rozdział specjalny: verkwan

365 20 11
                                    

VERNON

Życie w związku z pozoru może wydawać się fajne i w ogóle, nic tylko szukać drugiej połówki - gówno prawda, moi drodzy, gówno prawda. Nie warto się pchać w taki układ, bo jest w nim więcej obowiązków niż przyjemności; zwłaszcza, gdy mieszka się pod jednym dachem z jedenastoma trzecimi kołami, którzy nie dają wolnej przestrzeni do wprowadzania tych przyjemności w życie. Nie wspominając o tym, że nawet nie dzielę pokoju z Seungkwanem, więc tym bardziej nasze pole do popisu jest ograniczone. 

W dodatku ta gnida, to znaczy Soonyoung, ani myśli o wymienieniu się pokojami z Kwanem, nie mam pojęcia dlaczego. Mógłby sobie zamieszkać z resztą performance teamu (poza Minghao, ale kto by się nim aktualnie przejmował), to woli nam stawać okoniem. Co za człowiek. Kiedyś mu tego monstrualnego tygryska przez okno z ósmego piętra zrzucę i zobaczymy kto tu ma władzę. Nie no, żartuję oczywiście. Sam się na tego durnego pluszaka składałem, nie będę marnował własnych pieniędzy.

Ale wracając do tematu obowiązków. Może to wina tych wszystkich dram, których się Boo w wolnym czasie naoglądał, ale on chce, abym był jak ta typowa główna męska postać - romantyczny, ale nie za bardzo, zaborczy, ale z umiarem, pomysłowy, męski i Bój jeden raczy wiedzieć co jeszcze. Czy ja mu wyglądam na jakiegoś Woo Dohwana czy innego aktora, żebym wpasowywał się w taki zarys? Mój najbardziej romantyczny pomysł na randkę to... W sumie nie wiem co. I to jest problem.

- Jutro mamy cały dzień wolny - zaczął Seungkwan, podczas gdy byliśmy w salonie tylko we dwoje. Kątem oka widziałem jego sugestywne spojrzenie, jednak udawałem, że jestem na nie całkiem ślepy i "ze skupieniem" oglądałem jakiś film przyrodniczy, który akurat leciał w telewizji. Dobrze, że nie był o tygrysach, bo od razu by się nam Hoshi na głowę zwalił.

- Naprawdę? - zapytałem z udawanym zaskoczeniem, ciągle nie odrywając wzroku od ekranu. Miałem dostęp do naszego grafiku i dobrze wiedziałem, że jutro miałem czas na słodkie nic nierobienie. 

- Naprawdę - odparł twardo blondyn, biorąc w dłoń pilota, by natychmiast wyłączył telewizor. No to po mnie, miło było was poznać. - Co masz zamiar z tym zrobić? - oj byku, nie wiem, czy moja odpowiedź cię usatysfakcjonuje.

- Nie ustawiać budzika? - irytacja w jego oczach stawała się coraz bardziej intensywna. Igram z ogniem. 

Jak się okazało, jednak nie byliśmy w pomieszczeniu sami.

- "Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów" - jak spod ziemi, na oparciu kanapy, na której oboje się znajdowaliśmy, znalazł się Joshua ze swoją kolejną mądrością. - Pierwszy list świętego Piotra. Chyba, Kwan, musisz się uzbroić w potężną cierpliwość, zanim coś mu do móżdżka dojdzie - dopowiedział z wrednym uśmieszkiem rudzielec, pukając mnie po głowie. Już ja go zaraz popukam. - W końcu miłość zakrywa wiele grzechów, a wam, sodomitom, się to przyda - nie wiem co to za skomplikowane określenia, nie znam się na Biblii, ale mam nadzieję, że to nic obraźliwego.

- Nawet tobie by nerwy puściły, gdybyś musiał być z kimś... takim - rzucił z przekąsem Boo, nawet na mnie nie patrząc. Jak zawsze wszyscy się mnie przyczepili, dyskryminacja młodszych. - Na początku się starał a teraz... - blondyn westchnął ciężko, a ja aż się ożywiłem.

- Ja się nie staram? Ja? A kto ci ostatnio z sałatki wszystkie pomidory i ogórki wyjmował, bo a to alergia, a to nie lubisz, co? - jak mógł zapomnieć o takim poświęceniu... Ja się na staram, ja po prostu nie umiem trafić w jego oczekiwania.

- Och, dziękuję, łaskawco - odpowiedział z sarkazmem starszy, zakładając ręce, zaczynając tupać nogą ze zdenerwowania. - Mogłeś zostawić te pomidory, dostałbym reakcji alergicznej i zdechł, przynajmniej byś się nie musiał ze mną męczyć - co za stara zrzęda, a mamy dopiero po dwadzieścia jeden lat (a/n ff dzieje się w 2019 roku, takie przypomnienie). To co dopiero będzie za jakieś dziesięć wiosen...

ᴏɴʟʏ ᴛʀᴜᴇ ᴘᴀɪʀɪɴɢ ─ junhaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz