Rozdział 8

166 13 61
                                    

                Głośne, uporczywe walenie do drzwi postawiło Kyōko na nogi. Obrzuciła zaspanym wzrokiem odsłonięte okno, zza którego przedzierało się szare światło poranka. Dobrze, że wieczorem wszystko dokładnie przygotowała, więc nie musiała na nowo pleść warkocza i pakować rzeczy do torby, którą teraz przepasała wokół bioder. Nawet bieliznę zmieniła tuż przed snem, żeby – w razie sytuacji jak ta – nie tracić czasu. Jeszcze wyjęła z kieszeni listek mięty i zaczęła go żuć. Całkowicie gotowa do akcji wyszła na korytarz, skinęła głową do Sakury, ale szybko zmarszczyła czoło na widok wyprostowanego Naruto. Najwidoczniej był pierwszy. Znowu.

— Psy znalazły kryjówkę, wyruszamy — obwieścił Kakashi i spojrzał na zmierzającą w ich kierunku staruszkę.

Ta najwyraźniej również miała uczestniczyć w misji. Czemu? Czy rozsądnym było zabieranie jej na tak trudną wyprawę? Skoro porywacze poradzili sobie z samym Kazekage, to co dopiero...

— Z całym szacunkiem, ale może lepiej, żeby pani została w wiosce — podjęła temat Kyōko i ukryła za plecami zaciśnięte pięści.

— Szanowna Chiyo ma... — Kakashi ledwo zdążył postawić krok w przód, ale kobieta uniosła dłoń.

— Dawno nie widziałam mojego wnusia. — Przymknęła powieki i ułożyła usta w cienkim, nieszczerym uśmiechu. — Bardzo za nim tęsknię.

Co? Jakiego wnuka? Czyżby chodziło jej o Kazekage? To raczej nie było możliwe, skoro do tej pory mogła go oglądać każdego dnia. O czym bredziła?

— Wnuka? — podłapała Sakura.

Chiyo krótko się zaśmiała i splotła dłonie. Gdy otworzyła oczy, nie kryło się w nich nic przyjemnego.

— Mój kochany Sasori, ciekawe, czy się zmienił.

Wargi Kyōko zadrżały, przestała też kontrolować ręce i wyciągnęła je zza pleców. Czy ten cały Sasori był jednym z członków Akatsuki? Jednym z porywaczy?! Ta baba nie mogła mówić o nikim innym, a skoro tak, to jaki miała w tym wszystkim cel? Chciała pomóc czy zaszkodzić?

Upiorne myśli nie opuszczały Kyōko, gdy przedzierali się przez bezlitosne piaski, zasłaniali oczy przed wiatrem i pokonywali wydmę za wydmą. Nawet kiedy prowadzeni przez jednego z psów Kakashiego, dotarli do zielonych terenów i ściany lasu, dziewczyna nie mogła wyzbyć się trwogi. W milczeniu pozwalała Naruto prowadzić. Nie miała tyle chakry co on, więc wolała oszczędzać. Na rywalizację jeszcze przyjdzie czas.

Bieg po wysokich gałęziach kosztował zdecydowanie mniej wysiłku niż grzęźnięcie w zdradliwym piachu. Dopiero wśród liści i gęstych koron wrócono do poprzedniej rozmowy.

— Jaki on jest... ten Sasori? — Sakura wykonała piruet i przeskoczywszy nad pustą przestrzenią, zrównała się z Chiyo.

— Sasori jest jednym z najpotężniejszych lalkarzy na świecie. Może nawet najpotężniejszym. Dlatego idę z wami — w głosie staruszki już nie pobrzmiewał infantylny ton.

Kyōko biegła na końcu, ale na tyle blisko, by usłyszeć każde słowo. Skoro lalkarz prawdopodobnie nie miał sobie równych, to w jaki sposób zamierzali go pokonać? Czy starucha dysponowała silniejszymi taktykami? Pozostawała jeszcze kwestia drugiego porywacza, ale według informacji przekazanych poprzedniego dnia wynikało, że stracił rękę. Kyōko wolała walczyć właśnie z nim. Aż się wzdrygnęła na myśl o kukłach. A co, jeśli wyglądały jak ludzie?! Brrr. Okropieństwo.

Jestem Kroplą [vol. 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz