6

1.7K 76 56
                                    

Budzimy się dopiero około południa, ale wcale nie dlatego, że czujemy się wyspani. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie - ledwo otwieram oczy, a już marzę o tym, żeby ponownie zasnąć. Gdyby nie odgłos tłuczonego szkła, pewnie dalej śniłabym o kąpieli w basenie przy promieniach słonecznych z drinkiem w ręku.

Powoli podnoszę się z łóżka i wyswobadzam od ręki Lewisa, który odwraca się do mnie plecami i przykrywa jeszcze bardziej szarym kocem, który zarzuciłam na nas jakiś czas temu. Z tego co widzę to chyba zbyt szybko pospieszyłam się z oceną sytuacji i tylko ja wstałam, bo on się do tego nie zabiera.

W momencie, kiedy wstaję na proste nogi, jego telefon zaczyna dzwonić, co ostatecznie sprawia, że mężczyzna otwiera oczy i klnie pod nosem. Dłuższą chwilę zajmuje mu zlokalizowanie urządzenia, które - jak się okazuje - znajduje się w kieszeni jego bluzy.

— Halo? — odchrząkuje, słysząc, że ma zachrypnięty głos.

Staję do niego tyłem i otwieram swoją szafę z chęcią znalezienia jakichś luźniejszych ubrań, bo jakby nie patrzeć całą noc spędziłam w jeansach, a nie są one zbyt wygodne.

— Nie wkręcisz mnie, Toto. — zaczyna się śmiać. — Przecież to jutro.

Odwracam się dopiero w momencie, gdy słyszę swoje imię padające z jego ust. Patrzy na mnie jednocześnie się śmiejąc, a w międzyczasie pyta jaka jest dzisiaj data.

— 11 września. — odpowiadam. — Czwartek.

Widzę jak wyraz jego twarzy diametralnie się zmienia, a on zrywa się z łóżka na równe nogi i stara się ubrać bluzę, jednocześnie przytrzymując telefon przy uchu.

— Ja pierdole, już jadę. — mówi do swojego rozmówcy. — Powiedz Angeli, żeby pojechała do mnie do domu i szybko zabrała wszystko co potrzebne. Ja już jadę na lotnisko.

Słowa z jego ust wylatują tak szybko, że mi samej dłuższą chwilę zajmuje zrozumienie ich sensu, co ostatecznie chyba nie do końca mi się udaje, bo nadal nie wiem o co tu chodzi.

— Coś się stało? — pytam, gdy kończy połączenie i chowa telefon do tylnej kieszeni spodni. — Wyglądasz jakby ci się świat walił.

— Trochę tak się czuję. — mówi, zabierając portfel i kluczyki od samochodu z parapetu. — Zadzwonię do ciebie wieczorem.

Wychodzi z pokoju, ale jeśli myśli, że od tak pozwolę mu wyjść to grubo się myli, więc bez wahania idę za nim przez całe mieszkanie, aż zatrzymujemy się przy drzwiach, gdzie on ubiera buty.

— Zobaczymy się jutro? — pytam, zakładając ręce na piersi.

Nie wiem dlaczego, ale chcę spotykać się z nim codziennie, bo przy nim zapominam o całym świecie, odcinam się totalnie od wszystkiego, od problemów, zmartwień i tego całego syfu, który dzieje się w moim życiu.

Lewis słysząc moje pytanie prostuje się i zakłada kaptur na głowę. Taki nieogarnięty i ledwo żywy wygląda co najmniej jakby urwał się z choinki i nie wiedział, co się z nim dzieje ani gdzie się znajduje.

— Jadę na wyścig. — wzdycha. — Pogadamy wieczorem.

Chcę zaprotestować, żeby nie wychodził, a on nachyla się i całuje mnie w czoło, po czym bez słowa wymija, a chwilę później zostaje po nim tylko odgłos zamykanych drzwi. Super, po prostu świetnie.

— Zobacz, kupiłam taką. — podaję Auri telefon, na ekranie którego znajduje się zdjęcie sukienki, którą ostatecznie kupiłam na jej wesele. — Może być?

lights | l.hamiltonOù les histoires vivent. Découvrez maintenant