-43-

892 68 114
                                    

JUNHUI

Zaraz po rozmowie z Wonwoo i Mingyu wróciłem do swojego pokoju, przy okazji potykając się o  stolik, krzesło i Chana, który w depresji leżał na podłodze, gapiąc się w sufit. Gdyby nie to, że w tamtym momencie głowę miałem zajętą innymi myślami, pewnie zacząłbym się z niego śmiać czy coś.

- A tobie co? - zapytałem, stojąc nad nim jak nad jakąś trumną, z nieprzytomnymi oczami i spuszczonymi ramionami. Wrak człowieka.

- Nie mam co ze sobą zrobić - oznajmił Lee, nie odrywając wzroku od żyrandola. - Normalnie odpisywałbym na jakieś komentarze, dodawał nowe posty, może jakieś story, a teraz... Ach, szkoda gadać, szkoda strzępić ryja - westchnął najmłodszy, nareszcie na mnie spoglądając. To nawet nie tak, że jego oczy były smutne - raczej puste, takie, jak po skończeniu jakiegoś dobrego serialu czy trylogii, gdy serio nie wiadomo, co teraz zrobić ze swoim życiem.

- Wcześniej jakoś bez tego żyłeś - zauważyłem, nadal tak sobie nad nim stojąc. Ostatnie dwie szare komórki udały się już na spoczynek.

- To jak z papierosami - wcześniej wydaje ci się, że ich nie potrzebujesz, ale gdy już zaczniesz, to nie potrafisz przestać. Uzależniłem się po prostu. Lubiłem to bycie ich źródłem informacji, to, że kochali mnie, nie wiedząc nawet, że jestem kimś popularnym. Fajnie było - ponowne wzdychnięcie i brak jakiejkolwiek chęci do wstania z podłogi. - Życie jest ciężkie.

- Mi to mówisz? - prychnąłem, w końcu podchodząc do szafy, by wziąć z niej koszulkę i bieliznę. Może pod prysznicem wymyślę, co mam robić, bo ta rozmowa z Dino prowadzi donikąd.

✯✯✯

MINGHAO

Od tamtej mocno niezręcznej sytuacji - chociaż z pozytywnym, mimo wszystko, zakończeniem - niezbyt często widywałem się z Junem. Tak jakby znowu mnie unikał, ale nie w ten sam dziwny sposób co ostatnio. Jakby chciał mi coś powiedzieć, ale się rozmyślał. 

Dlatego tym bardziej zaskoczyła mnie jego nagła obecność pod drzwiami mojego pokoju, w dodatku w środku dnia, podczas gdy szukałem w Internecie jakichś dobrych farb, bo życie moich aktualnych dobiegało nieuchronnego końca (a/n jak to ff tak swoją drogą). W ciszy zaszczycił mnie swoją obecnością, zajął miejsce przy krześle i tak po prostu siedział. Dobre trzy lub cztery minuty patrzył a to na obrazy na ścianach, a to na jakieś inne pierdoły, byle nie na mnie.

- Od czego by tu zacząć... - odezwał się w końcu, robiąc niezdecydowaną minę.

- Najlepiej od początku - zaproponowałem, biorąc drugie krzesło, by zająć miejsce naprzeciwko niego. Założyłem nogę na nogę i tak czekałem na to, co w końcu z siebie wydusi Wen. Serce biło mi jak młotem, ale nie miałem zamiaru tego w żaden sposób pokazać. 

- Podobam ci się, co nie? - czy ja naprawdę muszę mu na to odpowiadać? Szczypią mnie czubki uszu, a to zły znak. - Dobra, to głupie pytanie - uff, jednak nie jest aż tak pozbawiony sympatii. - Ja każdemu się podobam, samemu sobie też. Taka buźka to skarb - uśmiechnął się z dumą, a ja miałem ochotę opuścić pomieszczenie. Mamo, dlaczego musiałem zakochać się w takim cholernym Narcyzie? Przecież on nigdy nie pokocha nikogo innego bardziej niż siebie.

- Udam, że tego nie słyszałem - odpowiedziałem po chwili, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. 

- W każdym razie, ostatnio dużo o tym myślałem - zaczął. strzelając przy tym palcami. 

- To nowość, ty i myślenie - wtrąciłem się, chcąc porobić mu na złość. Był taki zdenerwowany, że mogłem się na nim trochę powyżywać. 

ᴏɴʟʏ ᴛʀᴜᴇ ᴘᴀɪʀɪɴɢ ─ junhaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz