-19-

787 63 97
                                    

JUNHUI

Nie wiem, co mieli w planach ci debile, ale z samego rana wyprosili mnie z domu. Gdy stawiałem opór, postanowili wypchnąć razem ze mną Jisoo, co było już całkowicie dziwne. Nie, żebyśmy nie spędzali ze sobą czasu, ale Hong nie był szczególnym zwolennikiem porannych spacerków, dlatego to wszystko wydawało mi się grubymi nićmi szyte. Dodatkowo jakoś dziwnie się zachowywał, był jakiś zniecierpliwiony, jak nie on. Ciągle patrzył na zegarek i coś sprawdzał na telefonie.

- Dobra, mów co jest grane - powiedziałem w pewnym momencie, przystając na środku parku, w którym się znajdowaliśmy. Może nie było to mądre posunięcie, ale bez makijażu, w maskach i normalnych ubraniach chyba nikt nas nie rozpozna. - Co kombinujecie i dlaczego tylko ja nie biorę w tym udziału?

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - odparł lekkim tonem, chowając dłonie do kieszeni. - A piekło to nic przyjemnego, chyba nie muszę cytować Biblii? - zapytał, unosząc jedną brew. Podejrzewam, że chciałby otrzymać przeczącą odpowiedź, ale nie tym razem. 

- Już wiem, dlaczego wysłali ciebie - burknąłem pod nosem, przewracając przy tym oczami. Wonwoo bym jakoś uprosił, Chan, Soonyoung i Seokmin sami by się wygadali, a z Minghao w razie czego lepiej się nie pokazywać. Sprytne, bardzo sprytne. 

Zaczęliśmy kontynuować ten bezsensowny spacer, podczas którego Joshua zaczął mi opowiadać o swoim dzieciństwie i o tym, jaki był miło zaskoczony Seulem po przyjechaniu tu z Ameryki. To był dla nas idealny temat - oboje nie byliśmy stąd. Nawet jeśli starszy jest Koreańczykiem, to nie aż takim jak reszta. No poza Hansolem, bo ten to już w ogóle totalny misz masz. 

- Początkowo czasem z rozmachu zaczynałem mówić po angielsku, ale potem... - mówił miedzianowłosy, podczas gdy złapałem go za ramię, by na chwilę się zatrzymał. - Hm? - spojrzał na mnie ze znakami zapytania wymalowanymi w oczach, a następnie podążył za moim wzrokiem, który padał na wielki billboard. Było na nim moje zdjęcie, data urodzenia i to, że dzisiaj kończę dwadzieścia cztery lata.

- Co? - zapytałem sam siebie, po czym spojrzałem na starszego i uderzyłem go w ramię. - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że dzisiaj mam urodziny?! 

- To twoje urodziny, sam powinieneś pamiętać kiedy je masz - rzucił Jisoo, oddając mi uderzenie. A może on sam nie pamiętał? Nie no, niemożliwe. 

I wtedy zapaliła mi się w głowie lampeczka. 

- Jezu, już wiem - jęknąłem, nie wierząc w swoją własną tępotę. Gdyby dawali za to medal, to byłby on mój.

- Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego na daremno - upomniał mnie Hong, kręcąc głową z dezaprobatą. - Drugie przykazanie - dodał. Joshua jak zawsze w formie. 

- Szykujecie mi coś na urodziny i dlatego chcieliście się mnie pozbyć? - zapytałem, chociaż właściwie byłem tego pewien. A ja ich nazwałem debilami. Kochane chłopaki.

- Masz udawać zaskoczonego, bo inaczej zapomnę o piątym przykazaniu i tak ci przyfasolę, że zobaczysz gwiazdy - zagroził chłopak, ale oboje wiedzieliśmy, że nigdy nie zamieni tych słów w czyn, ale niech mu będzie. 

✯✯✯

MINGHAO

Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, w dodatku Joshua w ogóle się z nami nie kontaktował. Wiedziałem, że powinniśmy wysłać z nim kogoś bardziej odpowiedzialnego... Ale czy mamy kogoś takiego? Chyba jednak nie mieliśmy innego wyboru. 

Najwcześniej ze wszystkich dobiła Jieqiong. Kochane z jej strony było to, że od razu zabrała się do pomocy. Czego jak czego, ale zdecydowanie potrzebowaliśmy kobiecej ręki. Seungcheol jest świetnym liderem, ale w tej sytuacji potrzebna nam była podzielność uwagi, której nawet on nie posiadał.

ᴏɴʟʏ ᴛʀᴜᴇ ᴘᴀɪʀɪɴɢ ─ junhaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz