#9

701 50 25
                                    


Polak obudził się w swoim łóżku około godziny ósmej. Usiadł na łóżku i przeciągnął się. Chwilę posiedział w bezruchu mrużąc oczy i dochodząc do siebie. Spojrzał na kalendarz wiszący nad biurkiem, jeszcze około dwóch miesięcy do jego urodzin, które obchodzi jedenastego listopada. Westchnął głęboko, wstał i skierował się w kierunku szafy. Wyciągnął z niej białą koszulę, brązowe jeansy, bieliznę oraz żółty sweterek. Ubrał się, chwycił szczotkę i stanął przed lustrem. Jego włosy ciągle się plątały, nie były długie, ale strasznie kręcone.

-Włosy specjalnej troski.- Warknął zaczesując kudły do tyłu. Gdy skończył udał się do łazienki umyć zęby i twarz.

-Już wstałeś?- Zapytał RON widząc syna wychodzącego z łazienki. Opierał się o framugę przyglądając małemu Słowianinowi. -Myślałem, że jesteś zmęczony podróżą i będziesz spał do trzynastej.

-Zrobię śniadanie i pójdziemy na spacer, wszyscy. Nie chcę słyszeć wymówek. Co chcesz do jedzenia?

-Synku, nie wiem czy zauważyłeś, ale dzisiaj pada. Zobacz przez okno.- Polska podszedł do szyby.-Obiecuję, że pójdziemy razem, jak się rozpogodzi.

-Dobrze... Chciałem tylko spędzić z wami trochę czasu na świeżym powietrzu.- Chłopak powlókł się do kuchni. Zaczął rozbijać nieudolnie na patelni jajka.

-A widziałeś gdzieś IR? Nie ma go nigdzie w domu.- Biało-czerwony pokręcił głową przecząco.- Eh... Ja zrobię śniadanie a ty obudź Węgry, kochanie. Posprzątam też w salonie...

-Jasne.- Polak odetchnął głęboko, przytulił ojca i udał się do pokoju brata.- Węgry, wstawaj. Tata woła nas na śniadanie.- Powiedział otwierając drzwi. Zauważył Madziara leżącego pod pościelą.- Nie pójdziemy na spacer, bo pada.

-Możemy iść jutro.- Słowianin usłyszał głos brata spod kołdry. Podszedł do wyrka Madziara i pochylił się nad nim.

—Przepraszam, że cię wczoraj obudziłem.

—Od razu zasnąłem.— Mruknął odwracając się na bok.— Nie mówiłeś mi, jak było za granicą.

—Mhm... Fajnie, całkiem ciekawie. Nie do końca rozumiałem języka, chociaż niektóre słowa przypominały mi polski.— Lechita uśmiechnął się szeroko.— Tata woła cię na... Węgry, co ci się stało w plecy?— Wyższy szybko zawinął się kołdrą, tak, że wyglądał przez to jak naleśnik.

—Nic. Idź już, zaraz przyjdę.

—I w ręcę i szyję? Czy to Imperium? on coś ci zrobił? 

—Nie... Spadłem kiedyś ze schodów. Nie mówiłem, bo nie chciałem cię martwić.— Madziar zaśmiał się nerwowo. Polak zmrużył oczy.

—Nie wierzę ci, ale narazie dam ci spokój.— Warknął Słowianin wychodząc z pokoju. Wrócił do kuchni, gdzie czekał na niego ojciec ze śniadaniem.

                               ***

—Wróciłem, byłem na poczcie!—Głos Moskala przyprawił małego Słowianina o dreszcze. Siedział obok ojca na kanapie i mówił mu o czym była książka, którą czytał w czasie podróży. RON uśmiechnął się szeroko widząc narzeczonego wchodzącego do salonu.— Wynająłem salę i wysłałem zaproszenia.

—Sam je wypisałeś! Mieliśmy zrobić to razem.

—Spokojnie, będą wszystkie miasta i państwa, które znasz. Zaufaj mi, najdroższy. Ślub będzie za dwa tygodnie, bo wtedy jest wolny termin. Goście mogą być wcześniej, zarezerwowałem już dla nich pokoje w hotelu obok. Będziemy mieli wesele cały tydzień! Byłbym zapomniał, mam jeszcze list dla Polski. Priorytet z Berlinu.— Podał list małemu Słowianinowi.

—Dziękuję!— Lechita pobiegł do swojego pokoju uśmiechając się szeroko. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Otworzył nienaruszoną kopertę cicho się przy tym śmiejąc. Od środka rozpierała go niewyobrażalna radość, cieszył się jak małe dziecko. Zwijał się ze swojego szczęścia. Ciągle się wiercił, przez co prawie zleciał z łóżka. Wziął do ręki kartkę, zaczął czytać w myślach.

