§ Rozdział 19 §

762 57 19
                                    

Ciemność była jej jedynym sojusznikiem. W czeluściach mroku spowijającego jej celę nie widziała nic poza czernią nocy, a przez to nie widziała twarzy swoich oprawców czyhających za kratami. Czuła ich odór jak śmierć rozlewający się w czterech ścianach więziennej celi, słyszała ich mrożące krew w żyłach wrzaski spragnionych krwi maszkar. Widziała ich tylko wtedy, gdy przychodzili uzbrojeni w pochodnie, bicze i poszarpane ostrza, by po raz kolejny doprowadzić ją na granicę życia i śmierci. Każde uderzenie, każde cięcie, każde poparzenie zdawało się uderzać z większą siłą. Modliła się, by szybko stracić przytomność, by nie czuć tego piekielnego bólu, ale nigdy jej na to nie pozwalali. Zawsze mieli na podorędziu kubeł lodowatej wody i raz za razem skrupulatnie z niego korzystali, by ocucić ledwo przytomną elfkę. Dni zlewały się w jedno, podobnie tygodnie, miesiące, później lata. Z sekundy na sekundę gasła nadzieja na szybką śmierć i wolność.

– Zawsze powtarzam moim psom, że elfy smakują najlepiej, kiedy w końcu zaczną się bać – wycharkał Azog prosto do ucha wycieńczonej Elentari.

Elfka pół leżała oparta o chropowatą ścianę, z ledwością łapiąc każdy kolejny oddech. Każdy skrawek jej ciała piekł niemiłosiernie, jakby spalali ją żywcem. Czuła zaschniętą krew na nadgarstkach i strupy stanowiące pozostałości po jej wielokrotnych próbach wyswobodzenia się z żelaznych okowów. Przez przymknięte powieki widziała lodowate oczy swojego oprawcy i parszywy uśmiech prezentujący ostre jak brzytwa zęby potwora. Nie nawet ruszyć głową, by odsunąć się od zapachu zgnilizny, który niezmiennie towarzyszył jej oprawcy. Zamiast tego zebrała resztkę sił i splunęła krwią prosto w twarz Azoga, wywołując natychmiastowy napad furii. Wściekły ork zamachnął się swoją masywną ręką i z całej siły uderzył elfkę w twarz z otwartej dłoni. Elentari kolejny już raz poczuła znajomy metaliczny posmak krwi w ustach, a także kłujący ból złamanej szczęki. Z trudem przełknęła jęk, nie chcąc dać mu tej satysfakcji, ale nie podniosła już głowy. Nie miała siły.

– Kiedyś ci się odechce tych wybryków, elfi pomiocie. Zobaczysz za kilka lat zmiękniesz i będziesz błagać mnie o śmierć.

Nie widziała, jak wyszedł. Słyszała tylko ciężkie kroki oddalające się od niej, a później skrzypienie zamykanych krat. Kiedy nie słyszała już nic poza własnym oddechem, wypuściła ciężko powietrze, wydając z siebie żałosny jęk. Zaczęła cicho łkać, zaciskając mocno zęby z wszechogarniającego jej ciało bólu. Czuła go wszędzie. Na swoim poprzecinanym ramieniu, na poparzonych żebrach i brzuchu, na zakrwawionych nogach, na podrapanej twarzy. Płakała cicho, czując spływającą strużkiem krew w kąciku jej ust. Azog miał rację w jednym. Błagała o śmierć. Modliła się do Valarów o szybki zgon, ale nikt nie wysłuchał. Więc patrzyła się w ciemność. Wpatrywała się w nicość, czarną jak noc, ale zawsze, gdy zamykała oczy, widziała tylko ogień. 

***

Z Esgaroth pozostały jedynie zgliszcza i dryfujące dookoła kawałki drewna oraz rozbite w drzagi łódki. Miasto wciąż dogasało, gdzieniegdzie tlił się jeszcze smoczy ogień, który kilka godzin wcześniej pochłonął wszystko i wszystkich zamieszkujących mieścinę.Części mieszkańców udało się jednak umknąć przed płomieniami z paszczy Smauga, ledwo uchodząc z życiem, ale za nazbyt wysoką cenę. Na brzegu jeziora zgromadzili się ocalali z nocnej masakry, a wrzaskom i jękom agonii nie było końca. Ci, którzy przeżyli, opłakiwali swoich bliskich. Ci, którzy odnieśli obrażenia, krzyczeli z bólu, wydając ostatnie oddechy. Ci, których wyrzuciło na brzeg, milczeli. Śmierć już ich zabrała do siebie, a teraz czyhała na pozostałych.

Wśród ocalałych znalazły się dzieci Barda, a razem z nimi Tauriel i Kili wraz ze swoimi braćmi. Podczas gdy krasnoludy szukały łodzi, by przedostać się na drugi brzeg i dołączyć do reszty kompanii w głębi Ereboru, rudowłosa elfka szukała w tłumie ojca i brata dziewczynek, ale co ważniejsze, szukała swojej królowej.

Gwiazda Króla // HOBBITWhere stories live. Discover now