22

1.3K 71 67
                                    

Jeżeli kiedykolwiek wcześniej myślałam, że nic mnie w życiu nie zaboli tak bardzo jak śmierć Arthura, to byłam w błędzie większym niż Rów Mariański. Przez prawie ostatnie dwa tygodnie nie robię nic innego niż spanie lub pracowanie, bo odczuwam tak wielki brak energii i chęci do życia, że nawet depresja się przy mnie chowa.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zjadłam jakikolwiek cały posiłek i obawiam się, że mogło to być wtedy, gdy razem z Lewisem gotowaliśmy w jego mieszkaniu. Nie wiem też, kiedy przespałam całą noc, a nie kilka godzin zakopana w tonie chusteczek.

Cała ta sytuacja związana z Lewisem odcisnęła ogromne piętro na moim zdrowiu w każdym jego aspekcie. Jednak najbardziej chyba odbiła się na psychice, bo pewnej nocy, zastanawiając się nad tą tajemniczą dziewczyną z imprezy, zaczęłam sobie wkręcać do głowy, że to była Angela.

W pewnym sensie ta opcja wydawała mi się racjonalna, bo przecież wiersz znaleziony u Hamiltona w mieszkaniu zaadresowany był tylko literką A, co mogło oznaczać właśnie kobietę. Dodatkowo ta dwójka spędza ze sobą ogromną część życia i sama zauważyłam, że dogadują się lepiej niż świetnie.

Jednak cała moja teoria spiskowa legła w gruzach, gdy wyczytałam w internecie, że Angela ma męża i dzieci. Niby istniała opcja zdrady, ale wydaje mi się, że kobieta nigdy by się do niej nie posunęła.

Z resztą na pewno nie z Lewisem, bo skoro ma już dzieci, to po co jej wiązać się z kolejnym bachorem.

Tak więc nadal jestem w punkcie wyjścia, co swoją drogą nie daje mi spokoju, ale nie mam już siły na zagłębianie się w aż takie szczegóły życia Hamiltona jak to, z kim się całował. Postanowiłam, że teraz w pełni oddam się swoim obowiązkom, starając się za wszelką cenę zapomnieć o tym człowieku i tym, co razem przeżyliśmy.

Jednak on jak zwykle nie daje mi o sobie zapomnieć, nagle wyskakując z tekstem, że mnie kocha, co ostatecznie powala mnie na ziemię, a ja odkąd to usłyszałam, czuję, jakby leża na mnie tona węgla uniemożliwiająca mi normalne funkcjonowanie.

Do licha nigdy nie zrozumiem, dlaczego wyleciał z tym tekstem dopiero wtedy, gdy zerwałam z nim kontakt, ale wolę tego nie wiedzieć, bo zwyczajnie moim marzeniem jest totalna izolacja od niego. Chociaż sama sobie przeczę, codziennie sprawdzam jego social media i wiem, że jutro ma wyścig we Włoszech, dokąd poleciał prosto z Bahrajnu, nawet nie wracając do Monako.

Stalker ze mnie jak ta lala.

— Będziesz tak leżeć cały wieczór, patrząc w sufit? — ni stąd, ni zowąd nade mną pojawia się Karen, wpatrując się w mnie swoimi ślepiami, które w tej chwili świecą się jak pas startowy na lotnisku.

— Co cię łączy z Lewisem? — pytam prosto z mostu, wracając myślami do ich rozmowy, którą udało mi się podsłuchać, a do której nigdy nie miałam nawiązywać.

Jednak wydaje mi się, że w tej sytuacji powinnam ratować się wszystkim, co przychodzi mi do głowy, mimo że mam pewność co do tej dwójki, że między nimi do niczego nie doszło.

— Nie mam pojęcia o czym mówisz. — zaczyna się śmiać, ale jej głos przybiera nerwowy charakter, co jeszcze bardziej mnie zaciekawia i utwierdza w przekonaniu, że coś jest na rzeczy.

— Karen. — wzdycham, siadając na łóżku. — Pomóż mi, ja naprawdę nie wiem co mam zrobić.

— A co masz do wyboru?! — unosi się nagle, co kompletnie mnie zaskakuje. — Powiedział ci, że cię kocha i nagle o wszystkim zapomnisz?

Otwieram usta, żeby jej odpowiedzieć, ale w tej samej chwili dochodzi do mnie fakt, że ja nigdy jej nie powiedziałam o słowach Lewisa. Nie mam pojęcia skąd się o tym dowiedziała, ale na pewno nie ode mnie i samo to, że ona o tym wie, wprawia mnie w zakłopotanie i ogromne zdziwienie.

— Skąd o tym wiesz? — szepczę, przypatrując się jej najdokładniej jak potrafię.

Widzę jak waha się nad odpowiedzią, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem. Teraz mam już pewność, że za chwilę dowiem się czegoś, co kompletnie zmieni mój dotychczasowy światopogląd.

— Nieważne.

Ni stąd, nie zowąd dziewczyna zaczyna kierować się do wyjścia z mojego pokoju, ale jestem na tyle szybka, że zdążam wstać i zagrodzić jej drzwi. Karen chyba zdaje sobie sprawę, że ze mną nie wygra, więc siada na moim łóżku i gapi się w podłogę.

— Pamiętasz jak zgodziłam się zastąpić cię w pracy, żebyś mogła pojechać z Arthurem na weekend za miasto? — zaczyna tak samo jak ponad miesiąc temu, a ja nie wiem jak do sytuacji z Lewisem ma się osoba Manni. — Zawsze starałam się być dobrą przyjaciółką.

— Do rzeczy. — warczę.

Dziewczyna przenosi na mnie swój wzrok, a ja zauważam płynące po jej policzkach łzy, które nawet nie wiem kiedy i skąd się tam wzięły. Nie zamierzam jednak się nad nią rozczulać, bo naprawdę pragnę jak najszybciej dowiedzieć się, co jest grane.

— Ja też go kochałam, Alma.

To zdanie wprawia mnie w tak wielkie osłupienie, a jednocześnie wywiera na mnie tak ogromny szok, że z trudem łapię powietrze do ust. Gdyby nie fakt, że nadal opieram się plecami o drzwi, z pewnością leżałabym już na podłodze lub ewentualnie trzy metry pod ziemią.

— Jak to? — szepczę. — Przecież...

— Gdy zobaczyłam Lewisa to poczułam do niego to samo, co do Arthura. — pociąga nosem. — Zabrałam kiedyś twój telefon i przepisałam jego numer. Nie znał mnie, ale czułam, że go kocham. Wiem jak to brzmi, ale tak było naprawdę.

Parskam śmiechem na tyle mocno, że muszę zakryć usta dłońmi, aby sąsiedzi mieszkający pod nami mnie nie usłyszeli. To co słyszę jest dla mnie tak niewiarygodne, że naprawdę nie mogę uwierzyć, że mam do czynienia z tą samą Karen, co myślę.

— On mnie odrzucił, nazwał wariatką. — kontynuuje. — Widziałam jak na ciebie patrzy, a ty na niego, ale nie mogłam pozwolić, żebyś znowu odebrała mi kogoś, kogo kocham.

— Nie odebrałam ci Arthura. — zaznaczam.

Prycha, wstając na proste nogi, po czym podchodzi do mnie. Nigdzie nie ma już śladu po jakiej pięknych, a jakże prawdziwych łzach.

— Wszyscy widzieli, że byliście w sobie zakochani. — syczy. — Z Lewisem też tak było. Jak się dowiedziałam, że razem spaliście to nie wytrzymałam. Wymyśliłam tę bajeczkę z pocałunkiem.

Czuję jak mój oddech staje się coraz szybszy, a złość przybiera na sile. Nie mam jednak zamiaru rzucać się na nią z pięściami, bo widzę, że zamierza jeszcze coś powiedzieć.

— Chciałam, żebyś cierpiała. — uśmiecha się. — Żebyś poczuła się tak jak ja za każdym razem, gdy widziałam ciebie z Arthurem albo z Lewisem. — kładzie mi dłoń na ramieniu. — Wczoraj do niego dzwoniłam, bo liczyłam, że może nam wyjdzie, ale opowiedział mi o waszej rozmowie i kazał spierdalać.

— Wynoś się. — warczę, odsuwając jej się z drogi. — Natychmiast.

W tym momencie wszystko staje się dla mnie jasne. Automatycznie przypominam sobie sytuację, gdy pierwszy raz spałam u Lewisa i pomyliłam nasze telefony. Domyślam się, że tamte wiadomości były od Karen, co w sumie by się zgadzało, bo nadawca pisał o imprezie, a w tamtym czasie dziewczyna była na urodzinach swojej matki.

Rozmowa z kuchni staje się klarowna, bo Lewis zwyczajnie chciał zapomnieć o tym, co wyznała mu Karen, ale ona naciskała na niego i wywierała na nim miłość. Przez to wszystko przychodzi mi do głowy myśl, że dziewczyna może być uzależniona od kochania kogoś i potrzebuje pomocy specjalisty.

Jednak nie to jest teraz dla mnie ważne. W zasadzie wcale nie powinno mnie już obchodzić. W tym momencie liczy się tylko i wyłącznie Lewis. Dlatego od razu siadam do laptopa i zaczynam sprawdzać najbliższe loty do Włoch.

Już raz nie zdążyłam powiedzieć komuś kocham cię i wiem, że nie mogę ponownie do tego dopuścić.

_______________________________
wszystko juz wiemy

lights | l.hamiltonWhere stories live. Discover now