Mój drogi Polen

Nie ma cię tu tylko jeden dzień, a ja już za tobą tęsknię. Brakuje mi twojego uśmiechu, który pragnął bym widzieć codziennie. Ojciec patrzy na mnie groźniej niż zwykle. Biegam dwa razy dziennie, rano i wieczorem, aż padnę. Dziadek nic sobie z tego nie robi. Chyba tak samo traktował Trzecią Rzesze, tylko po co?
  Prusy, który jest bratem dziadka, i Austrio-Węgry jeszcze nie wyjechali. Ostatnio dziadek zbliżył się do ślepego Austriaka. To trochę dziwne i niewygodne, słuchać ich słodzenia cały dzień. Cholernie mi przykro, że cię wtedy obrażałem, jak graliśmy w szachy. Nie rozmawiałem z osobą w moim wieku, nigdy. Teraz jak o tym myślę, to wydaje mi się to bardzo zabawne. Nie martw się sprawą z moim bratem, chociaż chciałbym wiedzieć, skąd o nim wiedziałeś (na pewno nie od mojego ojca).
Odpisz jak najszybciej, proszę. Powiedz jak minęła ci podróż i czy dobrze się czujesz. W nocy u nas padało i deszcz mógł was złapać. Martwię się...
                                   Ihre Deutschland

P.S.
Chyba wiem, dlaczego tak szybko cię pokochałem. Świat był dla mnie zbyt okrutny, ale ty to zmieniłeś. Teraz moje życie jest słodsze, nawet gdy ojciec mnie męczy. Gdy byłeś obok, czujem się wolny, szczęśliwy. Nie uśmiecham się często, ale przy tobie mógłbym cały czas. Ich liebe dich...

Polska chciał czytał ten list bez przerwy, lecz przeszkodził mu w tym jego brat, Węgry, który zapukał do drzwi.

—Przestało padać, idziemy na spacer? Rosjanin też chce iść, głupi szczur.— Słowianin szybko schował list do koperty, następnie do szuflady, pod kolorowymi sweterkami. Otworzył Madziarowi drzwi.— Możemy chwilę pogadać?

—Jasne, nawet nie musisz się pytać.— Węgry rozejrzał się nerwowo po korytarzu. Usłyszał śmiech ojca i jego partnera z salonu, odetchnął z ulgą.

—Chodzi o te blizny.— Wyższy wszedł do pomieszczenia. Zaczął mówić szeptem.— To będzie trochę dziwnie brzmieć, ale chcę jechać na wojnę, która może niedługo wybuchnąć. Nie mów Imperium, nie może być świadomym, że wiem. Jego rany też pieczą, otwierają się. Ojcu pewnie nic nie mówi, nie chce go martwić, i wogóle... Był tu Druga Rzeczpospolita Polska. Jemu skrzydła wyrosły po dwóch stronach głowy. Obiecaj, że nic, nikomu nie powiesz.

—Obiecuję, że nikomu nie powiem. Mi możesz zaufać.— Polska lekko się uśmiechnął.— Cieszę się, że byłeś ze mną szczery. Przy okazji zapytam, jadłeś śniadanie?

—Tak... Jajecznicę zrobił. Jak was nie było ojciec się popłakał. Pokłóciliśmy się, źle go oceniałem. Myślałem, że nie można cię zostawić samego z Imperium. Mógł coś ci zrobić, tata mu bardzo ufa.

—Rozmawiali przy mnie o jakimś ślubie. Moskal kupował pierścionek w Berlinie, pomagałem mu wybrać. On nie ma gustu, chciał kupić ojcu pierścionek taki, jak noszą kobiety.

—Mhm... To znaczy, że już mu się oświadczył. Myślą, że jesteś idiotą i nie rozumiesz, o czym mówią. Przy tobie wyznali by sobie wszystkie swoje sekrety, bo myślą, że ich nie słuchasz. Idź do nich, pewnie nawet cię nie zauważą.

—Nie, RON tak nie myśli. On nie ma nas za kretynów, zwłaszcza mnie. Pewnie chciał, żebym ich podsłuchał i później powiedział o tym tobie. Może Imperium myśli, że jestem głupi, ale na pewno nie tata.

—Wcale tak nie myślę. Idziemy na ten spacer?— Bracia usłyszeli za sobą głos Moskala i śmiech Lechity. Polska uśmiechnął się i podszedł przytulić się do ojca.

______________________________________

Słowa: 1079

Nie sprawdzone (szkoła)

______________________________________





Sen na drzewie w blasku księżyca ~Gerpol~Where stories live. Discover now