*Obóz*

320 28 0
                                    

-Co się stało?- Zapytałem zdezorientowany nic nie pamiętając, uchylam na chwile zielone oczy jednak szybko je ponownie zamykam przez ostre, białe i drażniące moje spojówki światło.

-Zemdlałeś.- Odpowiada mi głos Tadeusza przez co automatycznie zaczynam się robić spokojniejszy, powoli zaczynam sobie przypominać co stało się w nocy, to jak mama przyszła ale szybko się zdenerwowała i wyszła pod eskortą Słonia i płacz Zośki po którym straciłem przytomność.

-Co ci strzeliło do głowy żeby wtedy wstać?- Zapytał zdenerwowany Zawadzki, spuszczam głowę w dół i otwieram oczy które powoli przyzwyczajają się do jasności. w dół uświadamiając sobie że faktycznie postąpiłem głupio.

-Płakałeś...- Odpowiadam nie pewnie a Zośka siada obok mnie i przytula mocno.

-Przepraszam że cię wystraszyłem, po prostu... musze ci coś powiedzieć Janek...- Mówi łamiącym się głosem a moje serce zaczyna bić jak szalone, tak jak wtedy kiedy przyłożyli pistolet do głowy Heńka i zaczęli odliczać. Zosia łapie moje dłonie które dalej są obwiązane szarawym bandażem który w kilku miejscach ma krwiste plamy i ściska je mocno tak jakby chciał mi przekazać wyrok śmierci który za chwilę wykonają.

-No mów.- Pośpieszam go czując się jakby moje serce miało zaraz eksplodować, biorę głęboki wdech i wydech aby się uspokoić i sam ściskam jego dłonie aby wyładować nerwy.

-Janek... Januś... Tej nocy Ewce udało się przechwycić wiadomość od szkopa który zajmuje się transportem do obozów i... i na ostatniej liście znalazło się nazwisko Alicji...- Mój oddech się zatrzymuje a ja nie jestem w stanie się ruszyć.- Dzisiaj wywiozą Alicje do Auschwitz...-

-Nie, nie... Kłamiesz! Miała być bezpieczna! Musicie ją odbić tak samo jak mnie! Ona ma tylko 17 lat Tadeusz! To jeszcze dziecko!- Wykrzykuje wściekły i w amoku, wyrywam dłonie z jego uścisku i zaczynam uderzać go na oślep po klatce piersiowej mimo tego że pewnie bardziej przypomina to głaskanie biorąc pod uwagę fakt że dalej niezbyt odzyskałem siły po tych cholernych torturach.

-Rudy już nic nie możemy zrobić, próba odbicia wiąże się z zbyt dużym ryzykiem, znasz ją z nas najlepiej i wiesz jak bardzo jest silna.- Próbuje mnie uspokoić ale ja głośno szlocham zalewając się wodospadem łez.

-Widziałem jak Niemcy ją zniszczyli a teraz to wy wysyłacie ją na śmierć! Ona na was liczy Tadeusz! Alek, musze porozmawiać z Alkiem!- Chwytam się swojej ostatniej deski ratunku czyli osoby która jest zakochana w Szmaragd już kilka dobrych lat.

-Janek uspokój się. Alek się jeszcze nie obudził po operacji.- Tłumaczy mi spokojnie i przytrzymuje moje ręce abym więcej go nie bił, dopiero teraz przypominam sobie o postrzale Alka. Boże najświętszy jak mogłem o tym zapomnieć. Tym samym moja ostatnia szansa na uratowanie jej z transportu tonie tak samo jak moje serce zalane przez moje łzy.

-Wyjdź stąd.- Mówię przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna otwiera szeroko oczy zdziwiony a ja jedynie spoglądam na niego zawiedzionym wzrokiem. Po chwili wzdycha cicho i kiwa głową, podnosi się z łóżka a ja już do reszty mogę się oddać 

Rozpaczy  

*Inna strona lustra* Kamienie na szaniecWhere stories live. Discover now