Prolog

11.3K 1.1K 612
                                        

1981

Światło księżycowe wpadało przez ogromne szyby do niezasłoniętej sypialni Toma i Diany, ogarniając całe pomieszczenie bladym blaskiem. Ich twarze były także w nim skąpane; jej - piękna i młoda dzięki eliksirom, jego - blada i trochę żylasta, ale jednak wciąż przystojna. Spali spokojnie, oddychali powoli, a nic nie mąciło im tamtego błogiego odpoczynku...

Do czasu.

Było przed północą, gdy Diana poczuła pieczenie na swoim przedramieniu. Początkowo wydawało jej się, że to tylko sen, ból jednak narastał, a wtedy zerwała się i otworzyła oczy - jej lewa ręka pulsowała, a Tom już nie spał.

- Ci idioci cię wzywają... - burknęła zaspana, trąc oczy.

- Oby to było coś ważnego - odparł tylko, po czym prędkim ruchem zdjął z niej kołdrę. - Wstawaj.

- Ja też? Na cholerę... - jęknęła Diana, której natychmiast zrobiło się zimno.

- Wstawaj - powiedział stanowczo, sam zsuwając się z łóżka.

Voldemort ze względów bezpieczeństwa nie zawsze pojawiał się w towarzystwie Czarnej Pani. Było tak, jak zaplanowali: o niej wiedzieli tylko wybrani, przez lata krążyły wręcz o niej legendy, a każdy Śmierciożerca miał surowy zakaz wspominania o niej gdziekolwiek poza ich kręgiem. Tamtej nocy Riddle miał jednak jakieś dziwne przeczucie, że nie wzywano go z błahego powodu i że Diana będzie mu potrzebna.

Oboje więc ubrali się w długie, czarne szaty, które mieli w zwyczaju nosić i bezzwłocznie opuścili swój dom, zabrawszy ze sobą jedynie różdżki. Nałożyli kaptury, po czym deportowali się do dziwnego miejsca przed jakąś wioską, którego nie poznawali.

Czekało na nich, ku zdziwieniu Diany, aż czterech Śmierciożerców i jedna nieznana osoba. Kobieta natychmiast nałożyła na twarz maskę zaklęciem, które sama stworzyła, a które znał każdy z popleczników, by móc się ukrywać.

Czarna Pani dobrze znała każdego Śmierciożercę. Wiedziała, gdzie mieszkali, jakie mieli rodziny, czym się zajmowali... Zajmowała się robotą cichego zabójcy, na którą Voldemort nie miał czasu, a która często dawała im przewagę. Dlatego też Diana natychmiast rozpoznała wszystkich: byli to Goyle, jeden z młodych Lestrange'ów, syn Notta oraz Yaxley, który stał przy nieznanym mężczyźnie.

- Panie! - zawołał Yaxley, kłaniając się. I Pani... - dodał przerażony, gdy wyszła zza Voldemorta, czego się nie spodziewał.

- Gadaj, o co chodzi, Yaxley - warknął zniecierpliwiony Tom.

- Tak, oczywiście... Panie, ten tu twierdzi, że jest Strażnikiem Tajemnicy Potterów.

Diana przewróciła oczami pod maską. Już od jakiegoś czasu słyszała tylko o przepowiedni, która miała zabić Voldemorta, o jakimś dziecku, które rzekomo posiadało moc wystarczającą do pokonania go... Tom odnalazł dziecko, które pasowało do tego z przepowiedni i nieustannie próbował je zabić, lecz nie mógł go dopaść, pomimo że kobieta wiedziała już chyba wszystko o jego rodzinie.

Poza tym, kobieta początkowo nie wierzyła nawet, że jakiś dzieciak może być tak istotny i przeszkodzić im w planach, ale z drugiej strony dobrze było dmuchać na zimne - zabójstwo jednej osoby mniej czy więcej już naprawdę nie robiło im różnicy.

- I co? Trzeba mu pomóc to wydusić? - zapytał Tom, natychmiast wyciągając różdżkę, a wtedy przerażony mężczyzna, niski i, według Diany, odrażający, pokłonił się nisko.

- Nie, Pani - zawołał głośno. - Ja... Ja chcę być twoim sługą, ja powiem... Potterowie mieszkają tutaj w Dolinie Godryka, Panie, w domu, ja zaprowadzę...

Pact With The Devil: Chapter II • Tom RiddleWhere stories live. Discover now