Rozdział 18

637 47 4
                                    

Zaparło jej dech. Ból z rany ją sparaliżował i osunęła się na kolana. Jęknęła boleśnie i szybko wyciągnęła sztylet, powstrzymując się od krzyknięcia. Nie była przyzwyczajona do bólu, a tym bardziej do takich ran. Poczuła w ustach metaliczny posmak krwi, którą wypluła. Jedną ręką starała się tamować krwawienie, a drugą ostatkami sił zamachnęła się wbijając ostrze w stopę Deathstroke'a. Tym razem warknął, usuwając ostrze i nie zwracając uwagi na niebieskowłosą ruszył na Robina. Bała się. Nie chciała umierać. Nie chciała by ktokolwiek umierał. Przerażało ją, że jej krew jest taka ciepła. Jeszcze. Zerknęła na ranę. Przed oczami pojawiły jej się mroczki. Całkowicie upadła na podłogę. Miała całe ręce w swojej krwi, którą zaczynała brudzić też podłogę. Obraz zaczął jej się rozmywać. Wysilając się podniosła głowę, aby zobaczyć co się dzieje. Deathstroke stał nad Dickiem, który leżał ledwo przytomny na ziemi. Slade podniósł ręce do góry z kataną, chcąc wykonać egzekucję na jej przyjacielu.

- Nie! Dick! - krzyknęła jakby miało to coś pomóc.

Już opuszczał ostrze jak kat nad ofiarą, gdy nagle przed broń wbiegł Jericho. W oczach Leili pojawiły się łzy. Jericho on...

- Nie - szepnęła tracąc siły.

Oczy mimo starań zaczęły jej się zamykać. Po chwili była już tylko ciemność.

•••

W tle coś cicho pikało. Leila nieświadomie skupiła się na tym dźwięku. Odchyliła lekko powieki, ale odrazu je zamknęła gdy dotarło do niej światło. Syknęła cicho. Wszystko jej się przypomniało. Walka z Deathstroke'iem, ledwo żywy Dick, a potem...śmierć Jericho. Po jej policzku popłynęła samotna łza. Bała się otwierać oczy. Miała małą, nikłą nadzieję, że to był chory sen i Jericho żyje, Donna jest cała, Dick też. Przerażał ją fakt, że gdy otworzy oczy upewni się w tym, że to wszystko było naprawdę, ale w końcu musiała to zrobić. Przymrużyła oczy wiedząc, że światło strasznie je drażni. Gdy się przyzwyczaiły ujrzała to czego nie chciała. Była w sali szpitalnej w Wieży podłączona do jakiś urządzeń i kroplówki. Podniosła się lekko odrazu tego żałując. Poczuła ból rany kutej. Syknęła zaciskając zęby. Pomieszczenie wyglądało jak zwyczajny pokój do którego dostawiono sprzęt medyczny. Ściany były zielone, w bardzo ładnym odcieniu niczym igły choinki. Drzwi były otwarte, ale nikogo nie wołała. Siedziała wpatrując się przed siebie. Już nigdy więcej nie zobaczy Jericho ani nie posłucha z nim muzyki. Cisza, która wokół panowała była niepokojąca. Zastanawiało ją co z Donną. A jeśli Dick nie przeżył? Zemdlała, a Deathstroke mógł go zabić. Nic nie przeszkodziłoby mu. Ignorując ból, zeszła z łóżka i lekko krzywiąc się, wstała. Musiała jak najszybciej upewnić się, że Grayson żyje. Straciła Gartha, teraz Jericho, nie wytrzymałaby i jego straty. Po pierwszym kroku poczuła lekkie ukłucie w zgięciu łokcia. Odczepiła kroplówkę i ruszyła, lekko kulejąc do salonu. Dopiero po wyjściu z pomieszczenia zauważyła, że jest ubrana w szpitalne ubrania, a na ramieniu ma bandaż. Po korytarzu rozniósł się dźwięk jej bosych stóp stąpających po wypolerowanej podłodze. Przyspieszyła trochę, ciągle starając się ignorować ból, chociaż miała wrażenie, że i tak jest pod wpływem leków przeciwbólowych. Gdy ujrzała pusty salon przystanęła zawiedziona. Postanowiła przeszukać cała Wieżę. Wszystkie pokoje były puste, a Leila powoli traciła siły na chodzenie. Jej oddech stał się przyśpieszony, ale zignorowała to idąc do sali treningowej. Dopiero gdy przekroczyła próg pomieszczenia z strojami ujrzała wszystkich Tytanów, w tym też Dicka oraz Donnę. Stanęła przyglądając się im. Kłócili się, ale nie miała siły przysłuchiwać się o co. Nie zauważyli jej. Uśmiechnęła się w duchu. Ostatnio bywała niezauważalna. Spojrzała na Graysona. On żyje. Był lekko poobijany i przygnębiony, ale wydawało się, że wszystko z nim w porządku. Nie odzywał się, podczas gdy reszta powstrzymywała się od krzyku. Uśmiechnęła się i nie wytrzymując już, podbiegła przytulając go. Nie było to podobne do niej. Sama zdziwiła się, tak samo jak Dick, który dopiero po chwili oddał uścisk. Położyła głowę na jego ramieniu, wtulając policzek w jego szyję. Nie obchodziło ją, że właśnie wszyscy Tytani się na nią patrzą w milczeniu.

- Ty żyjesz - szepnęła jakby niedowierzając.

Dick po chwili odsunął od siebie Leile i spojrzał jej w oczy.

- Tak, żyje, a ty powinnaś leżeć w łóżku.

Wywróciła oczami ciągle się uśmiechając. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na resztę. Podeszła do Donny krótko ją uściskając.

- Zastanawiałam się czy wasza dwójka żyje - sapnęła.

Dotarł do niej ból, który przez ten cały czas był świetnie ignorowany, za sprawą adrenaliny i leków. Lekko zgięła się, trzymając się za ranę.

- Wszystko ok? - zapytała Dawn podbiegając do niebieskowłosej.

- Średnio - jej szpitalna tunika przesiąkła krwią w miejscu rany, lekko brudząc też ręce Leili.

- Coś z szwami jest nie tak - stwierdziła Dawn z niepokojem.

Cała wcześniejsza złość w oczach Tytanów spowodowana kłótnią została zastąpiona przerażeniem, gdy Leila mało co nie zemdlała. Niebieskowłosa czując się coraz gorzej musiała się podeprzeć na Dawn, która natychmiastowo pomogła utrzymać jej się na nogach. Leila posłała jej blady uśmiech, po chwili krzywiąc się z bólu. Dick podszedł i delikatnie wziął niebieskowłosą na ręce, szybko ruszając do sali szpitalnej. Ostatnią myślą Leili zanim zemdlała było to, że nie żałuję dołączenia do Tytanów, teraz już przyjaciół.

Density | TitansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz