XXVI

6.8K 726 442
                                        

Minimalnie NSFW. Minimalnie, ale wole ostrzec.

~

Diana oparła się o jeden z filarów, które lata temu musiały wspierać niegdyś majestatyczny zamek i zapatrzyła się na księżyc, który zakrywały postrzępione chmury. Była wzruszona, co z trudem ukrywała, a co Tom natychmiast jej wytknął.

- Skąd te łzy? Sądziłem, że to ci się marzyło, a teraz co? - zapytał wręcz z pretensją, która nie zrobiła na niej większego wrażenia.

- Jestem szczęśliwa. - Diana otarła oczy rękawem. - Tak po prostu - mówiła, wpatrując się wciąż w księżyc. - Choć nie tak wyobrażałam sobie swój ślub. Jak byłam mała, moja babka opisywała mi to zupełnie inaczej. Miała być biała suknia, i wielu gości z czarodziejskich elit, i wino, i kwiaty... - Westchnęła, a następnie odwróciła się przodem do stojącego za nią Toma. - Ale to od początku chyba nie było mi pisane.

- Być może też jesteś wspomniana w przepowiedni. Nie dowiemy się, dopóki jej nie zdobędziemy - odparł jej beznamiętnie, na co ona uniosła brew.

- Sądzisz, że byłam ci pisana?

Tom zawahał się przed odpowiedzią.

- Nieśmiertelność jest mi pisana.

- Ze mną, zdaje się - powiedziała dumnie, po czym złapała go za rękę. - Chodźże. Jeszcze długa noc przed nami.

- Możemy ją dobrze spędzić - zasugerował Riddle, a Diana spojrzała na niego w zdumieniu.

- Rozumiem, że masz jakąś propozycję?

- Nie tutaj - burknął, a ona nie traciła humoru.

- Dziś na wiele się mogę zgodzić, mężu - powiedziała z szelmowskim uśmiechem, czując ogromną satysfakcję. - Ale daj mi jeszcze chwilę. Chcę dobrze zapamiętać tę noc... Jakoś ją uwiecznić... Nie wymieniliśmy nawet obrączek.

- Ten pierścień jest wart więcej niż każda obrączka - powiedział stanowczo, łapiąc ją za rękę, na którym nieustannie nosiła pierścień Gauntów. Przyłożył jej dłoń do swoich ust, a następnie ucałował go, nie odrywając od niego wzroku. Patrzył na tamten pierścień, jakby był jego największym skarbem, i prawdopodobnie tak właśnie uważał.

- Całujesz pierścień, a nie ucałujesz dłoni swojej żony? - droczyła się Diana, a Riddle wlepił w nią morderczy wzrok.

- Testujesz moją cierpliwość?

- Nie tym razem. - Diana ścisnęła jego dłoń, a następnie ją puściła, by założyć ręce na piersi. - Problem w tym, że ty każdy przejaw dobra uznajesz za testowanie twojej cierpliwości.

Po jego minie Diana widziała, że jego irytacja sięgała zenitu.

- Nikt nie denerwuje mnie tak jak ty - wycedził.

Diana zaśmiała się, szczerze i głośno, z czystej radości, po czym odgarnęła czarny pukiel włosów z jego czoła.

- To największy komplement - wyszeptała, po czym pocałowała go w kącik ust, tak, by tylko dać mu do myślenia.

- Chodźmy stąd - nalegał Tom nieustannie, tym razem irytując kobietę. Czemu tak bardzo na to nalegał? Przecież sam wybrał ten zamek, tamtą porę, nawet tamtą suknię - i już nie chciał tego wszystkiego widzieć? Czasem zupełnie go nie rozumiała.

- Niech ci będzie - powiedziała w końcu, obiecając sobie jednak, że nie pójdą jeszcze tak po prostu spać.

Dała mu się złapać za rękę, a następnie deportowała się z nim do miejsca, o którym tylko on wiedział. Spodziewała się ujrzeć ich dom... A ujrzała góry, szkockie góry, które dobrze znała.

- Zaraz... Sądziłam, że wracamy do domu - powiedziała zaskoczona Diana, rozglądając się wokół siebie. Znała te góry, ale jakoś nie potrafiła sobie przypomniec, skąd je znała tak dobrze...

- Pomyliłaś się w takim razie. - Voldemort puścił jej dłoń, a następnie powoli złapał ją za ramiona, by odwrócić ją do tyłu.

