Rozdział 25

134 14 89
                                    

Zwykle tego nie robię, ale ta piosenka siedzi mi w głowie od dłuższego czasu, więc może i Wam się spodoba . Opowiadanie miało być znacznie krótsze, maksymalnie 15 rozdziałów, ale właśnie dobiliśmy do 25 i końca nie widać, bo choć mam już w głowie zamkniętą fabułę, to nieustannie wydłużam sceny i wątki, żeby wszystko lepiej pokazać. Zapraszam do czytania :).

~*~

Rasuto powoli się odsunął, a jego oczy błyszczały intensywniej niż zwykle. Przez kilka sekund wpatrywał się w Kyōko jak w obrazek, pokręcił na boki główką i otworzył dziób. Dziewczyna spodziewała się uroczego skrzeknięcia, ewentualnie jąkania. Orzeł jednak rzucił:

                — Głodny!

                Zmarszczyła czoło. Cholera, ona też była głodna jak i zapewne reszta drużyny. Kyōko w całym tym emocjonalnym zamieszaniu zapomniała, że naprawdę potrzebowali pokarmu, a gadanie i planowanie nie przyniosą im upragnionego posiłku. To wymagało działania! Silny skurcz zagościł w żołądku i głód dał o sobie znać przeciągłym burczeniem.

                Dziewczyna odniosła Rasuto do jaskini. Tenten i Lee wciąż smacznie spali, na co Kyōko uśmiechnęła się z politowaniem i zwróciła do orzełka:

                — Kiedy wstaną, powiedz, że poszłam zapolować. Dobra?

                — Do-do-dobra!

                Szczelniej owinęła go w swój śpiwór i popatrzyła na zaopatrzenie. Żeby przetrwali kilka dni, musiała zabić coś naprawdę dużego i mięsistego. Same kunaie nie wystarczą, więc spakowała jeszcze żyłki i linę. A wybuchające notki? Stuknęła się palcami w czoło. Przecież nie chciałaby wywołać lawiny...

                Schodziła powoli i ostrożnie, kontrolując każdy krok. Musiała przedzierać się niemal dziewiczym szlakiem, gdzie ludzkie ślady z poprzedniego dnia już dawno przykrył świeży śnieg. Sapnęła, przystanąwszy w połowie góry. Na tej wysokości już mogła zapolować. Dostrzegała niewielkie wgłębienia, które prawdopodobnie zostawił lis. Zwilżyła usta. Najedlibyśmy się nim. Pochyliła plecy i ruszyła za tropem. Pożerała wzrokiem każdy kolejny ślad. Nagle przystanęła i aż zdjęła rękawiczkę. Chwytając w palce pukiel białej sierści, uniosła kącik warg. Kiedy zadarła głowę, by rozejrzeć się za norami, zamarła. Szerzej otworzyła oko. Czyżby to była...? Potarła powiekę i odruchowo odskoczyła za drzewo. Przytuliła się do sosny i choć ta nie mogła jej w pełni zasłonić, to Kyōko nie odrywała wygłodniałego spojrzenia od jamy w ścianie góry.

                Przemykała od drzewa do drzewa; doszukiwała się kolejnych śladów łap większych od jej dłoni i przywiązywała żyłki do niskich gałęzi. Pułapka była gotowa! Dziewczyna już bez zbędnych podchodów podeszła do groty. Zagwizdała.

                Złowieszczy ryk przeciął kilkusekundową ciszę, a kark Kyōko oblał zimny pot. Wyciągnęła kunai, by na ugiętych kolanach i z pochylonymi plecami wyczekiwać przeciwnika. Skupiła wszystkie myśli na zwierzęciu, które w końcu wyłoniło łeb z groty. Niedźwiedź brunatny wypełzł powoli i dumnie, jakby nie obawiał się zagrożenia ze strony człowieka. Może chciał ją odstraszyć, bo stanął na dwóch łapach i znów ryknął.

                — Wybacz, miśku. Jesteś moim być albo nie być — mruknęła, posyłając zaczepne spojrzenie.

                Zwierzę przyjęło to wyzwanie. Z głuchym tąpnięciem opadło w śnieg i zaszarżowało. Cholera, zdążyło jej przemknąć przez głowę, gdy niedźwiedź biegł szybciej, niż się spodziewała. Zamachnął się szponami, ale w porę odskoczyła w lewo. Szybko odwróciła głowę – musiała pamiętać o ograniczonym polu widzenia, a naprawdę nie chciała stracić przeciwnika z oka. Jeden, mały błąd i...

Jestem Kroplą [vol. 1]Where stories live. Discover now