Rozdział 36

454 40 12
                                    

Z lekko uchylonymi wargami, zszokowana wpatrywała się w nastolatkę, która coraz bardziej zaczynała przypominać demona. Jej oczy spowite czernią wpatrywały się w nieokreślony punkt, a zwykle smutna twarz przybrała szaleńczy uśmiech. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z obecności Leili.

- Rachel! - krzyknęła już drugi raz, tym razem głośniej.

Zero reakcji.

Wiatr, który zebrał się w szczelnie zamkniętym pomieszczeniu, wzrósł na sile. Przed fioletowowłosą zaczęła się formować czarna dziura przypominająca portal. Dziwne zjawisko co jakiś czas rozświetlała fioletowa smuga. Leila próbowała zrozumieć co właśnie widzi. Rachel rozpoczęła niszczenie świata? Czym jest ta substancja? Co spowodowało jej stracenie panowania nad sobą? Złapała się za włosy lekko je ciągnąc w dół. Co powinna zrobić? Wiatr znów przybrał na sile zabierając za sobą różne przedmioty, które leciały teraz w stronę Leili. Wybudziło ją to i uświadomiło, że nie ma czasu na rozmyślanie.

- Rachel! - bez żadnego planu poprostu zbliżyła się do tornada.

Z obawą wystawiła rękę przed siebie. Czarna krążąca substancja otoczyła jej dłoń. Krzyknęła w agonii. Poczuła ostry ból, jakby została w miejscu zetknięcia z mazią przebita przez tysiące igieł. Szybko cofnęła rękę przytulając ją do siebie. W przypływie piekącego bólu, ku jej zaskoczeniu po jej policzku popłynęła samotna łza. Zmrużyła oczy, bojąc się co może zobaczyć gdy spojrzy na swoją dłoń. Ciepła ciecz polała się po jej nadgarstku.

- Kurwa - szepnęła, widząc pozornie drobne rany, na całej powierzchni dłoni, z których sączyła się krew.

Westchnęła lekko. Musiała uspokoić nastolatkę, bez względu na wszystko. Wzięła parę głębszych wdechów i po zmianie gęstości wbiegła w tornado, mając za cel dziewczynę w środku. Nie zdziwiła się, gdy tym razem maź poprostu przez nią przepłynęła. Taka wkońcu była jej moc. Potrafiła być nietykalna.

- Rachel! - krzyknęła potrząsając za ramiona nastolatkę i wracając też do normalnej formy.

- Uciekaj. Nie chce cię skrzywdzić - wymówiła Roth demonicznym głosem po chwili wpatrywania się w niebieskie tęczówki i włosy wyróżniające się na tle czarnej substancji.

- Słuchaj...Rachel. Nie jesteś z tym sama. Masz mnie...nawet Kory. I oczywiście Dicka, który mimo swojego zjebanego charakteru na swój dziwny sposób stara się ci pomóc. - parsknęła cichym śmiechem, opuszczając głowę - Nie wiem co się stało, że jesteś w takim stanie, ale obiecuję, że pomogę ci z uporaniem się z tym.

Gdy odpowiedziała jej cisza, rozejrzała się wokół. Niedaleko stołów z narzędźmi operacyjnymi leżał zielonowłosy chłopak, którego Leila odrazu rozpoznała. To ten z kasyna. Uśmiechnęła się lekko, by zaraz znów przybrać poważną minę widząc narastającą złość w oczach nastolatki, która także wpatrywała się w zielonowłosego.

- Niby jak mi pomożesz? Jedynie czego chciałam to tego by on... - wskazała na starszego mężczyznę wijącego się z bólu w kącie pomieszczenia - cierpiał za skrzywdzenie Gara. On, myślałam, że mi pomoże, ale... Nie wiem komu już mam ufać...

Po ostatnim zdaniu po policzkach Rachel popłynęły czarne łzy. Leila na ten widok wzdrgnęła się.

- Chyba nie mam ręki do dzieci - szepnęła czując, lekkie zawroty głowy przez utratę krwi.

Czarna substancja zwolniła, teraz unosząc się tylko w powietrzu, a Rachel wpatrywała się przed siebie.

- Gdzie reszta? - szepnęła jakby zawiedziona - Skoro nie jestem sama to gdzie Dick, Kory!?

- Na pewno nie tutaj, idiotko - pomyślała Leila, patrząc na nią z lekko zauważalnym politowaniem.

Jedynym wyjściem było czekanie na resztę.

- Może wtedy Rachel uświadomi sobie, że przyjechaliśmy ją ratować RAZEM - pomyślała, kurczowo trzymając się za aktualnie niesprawną w pełni rękę.

Dawno nie czuła takiej presji czasu. Zawiodła i nic nie mogła zrobić. Tylko czekać na cholerną pomoc. Nienawidziła tego uczucia, bycia uzależnionym od kogoś.

- Rachel? - nagle usłyszała pytający głos Dicka w oddali.

Odetchnęła z ulgą, czując się coraz gorzej. Rana wydawała się nie być zwyczajna. Czuła jakby była nasiąknięta trucizną. Czarna substancja ewidentnie nie zostawiała po sobie zwykłych ran. Starała się dzielnie stać i pokazać Rachel, że są tutaj, ale z każdą sekundą zdawało się to być coraz trudniejsze. Dick bez zastanowienia podbiegł do fioletowołosej i ją przytulił, przepraszając. W tle pojawiła się też Kory, która zaskoczona przypatrywała się tej scenie. Rachel powoli zaczęła się uspokajać, więc Grayson wciąż wpatrując się w jej oczy z pokrzepiającym uśmiechem, puścił ją. Czarna substancja zaczęła wracać z powrotem do jej ciała, a oczy wróciły do normalnego koloru.

- No. Chyba już po wszyst... - Leila widząc mroczki przed oczami, poczuła jak traci równowagę.

Przymknęła oczy, czując powoli jak traci też przytomność. Jednak coś uratowało ją przed upadkiem. Lekko odchyliła powieki słysząc swoje imię, wypowiedziane z zmartwieniem. Zobaczyła Dicka, który podtrzymywał ją za ramiona, a sama była oparta o jego klatkę piersiową.

- Cholerny Grayson - wypowiedziała cicho z pogardą, jednak wbrew temu na jej twarzy błąkał się zadowolony uśmiech.

- O ironio...

Density | TitansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz