epilog

1.8K 68 105
                                    

Budzę się z okropnym bólem głowy, który zostaje od razu spotęgowany przez słońce wpadające do pokoju przez jedno z okien. Z wielką niechęcią przecieram oczy i marudzę pod nosem jak bardzo nienawidzę kaca oraz ogólnie całego życia, które każdego dnia doprowadza mnie do skraju wytrzymałości.

Dobrą chwilę zajmuje mi zrozumienie, gdzie aktualnie się znajdę oraz jakim cudem tak naprawdę się tutaj znalazłam. Na jednej ze ścian udaje mi się zlokalizować portret mężczyzny, ale gdy przyglądam mu się bliżej, momentalnie czuję ucisk w klatce piersiowej.

Szybko rzucam okiem na szafkę nocną, na której stoi, pusta już, butelka szampana, którego piłam, w dodatku nie sama, wczorajszej nocy. Z każdą chwilą, gdy zaczynam rozumieć co się stało oraz gdzie się znajduję, czuję jak mój oddech przyspiesza, a żołądek wykręca się we wszystkie możliwe strony.

Szybko łapię swoją komórkę, która leży na meblu obok alkoholu, po czym jak najszybciej włączam wyszukiwarkę i wpisuję dwa wyrazy zajmujące teraz moją głowę. Jednak, na moje nieszczęście, nie znajduję kompletnie nic, co doprowadza mnie do takiego stanu, że muszę zakryć usta dłonią, aby nie wybuchnąć płaczem.

Wiem gdzie jestem, wiem jak się tutaj znalazła, ale naprawdę, z całego serca, nie chciałabym tutaj być.

Spoglądam na bok, gdzie biała poduszka nadal odgnieciona jest od czyjejś głowy, a ten widok sprawia, że ostatecznie łapie mnie histeria i zaczynam wyć jak małe dziecko, na które nakrzyczeli rodzice.

Moje złe samopoczucie potęguje jeszcze fakt, że słyszę grające kawałek dalej radio, w którym akurat leci piosenka Bruna Marsa, którą Lewis grał dla mnie na pianinie. Od razu, na wspomnienie tamtego epizodu, czuję motylki w brzuchu, a mimo łez, na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech.

Wiem, że nieważne jakbym się starała, nie ominie mnie dzisiejsza rozmowa, dlatego powoli wstaję z łóżka, po drodze jeszcze zbierając zagubione części mojej garderoby, bo jak się okazało nie spałam w pełni ubrana.

Wolnym krokiem, modląc się przy tym w myślach, żebym może miała jakieś halucynacje, udaję się do pomieszczenia, skąd wydobywają się dźwięki muzyki. Nie wchodzę do środka, tylko staję w progu, obserwując jak mężczyzna przygotowuje śniadanie, śpiewając pod nosem tekst piosenki.

Dłońmi ocieram szybko łzy z oczu, orientując się przy tym, że zwyczajnie uśmiecham się na jego widok. Widzę jak porusza się między lodówką, zlewem, kuchenką, a blatem i nawet cieszy mnie fakt, że mnie nie widzi.

Cudem udaję mi się dostrzec, że robi jakąś sałatkę i mimo, że nigdy nie jem nic od razu po przebudzeniu się, to dzisiaj naprawdę modlę się, aby jak najszybciej spróbować tego cudeńka. W momencie, gdy dodaje do niej kurczaka, którego zdążył przed chwilą usmażyć, nie wytrzymuję i robię krok do przodu.

— Co tak pięknie pachnie? — pytam, zaglądając mu przez ramię i wtedy do moich nozdrzy docierają pierwsze zapachy sałatki.

— Udało mi cię coś znaleźć w tej lodówce, ale było ciężko. Muszę zalecić im zrobienie zakupów jak następnym razem nas zaproszą. A ty wstałaś już? — mimo swojego monologu, wydaje się być lekko zdziwiony na mój widok, ale zaraz potem łapie w palce mój podbródek i podnosi go do góry. — Płakałaś. — stwierdza.

Nie odpowiadam mu, tylko bez słowa siadam na stołku barowym, oczywiście wcześniej chwytając kubek, bo zauważyłam przygotowany dzbanek z kawą, której nie mogłam się oprzeć, a której także potrzebuję w tej sytuacji.

— Czemu mnie wcześniej nie obudziłeś? — pytam i dopiero wtedy, pierwszy raz dzisiaj, spoglądam mu w oczy, co swoją drogą bardzo drogo mnie kosztuje.

