§ Rozdział 29 §

454 39 9
                                    

Stając twarzą w twarz ze śmiercią, nigdy nie można być przygotowanym. Nie tak naprawdę. Kosiarz zawsze przychodzi w najmniej odpowiednim momencie, kiedy życie zaczyna wracać na właściwe tory i rozrywa wszystko, co człowiek zbudował. Choć za życia wydaje nam się, że widzieliśmy całe zło, nikt nie może przewidzieć, jak okrutna jest śmierć. Jej ostrze odbiera życie nie tylko tego, którego żywot kończy, ale tych najbliższych poległej duszy. Żony, córki, siostry. Mężowie, synowie, bracia. Każdego z nich dotyka śmierć ukochanej osoby może nawet bardziej, niż ich własna. Serce, którego bratnia dusza opuszcza świat doczesny, krwawi niemniej niż to, które przestaje bić. Zawsze pozostaje ten żal, który dobija żałobników. Zawsze potrafią znaleźć coś, czego nie zdążyli powiedzieć, zrobić, poczuć. Nie ma śmierci bez skutków ubocznych. Jedno zakończone życie pociąga za sobą katastrofalne skutki, które wydają się nie mieć końca. Kiedy przychodzi na nas czas, zawsze znajduje się coś, czego nie zrobiliśmy. Zawsze żal, że coś nie miało szansy zakwitnąć. Zaistnieć. Wiele żyć zmarnowało się w ten sposób, ciągnąc się latami jak wyścig z wiatrem, bezowocne i mętne. Jednak niewielu szczęśliwcom udaje się przeżyć swój żywot do granic możliwości, a umieranie jest jak powitanie śmierci niczym starego przyjaciela.

Patrząc na kamień zakrywający wnętrze krypty grobowej Thorina myśli Gandalfa szybowały ku zmarłemu przyjacielowi. Z całego serca liczył, że jego śmierć była właśnie taka. Spokojna, jak upadek na miękkie pole bawełny. Od samego początku ich wyprawy życzył mu wszystkiego. Chciał zobaczyć Thorina na tronie swojego dziada, widzieć jak odbuduje potęgę Ereboru, służyć dobrym słowem, gdy zajdzie potrzeba. Niestety, żadna z tych rzeczy nie była mu dana. Zamiast tryumfu i fanfar na cześć króla Thorina przewodził obchodom żałobnym nad jego grobem. Nie takiej przyszłości pragnął, ale taką właśnie dostał.

— Byłby świetnym królem.

Kąciki ust Gandalfa uniosły się nieznacznie, kiedy do jego uszu dotarł głos królowej elfów. Elentari okryta żałobnym całunem stanął u boku Szarego Czarodzieja, subtelnie chwytając jego zmarszczoną dłoń w swoją własną.

— Najlepszym — odparł Mithrandir, odwzajemniając uścisk ręki elfki — Szkoda tylko, że śmierć miała inne plany.

— Życie bardzo często płata nam figle, przyjacielu. Bardziej niż moglibyśmy chcieć, ale musimy się z tym zmierzyć. Tylko tak możemy iść dalej, żyć i życie doceniać.

Czarodziej uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na stojącą po jego prawej stronie elfkę. Mimo tylu lat tortur i tylu strat, dalej była sobą. Jej oblicze nie przedstawiało skrzywdzonej kobiety, którą życie zbyt okrutnie doświadczyło. Była potężną królową, wojowniczką, której serce było silniejsze niż siła jej oprawców. Władczynią równą swemu królowi w każdym calu.

— Nie zmieniłaś się ani odrobinę.

Elentari zmarszczyła czoło, odwracając głowę do Gandalfa.

— Co masz na myśli, Mithrandirze?

— Mówiłaś, że lata w Gundabadzie złamały cię. Zniszczyły to, kim jesteś. Jednak to, co ujrzałem w bitwie, zaprzecza każdemu twojemu słowu. W walce widziałem tę samą elfkę, którą poznałem setki lat temu w dolinie Imladris. Odważną, mądrą, nieustraszoną córkę Eärendila z duchem walki swojego ojca i wielkim sercem swojej matki. Królową Mrocznej Puszczy, której miecz zawsze uderza prawdziwie, której zemsta jest okrutniejsza niż najmroczniejsza noc. Blizny nie zmienią tego, kim jesteś. Nikt nie jest w stanie odebrać ci twojej siły dopóty, dopóki masz wolę walki, a twoja nigdy cię nie opuściła.

W kącikach oczu elfki zabłysły pojedyncze krople łez. Wzruszona słowami przyjaciela przełknęła falę wzruszenia i zwróciła się twarzą do czarodzieja. Poczynając głowę, przyłożyła dłoń do serca, po czym wyciągnęła rękę ku niemu w gości pozdrowienia tradycyjnym jej ludowi.

Gwiazda Króla // HOBBITWhere stories live. Discover now