§ Rozdział 11 §

1K 57 14
                                    

Prześlizgnąć się niezauważenie pod nosem strażników w zamku Thranduila nie jest łatwo. Zarówno poza murami pałacu, jak i w środku bezpieczeństwa strzegli najwytrawniejsi wojownicy pośród wszystkich elfów z Mrocznej Puszczy. Nawet najmniejsza mucha nie przemknie się niezauważona, a co dopiero dorosły elf uzbrojony po zęby w łuk i ostry jak brzytwa miecz. A jednak, Elentari musiała znaleźć sposób, żeby odszukać przyjaciół i wydostać ich z tej twierdzy. I mimo, że znała te korytarze lepiej niż własną kieszeń, ostatni raz jej stopa stanęła w tych murach wieki temu, co nieco utrudniało jej poszukiwania. Wiedziała, jak trafić do lochów. Miała też niejaki zarys strategii odnalezienia właściwych cel, gdzie umieszczono jej towarzyszy. Problem pojawiał się na etapie samego wyjścia z delfickiej twierdzy, najlepiej nie będąc zauważonym przez straż. Jednakże Elentari nie do końca miała czas na głębsze rozważania dalszej części jej planu. Po unieruchomieniu własnego syna musiała działać szybko, co nie zostawiało dużego pola do manewru.

Przemieszczała się zwinnie i bezszelestnie, unikając czujnych spojrzeń strażników, których napotykała za każdym rogiem. Z sercem na ramieniu pokonywała kolejne zakręty, uważnie nasłuchując ewentualnej zasadzki. Co chwila zmieniała trasę, szukając szansy na wkradnięcie się do więziennych cel. W końcu okazja się nadarzyła. Klucznik razem z dwoma innymi strażnikami opuszczał lochy, zatracony w rozmowie ze swoimi towarzyszami broni. Elentari rozpoznała dwóch z nich. Jeden z ciemnymi włosami, drugi postawny blondyn ze szlachetnym licem. Byli częścią składu zwiadowczego, który schwytał ją z krasnoludami. Na kilka chwil wstrzymała oddech, nasłuchując ich konwersacji.

— Widzieliście ją? Nie wierzę, królowa zginęła wieki temu — rzekł Klucznik, święcie przekonany o prawdziwości swoich słów

— Wierz lub nie, to była ona, Oreusie. Widziałem ją na jednej z uczt wieki temu, a takiej twarzy się nie zapomina. Królowa Elentari żyje — odparł pewnie blondyn, poprawiając wiszący u jego pasa miecz.

— Mów co chcesz, Erydionie, ale twoje słowa są zbyt piękne, aby mogły być prawdą. Powrót królowej oznaczałby powrót radości na ten dwór, a to nie zdarzy się nigdy.

— Przekonasz się, kiedy król ogłosi jej powrót, najpewniej dzisiaj wieczorem na hucznej uczcie, którą wyda na cześć królowej — to powiedziawszy, blondyn wyrwał towarzyszowi pęk kluczy z jego dłoni i powiesił na umieszczonym w jednej ze ścian haku. Klucznik zaczął wyrywać się, by odzyskać swoją własność, ale jego przyjaciel ani myślał mu na to pozwolić.

— Nie wierzysz mi teraz, ale może uwierzysz po kilku łykach gronowego wina.

Kiedy zniknęli z zasięgu wzroku, Elentari chciała ruszać dalej, ale słowa tych strażników dzwoniły jej w uszach. Jej poddani naprawdę przeszli piekło po jej śmierci, a ona zostawiała ich teraz, kiedy miała szansę na powrót. „Wrócę tutaj, obiecuję." Po kilku sekundach zwłoki elfka ruszyła przed siebie, po drodze chwytając wiszące na ścianę klucze. Wbiegła prędko na schody prowadzące do lochów, gdzie już z daleka usłyszała podniesione głosy swoich towarzyszy, wrzeszczących jeden przez drugiego w panice. W normalnych okolicznościach próbowałaby ich uciszać, jednak w tamtym momencie dzięki ich dyskusjom mogła namierzyć ich dokładne położenie, co znacznie ułatwiało jej poszukiwania. Kiedy znalazła się już we właściwej sekcji, szybko zlokalizowała siedem cel, w których umieszczono jej przyjaciół. Bezszelestnie zeszła po schodkach, stając przed kratami, za którymi jak oaza spokoju siedział milczący Balin.

— Radziłabym wam te dyskusje przełożyć na czas, kiedy już się stąd wyrwiemy.

Cała kompania nagle ucichła, widząc Elentari z pękiem kluczy w jej drobnej dłoni. Wszyscy zaczęli wiwatować oraz uzewnętrzniam swoją radość z przybycia elfki, na co ona zaczęła ich uciszać.

Gwiazda Króla // HOBBITOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz