prolog

3.5K 103 57
                                    

— Dziękuję bardzo i zapraszam ponownie. — posyłam klientce standardowy, lekko wymuszony uśmiech, po czym zamykam szufladkę kasy i biorę do ręki kubek z kawiarnii znajdującej się kilkanaście metrów dalej.

Gdyby nie fakt, że Karen wpadła dzisiaj na chwilę do księgarni i kupiła mi kawę, to z pewnością teraz leżałabym na podłodze wśród tych wszystkich książek, a nie stała za kasą. Sporą część dzisiejszej nocy spędziłam na robieniu internetowych zakupów, z których i tak nic nie wyszło, bo nie znalazłam niczego, co faktycznie wpadłoby mi w oko.

Na ekranie leżącego kawałek dalej telefonu pojawia się imię mojego ojca, ale zanim odbieram, wywracam jeszcze oczami, spodziewając się dosłownie wszystkiego.

— Cześć córcia. — zaczyna jeszcze zanim się odezwę. — Jak ci mija dzień?

— Hej. — ochrząkuję, ponieważ mój głos jest dziwnie nienaturalny. — Wszystko w porządku, niedługo kończę pracę.

— Super. Właśnie dzwonię w tej sprawie. — mówi. — Auri i ja chcielibyśmy dzisiaj do ciebie podjechać, dosłownie na chwilę.

Wypuszczam głośno powietrze z ust, w tym samym czasie biorąc między palce starą metkę i zaczynam ją zgniatać. Domyślam się, że Auri znowu podniesie mi ciśnienie tak, jak zrobiła to kilka dni temu, ale obawiam się, że przez moje dzisiejsze zmęczenie mogę być dla niej nieco mniej wyrozumiała niż wtedy.

— Dobrze. — wzdycham. — Bądźcie po dwudziestej.

Z racji tego, że zbliża się osiemnasta, zabieram się za rozpakowywanie kartonów, które przyjechały dziś rano. W ten sposób dosyć szybko mija mi czas i nim się obejrzę, już wychodzę z galerii handlowej, wcześniej jeszcze zamykając księgarnię. Nie mam siły, żeby tłuc się tramwajem do mieszkania, więc decyduję się wsiąść do taksówki stojącej niedaleko przystanku.

— Dobry wieczór. — witam się. Podaję taksówkarzowi adres, a ten kiwa głową i włącza kierunkowskaz, chcąc włączyć się do ruchu.

Na szybie powoli zaczynają pojawiać się krople deszczu, a ja wzdycham i jednocześnie dziękuję sobie w myślach, że nie zdecydowałam się na tramwaj, bo z przystanku do domu mam kawałek drogi, a nie zabrałam parasolki, bo rano nie zapowiadało się na deszcz.

— Najmocniej dziękuję. — płacę taksówkarzowi, gdy ten powozi mnie pod sam blok, po czym wysiadam z samochodu i szybkim krokiem kieruję się w stronę klatki schodowej.

Szybko wpisuję kod, a po chwili otwieram drzwi i wchodzę do środka. Winda zawozi mnie na dziewiąte piętro, co zajmuje jej trochę czasu, jednak wolę to niż wchodzenie po schodach.

— Masz gościa w salonie. — informuje mnie Karen jeszcze zanim zdążę zamknąć za sobą drzwi.

Nie miałam pojęcia, że już jest dwudziesta, wydawało mi się, że zdążę wrócić przed przyjazdem mojej cudownej rodzinki. Jednak moja przyjaciółka powiedziała coś, z czego wywnioskowałam, że czeka na mnie jedna osoba, a nie dwie.

— Cześć siostra. — przede mną pojawia się Auri, gdy zdejmuję z siebie płaszcz, który odwieszam na wieszak. Zauważam, że dziewczyna nawet się nie rozebrała i prawdopodobnie stoi tak jak przyszła.

— Gdzie tata? — pytam, przeczesując dłonią włosy.

— Nie kazałam mu przyjeżdżać, bo jestem tu tylko na chwilę. — poprawia swoją torebkę. — Znalazłaś już sukienkę? Chciałabym ją zobaczyć.

— Nie. — mówię od razu. — Mam jeszcze czas.

— Ślub jest za miesiąc. — warczy. — To bardzo mało czasu, a ja muszę sprawdzić w czym idziesz.

— Trudno. — wzruszam ramionami. — Jak coś kupię to ci pokażę. Jak na razie to nie mam nawet co.

Auri zaciska szczękę, a potem rzuca okiem w kierunku kuchni, gdzie Karen przygotowuje kolację. Domyślam się, że robi spaghetti, bo w powietrzu unosi się jego zapach.

— A poza tym, z kim przychodzisz? — wracam niechętnie do konwersacji z siostrą, która nerwowo stuka palcami o swoje spodnie.

— Sama. Nie potrzebuję faceta, żeby dobrze się bawić.

— Żartujesz sobie ze mnie? — prycha. — Proszę cię, nie psuj mi wesela. Albo przychodzisz z kimś, albo wcale. Wybór należy do ciebie.

Auri wymija mnie, po czym wychodzi z mojego mieszkania, trzaskając drzwiami. Wzdycham obojętnie na jej zachowanie, a moje spojrzenie spotyka się z Karen, która stoi w progu kuchni z drewnianą łyżką w dłoni.

— Coś czuję, że to zadanie dla mnie. — uśmiecha się.

— Jakie?

— Znalezienie ci chłopaka. — tłumaczy. — Dawaj telefon. — wyciąga rękę w moją stronę, a ja przygryzam wargę.

Przecież nie mogę nie przyjść na ślub własnej siostry, a czuję, że z nią nie wygram, więc wyciągam komórkę i podaję ją Karen, która od razu coś na niego ściąga.

— Dokończę kolację i zrobimy casting. — oddaje mi moją własność z włączoną aplikacją randkową.

Super.

_________________________
witam nie wiem po raz ktory, to ff chyba skoncze:)

lights | l.hamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz