9

1.6K 66 74
                                    

— A mogę wiedzieć dokąd jedziemy? — pytam, gdy od kilku sekund stoimy na czerwonym świetle, a Lewis w tym czasie grzebie coś w swoim telefonie.

— Próbuję znaleźć odpowiedni supermarket. — tłumaczy. — Musimy zrobić zakupy, a potem pojedziemy do mnie. Nie masz żadnych planów na dzisiaj, prawda?

Rzuca na mnie okiem, a ja tylko wywracam oczami na jego głupie pytanie. W sumie to u niego na porządku dziennym, rzadko kiedy powie coś mądrego.

— Nie mam. — parskam śmiechem. — A nie możemy pojechać do mnie?

— Ciągle siedzimy u ciebie.

Światło na sygnalizatorze zmienia kolor na zielony, więc ruszamy z miejsca, mijając przechodniów czekających przy jezdni.

— Mi to nie przeszkadza. — wzruszam ramionami.

— Ale mi może tak. — podnosi głos, skręcając w lewo.

— Możesz na mnie nie krzyczeć? — teraz to ja się oburzam. — Bo zaraz nigdzie nie pojedziemy.

Szybko na mnie spogląda, po czym uśmiecha się szeroko sam do siebie. Nie mam pojęcia co jest z nim nie tak, ale dzisiaj zaczyna mi już działać na nerwy.

— Dobrze, pojedziemy do ciebie. — mówi, jakby z łaską, ale postanawiam nie drążyć tematu. — Ale najpierw do sklepu, żabciu.

— Dlaczego pół mojej kuchni wygląda jakby przeżyło tornado? — wzdycham bezsilnie wchodząc do pomieszczenia i w tym samym czasie zawiązując supełek na sznurkach od moich dresowych spodni.

— Ledwo przyszłaś, a już mnie denerwujesz. — Lewis odwraca się w moją stronę z prawie półmetrowym nożem w ręku i naprawdę zastanawiam się skąd on go wytrzasnął, bo nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek coś takiego kupiła.

— Dobrze. — podchodzę do blatu i zabieram z niego plasterek ogórka, którego chwilę wcześniej pokroił. — Już wychodzę z własnego mieszkania.

— Idź, bo cię... — zamachuje się z nożem, widząc co robię, a ja wybucham śmiechem, wskakując na wolne miejsce na blacie kuchennym. — Czemu mi nie pomagasz? — pyta, chwytając w dłoń bułkę.

— Po pierwsze, ledwo się przebrałam i nie chcę ubrudzić swojej białej bluzki. — tłumaczę. — A po drugie, nawet nie wiem co robisz.

— Wegańskie burgery z kalafiora.

Te dwa słowa spotykają się z tak wielkim rozczarowaniem i jękiem z mojej strony, że nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej zareagowałam na coś w taki sposób. Co jak co, ale wydaje mi się, że dzisiaj usnę bez kolacji.

— Jeszcze nie spróbowałaś, a już marudzisz.

— Skąd w ogóle pomysł na coś takiego?

Odzywamy się w tej samej chwili, przez co nasze głosy zlewają się w jeden wielki bełkot, z którego nie jesteśmy w stanie nic wyciągnąć, a tym bardziej zrozumieć.

— Co?

Sytuacja się powtarza, ale tym razem wybuchamy śmiechem, który, w moim przypadku, kończy się sięgnięciem po kolejny plasterek ogórka. A tak na marginesie mówiąc to zawsze wolałam pomidory.

— Skąd pomysł na wegańskie burgery? — ponawiam pytanie, tym razem mówiąc z pełnymi ustami. — To nie brzmi apetycznie.

— Zostaw te ogórki. — warczy. — Jestem weganinem. — tłumaczy chwilę potem, ale już kompletnie bez jakichkolwiek emocji.

W momencie, gdy chcę mu odpowiedzieć, drzwi mieszkania się otwierają, a ja już od progu słyszę swoje imię krzyczane przez małą postać w różowej czapce z Myszkią Miki. Nela wbiega do kuchni z papierową torebką w ręku, ale gdy tylko zauważa Lewisa, staje jak wryta i opiera się plecami o ścianę.

— Kim pan jest? — pyta niepewnie, spoglądając na niego jak na złodzieja. — Nie znam pana.

Zaniepokojona słowami córki, Karen wchodzi do pomieszczenia i podobnie jak Nela, staje jak słup soli na widok Lewisa. Nie wiem dlaczego zachowuje się w ten sposób, skoro już kiedyś go widziała, a więc nie powinien wydawać się dla niej obcy. Tym bardziej, że wnosił ją na górę pijaną jak szpadel.

— Hej. — odzywa się dziewczyna po chwili, ale odpowiedź dostaje tylko z mojej strony.

Postanawiam nie przywiązywać do tego większej uwagi, ponieważ Nela nie czekając aż Lewis jej odpowie, woła mnie do salonu, wskazując na torbę w jej dłoni. Nie mogę jej się przeciwstawić, więc zeskakuję z blatu i ponownie zabieram ogórka, lecz tym razem Lewis milczy.

— Ciocia, patrz. — Nela sadza mnie na fotel, a następnie pokazuje mi sukienkę, którą widocznie kupiła jej dzisiaj Karen. — Ładna?

— Przepiękna. — łapię się za głowę, udając zdecydowanie większy zachwyt niż powinnam. — Idziesz na jakąś imprezę? — poruszam zabawnie brwiami, na co dziewczynka wybucha śmiechem.

— Co ty ciocia. — drapie się po nosku. — To do babci na urodziny. Z mamą kupiłyśmy jej prezent.

Nela zaczyna opowiadać mi jak razem z Karen chodziły po prawie wszystkich sklepach w centrum handlowym i szukały odpowiedniego prezentu dla babci Claudii. Ostatecznie kupiły jej sweterek w groszki oraz perfumy, które wybrała dziewczynka.

— Ciocia idź, bo chce zrobić pokaz. — wygania mnie po chwili. — Poczekaj w kuchni.

Zanim zdążę odpowiedzieć, ona wypycha mnie za próg salonu i zabiera się za ubranie swojej nowej sukienki, której kolor zupełnie mnie nie dziwi, bo praktycznie wszystkie jej ubrania są różowe.

Postanawiam więc ponownie skusić się na ogórka, jednak odgłosy dobiegające z kuchni sprawiają, że przystaję na chwilę i opieram się plecami o ścianę.

Mama zawsze uczyła mnie, że nieładnie jest podsłuchiwać czyjeś rozmowy, tym bardziej dorosłych. Jednak istnieje wiele zasad, które mi wpajała, a które ja teraz skutecznie łamię.

— Odpuść, ja naprawdę mam dosyć. — słyszę jęk Lewisa i mogę domyślić się, że w tym momencie wywraca oczami.

To jeden z jego nawyków, które udało mi się zauważyć i zapamiętać przez ten nie za długi czas naszej znajomości. Dostrzegłam także, że strzela palcami zawsze, gdy zatrzymuje samochód oraz cztery razy upewnia się czy ma przy sobie portfel, telefon i klucze, zanim gdziekolwiek się ruszy.

— Lewis, proszę cię. — błagalny głos Karen sprawia, że marszczę brwi, próbując odgadnąć sens ich wypowiedzi. Jednak wyrwane z kontekstu są kompletnie niezrozumiałe.

— Nie będę się powtarzał. — warczy mężczyzna. — Najlepiej jak nigdy więcej nie będziemy do tego wracać. — słyszę kroki, więc wychodzę zza rogu i wpadam na Karen, która patrzy na mnie wściekłym spojrzeniem, ale chwilę potem zamyka się w swoim pokoju.

Nie chcę zdradzać, że cokolwiek słyszałam, więc cierpliwie czekam aż Lewis skończy gotować, w międzyczasie obserwując pokaz mody Neli. Jednak do końca dnia mam w głowie ostatnie zdanie mężczyzny, które nie wypada mi z głowy nawet wtedy, gdy ponownie zasypiam u jego boku podczas oglądania tego durnego serialu o ściganiu się.

____________________________
wybaczcie mi bledy, ale zle sie czuje
ps. czekam na teorie o karen buzi

lights | l.hamiltonWhere stories live. Discover now