tę teorię za pewnik. W ten sam sposób postąpiła z Grayem, tylko o ile jej siostrze udało się ją uratować, o tyle Przybłęda nie zrobiła żadnego ruchu w stronę atakujących bachora. I ktoś taki był magiem Fairy Tail? To się w głowie nie mieściło.

- Wiem, ja też się nie cieszę, że cię widzę - usłyszałam i spojrzałam w stronę drzwi wychodzących na mały taras za domem. Stała w nich ONA z miną, która wyrażała całą jej niechęć do mnie.

- Czego tu? - warknęłam, zła, że przylazła by przerywać mi myślenie. Może nie wiedziała, ale niektórzy ludzie żyją dzięki takiemu procesowi. Nie, była za głupia!

- Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz i czy jeszcze nie zdechłaś - uśmiechnęła się upiornie i podeszła z zamiarem zajęcia miejsca na ławce obok mnie.

- Nie pozwoliłam ci tu wejść.

- No, ale twoja mama owszem. Więc sobie klapnę, dobra? Cały dzień latałam po Magnolii, szukając twojego domu, należy mi się odpoczynek. - i usiadła, nie patrząc nawet na ananasy. I dobrze, nie lubiłam się nimi dzielić. 

- Po co?

- Jakie ty masz głupie pytania. Powiedziałam ci przecież, nie? Żeby sprawdzić, czy żyjesz. - potarła palcem powiekę, oparła się o chłodny mur domu i z ulgą westchnęła.

- No to żyję. Idź stąd. Nie mam ochoty na twoje towarzystwo - mruknęłam, biorąc kolejny plasterek owocu.

- Wiem, i dlatego przyszłam. To ostatnie zaklęcie naprawdę mnie wystraszyło. Co to w zasadzie było?

- Myślałam, że zapytasz o to, po którym się tak darłaś, że cię w Crocusie usłyszeli - zauważyłam złośliwie, a ona zmarszczyła lekko brwi, po czym zacisnęła usta i odwróciła głowę.

- Ta, to było dobre. Chyba działa na każdego człowieka inaczej, nie? I pokazuje ci to, co przeżyłaś i jest dla ciebie najboleśniejsze. - pokiwała głową, po czym przygryzła policzek. Szybko się zorientowała, choć nie była to zagadka najwyższych lotów.

- A ty co widziałaś? - zapytałam bez entuzjazmu. 

- Jak moja siostra umiera. 

- Co robiłyście w Mistrel? 

- Już ci przecież powiedziałam.

- Ale dlaczego akurat ktoś taki jak ty poszedł na Polowanie? - sarknęłam, poddając pod wątpliwość jej siłę i, przede wszystkim, odwagę.

- Nie miałyśmy za bardzo wyjścia. Lenorah wtedy zniknęła, a nam odcięto drogę w głąb kraju, zmusili nas. - wzruszyła ramionami.

- Kto niby? - mimowolnie zaczęło mnie to interesować, ale ona prychnęła zniecierpliwiona i zamilkła, nie chcąc mówić dalej.

- Nie zrozumiałabyś. - odwróciła głowę z zaciętą miną, ale wyczułam, że chciała, bym drążyła temat. Chciała o tym mówić, tylko nie wierzyła, że ja uwierzę.

- Jak sobie tam chcesz. W gruncie rzeczy i tak mam to gdzieś. 

- No. Wiem. - pokiwała znów głową i westchnęła głęboko, a później się uśmiechnęła jak psychopatka - Ej, zamierzam zniknąć na trochę. Mogłabyś do tego czasu rzucić okiem na Graya i Laxusa?

- Nie zrobię tego dla ciebie, ale dlatego, że zawsze tak robiłam - podkreśliłam zgodnie z prawdą, ciesząc się na wiadomość, że je nie będzie przez kilka dni. Z tajemniczym uśmiechem podniosła się z ławki i wolnym krokiem przeszła przede mną do wejścia do domu.

- Tylko to chciałam usłyszeć. Będę się zbierać. Aha, i wiesz co, Cyganko? - przystanęła w drzwiach z konspiracyjnym uśmieszkiem - Laxus chciał do ciebie przyjść, ale mu nie pozwoliłam.
Podniosłam się z ławki z wściekłością, rozdrażniona podwójnie przez jej podstępną gębę!

- Wynoś się! I obyś nigdy nie wróciła! - darłam się za nią, tracąc nad sobą kontrolę.

