§ Rozdział 3 §

1.1K 53 15
                                    

Ciche pukanie do drzwi wybudziło Elentari ze stanu głębokiej zadumy, w którym znajdowała się od porannego incydentu. Słońce za oknami chyliło się powoli ku zachodowi. W ciagu dnia zarówno jej brat, jak i kilka innych osób przychodziło Okrutne słowa Thorina wciąż dźwięczały jej w głowie, budząc wspomnienia tak radosne i bolesne zarazem, że elfka ledwo powstrzymywała wodospady łez pragnące się wydostać spod jej powiek.

- Nic mi nie jest, Elrondzie. Mogłam się spodziewać, że moje imię wywoła taką reakcję u tego krasnoluda. Gwałtowność i brak ogłady płynie w jego żyłach tak samo, jak w żyłach jego dziadka.

- Ale to nie usprawiedliwia mojego zachowania.

Thorin Dębowa Tarcza był ostatnią osoba, której Elentari spodziewała się w swojej sypialni. Krasnolud stał w drzwiach sypialni elfki z rękami założonymi za plecami i spojrzeniem wbitym w podłogę. W tamym momencie nie wyglądał jak pyszny, dumny król niedbający o nic, poza interesem swojego rodu. Bardziej przypominał skruszonego człowieka, który zdawał sobie sprawę ze swoich błędów, a co więcej był na dobrej drodze do przyznania się do nich, a nawet przeprosin.

- Jeśli szukasz mojego brata, to zabłądziłeś. Jego komnata znajduje się w południowej części pałacyku - powiedziała Elentari, wstając ze swojego łózka i poprawiając suknię. Jej błękitne oczy wnikliwie obserwowały postawę krasnoluda, który wciąż uporczywie wpatrywał się w powierzchnię podłogi, jakby podziwiał nieregularne wzory na białym marmurze. Po kilku chwilach jednak odważył się podnieść głowę i spojrzeć w przeszklone oczy stojącej przed nim dumnie wyprostowanej elfki. Pomimo swojego uprzedzenia do jej pobratymców zaczął się domyślać, dlaczego Thranduil się w niej zakochał. Teraz, kiedy spojrzał na nią jak na równą sobie, mógł dostrzec jak piękną była istotą.

- Nie szukałem lorda Elronda - Thorin dobierał słowa ostrożnie, nie chcąc urazić elfki po raz drugi i tym samym stracić szansę na zyskanie jej przebaczenia - Szukam ciebie. Moje zachowanie przy stole było karygodne i...chciałem prosić o wybaczenie.

Elentari uniosła jedną brew, nie dowierzając swoim elfim uszom. Gestem dłoni zaprosiła Thorina do środka i wskazała mu jedno z krzeseł, podczas gdy sama zajęła fotel przy oknie. W takim usadzeniu oddzielało ich nie więcej niż dwa metry, co dawało elfce szansę na dokładne przyjrzenie się jej gościowi. Starała się doszukać choćby najmniejszego dowodu na nieczyste intencje krasnoluda, ale nic takiego nie dostrzegła. Tylko szczerą chęć zadośćuczynienia za swoje słowa.

- Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby krasnolud przepraszał elfa. Zwłaszcza jeśli ten elf był związany z kimś, kto zostawił krasnoludy w potrzebie.

- Nie ponosisz odpowiedzialności za czyny swojego męża, pani...

- A jednak nie przeszkodziło ci to w wygłoszeniu swojej zuchwałej mowy dzisiejszego poranka - Elentari przerwała Thorinowi w pół słowa, zaciskając palce na oparciach fotela. Krasnolud zamilkł znów na kilka chwil, zastanawiając się, co powiedzieć. Zanim jednak zdążył coś wydukać, elfka przejęła stery tej rozmowy.

- Wiem, że mój mąż nie potraktował ciebie i twoich ludzi najlepiej, ale nie zmienia to faktu, że mnie nawet wtedy nie było u jego boku. Smaug osiadł w Ereborze czterysta lat po tym, jak zginęłam. Rozumiesz więc, że miałam raczej mało do powiedzenia w waszej sprawie.

- Dlatego też przyszedłem przeprosić. Zachowałem się jak niewychowany prostak. Wybacz mi, proszę.

Zapadła głucha cisza. Thorin zmieszany milczeniem elfki powrócił do uważnej obserwacji czubków swoich ubłoconych butów, zastanawiając się, czy odezwać się raz jeszcze, czy pozostać w milczeniu. Elentari z kolei przetwarzała w głowie słowa krasnoluda, szukając choćby jednej nutki fałszu. Krasnoludy były znane ze swojego talentu do prawienia kłamstw na prawo i lewo, ale w przeprosinach Thorina nie mogła się doszukać nawet najmniejszej odrobiny nieszczerości.

Gwiazda Króla // HOBBITWhere stories live. Discover now