Rozdział 32

119 12 140
                                    

Plecy Naruto zniknęły za skalnym wzniesieniem, a ona zdała sobie sprawę, że nie miała pojęcia, co zrobić. Pierwszy raz od bardzo dawna pozostała z niczym. Próbując powstrzymać spazmatyczny płacz, wciągnęła nienaturalnie dużo powietrza. Zacisnęła usta, rozejrzała się panicznie po zdewastowanej okolicy. Dopiero skupiwszy rozbiegany wzrok na leżącej Hinacie, panika zaczęła ustępować. Kyōko zacisnęła pięści, by zmusić się do działania. Nogi miała jak z waty; stawiała chwiejne, niestabilne kroki, a opadła na kolana tuż obok koleżanki. Przyłożyła do jej szyi dwa, drżące palce i aż podskoczyła z radości.

Ona żyje! Wciąż żyje! Zerwała się na równe nogi, ale gdy już miała dźwignąć Hinatę z ziemi, coś nakazało jej spojrzeć przed siebie. To właśnie kilka metrów dalej, przy ścianie krateru, spoczywała ta żaba, która...

Fuka jest... był ropuchą.

Dziewczyna musiała mocno zacisnąć szczękę, bo rozdzierająca serce rozpacz, jaka wypływała z Mizuchiego i infekowała organizm, była nie do wytrzymania. Kyōko wolno i niepewnie podeszła do martwego stworzenia i z wielkim szacunkiem uniosła jego drobne ciałko. Skoro zginął z rąk tego całego Paina, musiał walczyć za Konohę i za Naruto. Należał mu się godny pochówek.

Wróciła do Hinaty i przy głośnym sapnięciu chwyciła ją w pasie. Po czole ściekały jej liczne krople potu, gdy skrajnie wyczerpana niosła tę dwójkę w stronę gruzowiska. Liczyła, że znajdzie tam jakichś medyków, którzy jeszcze zdążą pomóc chociaż jednej osobie. Szurała stopami, wkładając ostatki energii w zachowanie równowagi – nie wybaczyłaby sobie, gdyby się teraz potknęła. Dyszała przy wspinaczce wzdłuż pozostałości po betonowym chodniku.

Nagle stanęła jak wryta. Ze ściągniętymi brwiami wsłuchiwała się w głosy niesione przez wiatr. Ale nie mogło jej się przesłyszeć, była pewna, że gdzieś nieopodal usłyszała ludzi! Niespodziewanie przyjemny zastrzyk energii dodał jej wiary. Palące mięśnie bolały już odrobinę mniej, kiedy pokonywała kolejne ruiny, a sapanie nieco przycichło, bo rozmowy stawały się coraz głośniejsze. Serce biło jej ze zdwojoną siłą, pompując buzującą w skroniach krew. Mimo to czuła orzeźwiającą radość!

Na widok pochylonej Sakury otoczonej kilkoma znajomymi i kilkoma obcymi ninja aż pisnęła. Oni też ją zobaczyli i poderwali się do pionu. Najpierw z należytą ostrożnością przejęli od niej ciała, złożyli je u stóp innego medyka, a Kyōko nie zważając na okoliczności, zarzuciła przyjaciółce ręce za szyję. Zamknęła Sakurę w stalowym uścisku, a gdy tamta objęła ją za plecami, Kyōko ukryła zapłakane policzki w pachnących dymem, różowych włosach.

Oderwała się od niej po kilkusekundowej ciszy; uznała, że w takiej sytuacji słowa nie były potrzebne, bo wszystko, co chciałaby przekazać, wyraziła spojrzeniem. Sakura pochyliła się nad Hinatą, a Kyōko, która już zrobiła to, co mogła, wtuliła się w członków swojej tymczasowej drużyny.

— Nic ci nie jest? Wyglądasz okropnie. — Neji odgarnął jej z twarzy niesforne kosmyki i położył dłonie na policzkach.

Miała ochotę parsknąć śmiechem, zamiast tego pociągnęła nosem i przykryła jego chłodne palce swoimi.

— Jest okej.

— A co z Naruto? — Sakura ponownie skupiła na sobie uwagę.

Kyōko odsunęła się od Nejiego i głucho westchnęła. Nie miała sił na opowiadanie o wszystkim, co zaszło. Postawiła na skróconą wersję:

— Poszedł szukać prawdziwego Paina. Powiedział, że wie, gdzie go znaleźć.

Przyjaciółka tylko pokiwała głową i nie przerywając roztaczania nad Hinatą zielonkawej, medycznej chakry, rzuciła:

Jestem Kroplą [vol. 1]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora