Po tym jak Diana uczyniła Draco Śmierciożercą, Tom chciał się upewnić, że już wpłynęło to na rodzinę Lucjusza, a poza tym dać znać swoim poplecznikom, że sprawa Dumbledore'a została komuś przekazana. Zwołał zatem spotkanie - oczywiście w dworze Malfoyów.
Pokój był pełny milczących ludzi, siedzących przy długim, zdobionym stole. Pomieszczenie oświetlał jedynie ogień kominka zwieńczonego lustrem, a atmosfera w nim była tak napięta, że każdy oddech wydawał się na nią zbyt ciężki.
Riddle siedział w fotelu tuż naprzeciw kominka, a Diana stała za nim, trzymając rękę na oparciu, a twarz częściowo ukrytą pod kapturem. Ostatnio i tak się nie dogadywali, dlatego w tamtej chwili tym bardziej była wściekła przez to, że znowu dopuścił Bellatrix na spotkanie. On dobrze odczuwał jej złość, więc już w ogóle nie zwracał uwagi na Śmierciożerczynię.
- Pani - powiedział Snape, który dopiero co pojawił się w pomieszczeniu, kłaniając się nieco przed Dianą i wręczając jej butelkę z jakimś eliksirem. Kobieta przyjęła go, uśmiechając się delikatnie, co dało się widzieć nawet pod kapturem.
- Kolejny raz się spisałeś, Severusie - odparła, a Snape wiedział, że to było dla niego jak premia. Zrobienie wrażenia na Czarnej Pani niemal zawsze gwarantowało to samo u Czarnego Pana. Inni Śmierciożercy też zdawali sobie z tego sprawę, dlatego patrzyli na niego wręcz z zawiścią, z wyjątkiem Afrodyty, którą Diana również bacznie obserwowała. Wyjątkiem był też Draco, po raz pierwszy siedzący wśród nich jako jeden z nich i wyglądający, jakby był z siebie dumny.
Czarna Pani uniosła butelkę w powietrze tylko za pomocą dłoni, a następnie odesłała ją w nieznanym kierunku.
- Usiądź tutaj, Severusie - nakazał Tom, wskazując na krzesło po swojej prawej, stojące tuż obok Diany.
- Nasz obecny priorytet, jak już mówiłem - zaczął Tom, zwracając się już do wszystkich - to eliminacja Dumbledore'a. Jest naszą ostatnią przeszkodą na drodze do infiltracji szkoły, a potem Ministerstwa. Wyznaczyłem już osobę do tego zadania.
Te słowa spotkały się z potężnym zaskoczeniem ze strony Śmierciożerców, którzy zaczęli wymieniać zaciekawione spojrzenia. Draco uśmiechnął się nieznacznie, a Diana pokręciła głową sama do siebie - chłopak jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, w co został wpakowany.
- Będę jeszcze potrzebował... - kontynuował Voldemort - ...Wiernej grupy, która przybędzie do Hogwartu, gdy będzie to konieczne. I kogoś do poprowadzenia jej.
- Mój Panie - wybrzmiał głos gdzieś ze środka stołu, ten, który doprowadzał Dianę do szału. Zacisnęła dłoń na fotelu jeszcze mocniej niż wcześniej, czekając na rozwój wydarzeń. Tom od razu wyczuł jej złość i nieznacznie przekręcił głowę.
- Ja bardzo chętnie wykonam to zadanie - powiedziała Bellatrix, bo to do niej należał tamten głos.
Diana syknęła nieświadomie. Miała ochotę użyć na kobiecie jakiegoś niewybaczalnego zaklęcia, ale wtedy Tom jej na to nie pozwalał. Zdawał sobie jednak sprawę z jej niezadowolenia, które postanowił załagodzić.
- Nie, Bellatrix - mruknął Tom. - Wyznaczyłem do tego kogoś innego.
Diana minimalnie się uspokoiła, choć wciąż nie lubiła, jak Tom używał jej imienia.
- Severusie, tobie powierzam to zadanie. Ufam, że nie zawiedziesz.
Snape ukłonił się nieco, a Bellatrix spojrzała na niego wściekle. Zaraz jednak się uspokoiła, nie chcąc pokazywać niezadowolenia z decyzji Voldemorta.
- Tak jest, Panie - odpowiedział.
- Kiedy wyznaczona osoba da sygnał, Severus poprowadzi was do szkoły - kontynuował Tom.
- Mój Panie, a mogłabym...
- Zamilcz! - wrzasnęła Diana, nie będąc w stanie się już powstrzymać. Tom nie miał zamiaru jej przerywać, bo też był już zirytowany. Kąciki ust Snape'a minimalnie się uniosły.