- A jednak wrócę! - usłyszałam z głębi domu, po czym zamknęły się za nią frontowe drzwi a z okna na piętrze wychyliła się moja mama z zainteresowaną miną.

- Twoja przyjaciółka już poszła?

- A kto powiedział, że to moja przyjaciółka? - skrzywiłam się z niesmakiem, nie chcąc nawet komentować całego zajścia - To tylko Przybłęda. Nikt więcej.

Nie skończyłam się obrażać na jej chamską zagrywkę, gdy do drzwi ktoś zapukał. Mama była na górze, więc nie raczyła zejść i otworzyć, ech... podniosłam się z ławki z westchnieniem i przeszłam przez pokój i kuchnię, konsumując ostatnią część ananasa. Pewnie znów ją tu przywiało, bo zapomniała mi czymś dowalić, ale nie zdąży nawet otworzyć tego opalonego ryjka, bo jej przygadam i zamknę drzwi! 

- Ej, Przybłędo, jak jeszcze raz mi tu przyleziesz... 

- Czy ja wyglądam jak ta głupia wariatka? 

- L-laxus! - odwaga mnie opuściła zupełnie, a zamiast niej pojawiła się dziwna niemoc i nieśmiałość. Palnęłam głupotę, aj! - N-nie a-a-ale... - nienawidziłam tego w sobie, że gdy tylko go widziałam, stawałam się kimś całkiem innym i nie miałam na to żadnego wpływu. Po prostu puf! i odważna Red znikała, a jej miejsce zajmowała jakaś jąkała, nie potrafiąca złożyć jednego składnego zdania. Najgorzej było, gdy się do mnie uśmiechał, a robił to bardzo rzadko, wtedy całkowicie zapominałam języka w gębie i po prostu patrzyłam. 

Niestety, zauważyłam, że to go bardzo drażniło, pewnie dlatego nie lubił spędzać ze mną zbyt wiele czasu, choć wygodniej było obwiniać o to Nainę.

- Aha, czyli tu była, ta? - szare oczy zmierzyły mnie od stóp do głów i wydawało mi się, że był zaskoczony, a jednocześnie mu ulżyło. - I gdzie polazła? - zza jego ramienia wysunęła się ruda głowa z wąsami, a ciemne oczy kota przypatrywały mi się z... z politowaniem? Dlaczego Majnu był z Laxusem, a nie z Nainą?

- N-nie w... - domyślał się co chcę powiedzieć, jak tylko zaczynałam, irytowało go to, mnie zresztą też, ale to stawało się silniejsze. Rozejrzał się dookoła, jakby w nadziei, że ją zobaczy, poprawił słuchawki na uszach i odchylił głowę w tył z ciężkim, cierpiętniczym westchnieniem.

- Znów ją gdzieś wywiało, nie mogłaś jej przytrzymać, aż przyjdę? - zapytał z wyrzutem, krzywiąc się niechętnie. Odwróciłam wzrok i chciałam powiedzieć, że przecież nie wiedziałam, że przyjdzie, ale nie miałam odwagi. - Dobra, nie ważne. Jak się czujesz? Chyba nic poważnego ci nie zrobiła, co?

- N-nie. - pokręciłam uparcie głową, uśmiechając się nieśmiało. Naprawdę się interesował!

- No, jasne, że nie. Przecież nie walczyła na poważnie - prychnął, a mi krew zastygła w żyłach. Jak to: nie walczyła na poważnie?! Przecież... przecież obie... - Nie patrz tak na mnie. Widziałem was dwie po finale, ty nie miałaś praktycznie żadnych ran, a ona prawie się wykrwawiła. Nie uwierzę w to, że byłaś szybsza, albo silniejsza. Przybłęda po prostu się podłożyła.

- Ona ci to powiedziała? - wyszeptałam zmartwiałymi wargami, nie zwracając uwagi, że wcale się nie zająknęłam.

- Nie, ona stwierdziła, że wygrałaś - mruknął w przestrzeń, nie dostrzegając mojej reakcji - ale ja w to nie wierzę. W życiu nie uwierzę, że pokonałaś Przybłędę - pokręcił uparcie głową.

- Tak, tak - zapiszczało zwierzątko.

Słowa blondyna były wielkim, nieopisanym niemalże ciężarem, który przygniótł mnie do ziemi i prowokował jedno pytanie: dlaczego tak uważał? Przecież się starałam... ale rzeczywiście, nie miałam żadnych obrażeń, podczas gdy ona, po przełamaniu bariery, zaczęła krwawić z ust i nosa, później, po ostatnim zaklęciu, wyglądała, jakby ktoś ją ciął nożem na całym ciele. Magia nie znała litości, a czerwony strumień bez końca ranił ją, nim zdążyła wyprowadzić kontratak. 

- J-jej magia nie-e-e mogła zni-zniszczyć... - zaczęłam, wgapiając się bezmyślnie w schody ganku, na którym staliśmy, ocienionego dachem. Nie mieściło mi się w głowie, naprawdę wygrałam w ten sposób? Naprawdę za taką słabą mnie uważała, że zdecydowała się dać mi fory?

- Mogła i to zrobiła. To Przybłęda, pokonanie jej nie leży w twoich możliwościach, łapiesz? Idę, jak poczujesz się lepiej, to przyjdź do Fairy Tail. - odwrócił się i zbiegł ze schodów.

Nie. To nie było tak. Dlaczego uparcie odrzucał mój wkład w pojedynek i opcję, w której wygrałam z Nainą? Widziałam, jak reagowała, on nie, ponieważ osłaniała nas kurtyna magii, której nawet on nie mógł przejrzeć. Samo przełamanie bariery pieczętującej było dla niej sporym wysiłkiem, choć musiałam dokładnie to przeanalizować i przypomnieć sobie wszystkie fakty. Wtedy, z powodu adrenaliny, po prostu ich nie dostrzegałam. Wydawało mi się, że wszystko potoczyło się bardzo szybko, ale to nie była prawda. Zanim przełamała osłonę musiała skumulować wewnątrz magię, podwójnie, ponieważ zniszczenie filarów wymagało większego wysiłku. Aby przerwać Ciemność musiała ingerować w swój układ magiczny, wstrzymać przepływ magii, wypompować się do cna, i na powrót jej nabrać w czasie krótszym niż dziesięć minut. Jej organizm po prostu tego nie zniósł, więc zaczęła krwawić. Prawdopodobnie dostała krwotoku wewnętrznego, ale z racji swoich leczniczych umiejętności, ograniczyła rany do minimum. Wiedziała kiedy będzie ostatni atak, bo widziała, że słaniałam się na nogach, więc postawiła wszystko na jedną kartę, ale nie miała wystarczającej ilości magii, dlatego jej Ryk przyszedł z opóźnieniem, i nie był w stanie przebić się przez moje zaklęcie. Dodatkowo moja magia ją trafiła i skutecznie odbierała możliwość szybkiej reakcji. Nie podłożyła się, walczyła z całej siły, ale sama powiedziała, że mnie nie doceniła. Była zaskoczona. Tylko jak bardzo? I czy na tyle, by przegrać? Ale zamknęłam ją w barierze! Nie uciekła przed tym i gdybym miała minutę! Tylko minutę więcej, pojedynek potoczyłby się całkiem inaczej! Tak, czy tak, przełamanie czterech wiązań magicznych, z których utkane było zaklęcie, wymagało wielkiego wysiłku. Podjęła się tego, ale wydawało mi się, że nie zrobiło to na niej wrażenia. Po prostu zacisnęła pięści i wszystko zostało zniszczone! 

- Jej magia to zniszczenie, L-laxus. Al-le nawet znisz-cze-enie nie ma pierwszeństwa nad stworzeniem. Prze-egrała - orzekłam, nie patrząc na jego plecy, po czym wróciłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi, pewna, że to ja miałam rację, jednocześnie świadoma tego, że po raz pierwszy otwarcie nie zgodziłam się z Laxusem Dreyarem.

Continue Reading

You'll Also Like

6.4K 596 22
Popuparny i przebojowy chlopak aspirujący na zostanie aktorem grajacym w filmach akcji. Przecież może wszystko z pieniędzmi i wpływowych rodzicami. Ż...
9.2K 870 22
Kto nie znał Jamesa Pottera? Chłopaka należącego do szkolnej elity, rozrabiakę wszechczasów i jednego z huncwotów. Miał wybujałe ego sięgające Słońca...
7.3K 405 22
"Niech los rzuci nas w ciemność, a ja i tak pójdę za tobą, bo tam jest światło naszej miłości." Koszmar przyjaciół z Duskwood dobiega końca. Mia, któ...
23.9K 1.3K 44
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...