Vormir (1)

2.4K 68 83
                                    


Pamiętacie, jak kiedyś was pytałam, czy byście nie chcieli takiej serii o Vormirze? Z różnymi parami?

Więc oto i ona! :D

Pierwsza para - Stucky. Jak myślicie, kto skoczy? (tak wiem, dramatyczne pytanie :c smutno mi się zrobiło, jak to pisałam)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Steve stanął u podnóża kamiennej góry i zadarł głowę, by spojrzeć na jej szczyt.

- Cóż, czeka nas niezła wspinaczka – mruknął tylko, dając znak stojącemu za nim Bucky'emu, by ten za nim poszedł.

- Myślisz, że czeka nas ciężka walka czy raczej długie poszukiwania? – spytał James, przewieszając sobie karabin przez ramię, by było mu wygodniej iść.

- Nie mam pojęcia. – Kapitan stawiał kolejne kroki. – Wolałbym jednak, żebyśmy stąd szybko wrócili. Sam miał nam przecież po wszystkim pokazać jakiś świetny film.

- Ta, i puścić piosenki ,,megasławnego, genialnego artysty". – Bucky uśmiechnął się lekko pod nosem, przypominając sobie oburzenie Wilsona na wieść o tym, że ani on, ani Rogers nie słyszeli wcześniej o jednym z jego ulubionych piosenkarzy. – Dostałem nagłej chęci pierdolnięcia Sama.

- Żadna nowość, Buck. – Steve uśmiechnął się pod nosem.

Ta dwójka potrafi drzeć ze sobą koty nawet o najmniejszą pierdołę, ale gdy jeden potrzebował pomocy, drugi był gotów natychmiast mu jej udzielić. No chyba że chodzi o poślizgnięcie się na śliskiej podłodze, wtedy, podczas gdy jeden leży i usiłuje wstać, drugi prawie tarza się ze śmiechu na ziemi obok niego.

Wspinaczka nie była specjalnie męcząca, ale za to długa. Mężczyźni dużo ze sobą podczas niej nie rozmawiali, ale gdy byli bliżej szczytu, zaczęli odczuwać coraz większy niepokój.

- Powiedz, Steve, czy tylko ja mam dziwne przeczucia? – spytał nagle Bucky, uważnie rozglądając się wokół. – Ten Kamień jest ważny, nie? Więc czemu tu jest tak cicho i pusto?

- Nie wiem, Buck – mruknął Kapitan, całkowicie koncentrując się na otoczeniu. – Ale coś tu rzeczywiście nie gra.

Kiedy byli już na szczycie, stanęli obok siebie i obrzucili czujnym spojrzeniem miejsce, w którym się znaleźli. Bucky uniósł ze zdziwienia jedną brew, a Steve podszedł do najbliżej znajdującej się skały i jej dotknął.

- Żadnych pułapek? Nic? – Rogers zmarszczył czoło, a jego niepokój wzrastał z każdą sekundą.

- Myślałem, że czeka nas walka z jakimś strażnikiem czy coś... - James potarł brodę.

Nagle usłyszeli czyjś głos.

- Zdobycie Kamienia Duszy nie polega na walce.

Barnes natychmiastowo odbezpieczył karabin, a Steve uniósł tarczę. Po chwili zza jednej z wielu skał wynurzyła się postać w czarnym płaszczu, którego kaptur naciągnięty był na całą twarz.

- Kim jesteś? – spytał Kapitan, wciąż ustawiony w pozycji obronnej.

- Strażnikiem. – Postać uniosła głowę, a ich oczom ukazała się znajoma, czerwona czaszka.

- Ty...! – Zaczął Steve. Nie zdążył jednak powiedzieć nic więcej, gdyż jego pokonany niegdyś wróg przerwał mu.

- Nie jestem już tamtą osobą. Zostałem tu zesłany na wieki i moją rolą jest ochranianie Kamienia Duszy. W poprzednim życiu też chciałem zdobyć Kamienie, ale zapłaciłem za to wysoką cenę.

MARVEL Chat & One ShotyWhere stories live. Discover now