36. Ucieczka

350 21 16
                                    

Ruszyliśmy dalej lasem na północ. Zostało nam po około litrze wody i batoniku. Na długo nie starczy. Póki co nie możemy wrócić do domku, a też nie sądzę że zastaniemy nasze rzeczy po dłuższym czasie. Westchnęłam cicho idąc wciąż naprzód. Z nudów podrzucałam nożem, ale nawet to na dłuższą metę nie działało. Nastała noc, było już całkiem ciemno, a wędrówka dalej była po prostu niebezpieczna. Łatwo o skręconą kostkę, a to spowolni drogę. Usiedliśmy pod dużym drzewem. Pomimo docelowego odpoczynku nie byłam zmęczona. Rozsadzała mnie energia. Chciałam wstać, zacząć biegać, skakać, chodzić, zabijać. Spojrzałam na Mike'a łapiąc mocniej nóż. Nie. Mike to przyjaciel. Co mi odbiło?

Potrząsnęłam głową wybijając sobie ten pomysł z umysłu. Wzięłam sobie patyk, którego zaczęłam ostrzyć siedząc oparta o drzewo. Robiłam to starannie i precyzyjnie, więc zanim dobrze go naostrzyłam minęła dobra godzina. Była około 1 w nocy. Jest kwiecień, więc wschód będzie za jakieś 5 godzin. Dość długo. Spojrzałam na ostry patyk, który podobnie jak poprzednio nóż zacisnął mi się mocno w dłoni

Co się ze mną dzieje? Jedyne co bym teraz robiła to zabijała. Odrzuciłam patyk na bok nie chcąc wręcz nieświadomie zrobić krzywdy Mike'owi. Przymknęłam oczy wyobrażając sobie siebie śpiącą. To nie podziałało, kiedyś to był mój najlepszy sposób na zasypianie, a teraz? Teraz po prostu nie mogę spać

Ukłucie w ręce od razu wprawiło mnie w senność. Machnęłam szybko dłonią i udało mi się zabić w ten sposób komara. Jednak... Wygląda jakby nie zdążył się napić krwi... Wyolbrzymiam, co innego mogłoby się stać. Nic innego co gryzie nie widzę

Znowu zamknęłam oczy, jednak tym razem od razu zasnęłam. Niespokojnym snem. Miałam koszmar za koszmarem, każdy coraz gorszy. Co udało mi się zasnąć zaraz budziłam się z jeszcze gorszego snu. I tak w kółko i w kółko. Aż nie zaczęło świtać. Nie byłam zmęczona. Te koszmary pobudziły mnie jak nic nigdy. Jedyne co to byłam głodna, ale wolę oszczędzać jedzenie na później

W końcu po około godzinie obudził się Mike. Ruszyliśmy w dalszą podróż, coraz głębiej w las. Po dwóch godzinach wędrówki dotarliśmy do drogi. Nie mając żadnych innych pomysłów poszliśmy wzdłuż niej na wschód. Droga wyglądała jakby prowadziła do nikąd. Jednak tak nie było, przeczyły temu samochody, które przejeżdżały obok nas z szybką prędkością. Żaden nie raczył się zatrzymać pomimo naszych znaków. Nie dziwię im się, jestem cała we krwi

Po około pół godzinie marnych prób nareszcie zatrzymał się obok nas stary jeep, za którego kierownicą siedział straszy, wyglądający na sympatycznego mężczyzna

- z tego co widzę potrzebujecie podwózki

Uśmiechnął się otwierając drzwi od samochodu dając nam tym samym znak żebyśmy wsiadali. Uśmiechnęłam się do staruszka siadając na przednim siedzeniu, a Mike usiadł za mną

- nie boi się pan brać autostopowiczów?

Zapytałam gdy już jechaliśmy

- nie, zdecydowanie nie

Uśmiechnął się lekko i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć ten już znów zaczął mówić

- do kąd was podwieźć?

Zapytał spoglądając na mnie krótko, aby po kilku sekundach spowrotem wrócić wzrokiem do jezdni

Spojrzałam na Mike trochę porozumiewawczo, jednak on nie patrzył na mnie. Przyglądał się widokowi zza okna. Odwróciłam oczy spowrotem na naszego kierowcę

- do najbliższego miasta prosimy. Oczywiście tak żeby było panu po drodze, nie chcemy się narzucać

- nie narzucacie się, od dawna nie miałem okazji porozmawiać z młodym pokoleniem

Uśmiechnął się i włączył radio, w którym leciały akurat spokojne utwory lat 90.

Oparłam się wygodniej przygotowując na dłuższą podróż i przymknęłam oczy. Odruchowo przyłożyłam dłoń do paska z bronią. Jest pusty

Szybko otworzyłam oczy podrywając się z siedzenia, jednak pasy, których zresztą nie pamiętam żebym zapinała skutecznie mnie zatrzymały. Nie minęło nawet kilka sekund kiedy poczułam dłoń na mojej twarzy z jakąś szmatką. Zaczęłam się wyrywać i szarpać gdy poczułam dłoń na klatce piersiowej przytrzymującą mnie. Zaczęłam słabnąć, jednak skupiłam się najbardziej jak potrafiłam na uwolnieniu się i nie straceniu przytomności. Moje oczy jak szalone latały z boku na bok szukając pomocy

Ostatnie co zobaczyłam przed straceniem przytomności był staruszek z uśmiechem podgłaniający radio, jakby nic nie zauważył. Chciałam zrobić coś jeszcze, wyrwać się, krzyknąć. Cokolwiek. Jednak moje mięśnie nie były w stanie się ruszać, a umysł automatycznie wyłączał wysyłając mnie w krainę snu

Pov. Dick

Zaparkowałem motor kilka metrów od małego opuszczonego domku. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę rozglądając się niepewnie. W okolicy brak żywej duszy. Niepewnie wszedłem do środka sprawdzając czy nie ma w środku nic dziwnego. Kula w ścianie

W co ty się wpakowałaś Kat?

Wszedłem do sypialni gdzie na łóżku była torba dziewczyny z porozrzucanymi wokół rzeczami. Spieszyła się

Wybiegłem szybko z chatki okrążając ją. Zrobiłem kolejny krok gdy zauważyłem coś dziwnego. Zaschnięta krew na trawie. Wyszedłem zza ściany aby zobaczyć przed sobą dwa martwe ciała brutalnie zamordowane. Nie mieli żadnej broni

Rozejrzałem się, czy wokół nie ma żadnych śladów. Krew, jeżeli Kat krwawiła to napewno będą ślady

Znalazłem je i ruszyłem ich tropem. Lecz ten urwał się w lesie. Widać że się tu zatrzymała. Z kimś. Gdybym chociaż znał tożsamość tej osoby, jednak nie mam żadnych tropów. Nie mogę nic zrobić

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 05, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jesteśmy Tacy Sami GraysonWhere stories live. Discover now