Momentalnie ponownie czuję wszystko to samo, co chwilę temu, leżąc jeszcze w łóżku, ale tym razem nie powstrzymuję się od płaczu, tylko od razu pozwalam łzom spłynąć.

Przypominam sobie wszystko, w każdym najmniejszym szczególe, począwszy od wypadku, skończywszy na wyścigu w Imoli. Gdybym mogła, ze stuprocentową pewnością, przeżyłabym to wszystko na nowo, tylko dlatego, żebym mogła poczuć się tak jak wtedy.

— Alma.

Wypowiedzenie prze niego mojego imienia sprawia, że całą swoją uwagę przenoszę na jego osobę. Jednak żadne z nas nic nie mówi, mam wrażenie, jakby on wiedział co czuję, ale nie chciał powiedzieć tego na głos. W końcu przecież nie znamy się od wczoraj i wiemy o sobie naprawdę sporo.

Czuję jak cisza między nami doprowadza mnie powoli do kolejnej fali płaczu, ale tym razem nie chcę na to pozwolić, dlatego najszybciej jak tylko potrafię, zeskakuję ze stołka i pędzę do niego jak starzy ludzie do kościoła.

— Jeśli to co stało się między nami cię dotknęło to mi to powiedz. — mówi, widząc co robię, a ja mam wrażenie, jakby właśnie dostała po twarzy, bo to samo zdanie już kiedyś usłyszałam, co prawda w nieco innym kontekście, ale jednak.

— Posłuchaj, ja... — patrząc na niego, nie potrafię słowami wyrazić tego co czuję, więc po prostu wtulam się w niego najmocniej jak potrafię i zaciągam się zapachem tych beznadziejnych perfum, które kupiłam mu na gwiazdkę. — Cieszę się, że nic ci nie jest. — szepczę.

Niemal natychmiast odsuwa mnie od siebie i patrzy jak na skończoną idiotkę, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że może faktycznie nią jestem, tylko nikt nigdy mi tego nie powiedział.

— A dlaczego cokolwiek miałoby mi być? — pyta.

W tej samej chwili uderzam się w myślach w czoło, bo przecież on kompletnie nie wie o czym mówię. To wszystko wydaje mi się w tej chwili tak bardzo pokręcone, że sama gubię się w tym, co się aktualnie dzieje.

— Nie zostawiaj mnie. — szepczę, czując ogromną gulę w gardle. — Nigdy. Obiecaj mi.

Widzę jak podnosi brwi do góry, ale zaraz potem kiwa głową i wyciąga w moją stronę małego palca u prawej dłoni, którego ostatecznie splatam ze swoim, co przypieczętowuje daną obietnicę.

— Chciałabym coś jeszcze powiedzieć. — zaciskam mocno wargi, ale i tak czuję jak drżą. W tym momencie nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy, dlatego skupiam swój wzrok na podłodze. — Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale myślę, że to odpowiedni moment.

Od razu po wypowiedzeniu tych słów, czuję jak łapie moją twarz w dłonie przez co zmuszona jestem na niego spojrzeć.

— Kocham cię, Arthur. — szepczę. — Najbardziej na świecie.

Mężczyzna nie waha się, tylko od razu pochyla się i łączy nasze wargi, a ja czuję się najszczęśliwsza na świecie. Mam przy sobie mężczyznę, którego kocham najmocniej jak potrafię i którego nigdy nie przestanę kochać. Jednak z tyłu głowy dalej mam myśl, że wszystko, co przeżyłam z Lewisem Hamiltonem było zwykłym snem, a on sam, nigdy nie istniał.

_______________________

kto sie spodziewal, przyznawac sie natychmiast

historia almy i lewisa zostala zakonczona, wiec musze sie z wami pozegnac (lub nie) to zalezy od was

zapraszam was takze na fanfiction o pierre gaslym, ktore mozecie znalezc na moim profilu, a ktore zdecydowanie rozni sie od moich poprzednich prac, bo nie skupia sie na historii milosnej

tak czy siak, chcialabym wam bardzo podziekowac za obecnosc tutaj, za gwiazdki, komentarze oraz mile slowa, to wiele dla mnie znaczy

chce tez oficjalnie, w tym wlasnie momencie, zyczyc lewisowi szybkiego powrotu do zdrowia, bo, jak wiemy, nie jest z nim za dobrze, takze stary wracaj szybko, bo masz jeszcze sporo do osiagniecia, a ja czekam na ciebie niecierpliwie

trzymajcie sie i (mam nadzieje) do zobaczenia!

dominika.

lights | l.hamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz