Epilog

178 11 110
                                    

Naruto zdążył rozsiąść się wygodnie na kanapie i z nogą założoną na nogę obserwował krzątającą się po kuchni Hinatę. Kiedy zalała wrzątkiem herbatę i ustawiła filiżanki na tacy, syknęła, odruchowo przykładając jedną dłoń do pleców, a drugą do brzucha.

— Pomóc ci? — Uzumaki zerwał się z miejsca, ale Hinata machnęła na niego ręką.

— Siedź sobie, to nic takiego. — Posłała mu ciepły uśmiech, po czym szybko odwróciła się w kierunku blatu kuchennego, chwyciła tacę i ruszyła do salonu. Postawiła naczynia na niskim stoliku do kawy. — Mały już daje o sobie znać. — Z czułością pogładziła brzuch.

Naruto, unosząc brwi w wyrazie głębokiego podziwu, spoglądał na sporą krągłość pod piersiami Hinaty. Naprawdę nieźle sobie radziła!

— Jesteś niesamowita, Hinata-chan!

Zachichotała.

— Przestań! — Upiła mały łyk i zmieniła temat: — Stresujesz się? No wiesz... Niedługo zostaniesz hokage.

Nie chciał dać po sobie poznać, że na samą myśl o byciu przywódcą Wioski Liścia robiło mu się słabo z przejęcia. Podrapał się po potylicy i głupawo wyszczerzył.

— A gdzie tam! Przecież całe życie o tym marzyłem. — Przełknął ślinę.

Hinata wygładziła na kolanach połacie zwiewnej sukienki i nieco się pochyliła. W jej oczach tliło się coś takiego... nietypowego. Kiedy zadarła głowę, Naruto ujrzał iskierki nadziei.

— Wiesz — zaczęła, masując brzuch w okolicach poniżej pępka. — Wymyśliłam dla niego imię... — Momentalnie się zarumieniła. — Boruto. Na twoją cześć.

Naruto aż wbił plecy w oparcie kanapy i rozdziawił usta. Totalnie go zamurowało i przez kilka sekund nie wiedział, co odpowiedzieć. Hinata wciąż czekała, a oczy błyszczały jej z ekscytacji.

— Ja... to...— wydukał i zaraz radośnie się zaśmiał. — Będę zaszczycony, dattebayo!

Błyskawicznie klasnęła w dłonie, a jej perlisty śmiech niósł się po mieszkaniu. Musiał przywołać drugiego domownika, bo zaraz rozległy się ciężkie kroki na tarasie, skrzypnęły przesuwane drzwi i do salonu wszedł Kiba. Rękawem otarł spocone czoło i nachylił się nad Hinatą. Złożył na jej czole delikatny pocałunek.

— Grill rozpalony, zaraz wrzucam mięso — oznajmił z szerokim uśmiechem. — Naruto, zostajesz na obiad?

Uzumaki pokręcił głową, ale dojrzał na ich twarzach zawiedzione miny, więc postanowił wyjaśnić:

— Dziś jest rocznica jej śmierci.

Kiba z Hinatą momentalnie zmarszczyli czoła i wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenie, zgodnie kiwnęli głowami. Naruto grzecznie się z nimi pożegnał, a gdy już znalazł się na świeżym powietrzu, odetchnął pełną piersią. Uśmiech wyparował i chłopak z trudem przebierał nogami. Miał wrażenie, jakby zmuszał się do każdego kroku. Zerknął ukradkiem na niebo – zdawać się mogło, że przejęło jego humor; poszarzało i chyba zanosiło się na deszcz. Straganiarze w pośpiechu zwijali swój dobytek i nawet pan Teuchi schował długi szyld do środka knajpy. Tylko machnął wesoło ręką, ale zaraz krzyknął coś do córki i zniknął.

Naruto wydawało się, że został jedynym mieszkańcem miasta. Z rękoma ukrytymi w kieszeniach i wzrokiem wbitym w nowy chodnik z kostki musiał przypominać widmo. Nawet nie zadrżał, gdy nad jego głową rozległ się huk pioruna.

Gdy Uzumaki w końcu doczłapał na cmentarz dla shinobi, niebo już całkowicie skąpało się w ciemnych chmurach. Mimo to nie przestawał przedzierać się między nagrobkami, a znalazłszy właściwy, kucnął, by zapalić kadzidło.

Już się nie podniósł.

Mięśnie odmówiły posłuszeństwa i szybko odkrył, że drżały mu ramiona. Przeniósł wzrok na nieboskłon w tej samej chwili, w której rozległ się kolejny huk. Naruto powoli uniósł ręce zaciśnięte w pięści, ale opuścił je bardzo szybko, bez kontroli. Z całej siły zarył w marmurową płytę.

— Dlaczego?! — syknął, tak mocno zaciskając zęby, że aż rozbolała go szczęka. Usłyszał w swojej głowie donośne westchnięcie i zaraz odezwał się gardłowy głos należący do Kuramy:

Ile to już będzie? Cztery lata?

„Trzy" — poprawił go Naruto. Trzy długie lata, które dla niego były wiecznością, a każdy kolejny dzień nie przynosił ukojenia. Czy czas nie miał leczyć ran?!

— Nawet jej nie odpowiedziałem... — szepnął Uzumaki, ścierając pierwsze deszczowe krople wymieszane ze łzami.

Co takiego?

— Że też ją kocham, dattebayo.

Lis poruszył się niespokojnie w jego podświadomości, a potężne, ogniste chuchnięcie nie pomogło pozbyć się dławiącego żalu.

To nie twoja wina, musisz to w końcu zrozumieć.

Naruto już nie odpowiedział, tylko niemiarowo walił pięściami w nagrobek. W końcu przestał i zanosząc się szlochem, obrzucił płytę rozbieganym wzrokiem. Dopiero nabrawszy spory haust powietrza do płuc, mógł się odrobinę uspokoić. Rozpadało się na dobre, pioruny też wybijały nieznany mu rytm.

Czasem, w dni jak ten, miał wrażenie, że to właśnie ona woła do niego z nieboskłonu, że to Kyōko wywołuje burzę, aby się z nim przywitać. Z całej siły wierzył, że odnalazła pokój i z nonszalancją przemierza Zaświaty. Aż uśmiechnął się na tę myśl.

Otarł nos rękawem i podniósł się z kolan.

Kocham cię. Dziękuję. Żegnaj.

~*~

Okej, teraz już oficjalnie możecie mnie nienawidzić i myślę, że ja też siebie za to nienawidzę... Przyznam bez bicia, że takim najbardziej pierwotnym, dopiero kiełkującym założeniem miał być lekki, krótki romans zakończonym happy endem, ale gdy tylko pojawił się pomysł na wątek kryminalny i Minori, wiedziałam, że nie będzie dobrze xD. Kilka osób słusznie zauważyło powiązanie Kyōko z Sasuke – tak, miała być ona jego damską, odwróconą wersją. Dlaczego? Bo po poznaniu Sasuke z „Shippuudena" uznałam, że jest to najgorsza (zaraz po Sakurze) postać, która nie ma stałego charakteru i zachowuje się jak chorągiewka na wietrze. Poza tym, jak powszechnie wiadomo, w „Naruto" jest niedobór fajnych, nieżenujących postaci kobiecych i spróbowałam to zmienić.

Patrząc na całe opowiadanie z boku i na chłodno, romansu jest dość mało. Chciałam, żeby częściej się pojawiał, ale z biegiem ewolucji wyszła z tego historia o przebaczeniu (lub nie), pokonywaniu własnych słabości i dorastaniu. Jak to w życiu prawdziwym bywa – nie wszystko kończy się z pozytywnym skutkiem i tak jest również u mnie. Minori nie wybaczyła Kyōko. Wiem, to brutalne, i choć wielu z Was jej nienawidzi, to ja czuję, że mimo wszystko mocno ją skrzywdziłam i miała za mało do powiedzenia. Najzwyczajniej w świecie mi jej żal...

To może teraz trochę przyjemniejszy aspekt, czyli „co dalej?".

Druga część (tak, nie boję się użyć takich słów) będzie opowiadać o kobiecie druidce, która od prawie stu pięćdziesięciu lat marzy o zostaniu bóstwem. Obiecano jej to, ale od dawna spełnia zachcianki boskiego mentora i nie zanosi się na zmiany. W pewnym momencie będzie musiała odpowiedzieć na pytanie „czy zasługuję na więcej?".

Jako że polecę już totalnie niekanonicznie, muszę zrobić porządny plan. Za tydzień wyjeżdżam na urlop, więc spróbuję to sobie wszystko przemyśleć, a prolog powinien ukazać się jeszcze w tym roku♥.  

Jestem Kroplą [vol. 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz