*Mama*

328 27 0
                                    

-Gdzie jest mój syn!?- Z błogiego snu wybudza mnie krzyk, krzyk mojej ukochanej mamy która po chwili wpada w amoku do pokoju skąpanego w mroku a zaraz za nią wbiega zdenerwowany Tadeusz.

- Proszę zaczekać Janek ś- Janek już nie śpi...- Nie kończy wcześniejszego zdania kiedy widzi moje uchylone, zmęczone oczy wgapione w niego.

- O mój boże, synku...- Szepnęła moja matka zalewając się łzami, szybko przysiadła na rogu posłania na którym leże. Uśmiecham się do niej słabo aby choć trochę ją uspokoić.

- Co te potwory ci zrobili...?- Pyta załamana i przesuwa dłonią po mojej poranionej, łysej głowie.

- To nic strasznego mamusiu...- Odpowiadam zachrypniętym głosem a kobieta przytula mnie mocno, tak mocno że gdyby nie to że moje żebra są już i tak połamane to moc tego uścisku by je połamały. Powstrzymuje się od jęknięcia z bólu aby jej jeszcze bardziej nie wystarczyć, moja rodzicielka nareszcie puszcza mnie z uścisku dzięki czemu mogę znowu normalnie oddychać.

- Nie powinno tutaj pani być...- Zaczyna spokojnie Tadeusz siadając po mojej drugiej stronie, podaje mi szklankę z wodą i pomaga mi się napić na co dziękuje kiwnięciem głowy i delikatnym uśmiechem.

- Żartujesz sobie? To mój syn. Mam chyba prawo się z nim zobaczyć po tym jak prawie go straciłam?- Pyta mojego sekretnego ukochanego oburzona a ja patrzę na nią karcąco, Przecież Zośka nie chce dla mnie źle.

- Mamo...- Mruczę cicho z trudem żeby ją uspokoić.

- Rozumiem pani zdenerwowanie ale cała wasza rodzina jest poszukiwana przez obecność Rudego w podziemiach, cudem go teraz odbiliśmy i odratowaliśmy tracąc przy tym trójkę ludzi i kończąc z postrzelonym Alkiem i wciąż zaginioną Alicją, nie możemy ryzykować że ktoś z gestapo albo jakiś volksdeutsch go znajdą bo wtedy to spali całe szare szeregi, robię to dla dobra pani, pani syna, całej waszej rodziny, Alicji i reszty szarych szeregów.- Odpowiada blondyn zdenerwowanym i łamiącym się tonem głosu który łamie mi serce.

-Mamo, Zośka ma racje, powinnaś już iść. Przecież wiesz że jestem w dobrych rękach.- Mówię cichutko zabierając dłoń z jej uścisku, już wystarczająco dużo krzywdy szkopy wyrządzili moim bliskim. Nie chce żeby historia znowu zatoczyła tragiczne koło. Moja matka prycha urażona i szybko zabiera swoją torebkę i wychodzi z mieszkania z głośnym trzaskiem drzwi. Wzdycham głośno i powstrzymuje łzy chcące znaleść ujście z moich zielonych ślepi.

- Nie złapią jej?- Pytam przerażony, przecież nie chciałem jej zranić a tym bardziej nie chce żeby coś jej się stało przez to że wyprosiłem ją w środku nocy.

-Spokojnie Janek, słoń ją odeskortuje. Będzie cała i zdrowa.- Uspokaja mnie Zawadzki i całuje mnie czule w czoło przykrywając szczelnie niegdyś białą pościelą która teraz jest w wielu miejscach splamiona moją czerwoną krwią. Wypuszczam powietrze z ust ze świstem uspokojony. Zamykam zmęczone oczy i powoli wracam do brutalnie przerwanego snu.


Ponownie tej samej nocy coś mnie budzi, jednak tym razem nie jest to moja mama a Tadeusz, szloch mojego Tadeusz. Podnoszę się spanikowany do siadu ignorując ból w każdej części mojego ciała.

- Tadziu...?- Pytam i dostrzegam mężczyznę siedzącego w rogu pokoju na fotelu, zasłania twarz rękami a jego blond włosy opadają mu na czoło. Kiedy słyszy mój głos szybko podnosi głowę w górę odsłaniając spuchniętą i czerwoną od płaczu twarzyczkę.

- Jezu Zosiu czemu ty płaczesz?- Pytam znowu jeszcze bardziej wystraszony.

-To nic ważnego, wracaj spać Januś.- Odpowiada szybko ocierając swoje słone łzy, odkrywam ze swojego ciała pościel i spuszczam nogi na podłogę, z trudem wstaje i przechodzę kilka kroków z trzęsącymi się nogami, w ostatniej chwili kiedy nie jestem już w stanie utrzymać równowagi Zawadzki łapię mnie w swoje ramiona i siada na ziemi a mi się robi ciemno przed oczami.


*Inna strona lustra* Kamienie na szaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz