Rozdział 15

181 18 23
                                    

Nick's POV

Nie wiem ile tak stałem, ale zaczęło juz się robić jasno.

Naprawdę Nick, stałeś tak całą noc? Brawo, a w szkole będziesz jak trup, choć to żadna nowość. Bo jeszcze tak nie dawno też,  nie spałeś całą noc...

Westchnąłem, ale nie ruszyłem się z miejsca. Dalej tak stałem i gapiłem się w wschodzące słońce. Dopiero budzik, wyrwał mnie z tych zamyśleń.

Już 6.00, brawo Nick. Jutro bedziesz mnieć katar, bo jest piepszona zima... a ty se stoisz na balkonie jak jakiś ćwok...

Myślałem czy nie zostać w domu, ale po pierwsze muszę oddać projekt z historii (nie ważne, ze mamy czas do końca tygodnia, wolę oddać od razu niż czekać), i nie ma sensu bym został w domu, chyba...

Wyciągnęłem z szafy, czarne podarte jeansy i czarną bluzę z logiem AC/DC i poszłem się przebrać. Dziś wyjątkowo mamy lekcje na 7.00, nie mam pojęcia czemu. Gdy zrobiłem poranną rutynę, poszłem zjeść śniadanie. Mamy już nie było, tylko zostawiła karteczkę na lodówcę, że mam nie robić nic głupiego i że mam naleśniki w lodówce. Ale gdy o tym przeczytałem, nagle odechciało mi się jeść.

Oh Nick... jesteś jak kobieta w ciąży...

Nie wiem co mi tyle zajęło, a była juz 6.40 o musiałem wychodzić by się nie spóźnić. Bo kawałek mam do szkoły. Ugh... muszę zrobić wreszcie to prawko...

Po nie całych 15 minutach, byłem już pod dużym budynkiem z idiotami w środku (czyt. szkołą). Dlaczego jeszcze kazali nam byc tu tak wcześnie? Normalnie to się przychodzi na 8 lub 9, ale nie kurwa 'przyjdźcie na 7.00' co tam, po co niektórym sen. Rozumiem zło nie śpi, zło czyli nauczyciele, ale my? Nie ja, ja i tak nie spałem.

W szatni, zostawiłem tylko kurtkę, bo w pośpiechu zapomniałem czapki.

Ojj Nick... grabisz sobie. Jednak będziesz chory

Przeżyję... i poszłem pod klasę historii, chociaż tyle dobrego. Pan sobie 'powyzywa', resztę od nieudaczników (bo zazwyczaj tak robi, jak musi przyjść o godzinę szybciej), a ja będę siedział i próbował nie wybuchnąć śmiechem. Jako ulubiony uczeń Pana Richardsa, mam pewne przywileje.

Jak mówiłem, cała lekcję przesiedziałem, a w duchu leżałem na ziemi i nie mogłem ze śmiechu. A serio to próbowałem, udawać że to mnie nie rusza, bo mogłoby mi się też oberwać. Ale nie sądzę. Z projektu dostałem jak zawsze 6, bo jakby inaczej. Kolejna lekcja czyli matematyka. Jak dobrze, że wziąłem szkicownik ze sobą, będę miał całe 45 minut na kolejny szkic jakiegoś krajobrazu. Świetnie.

Jeszcze na przerwie złapal mnie Jeff, i przepraszał za to jaki bałagan zostawil po sobie w sobote. Ale dzięki niemu nie myslałem o Tonym, przez jakieś 40 minut, więc powiedziałem że nie ma problemu i odszedł jak zadzwonił dzwonek na lekcje. No to wena, rób swoje...

Jakoś 15 minut, po rozpoczęciu lekcji, z głosników rozbrzmiał głos sekretarki dyrektora gdzie mówiła "Nick Austin, jest proszonu do dyrektora, proszę się jak najszybciej zjawić w sekretariacie". No nie powiem, na chwilę zapomniałem jak się oddycha, ale przecież nic nie odjebałem, bo w piątek mnie przecież nie było...

-No Nick, rusz swoje cztery litery -sykneła nauczycielka, tsa...- i najlepiej nie wracaj -dodała szaptem, ale raczej każdy to słyszał.  Przewróciłem oczami, zabrałem swoje książki i wyszłem z klasy słysząc za sobą ciche "do widzenia się mówi", więc się szybko wróciłem do pomieszczenia

-Chciałaby pani -po czym wyszłem i skierowałem się do sekretariatu po drodze odkładając ksiażki do szafki, bo po co nam z nimi chodzić? Niepewnie zapukałem do drzwi z numerem 1 i napisem "SEKRETARIAT". Usłyszałem na płytą glośne "proszę", za biurkiem siedziała młoda kobieta, której tu nigdy nie widziałem. Uśmiechnęła sie smutno.

-Rozumiem, że ty to Nick? -kiwnąłem potwierdzająco głową- Pójdź tam -blondynka pokazała na drzwi po lewo, pokiwałem głową i weszłem przez wskazane drzwi.

-Witaj Nick -tak, dyrcio mnie dobrze zna, bo nie raz tłumaczyłem mu, po bójkach że Jeff jest 'niewinny'- usiąź proszę 

-Co się stało? Bo ja nic nie zrobiłem

-Nie licząc złych kontaktów z panią od matematyki -poprawił mnie męszczyzna i się też smutno uśmiechnął

-Racja, ale nie o to chodzi. Mam racje? -oby tak, bo nie chcę gadac o tej szmacicy...

-Nie, ale... chodzi o pania Tammy...

-Co z nią? -wciąłem sie mu w słowo, i od razu serce zaczęło mi bić szybciej

-Ona... ona dzisiaj o 5 rano zmarła... -zamarłem, jak... jak to możliwe?

-A... alle jak to możliwe? -spytałem drżącym głosem

-Pani Tammy chorowała na niedokrwienie serca... um... i to było w jej przypadku nie wyleczalne. Przykro mi...

Nie, nie, nie, nie i reszcze raz nie... dlaczego mi nic nie powiedziała?

-T... tto dlatego jej... tak często ostatnio nie było? -spytałem dalej drżącym głosem, i wpatrywałem się w swoje dłonie

-Tak... jeszcze dwie sprawy. Proszę -położył na stół jakąś kopertę i ksiażkę, popatrzyłem na męszczyznę zdziwiony- to od pani Tammy, prosiła abym ci to przekazał po jej śmierci

-A ta druga sprawa? -spytałem biorąc przedmioty od dyrektora

-Jeśli nie czujesz się na siłach możesz iść do domu, tylko proszę uważaj -pokiwałem głową i wyszłem z pomieszczeń nie fatygując się głupim "do widzenia". Skierowałem się szybko pod klasę w, której miał lekcje Jeff i zapukałem

-Dzień dobry, mogę prosić na chwilę Jeff'a? -spytałem już mniej drżącym głosem 

-Jasne. Możesz iść West -po chwili stałem już na korytażu z czarnowłosym

-Nick? Nick o co chodzi?

-Um... wracam do domu, i nie chcę kolejnej afery którą zrobi mi Kim... dlatego ci to mówię...

-Okej...? A co się stało coś cię boli?

-Nie, wszystko w porządku... pogadamy jutro okej? -czułem że zaraz wybuchnę płaczem, więc musiałem jak najszybciej skonczyć tą rozmowę

-Pewnie, tylko uważaj na siebie. Dobrze? -pokiwałem głową, a Jeff mnie przytulił, nie ukrywałem że tego potrzebowałem i sam objąłem chłopaka. Nikt chyba nie wie jak ważna była dla mnie Hanna, nikt oprócz... oprócz Tonego. On ją kochał tak samo jak ja...

-Dzięki, to... to ja już pójdę. Cześć

-Pa, uważaj na siebie

Chwilkę po tym już go nie było,  a ja poszedłem do mojej szafki, wziąść plecak i książki... po czym poszłem do domu już nie ukrywając łez...

__________________
Dobry, dobry!
Szczerze, to trudno mi sie pisało ten rozdział, ale tak miało byc od początku... i to bedzie mieć trochę znaczenie, dla dalszej części książki. No to do zobaczenia.

M.K.Belyya

Let me be Sad | TonickOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz