5. Skutki uboczne

1K 49 8
                                    

Kolejnego dnia obudziłam się w dziwnym pokoju. Od razu poderwałam się na równe nogi i wyszłam z niego. Nadal jestem w rezydencji Bruce'a, tym razem w pokoju gościnnym

- o, panienka się obudziła, zapraszam na śniadanie

Usłyszałam miły głos Alfreda za sobą

- która godzina? Co z szkołą? I czemu tu jestem?

- spokojnie, o wszystkim dowie się panienka przy śniadaniu

- no dobrze...

- zaprowadzę cię

Powiedział zaczynając iść, a ja szłam za nim. Po dłuższej chwili dotarliśmy do jadalni

- dzień dobry

Powiedziałam widząc Bruce'a

- dobry

Uśmiechnął się

- hejka

- hejo

Uśmiechnęłam się do Dicka

- przepraszam że się narzucam, ostatnio często tu jestem

- nie musisz, przepraszać, to duży dom, pewnie gdyby nie poinformowanie mnie przez Dicka to nawet bym nie wiedział o twojej obecności

Uśmiechnął się szerzej. Usiadłam przy stole

- ci mężczyźni wstrzyknęli ci dość potężną truciznę, dziwne że nie zemdlałaś od razu. Przeciętnie ludzie budzą się po tej truciźnie po około... Trzech, czterech dniach, a ty się obudziłaś po 6 godzinach, do tego długo byłaś przytomna

- to źle?

- to wspaniale, ale pomimo to twój organizm jest bardzo słaby. Zostanie panienka tu dwa dni, dobrze?

Zaczął tłumaczyć mi Alfred

- co to była za trucizna?

- nie sądzę żeby panience to coś mówiło, ale Alihita (ta trucizna prawdopodobnie nie istnieje, wymyśliłam to ~aut.)

- coś kojarzę...

- więc, wiemy że twój stan może się jeszcze pogorszyć, dlatego zostaniesz kilka dni

- a co ze szkołą?

- już jesteś zwolniona, Dick będzie przekazywał ci notatki

- dobrze...

Zakończyłam rozmowę z Brucem. Zjadłam jajecznicę, która była pyszna i ruszyłam w stronę swojej tymczasowej sypialni. Usiadłam na swoim łóżku i zaczęłam myśleć jaką mogłabym mieć nazwę. Napewno coś z nocą, ciemnym czy czymś takim. Musi pasować mi do stroju. Nie wiem... Może... Sama nie wiem

***Noc***

Po cichu wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się kilka razy i wychodząc z budynku szłam jak najbardziej zacienionymi miejscami. Biegłam jak najszybciej w stronę mojego mieszkania. Przebrałam się w mój strój i kradnąc jakieś spreje. Stanęłam na budynku obok wieżowca Wayne'a. Wystrzeliłam linkę i przymcowałam ją mocno i skoczyłam. Linkę miałam podpiętą do paska w pasie. Zawisłam nad plakatem Jokera, którego policja nie zdołała jeszcze ściągnąć i zamalowałam mniej więcej cały na czarno. Wzięłam biały spray i zaczęłam pisać ta dziewczyna ma imię Joker... Próba zabójstwa mnie będzie bez sensowna, przecież sam wyjawiłeś mi swój plan. Jestem twoim koszmarem Joker...

Skończyłam pisać dumna z mojego dzieła. Zaczęłam ściągać się na górę po lince, ale ona nagle się zacięła. Świetnie. Spojrzałam na budynek najbliżej mnie. Trzy metry w dół i jakieś 5 w bok. Jak dobrze pójdzie przeżyje. W miarę możliwości rozbujałam się i skoczyłam na ten budynek. Miałam złapać się krawędzi, ale coś nie pykło i zaczęłam spadać. Wystawiłam ręce przed siebie próbując złapać się jakiegoś wystającego miejsca w na szczęście nie szklanej ścianie. Udało mi się, spadłam około 10 pięter w dół. Zostały mi tylko trzy. Nie jest źle

Jesteśmy Tacy Sami GraysonOnde histórias criam vida. Descubra agora