Po tym odszedł od niej i, wciąż ignorując Glizdogona, zaczął mówić coś do Pottera. Kobieta chciała to słyszeć, ale tak szumiało jej w uszach z tego wszystkiego, tylko wpatrywała się w niego jak w obrazek. Oprzytomniała, gdy zauważyła pierwszych Śmierciożerców pojawiających się wokół nich. Nałożyła ponownie kaptur i stanęła przy Tomie, kładąc dłoń na jego ramieniu. Voldemort odwrócił głowę, posłał jej minimalny, triumfalny uśmiech, po czym natychmiast spoważniał i począł omiatać wzrokiem cały cmentarz.
Śmierciożercy w czarnych płaszczach, wszyscy zakapturzeni i zamaskowani, zbliżali się ze wszystkich stron, powoli, ostrożnie, jakby nie dowierzali własnym oczom.
A potem jeden z nich padł na kolana, podczołgał się do niego i ucałował skraj jego czarnej szaty.
- Panie mój... Panie... - wymamrotał.
Pozostali poczęli czynić to samo, co odważniejsi całowali też szatę Diany, która ostatecznie stanęła krok za Tomem, chcąc jakby odciąć się od tamtej zgrai, dla której miała mnóstwo pogardy. Śmierciożercy zaczęli ustawiać się w wielki, milczący krąg wokół Czarnego Pana oraz Pani, grobu, Pottera i wciąż łkającego Glizdogona. Pozostawiali w nim luki, jakby spodziewali się przybycia większej liczby osób, jednak Tom naczekał się już wystarczająco. Spojrzał po zakapturzonych twarzach, a choć nie było wiatru, wzdłuż kręgu przebiegł cichy szelest i szmer, jakby wszyscy zadrżeli.
- Witajcie, Śmierciożercy - powiedział cicho. - Tyle lat... Tyle lat minęło, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. A jednak odpowiedzieliście na nasze wezwanie, jakby to było wczoraj...
Kontynuował, ale Diana znowu jakbu straciła słuch. Po raz pierwszy powiedział Śmierciożercom, że coś było ich, a nie tylko jego... Jeśli to w nim się zmieniło przez te lata, to już nie mogła się doczekać, aż zacznie tego doświadczać częściej.
Nim Diana się obejrzała, Voldemort zaczął torturować Avery'ego, który błagał go o przebaczenie. Przy tym wszystkim nie drgnęła jej nawet powieka - myślami była już w domu z Tomem, poza tym była tam jedyną osobą z wyjątkiem samego Voldemorta, która mogła czuć się w pełni bezpiecznie i być pewna, że wyjdzie stamtąd żywa.
Tom rozliczał niemalże każdego Śmierciożercę z osobna, a każdy kulił i korzył się przed nim jak dziecko. Dianę zupełnie to nudziło, bo robił dokładnie to samo, co ona wcześniej - choć uważała, że jego upomnienia były konieczne, by bali się go jeszcze bardziej. Niecierpliwiła się jednak, marząc już tylko o tym, by sam na sam mogła porozmawiać z nim o wszystkim, co się działo.
Cieszył ją jeden fakt - gdy Tom mówił, ona w głowie odhaczała każdego ze Śmierciożerców jak na niewidzialnej liście, bo poznawała ich nawet w maskach. Uśmiech sam rozjaśnił jej twarz, gdy upewniła się, że Bellatrix Lestrange tam nie było. Z jej zamyślenia wyrwał ją głos nikogo innego niż Lucjusza Malfoya.
- Panie, bardzo chcemy się dowiedzieć... Błagamy, byś nam powiedział, jak dokonałeś tego cudu... Jak ci się udało do nas powrócić...
- Ach, to dopiero historia, Lucjuszu! - zawołał Tom kpiąco. - A zaczyna się... I kończy... Na tym moim młodym przyjacielu.
Voldemort podszedł do Pottera, a Diana nagle prychnęła głośno, przykuwając uwagę wszystkich Śmierciożerców. Nie odwiedziła każdego z nich, a część obawiała się jej bardziej niż Toma przez to, że rzadko zabierała głos czy w ogóle ujawniała twarz. Poza tym, każdy z nich - i to było nienaruszalną zasadą - miał zakaz wspominania o niej poza gronem popleczników.
- Teraz się zainteresowałeś, Lucjusz? I wy wszyscy też? Teraz? - ryknęła Diana, wywołując szmery przerażrnia. - Nikt tu nie jest wam winien żadnych wyjaśnień, na pół słowa nie zasługujecie! Kto z was próbował odnaleźć waszego pana? Nikt! Tchórze!
Słowa Czarnej Pani wywołały możliwie jeszcze większy strach wśród zgromadzonych. Niektórzy w ogóle po raz pierwszy słyszeli jej głos. Voldemort natomiast odwrócił się nieco, by na nią spojrzeć z zadowoleniem.
- Racja... Tylko Glizdogon - Voldemort spojrzał nieznacznie na mężczyznę, któremu chwilę wcześniej w podzięce stworzył srebrną replikę dłoni - zasłużył na wyjaśnienia, a on już je zna... Dziś jesteśmy tu nie dla wyjaśnień, a dla tego gościa honorowego, który prafił prosto w me stęsknione ramiona...
Voldemort zrobił parę powolnych kroków naprzód, a następnie odwrócił się twarzą do Pottera. Podniósł różdżkę i wrzasnął:
- Crucio!
Chłopak zaczął wić się z niewyobrażalnego bólu, jakie wywoływało zaklęcie, po czym nagle zwisł bezwładnie w sznurach, którymi wciąż był przywiązany. Noc rozbrzmiała śmiechem Śmierciożerców.
- Teraz chyba widzicie, jak głupio było przypuszczać, że ten chłopiec może być kiedykolwiek silniejszy ode mnie - powiedział Voldemort głośno. - I nie chcę, by ktokolwiek popełnił taką pomyłkę w przyszłości. Harry Potter umknął mi dzięki szczęśliwemu dla niego przypadkowi. Ale zamierzam okazać wam swoją prawdziwą moc, zabijając go tu i teraz, przed wami wszystkimi. Tu już nie ma Dumbledore'a, by mu pomógł, nie ma jego matki, by oddała za niego życie. Ale dam mu szansę. Pozwolę mu walczyć, żebyście nie mieli wątpliwości, który z nas jest silniejszy. Jeszcze chwilę, Nagini - szepnął, a wąż odpełzł przez trawę ku kręgowi Śmierciożerców.
Diana zaczęła się zastanawiać, co tym razem wymyślił jej ukochany i nawet ona nie spodziewała się jego kolejnych słów.
- A teraz rozwiąż go, Glizdogonie, i oddaj mu różdżkę!
YOU ARE READING
Pact With The Devil: Chapter II • Tom Riddle
Fanfiction💀 Diana nieodwracalnie zeszła już na złą ścieżkę, na którą sprowadził ją Tom. Co razem odnajdą na jej końcu? • Całe uniwersum HP oczywiście należy do J.K. Rowling. Jest to kontynuacja Pact With The Devil.