Zaskoczenie wymalowało się na twarzy kobiety, gdy ta zrozumiała, gdzie się znajdowali. W oddali, w dole widziała Hogwart, prawie w całości pogrążony w ciemnościach, wyglądający wręcz złowrogo w takiej aurze.

- Hogwart... - wyszeptała sama do siebie, patrząc na zamek z nostalgią, ale też swego rodzaju obrzydzeniem. Szlamy nadal uczyły się tam bezkarnie, a Dumbledore pozostawał dyrektorem, jedyną osobą, która nie uwierzyła w kłamstwa jej i Toma jeszcze w szkole.

- Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała, a Voldemort nie zdejmował dłoni z jej ramion, przyprawiając ja o przyjemne dreszcze.

- Gdy przejmiemy władzę, a zatem i Hogwart... Chcę, żebyś ty się nim zajęła.

- Co? - Diana spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.

- Słyszałaś - powiedział oczywistym tonem. - Chcę, żebyś ty zarządzała szkołą.

Te słowa natychmiast sprawiły, że Diana się rozmarzyła. Wyobrażała sobie tę legendarną szkołę w chwale, prowadzoną tak, jak powinna być prowadzona, z uczniami tylko czystej krwi, z nauką czarnej magii, z przekazywaniem młodym czarodziejom, jaka była prawidłowa droga i jak walczyć z mugolami... Pomyślała też o tym, że jej rodzice byliby z niej dumni, że została - kto by kiedykolwiek pomyślał - dyrektorką Hogwartu. Zachłysnęła się tym pomysłem w kilka sekund - on zawsze wiedział, jak ją wprowadzić w ten sam.

- Z przyjemnością się tym zajmę - powiedziała Diana, a stojący za nią Tom uśmiechnął się pod nosem.

- Tego oczekiwałem - mruknął, a następnie bez ostrzeżenia deportował się z nią, tym razem z powrotem do domu.

Weszli do środka ramię w ramię w zupełnej ciszy, nie zapalając żadnego światła. Popatrzyli na siebie, wiedząc dobrze, co za moment się stanie; oboje tego pragnęli.

- Masz teraz powinności wobec mnie - powiedział Tom, na co ona prychnęła cicho.

- Ty też.

Zapadła chwila ciszy, w której patrzyli na siebie nawzajem, a napięcie pomiędzy nimi narastało. Było coraz silniejsze z każdą chwilą, co w pomieszczeniu odczuwali znacznie bardziej niż na zewnątrz.

- Do sypialni i zaczekaj - nakazał Tom wreszcie, wskazując ręką na drzwi po jego prawej.

- Nie będzisz mi... - zaczęła Diana, chcąc już powiedzieć, że nie będzie jej rozkazywał, lecz ugryzła się w język. - A w zasadzie... Racja. Wyrwałeś mnie ze snu, a ja jestem zmęczona. Ty rób wszystko, chętnie poczekam - dodała i posłusznie ruszyła do wskazanej przez niego sypialni.

Siedziała na środku łóżka, czekając na niego, a prewencyjnie zdjęła pierścień i pakt, by w niczym im nie przeszkadzały. Nie rozbierała się jednak: cięższą pracę postanowiła pozostawić jemu.

Nie wiedziała, co robił, bo wrócił wyglądając tak samo, jak wcześniej. Zamknął za sobą drzwi, po czym ruchem ręki pozbawił ją sukni.

- Uklęknij - polecił, a Diana zdziwiła się, ale mimo wszystko przeniosła się na kolana. Była w takim nastroju, że nie miała nic przeciwko jego władczości.

Riddle ponownie machnął ręką, a wtedy jej welon wypiął się jej z włosów, nie rozwalając ich, a następnie obwiązał się wokół jej głowy, zasłaniając oczy. Diana prawie, prawie nic nie widziała przez już ledwie przezroczysty materiał.

- Już teraz rozumiem, dlaczego dałeś mi ten welon - wyszeptała, śmiejąc się sama do siebie. Mogła domyślić się już wcześniej, że nie chodziło tylko o ślub.

- Żałuję tylko, że zakrywasz mi oczy, gdy wyglądasz jak wyglądasz...

- Wzrok nie będzie ci teraz potrzebny.

Pact With The Devil: Chapter II • Tom RiddleWhere stories live. Discover now