Drzwi trzasnęły tak głośno, że zerwały Edara ze snu. Diana wróciła do domu zdecydowanie nie w humorze, wściekła przez to, jak potoczyła się jej rozmowa z Alexandriyą. Nie chodziło już nawet o nastawienie Kedrovej, a o to, że niczego przydatnego się nie dowiedziała i będzie musiała znosić przytyki Toma na temat jej nieudanej misji. Całą drogę powrotną układała sobie w głowie, co mu powiedzieć, by wyjść z tego z twarzą.
Było już późno, kiedy wparowała do salonu szybkim krokiem, nie ściągając nawet płaszcza, który unosił się pod wpływem jej gwałtownych ruchów. Ogarniała ją taka złość, że nawet nie czuła tej, która należała do Toma, a którą on wtedy również przeżywał.
- Wróciłam. I nie uwierzysz, co ta... - Diana urwała gwałtownie na widok swojego męża. - Tom?
Riddle stał w salonie z różdżką nad ręką - ręką splamioną krwią, podobnie jak jego stopy. Jej serce na moment stanęło z przerażenia, że coś mu się stało, że był ranny, że cierpiał; jednak jedno spojrzenie jego czerwonych oczu dało jej do zrozumienia, że to nie jego krew. Pomimo tego, wcale się nie uspokoiła.
- Na Merlina, co się stało? - wydusiła, czując, że serce może za moment wyskoczyć jej z piersi. Podeszła do niego, nie bojąc się go nawet w takim stanie i ujęła jego twarz w dłonie, widząc, że prawdopodobnie miał dla niej jeszcze gorsze wieści, niż ona dla niego.
- Musiałem to zrobić - odparł zachrypiałym głosem. - Znowu zawiedli, ci nieudacznicy, nikomu nie można ufać...
- Wszystko z tobą w porządku? - przerwała mu Diana, oglądając go w poszukiwaniu potencjalnych ran.
- Nie jestem ranny, jeśli o to ci chodzi - odparł. - Ale na pewno nie jest w porządku.
- Co się stało?
Voldemort przymknął oczy, a następnie wygiął szyję do tyłu, jakby odpowiedź zabierała mu mnóstwo energii.
- Nie będziesz chciała tego słyszeć - syknął wreszcie. - Zawiedli. Znowu zawiedli. Znowu dali Potterowi wyślizgnąć się spomiędzy palców! Nasi więźniowie uciekli! Prosto z dworu Malfoyów! Lucjusz jak zwykle jest bezużyteczny! - ryknął, a Diana czuła, że był prawdziwie wściekły, taki, jakiego już dawno nie widziała. Miała przeczucie, że tym razem nawet ona go nie ujarzmi.
- Koniec - ciągnął, przepełniony wściekłością. - Koniec z poleganiem na kimkolwiek, wszystko trzeba robić samemu... A ty dowiedziałaś się czegoś przydatnego?
Diana przełknęła ślinę, bo wiedziała, że teraz tym bardziej nie spodoba mu się jej odpowiedź. Jendak nie mogła go okłamać, nawet gdyby chciała, więc pozostawało podać mu tylko nieprzyjemną prawdę.
- Nie. - Spuściła wzrok, sama rozczarowana tym, co zamierzała mu powiedzieć. - Kedrova nie wie, gdzie jest Czarna Różdżka.
- Zatem trzeba szukać u źródła - odparł i wyminął ją, zmierzając prosto do wyjścia szybkim krokiem.
- Zaraz, co ty robisz? Tom?
- Skoro ona nie wie, to pozostaje sam Grindelwald.
- I idziesz do niego teraz? - zapytała, nieco obawiając się tego, co Riddle może zrobić w tak wzburzonym stanie. Jeśli jednak krew na jego ciele na cokolwiek wskazywała, to na to, że nie dało się go w tamtej chwili powstrzymać.
- Teraz - odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu i, zanim Diana zdążyła do niego dobiec, wyszedł, nie zważając nawet na krew wciąż plamiącą jego ciało.
Kobieta nie zamierzała za nim ruszać. Skoro ona sama udała się do Kedrovej, on mógł sam załatwić to z Grindelwaldem. W tamtej chwili była tak wycieńczona tym wszystkim, że nawet nie liczyła na to, że mu się uda.