Diana zdjęła kaptur, wywołując kolejny szmer zaskoczenia wśród zgromadzonych. Rzadko to robiła, a niektórzy Śmierciożercy nie pamiętali nawet jej twarzy, nieco wychudzonej, ale mimo wszystko pięknej, niezdradzającej jej prawdziwego wieku.
- Nikt nie chce cię słuchać, zrozumiano? - syknęła bezpośrednio do Bellatrix, wywołując przerażenie u pozostałych. Nie byli przyzwyczajeni do słów Czarnej Pani, w przeciwieństwie do Voldemorta, wielu nie wiedziało, czego mogło się po niej spodziewać.
- Ani słowa więcej - warknęła Diana ostatecznie, patrząc na Bellatrix z jadem w oczach.
Narcyza, która siedziała tuż obok, spojrzała na siostrę ostrzegawczo. Bellatrix bardzo niechętnie i z wściekłością na twarzy wycofała się w swoim siedzeniu.
- Jeśli jeszcze ktoś z was myśli, że przyszedł tu wyrażać swoje pomysły, to się gorzko pomylił - zaczęła Diana, rozglądając się po pomieszczeniu, a Śmierciożercy unikali jej wzroku. Syknęła coś po tym, a ogromny wąż, który jak dotąd opierał się o fotel Toma, wpełzł na jej ramiona.
- Nagini nie jadła kolacji... A każdy z was będzie dla niej dobry - powiedziała, dając wężowi swobodnie z niej zwisać.
Tom pozwolił sobie na prawie niewidoczny uśmiech, a Diana poczuła jego zadowolenie.
- Dobrze słyszeliście - powiedział Tom po chwili napiętej ciszy, kontynuując tak, jakby nikt nu nie przerwał.
Po spotkaniu Voldemort zaproponował przejście po ogrodach Malfoyów, co nieco zdziwiło Dianę, ale nie zamierzała mu odmawiać. Prawda była taka, że chciał nieco uspokoić wojny, które w ostatnim czasie prowadzili znacznie częściej, bo go zwyczajnie nudziły i irytowały; już dawno sobie postanowił, że gdy inni ludzie go denerwowali, to ona miała być jego przystanią przyjemności.
Był środek nocy. Oboje stali w ogrodzie sworu Malfoyów, gdzieś na jego końcu, nie do usłyszenia z daleka, gdzie od kilku minut prowadzili zaciętą dyskusję.
- Myślałam, że rozmawialiśmy o tej... - Diana prychnęła. - Nawet nie mam na nią słów.
Tom zaśmiał się. Nawet jeśli nie mógł nic zrobić w stronę Bellatrix, to wszystko nie zmieniało faktu, że zawsze lubił trochę poddenerwować Dianę.
- Przecież sama świetnie sobie z nią poradziłaś - powiedział i, choć mogło to zabrzmieć jak komplement, dla Diany było to nadepnięcie na odcisk.
- Nie zgrywaj się. Przestań z nią rozmawiać, do cholery.
- Nie - odparł Tom tylko dla dalszego przedstawienia.
Diana wzięła głęboki wdech, po raz enty w życiu przeklinając to, że nie mogła nic mu zrobić. Voldemort złapał ją za lewy nadgarstek i uniósł jej rękę w górę na tyle, by rękaw jej czarnej szaty opadł i ujawnił znak na przedramieniu kobiety.
- Mówiłem ci to już. Kto ma to? - zapytał, wskazując na niego głową. - Kto ma to? - powtórzył, drugą ręką wyciągając spod jej szaty naszyjnik. - Ona, czy ty?
Diana już doskonale wiedziała, co robił. Zawsze wyciągał tę kartę, gdy czepiała się o jakąś kobietę, już od ponad pięćdziesięciu lat.
- Pierścień mi zabrałeś. - Diana uniosła swoją lewą dłoń tuż przed jego twarz, na której nie było żadnej biżuterii.
- Dobrze wiesz, czemu go już nie masz.
Diana założyła ręce na piersi. Musiał mieć rację, diabeł wcielony.
Tom przełożył rękę z nadgarstka na jej policzek, jak zwykle bez trudu ją rozpalając.
- O... Poczułem to. Wiem już, czego chcesz - powiedział cicho.
- W takim razie mi to daj, to może to rozwiążemy. Bo na razie mnie tylko prowokujesz - odparła Diana z determinacją.
Wtedy Tom nic już nie powiedział, tylko deportował się razem z nią.
YOU ARE READING
Pact With The Devil: Chapter II • Tom Riddle
Fanfiction💀 Diana nieodwracalnie zeszła już na złą ścieżkę, na którą sprowadził ją Tom. Co razem odnajdą na jej końcu? • Całe uniwersum HP oczywiście należy do J.K. Rowling. Jest to kontynuacja Pact With The Devil.
