3

1.9K 95 108
                                    

— Przepraszam, ja... — widzę jak na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia. — Nie chciałem tak powiedzieć.

— Nic się nie stało. — uspokajam go ze śmiechem. — Nie przejmuj się.

Podchodzi do nas kelner z chęcią przyjęcia zamówienia, więc w dosyć szybkim tempie dokonujemy wyboru i przekazujemy go młodemu chłopakowi. W zeszłym tygodniu ani mi, ani Karen nie chciało się robić obiadu, przez co przez cały dzień zmuszone byłyśmy do błąkania się po mieście w celu zjedzenia czegokolwiek. Ostatecznie natknęłyśmy się na jedną z restauracji, która miała kilka filii w mieście. Posmakowało mi jedzenie tutaj, więc zaproponowałam Lewisowi spotkanie akurat w jednej z nich, ale wybrałam tę, która znajduje się w innym miejscu niż wcześniejsza, przez co trochę czasu musiałam poświęcić na szukanie jej.

— To porozmawiajmy może na temat tego wesela. — zaczyna Lewis, gdy kelner nas opuszcza. — Bardzo zainteresowało mnie to ogłoszenie w opisie twojego profilu.

W zasadzie nawet nie wiem co się na nim znajduje, bo wszystkim zajęła się Karen, a ja tylko przejęłam to konto. Jednak postanawiam nie przyznawać się do tego Lewisowi, żeby zwyczajnie nie wyjść na kretynkę.

— Moja siostra wychodzi za mąż. — mówię. —  A ja potrzebuję towarzysza na wesele.

— Czyli szukasz partnera na jedną noc? — zaczyna się śmiać. Widzę jak szczerze się uśmiecha przez co sama podnoszę kąciki ust do góry.

— W pewnym sensie.

Można powiedzieć, że w pewnym sensie rozumiem zdenerwowanie Auri tym całym ślubem i przygotowaniami do niego. Jednak z drugiej nie powinna ona wyżywać się na mnie i grozić mi moim nieprzyjściem na uroczystość.

— Ale myślę, że moja obecność z dwudziestodziewięciolatkiem takim jak ty, sprawi, że nie będę czuć się samotna. — śmieję się.

Zauważam jak Lewis opiera się plecami o oparcie krzesła, po czym przejeżdża dłońmi po swoich udach, wypuszczając głośno powietrze z ust.

— W zasadzie mamy problem. — zaczyna. — Dosyć duży.

Zastygam w miejscu, nie potrafiąc ruszyć się nawet o milimetr. Czyżbym była zmuszona do szukania nowego kandydata na wesele? Oby nie.

— Okłamałem cię.

Te dwa słowa wystarczyły, żeby cudowna atmosfera między nami prysnęła jak bańka mydlana, a moje chęci do kontynuowania tego spotkania spadły do zera.

— Miło było, ale się skończyło.

Nie wiem czy mój szept jest dla niego słyszalny, ale nie interesuje mnie to w tym momencie. Po prostu wstaję z miejsca i zaczynam się ubierać, nie zważając na to, że zachowuję się jak totalna kretynka.

— Alma.

Lewis również wstaje i łapie mnie za nadgarstek, ściskając go lekko. Przeszywa mnie tak strasznym spojrzeniem, że automatycznie przechodzą mnie dreszcze.

— Chodzi o to, że podałem ci mój fałszywy wiek. — mówi. — To o tym skłamałem.

Moja klatka piersiowa unosi się w bardzo szybkim tempie, co chyba nie uchodzi jego uwadze. Nigdy nie lubiłam kłamstwa i naprawdę dostaję białej gorączki, kiedy wiem, że ktoś mnie oszukuje.

— Ile masz lat? — pytam.

Zauważam jak na jego twarzy przez moment pojawia się uśmiech, ale zaraz potem zakrywa na moment usta dłonią.

— Trzydzieści pięć.

Opadam na krzesło wypuszczając przy tym głośno powietrze z ust. Już nawet w głębokim poważaniu mam fakt, że siedzę przy stole w swoim płaszczu. Przejmuję się jedynie faktem, że Lewis ma o sześć lat więcej niż myślałam, ale szczerze mówiąc - nie wygląda na tyle.

— Świetnie. — prycham pod nosem. On bez słowa również siada i spogląda na mnie. — Co mi jeszcze powiesz? — pytam.   — Może wcale nie masz na imię Lewis, tylko George, a zamiast maklerem jesteś kierowcą wyścigowym?! — lekko podnoszę głos.

Przez to, że sporo pisaliśmy ze sobą, zdążyliśmy wymienić się informacjami dotyczącymi naszego życia prywatnego. Dowiedziałam się wielu rzeczy o nim, a jedną z nich była praca jako makler.

— Z tymi wyścigami to trochę śmieszna sprawa. — przejeżdża dłonią po karku.

W tym momencie sobie przysięgam, że za moment przejdę się do kuchni i poproszę o największy nóż jaki posiadają, a gdy spytają do czego jest mi potrzebny, to im odpowiem, że mam na sali świniaka do poćwiartowania.

— Słucham? — podnoszę brwi do góry.

— Miałaś rację. — wzdycha. — Naprawdę jestem kierowcą wyścigowym.

Tym razem po prostu nie wytrzymuję i parskam śmiechem tak głośnym, że uwagę na mnie zwraca kilku gości siedzących niedaleko nas.

— A ja co weekend szkolę małpy w zoo jak robić podwójne salto z półobrotem. — mówię.

Widzę jak się napina, ale chwilę potem wyjmuje z kieszeni telefon i zaczyna w nim grzebać. Wygląda na tak skupionego jakby co najmniej rozwiązywał sudoku albo przechodził ostatni poziom mahjonga.

— Proszę bardzo. — podaje mi swoją komórkę.

Biorę ją do ręki zauważam, że mam przed sobą stronę z jakąś biografią. Szybko czytam wszystko co jest napisane, a na koniec przechodzę do zdjęć i dosłownie zamieram.

Lewis przede mną i człowiek na ekranie to te same osoby. Jedno zdjęcie pokazuje go na podium, drugie przy samochodzie, a trzecie z pucharem i z psem.

— Chcesz mi powiedzieć, że wpadłam pod samochód kierowcy wyścigowemu i wyszłam z tego bez szwanku? — pytam, oddając mu telefon.

— Mniej więcej. — śmieje się, chowając urządzenie.

— Zaskakujące. — mówię, ponowie zdejmując z siebie płaszcz. — Dawno nie miałam takiego szczęścia.

Kelner przynosi nam zamówione przez nas dania, ale szczerze mówiąc nie mam już zbytniej ochoty na makaron, mimo że moje zdenerwowanie prawie mi minęło. Jestem jednak w ogromnym szoku, że ktoś taki jak Lewis znalazł się na portalu randkowym, ale nie zamierzam teraz go o to dopytywać, bo po protu nie chcę być wścibska.

— Alma. — zaczyna po chwili, patrząc mi w oczy. — Skoro szkolisz te małpy, to może pokażesz mi to podwójne salto z półobrotem?

Tym razem się nie waham i pokazuję mu środkowy palec, na co on wybucha śmiechem, który udziela się i mnie.

__________________________
lewis&92 wins i humor gituwa
ps nadal nie wiem kogo wedlug was alma spotkala na ulicy;)

lights | l.hamiltonWhere stories live. Discover now