Ten ciąg porażek irytował ją bardziej, niż Tomowi to pokazywała, choć czuła, że on i tak wiedział swoje. Jeszcze nigdy, nawet w szkole, gdy nie posiadali jeszcze ułamka wiedzy czy doświadczenia, które mieli teraz, nie szło im tak źle. Wiedziała, że remedium na to wszystko mogło stanowić znalezienie Czarnej Różdżki, jednak w tamtej chwili zaczynała tracić w to wiarę.
Potrzebowała albo przełomu, albo przerwy, wyrwania się od tego choć na chwilę i może spojrzenia z innej perspektywy, jakiegoś świeżego planu, bo mimo irytacji nie zamierzała się poddać - zdecydowanie nie leżało to w jej ślizgońskiej, wiecznie zdeterminowanej naturze.
Przez chwilę stała jeszcze w ciemnym salonie, aż wreszcie westchnęła i udała się do łazienki. Uznała, że tylko gorąca woda może jej wtedy pomóc, względnie Eliksir Uspokajający. Spodziewała się też, że Tom tamtej nocy niczego nie wskóra, a ona będzie musiała radzić sobie nie tylko ze swoją, lecz też i z jego wściekłością.
Głębokie westchnięcie opuściło usta Diany, kiedy odkręciła wodę w wannie i zaczęła się rozbierać. Patrzyła przy tym na siebie w lustrze; jej ciało było piękne i młode, bo tak działał eliksir, jednak ona odczuwała w tamtej chwili jego prawdziwy wiek. To nie tak, że całkowicie opadła z sił - przeciwnie, uważała, że jej magia była silniejsza niż kiedykolwiek - jednak wykończone latami czarnej magii ciało oraz rozdarta zbrodniami dusza na każdym odcisnęłyby swoje piętno. A może to wszystko przez ten zniszczony horkruks?
Diana zanurzyła się w gorącej wodzie i oparła kark o przyjemnie chłodną krawędź wanny. Starała się odciąć od wszystkiego, od myśli, od emocji Toma, a nawet od swoich, chcąc jakoś to wszystko sobie poukładać.
Przez chwilę nawet jej się to udało. Zrelaksowała się, a rozczarowanie i frustracja spowodowane ich ostatnimi niepowodzeniami choć na moment ją opuściły. Odpoczywały zarówno jej głowa, jak i ciało, a ona starała się nie myśleć o niczym, choć bywało to bardzo trudne.
Leżała z zamkniętymi oczami, gdy poczuła, jak całe jej ciało nagle zaczyna przepełniać niewyobrażalna ekscytacja. Emocje rosły w środku i powoli rozprzestrzeniały się po całym ciele, dając jej do zrozumienia, że po raz kolejny dzieliła doznania Toma. Pozostawało tylko jedno pytanie: co takiego się stało? Czy udało mu się odnaleźć to, czego oboje szukali? Nie, przecież to byłoby zbyt piękne... Zbyt dobre, by było prawdziwe...
Kilka minut później nastąpiło trzaśnięcie drzwiami, które sprawiło, że Diana prawie podskoczyła w wannie. Wyprostowała się, będąc w stanie wyczuć zbliżającego się Voldemorta całą sobą.
Wparował do łazienki bez żadnego ostrzeżenia. Normalnie zapewne powitałby ją jakąś uszczypliwością, jednak w tamtej chwili nic takiego się nie wydarzyło. Bez żadnego słowa podszedł do niej, a następnie pokazał coś, co trzymał w wciąż zakrwawionej, przerażającej dłoni.
Diana przyjrzała się przedmiotowi, który trzymał tuż przed jej twarzą, a jej usta otworzyły się bezwiednie.
Różdżka.
Różdżka, o której matka czytała jej, gdy była dzieckiem. Która miała być legendą, a o której mówił cały świat, gdy był terroryzowany przez Grindelwalda. Teraz znajdowała się w dłoni jej męża, tuż przed jej twarzą, przez co zastanawiała się, czy nie śniła na jawie.
- Nie... To niemożliwe - wydusiła wreszcie, unosząc wzrok i szukając na twarzy Toma jakiegokolwiek potwierdzenia. On posłał jej uśmiech, ten, który potrafił zjeżyć włosy na ciele.
- Teraz wszystko jest nasze.
YOU ARE READING
Pact With The Devil: Chapter II • Tom Riddle
Fanfiction💀 Diana nieodwracalnie zeszła już na złą ścieżkę, na którą sprowadził ją Tom. Co razem odnajdą na jej końcu? • Całe uniwersum HP oczywiście należy do J.K. Rowling. Jest to kontynuacja Pact With The Devil.
