*Strata*

558 40 3
                                    

Dojście do domu zajęło nam o wiele dłużej niż dostanie się przed kino przez mój stan, co chwile musieliśmy robić krótki postój abym mógł odetchnąć i troszkę odpocząć. Tadeusz kilka raz próbował po prostu mnie podnieść żeby mnie zanieść do mieszkania ale ja za każdym razem odtrącałem jego ręce nie chcąc wyjść przed przyjacielem na słabeusza. Kiedy dotarliśmy do kamienicy a ja zobaczyłem te cholerne schody to zachciało mi się płakać.

-Janek nie ma kurwa mowy że pozwolę Ci wejść tam o własnych siłach. Ty już teraz ledwo stoisz idioto- Spojrzałem na chłopaka i już chciałem coś powiedzieć ale blondyn mnie uprzedził podnosząc mnie jak pannę młodą i wolnym krokiem tak aby nie zrobić mi krzywdy zaczyna wchodzić na górę.

Mimo tego że chciałem stanąć na własne nogi na moim piętrze to chłopak mi na to nie pozwolił wchodząc ze mną do mieszkania a po chwili zanosząc do mojego pokoju delikatnie kadząc na łóżku. Mężczyzna siada koło mnie głaszcząc mnie przez chwilę po policzku i składając całusa na moim czole. Tadeusz wstaje bez słowa z pokoju zapewne idąc po miskę z wodą i rzeczami do opatrzenia tej cholernej rany. Kiedy jestem pewien że chłopak nie stoi pod drzwiami pozwalam nareszcie słonym łzą bólu wypłynąć z zielonych oczach, przykładam dłoń do ust aby nie wydarł się z nich głośny szloch. Po kilku minutach słyszę kroki Zośki zmierzającego do pomieszczenia, biorę kilka głębokich wdechów i wydechów ocierając łzy spływające po moich policzków. Idealnie wtedy kiedy z moich oczu przestały płynąć łzy do pomieszczenia wchodzi Zosia z miską wody i podręczną apteczką, wygląda praktycznie tak samo jak w dzień w którym powiedziałem mu jak się czuje. Różnica jest tylko taka że teraz mogę nazwać go swoim.

-Płakałeś... - Siada obok mnie stawiając miskę na podłodze koło łóżka wrzucając do niej szmatkę aby nasiąknęła letnią wodą, otwiera apteczkę i wyciąga z niej gazę, bandaż i jakieś leki- Wcale nie... Wydaje ci się Tadziu- Wlepiam oczy w okno, bojąc się że wyczyta z nich kłamstwo. Czuję jak chłopak opiera głowę na moim obojczyku wzdychając głośno i splatając nasze palce razem- Janek proszę nie okłamuj mnie... Przecież wiesz że przy mnie nie musisz udawać- Cmoka mnie w obojczyk i odsuwa się od mojej klatki piersiowej pomagając zdjąć mi koszulkę aby obejrzeć dokładnie ranę. A ja zaczynam odczuwać wyrzuty sumienia widząc jak bardzo chłopakowi jest smutno przez to jak próbuję go oszukać- Przepraszam Zosiu. To nie tak że ci nie ufam albo coś w tym stylu ja po prostu nie chce żebyś uważał mnie za słabego... Bo kto chciałby mieć za... Chłopaka? Słabeusza... - szepcze cichutko nie mając odwagi powiedzieć tego co czuję głośniej- Janek... Janeczku kochanie nie mów tak o sobie. Jesteś cholernie silny Rudy a ja będę chciał cię zawsze nie zależnie od sytuacji- Przykłada moją prawą dłoń do swoich ust i całuję ją kilka razy na co uśmiecham się delikatnie- Za chwilę porozmawiamy dobrze? W pierwszej kolejności muszę zająć się tym cholerstwem- mówiąc to sięga po ściereczkę odsączając ją z nadmiaru wody i zaczynając delikatnie przykładać do rany aby ją oczyścić. Mimo tego że stara się robić to jak najdelikatniej to ja i tak cholernie cierpię, zagryzam wargę odchylając głowę do tyłu szukając jakiego sposobu aby uśmierzyć ból. Po kilku długich i wyczerpujących jak długie godziny pracy minutach Tadeusz wrzuca całą zakwioną chustkę do miski i przykładając do rany gazę na co cicho syknąłem i opierając moje ciało o siebie obwiązując brzuch szarym bandażem. Kiedy nareszcie go zawiązuje od razu mocno przylegam do chłopaka wkładając w uścisk całą moją pozostałą siłę. Zośka widząc moją przylepność delikatnie sadza mnie bokiem na swoich kolanach, opierając się plecami o zimną ścianę.

-Janek błagam obiecaj że więcej tak nie zrobisz. Ja nie mogę cię stracić... - wtula głowę w moją szyję a ja głaszczę go po blond włosach czule- Nie stracisz Zosiu mnie tak łatwo się nie pozbędziesz. Obiecuję że następnym razem pomyślę z 15 razy zanim coś takiego zrobię- czuję czułe i mocne pocałunki na swojej szyi powoli przesuwające się w stronę obojczyków i klatki piersiowej - Módl się kurwa żeby nie było następnego razu bo za siebie nie ręczę i obiecuję że skończysz w cholerę źle- śmieje się cichutko na słowa które wypowiedział chłopak od razu zaczynając tego żałować przez ból i szarpanie które poczułem w okolicach brzucha. Tadeusz widocznie to zauważył przytulając mnie odrobinę mocniej i zaczynając nami kołysać przez co zachciało mi się spać - Dziękuję że jesteś Zosiu- mruczę cichutko ziewając zaraz oddając się w objęcia Morfeusza.

Moja miłość

*Inna strona lustra* Kamienie na szaniecOnde as histórias ganham vida. Descobre agora