§ Rozdział 16 §

667 44 13
                                    

Pogoń za niedobitkami oddziałów Azoga zdawała się być dla Legolasa dziecinną igraszką. Pragnienie odnalezienia matki było silniejsze niż cokolwiek innego. Jeden za drugim pozbawiał kolejnych orków życia, zostawiając ich zwłoki porozrzucane po ulicach miasta. Wszędzie czuł ten charakterystyczny odór zgnilizny, który towarzyszył tym parszywym istotom. Chciał jak najszybciej pozbyć się ich wszystkich i ruszyć dalej za matką. Wierzył, że nie zginęła. Wierzył, że nie przyśniła się mu, że nie gonił za senną marą. Wierzył, kiedy mówiła, że wróci. Wierzył, że musiała znowu odejść. Wierzył, że robiła to, co uważała za słuszne. Jednak wciąż z tyłu głowy męczył go ten cichy głos, siejący wątpliwości w sercu młodego księcia. Jakby powrót jego matki był tylko wytworem dziecięcej wyobraźni małego chłopca, który tęsknił do matczynych ramion. Mimo tej niepewności gnał dalej, napędzany nadzieją na lepsze jutro dla niego i dla jego rodziny.

Według kalkulacji księcia, został mu tylko jeden przeciwnik do obalenia. Przywódca tego oddziału. Nie był pewien, jakiej szkarady szuka, ale wiedział, że kiedy już ją zobaczy, będzie wiedział. I się nie mylił. Kiedy stanął na środku niewielkiego skweru i rozejrzał się dookoła, kątem oka dostrzegł masywną sylwetkę ostatniego ze ściganych orków. Ten był jednak większy. Dużo większy od swoich podwładnych. Jego blade, sine ramiona pokrywały wbite w mięśnie płaty metalu, jak zbroja, której nigdy nie można zdjąć. Pozbawione warg usta wyginały się w parszywym grymasie przypominającym uśmiech, odsłaniając wystrzępione gnijące zęby potwora, a przez środek jego twarzy widniał wrośnięty w skórę podłużny odłamek metalu ciągnący się przez połowę jego czaszki. Najgorsze jednak były oczy orka. Przesiąknięte nienawiścią i żądzą krwi niby zalane białkiem, przeszywające człowieka na wylot. Definicja potwora z bajek, którymi straszy się niegrzeczne dzieci.

Młody książę wziął głęboki wdech i zamaszyście wyciągnął z wiszącej na plecach pochwy odebrany Thorinowi miecz. Orcrist zalśnił w księżycowej poświacie, przygotowany na ścięcie kolejnej orkowej głowy. Legolas powolnym krokiem zaczął zmniejszać odległość między nim, a uzbrojonym po zęby orkiem, w każdej chwili gotów zaatakować. Jego przeciwnik jednak uprzedził go, z okrzykiem bojowym na ustach rzucając się na elfa . Legolas zareagował szybko, unikając natarcia orka i raniąc go w nogę. Ork jednak nic sobie nie zrobił z ofensywy księcia, jedynie wpadł w jeszcze większy szał. Wymachiwał swoim toporem z większą precyzją niż jego podwładni, umyślnie kierując swoją broń we wszystkie odsłonięte punkty obrony elfa. Obaj walczyli zaciekle. Miecz co chwila ścierał się z toporem, żaden z wojowników nie dopuszczał. Legolas wykorzystywał swoją zwinność, otaczając Bolga pojedynczymi ciosami z każdej strony, ale jego starania przyniosły niewielkie skutki.

W jednej chwili młody książę zobaczył okazję na śmiertelny cios. Wykorzystał swój moment, z całej siły napierając na orka z mieczem skierowanym ku jego lewej piersi. Niestety, w ostatniej chwili Bolg przekręcił się nieznacznie, a miecz księcia trafił między jego ramię i bok. Legolas nie przewidział takiego scenariusza, jego twarz wykrzywiła się w grymasie szoku. Ork uśmiechnął się podle, po czym wykręcił miecz z dłoni elfa razem z jego ramieniem, odwracając go plecami do siebie w żelaznym uchwycie swoich ramion. Młody książę wpadł w pułapkę. Ork zaciągnął się zapachem królewskiego syna, oblizując się obleśnie.

– Pachniesz tak samo jak twoja plugawa matka, elfi pomiocie – wycharczał Bolg we Wspólnej Mowie prosto do ucha Legolasa, który na wzmiankę o matce wpadł w szał. Wykręcając ramiona orka wyswobodził się z jego uścisku, po drodze zbierając z ziemi swój miecz. Dyszał ze zmęczenia i wściekłości, wpatrując się z dziką furią w białe ślepia orka.

– Co ty możesz wiedzieć o mojej matce?

– Smakuje lepiej niż wygląda, elfie. Szkoda, że tak szybko zwiała. Chciałem się pobawić dłużej.

Gwiazda Króla // HOBBITWhere stories live. Discover now