Przepraszam

12.7K 173 91
                                    

  Tony Stark nigdy nie przypuszczał, że tak bardzo przywiąże się do Petera. Na początku widział go tylko jako tymczasowego sojusznika w walce z drużyną Kapitana. Potem jednak coś go tknęło i zdecydował się mu pomóc. Zostawił mu nawet strój, który miał mu ułatwić bycie Spider-Manem. Nie przyznawał się do tego głośno, ale ten niewinny, rozgadany maniak filmowy w jakiś sposób zyskał jego sympatię i nie pozwalał o sobie zapomnieć. Tony wielokrotnie odmawiał mu udziału w misjach, tłumacząc to tak, że Peter był niedoświadczony i nie należał jeszcze do Avengersów. Tak naprawdę zwyczajnie się o niego martwił, ale nie potrafił tego powiedzieć. Niby taki niepozorny, chudy nastolatek, a jednak podbił jakoś serce słynnego Iron-Mana. Nawet Happy, którego Peter codziennie nękał serią SMS'ów stwierdził, że tego chłopca da się lubić, mimo że potrafi być strasznie irytujący.

Tony nie żałował swojej decyzji o pomaganiu Peterowi. Był z niego dumny, choć nigdy nie powiedział mu tego prosto w twarz. Może zwyczajnie nie wiedział jak? Howard Stark nie był dla niego przykładnym ojcem, więc Anthony nie bardzo wiedział, jak powinien obchodzić się z nastolatkiem. Nikomu się do tego nie przyznał, ale Peter był dla niego jak syn. Syn, którego nigdy nie miał, a którego czasem bardzo pragnął. Nie miał jednak pojęcia, jak być dobrym tatą. Starał się jak mógł, ale ciągle miał wrażenie, że nie da rady sprostać temu wyznaczonemu przez siebie zadaniu. Chciał chronić Parkera, zapewnić mu odpowiednie szkolenie, nauczyć tego, co sam umie.

Ale nie zdążył.

Tamtego dnia nie chciał, by Peter leciał z nim tym statkiem kosmicznym. Chłopak się jednak uparł i nim Stark zdążył się zorientować, że młody jest na pokładzie, nie było już czasu ani możliwości na odesłanie go z powrotem na Ziemię. Tony poprzysiągł sobie, że będzie chronił chłopca, nie ważne za jaką cenę. Mianował go Avengerem, na co Peter czekał dwa lata. Widział wtedy w jego oczach zdumienie, ale też nieopisaną radość. Gdyby nie powaga sytuacji, w jakiej się wtedy znaleźli, Stark mógłby przysiąc, że nastolatek rzuciłby mu się na szyję i co najmniej pięćdziesiąt razy powtórzy słowo ,,Dziękuję".

Tony bardzo pragnął go ocalić. Pragnął, by chłopiec bezpiecznie wrócił na Ziemię i dalej był Spider-Manem – tym razem jednak jako członek Avengers. Wciąż chciał słyszeć to jego entuzjastyczne ,,Panie Stark!", chciał widzieć, jak z uśmiechem na ustach przychodzi do Stark Tower, by podziwiać jego nowe wynalazki. Chciał, by po prostu był.

Ale go nie ma.

Tony Stark mógł tylko bezradnie patrzeć, jak praktycznie wszyscy, którzy byli na Titanie, zamieniają się w pył. Dla Iron-Mana najbardziej bolesny był jednak moment, gdy Peter wtulił się w niego i zaczął płakać. Wciąż powtarzał, że nie chce umierać, a w jego głosie Anthony nigdy nie słyszał takiego strachu. Pamiętał, jak prawie dwa lata temu zabrał mu kostium, bo uważał, że Parker nie jest na niego gotowy. Pamiętał wyraz jego twarzy i desperację, z jaką chciał ten strój zatrzymać. Pamiętał to, w jaki sposób ponownie zyskał jego uznanie, gdy powstrzymał złoczyńcę o ksywie Vulture. Był wtedy sam, bez nowoczesnej technologii, w stary kostiumie, osłabiony. Ale mimo to Peter walczył i udało mu się wygrać. A teraz umierał, przestraszony, a Tony nic nie mógł na to poradzić, choć tak bardzo chciał temu zapobiec. Nie był na to gotowy. Wiedział, że ta misja jest niebezpieczna, ale nie przypuszczał, że Thanosowi uda się zgromadzić wszystkie Kamienie Nieskończoności. I nie przypuszczał, że jedną z tak wielu ofiar będzie Peter. Jego Peter.

Chłopiec się bał. Nie chciał umierać. I nie powinien, nie miał nawet osiemnastu lat. To jeszcze dziecko, więc dlaczego musiało go to spotkać?

Strange powiedział, że nie było innego wyjścia. Ale czy tak duże cierpienie było konieczne? Czy musiał zginąć tak młody chłopak, by w jakiś sposób później reszta tych, co przeżyli, pokonała Thanosa?

Tony Stark nie mógł się z tym pogodzić. Przytulił Petera, o czym chłopiec od tak dawna marzył. Słyszał jego cichy szloch, jego ciche ,,Panie Stark, nie chcę umierać". Czuł, jak nastolatek kurczowo się go trzyma, bojąc się tego, co zaraz nastąpi. Wyraz jego twarzy, gdy ostatni raz na niego spojrzał, sprawił, że Starkowi serce pękło.

Przepraszam.

Za co on przepraszał? Przecież był niewinny. To ja powinienem go przeprosić.

Tony był prawie pewien, że Peter, umierając, sądził, że go zawiódł.

Nie. Parker spisał się świetnie. Ja zawiodłem jego.

Tony nie mógł oswoić się z tym, co się stało. Nie interesowała go Nebula stojąca obok i szepcząca ,,On to zrobił". Nie interesowało go nic oprócz pyłu, który został z jego Petera. A przecież jeszcze kilkanaście sekund temu chłopiec stał obok niego i pomagał mu się podnieść. Jeszcze przed chwilą powiedział ,,Panie Stark". Jeszcze przed chwilą... był.

A teraz jest pustka. Poczucie bezsilności, rozpacz. Tony nigdy tak się nie czuł. Stracił już kilku ważnych ludzi w swoim życiu, ale nigdy nie czuł się aż tak fatalnie. Peter to jeszcze dziecko. Niewinne dziecko, które w ogóle nie powinno było się tu znaleźć. Stark odczuwał ogromne poczucie winy. Był odpowiedzialny za nastolatka, obiecał mu, że nie pozwoli, by cokolwiek mu się stało. Czyżby naprawdę nie potrafił dotrzymać danego słowa?

Tony zaklął siarczyście, po czym dotknął pyłu, którym jeszcze kilka minut temu był Peter. Miał ochotę płakać. Chciał wrzeszczeć, by wyrzucić z siebie cały ból. Gdyby tylko mógł zamieniłby się z Parkerem miejscami. Z jednej strony chłopiec by żył, ale z drugiej... Odczuwałby to, co czuje teraz Tony. Co więc było lepsze? Umrzeć, czy żyć z poczuciem winy?

- Boże, czemu akurat on?! – krzyknął, przyciskając do piersi to, co było dla niego tak cenne. – Czemu to niewinne dziecko? – szepnął, niemal bezgłośnie.

Nawet nie wiedział, kiedy zaczął płakać. Nie pamiętał, kiedy ostatnio łzy lały się po jego policzkach. Nawet po walce ze Steve'm na lotnisku i dowiedzeniu się prawdy o zabójstwie rodziców nie płakał. A teraz... Czuł się wyjątkowo bezsilny. Nie zdążył powiedzieć Peterowi, jak bardzo był z niego dumny. Jak bardzo cieszył się z jego wizyt. Jak bardzo lubił to ciągłe ,,Panie Stark!". Jak bardzo mu na nim zależało i... jak bardzo Peter był dla niego jak syn.

- To ja przepraszam, Peter. – Tony spojrzał na pył leżący pod jego nogami. – Nie zdołałem cię ocalić.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 I pierwsze opko poszło! :D Mam nadzieję, że wam się choć trochę spodoba ^^

Uwielbiam relację Tony'ego i Petera, ale nie jako ship tylko jako ojciec i syn <3

A wy jakie macie o nich zdanie?

MARVEL Chat & One ShotyWhere stories live. Discover now