Rozdział 17

172 19 4
                                    

Tony's POV

Minął tydzień, Nathaniel przeprowadził mi wywiad. Czyli typowe pytania jakie zadawał mi co tydzień, jak się czuję, czy wszystko w porządku i jak bardzo nie chcę tu być. To ostatnie bylo takie kontrolne, jak odpowiadałem "że bardzo" to wiedział, że coś mi jest, a jak odpowiadałem "że w chuj, i przeklinam tego starego zgreda do ma na imię Paul" to wiedział, że wszystko w porzątku.

Te pytania były tak błache, a jednak czułem że komuś na mnie zależy. Racja, te pytania czasem wkurzały, ale nie mogłem narzekać. A nie, sorry mogłem narzekać. Bo dziś jest piepszony poniedziałek! Jak ja nie nawidzę tego dnia tygodnia...

Siedziałem teraz z chłopakami u nas w pokoju, i graliśmy w uno, nie oszukujmy się zawsze z nimi wygrywałem.

-To... udało się wam coś znaleźć? -spytałem nie skupiając się konkretnie na grze, ale i tak wygrywałem...

-Nie... dzisiaj wieczorem idziemy do piwnicy, idziesz z nami? -spytał Josh. Od jakiegoś miesiąca próbujemy znaleźć wyjście z tego więzienio-piekła, wszyscy mamy nie całe 17 lat, a przecież nie wytrzymamy psychicznie roku jeszcze tutaj...

-Pewnie, nie mogę przecież zrzucać na was całego tego gówna, przez moje humorki -powiedziałem po czym dodałem głośniejszym tonem- UNO! Widzicie zawsze wygrywam. Powinniśny się o coś zakładać

-Tak o to kto skopie ci to zgrabne dupsko -prychnął Nath

-Ten blondasek -szepnął Josh do blondyna, na co prychnęli śmiechem i obaj dostali ode mnie z poduszki

-Ale słuch mam dobry -uśmiechnąłem się zadziornie- a właśnie skarbie, jak tam z Izką?

-Wal się Lopez

-Trafiłem w czuły punkt? -bardziej stwierdziłem niż spytałem, na co Nathaniel pokiwał mi głową

-Już spokojnie zakochańce, nie warto się kłócić. Chociaż poczekajcie, aż będziemy w piwnicy -prychnął nasz głowo-kiwacz

-Tsa... to Joshi chodź na solo -dodałem rozbawiony- sorki księżniczki, ale się zdrzemnę, bo w nocy nie mogłem spać

-Czyżby przez Nicka?

-Nie Nath, miałem po prostu mokry sen o tobie -powiedziałem udając poważnego, ale moja rola aktorska zalicza się do taniego filmu sprzed kilku wieków, gdy zamiast filmów nazywało się to teatrem

-W razie czego mów, zawszę mogę ci pomóc z jakimś 'problemem' -dodał z zadziornym uśmieszkiem blondyn

-Jasne kochanie, będę pamiętać -powiedział kładąc się na swoim łóżku, choć to napewno łóżkiem nie miało zamiaru być- dobranoc niewyżyte dziewice -po czym zamknąłem oczy i rozbawiony zasnąłem. Jakoś szybko mi to poszło.

Usłyszałem jeszcze ciche "No bo będę zazdrosny" powiedziane przez Joshiego, na co blondyn mu odpowiedział "zawsze może być trójkącik".

Pamiętam to jakby było wczoraj. Choć nie jest to bardzo przyjemne wspomnienie. Był jesienny wieczór. Szłem właśnie do Nicka, bo rodzice wraz z Cassie pojechali ba weekend w góry. A nie chciałem siedzieć sam z Ondreazem, bo to stara klucha.

Do domu blondyna nie miałem daleko, trzeba było tylko przejść przez ulicę i obok trzech domów. Ja stałem już na dworze, a spod mojego domu, dobrze widać ten chłopaka.

Gdy chciałem już się ruszyć, nagle coś trzasnęło. Z domu Nicka wyszedł dosyć wkurzony tata chłopaka. Od razu zrozumiałem, że coś jest nie tak. Pobiegłem szybko na drugą stronę ulicy, tata Nicka, zdążył już odjechać swoim autem. Zapukałem do drzwi, i otworzyła mi mama blondyna, była roztrzięsiona, a zarazem wkurzona. Powiedziała na wstępie, że Nick jest u siebie. Dziwne, bez żadnego "Cześć"? Pokiwałem głową i zdjąłem buty. Kurtki nie zakładałem, to to tylko kilka metrów do przejścia.

Szybko poszłem do pokoju przyjaciela, otworzyłem drzwi powoli, i zobaczyłem go, siedzącego pod ścianą i płaczącego. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem obok chłopaka. Objąłem blondyna lekko, żeby go nie przestraszyć, ale byłem pewny że wie kto z nim teraz siedzi. Za dobrze się znaliśmy... Bez zastanowienia chłopak objął mnie mocniej, cały się trząsł.

Zrobiło mi się go szkoda, nie dokładnie wiem co się stało, ale coś z rodzicami. Po długich kilku minutach Nick, się trochę uspokoił. Nie wiedziałem, czy nie robię gorzej, ale chciałem wiedzieć co się stało.

-Nicky? Co sie stało? -spytałem cicho, gładząc plecy przyjaciela

-Um... moi... moi rodzice się... rozwodzą -powiedział drżącym głosem- i to... to moja wina

-Hej -odrunęłem lekko chłopaka, i położyłem mu ręce na ranionach, Nick dalej miał spuszczoną głowę, więc nie widziałem jego twarzy- to nie twoja wina. To decyzja twoich rodziców, więc nie obwiniaj się. Nie warto

-Ale... znów kłócili się przeze mnie -podniósł wzrok na mnie, po jego policzkach spływały łzy, które ztarłem swoimi kciukami

-Napewno nie przez Ciebie, nie możesz tak myśleć. Może mieli gorsze relacje już dłużej, i to wyjdzie na lepsze. Wiem że bedzie ci ciężko, i wiem żd nie zrozumiem twojego bólu, ale jestem tu. Tak? I zawsze będę. Zawsze ci pomogę. Okej?

-Okej... dziękuję, że zawsze jesteś -powiedział po czym mnie przytulił, więc sam go objąłem, a jednę ręką gładziłem jego włosy. Jak ktoś taki jak Nick, może tak cierpieć?

Obudziłem się jak na dworze było już ciemno, chłpacy też spali. Westchnąłem chicho i usiadłem, tak że teraz opierałem się o ścianę. Mój oddech był trochę nierówny i lekko drżący. Nie dotrzymałem tej obietnicy... Nie ma mnie z nim teraz, jak i od kilku miesiecy... Ale obiecałem, że wrócę i tego się będę trzymać dalej...

___________________
Dobry, dobry!
Więc, mogę powiedzieć że za niedługo chłopacy się spodkają. Więcej nie powiem. A rozdziały będą co dwa dni (tak myślę).

M.K.Belyya

Let me be Sad | TonickWhere stories live. Discover now