XXXI

2.8K 198 52
                                    




W czwartek obudziłem się z mini depresją, która ciągnęła się do niedzieli.

Przez te pięć dni nie zrobiłem nic, prócz użalania się nad sobą w łóżku.
Mimo zmartwionych spojrzeń reszty Gryfonów i kilku zaciągnięć to rozmowy, dalej leżałem gapiąc się w sufit. Gdy ktokolwiek pytał gdzie podziewałem się przez cała środę oraz czemu teraz zachowuję się tak, a nie inaczej, odpowiadałem tylko albo krótkim, ale jakże skutecznym "spierdalaj' lub wybuchałem niekontrolowanym płaczem.

W ciągu tego miesiąca wydarzyło się za dużo rzeczy:
~Cho jako szpieg
~Śmierć Dumbledora
~Klątwa
~Pokonanie Ogarów
~Sprawa z Draco
~Moja śmierć

Podsumowując, zdecydowanie zbyt wiele jak na siedemnastolatka.

Jeszcze rok temu żyłem w przekonaniu, że wszystko dobrze się skończy.

Dwu miesięczny związek z Ginny, pocałunek z Cho, dyrektor, który dobrze sobie radził z horokruksami i nienawiść do Malfoy'a.
Byłem na sto procent pewien, że jestem całkowicie szczęśliwy.

A teraz?

Nieodzywająca się do mnie Gin, śmierć i Draco o którym myślę zdecydowanie za dużo, niż powinienem. To znaczy blondyn nadal jest tym samym dumnym, kretyńskim, ambitnym, narcystycznym ślizgońskim dupkiem, ale teraz jest jakby inny?
Zdecydowanie o wiele mniej mnie wkurza i polubiłem w nim większość tych cech.
Jak coś mówi, to mógłbym słuchać go godzinami... nawet o pielęgnacji włosów.

****

Leżąc na podłodze w niedziele stwierdziłem, że czas dowiedzieć się co słychać u zdrajczyni z domu Roweny.

Podczas obiadu, gdy wszyscy wyszli, zostałem sam. Wziąłem prysznic, naciągnąłem pierwsze lepsze luźne dresy, grube skarpety, wielką puchatą bluzę i wyszedłem z pokoju. Z peleryną niewidką na głowię przemierzałem kolejne korytarze, zastanawiając się gdzie ona może być.
Po zrobieniu kilku kółek i nie trafieniu na żadną podpowiedź, zrezygnowany stwierdziłem, iż pójdę do McGonagall.

Idąc przez korytarze zauważyłem, że nastrój w szkole jest... dziwny.
Cień żałoby wypełnił Hogwart i wlał w większość mieszkańców niepokój i strach.
Skoro wielki czarodziej umarł, to co może nas spotkać?
Jesteśmy tylko uczniami.
Okej, niektórzy na ostatnim roku, lecz dalej nie jesteśmy w chociaż minimalnym stopniu utalentowani, jak dyrektor.

-Dobry Pani profesor -rzuciłem na przywitanie, będąc już w gabinecie- Gdzie jest cela Cho?- zapytałem, a profesorka po spojrzeniu na mnie i lekkim zdziwieniu na twarzy kazała mi usiąść.
-Nie, dziękuję. Chce tylko wiedzieć gdzie jest
-Panie Potter, rozumiem Pana zdenerwowanie, ale nie mogę...
-Ale to ja ją złapałem, gdym chciał to mógłbym na miejscu rzucić na nią minimum crucio, więc jeśli Pani będzie uprzejma, proszę odpowiedzieć- wycedziłem, nie kontrolując zdenerwowania.

Inni mogli sobie wytłumaczyć, że wojna wymaga ofiar, ale nie ja.
Wiedziałem przez co umarł i to moja wina.

-Język Panie Potter, jestem twoją opiekunką, dyrektorem, więc nie odzywaj się do mnie takim tonem i nie mogę- westchnęła
-Oczywiście, że Pani nie udzieli mi nawet tej drobnej przysługi. Gdyby tu był dyrektor na pewno by mi pomógł- warknąłem wiedząc gdzie uderzyć
-Wiem co robisz Potter i to ostatni raz- szepnęła po długiej chwili ciszy- Dobrze, zapraszam za mną-nie odpowiadając, ruszyłem za kobietą i po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w jakiejś sali na szóstym piętrze.

Zaraz potem, gdy nauczycielka wypowiedziała hasło, którego niestety nie usłyszałem przed nami z cichym sykiem odtworzyło się przejście. Szczerze liczyłem na brudną, zimną i śmierdzącą cele, ale ta zdzira miała podobny pokój do wszystkich. Krukonka siedziała zadbana, zadowolona i co najważniejsze nie cierpiąca, na parapecie okna.

-Co to ma znaczyć?!!- krzyknąłem, a psorka popatrzyła się na mnie niezrozumiale- Wie Pani co ona zrobiła? Donosiła tej gnidzie co dzieje się w Hogwarcie! Zdawała mu sprawozdania i wykradła eliksir! Czy to w takim razie normalne, że ma taki sam lub lepszy pokój niż reszta lojalnych uczniów?! Siedzi sama na tym swoim tłustym zadzie, nie uczy się, nie musi nic robić, czy to jest kara?! Czyli teraz się okazało, że jak się nas zdradzi to ma się lepsze życie niż dotychczas? Przecież to nie jest fair, ona...ta wywłoka...
-Proszę się natychmiast uspokoić!- przerwała mi- Żałuje tego co zrobiła, poza tym była pod imperiusem, nie pamięta co robiła. Zabraliśmy jej różdżkę, poza tym to jeszcze dziecko
-Możemy porozmawiać z Harrym na osobności?- wyszeptała
-Macie dziesięć minut. Poproszę różdżkę Panie Potter- po chwili namysłu podałem jej przedmiot, a ta się ulotniła.

Przez kilka sekund patrzyłem się na krukonkę nienawistnym spojrzeniem, a ta powoli z wielkim uśmiechem na twarzy zaczęła się do mnie zbliżać

-Nie wasz się mnie dotknąć!- warknąłem
-Myślisz, że chce dotknąć takiego śmiecia jak ty? Jeszcze się czymś zarażę- odpowiedziała- O a gdy mówimy o śmieciach, to jak tam twój chłopaczek?
-Jesteś zwykłą szmatą. Jak możesz?! Myślisz, że jak udało ci się oszukać McGonagall.. ja ci się nie dam. Jakim cudem sprzeciwiłaś się vitaversum?!
-No mam nadzieje, nie było by wtedy zabawy, nie uważasz? Nie podali mi. Idioci- powiedziała  siadając na łóżku
-Czemu ty to do cholery robisz?
-Jednak teoria gryfonów- głupków, jest prawdziwa. Jeszcze się pytasz?- wykrzyczała przez zęby- To przez ciebie Cedrik nie żyje. Moja miłość! Życzę ci abyś zdechł, jak bezdomny pies. Nikt cię nie chce, nikt cię nie kocha, oni potrzebują cię tylko do pokonania Czarnego Pana, a tak to możesz zdychać! Co swoją drogą ci się nie uda...
-Ty nic nie wiesz- wycedziłem- Twój wielki Pan i władca go zabił, wiesz?! Jak nic nie wartego pasożyta!
-Jak śmiesz?! On go próbował chronić, to ty go wykorzystałeś jako żywą tarczę! Czarny Pan jest w głębi dobrym człowiekiem...
-Ty się w ogóle słyszysz?! Zamiast tutaj siedzieć, powinnaś wylądować w świętym mungu albo już dawno leżeć pod ziemią!
-Tak jak twój święty Dyrektorek i za kilka miesięcy twój nędzny, nic nie warty chłopaczek?!- wykrzyczała przez wariacki śmiech
-Jeszcze raz go tak nazwiesz..
-Ale to prawda! Myślisz, że jak dałeś mu dupy to coś się zmieni?! Hhaha, dobre sobie... Potter dziwka... w sumie pasuję

-NIE...
-Szczerze to myślałam, że te proszki trochę inaczej zadziałają, ale ja tam nie wiem co to miało na celu... może jak blondyna się do ciebie przywiąże, a potem zdechniesz, jemu też pęknie serduszko.. dwie pieczenie na jednym ogniu
-Jesteś wariatką! Nie widzisz tego?!- nie wytrzymując podszedłem do niej kilka kroków, a ta jakby na to czekała, bo złapała mnie za rękę i wycelowała nią w swoje gardło
-Nie! Harry! Nie rób tego, ja nic nie pamiętam, boję się- krzyknęła, tak, że prawie popękały mi bębenki uszne.

Zdezorientowany pozwoliłem się pokierować i wylądowaliśmy tak, że leżała przygnieciona do łóżka z moją ręką na swoim gardle, a ja zwisałem nad nią. Po chwili do pokoju wpadła profesorka i po zobaczeniu naszej pozycji na jej twarz zagościł wyraz mocnego zirytowania, połączonego z niedowierzaniem i wkurwieniem

-Co tu się dzieję?!
-On.. Proszę Pani, próbował mnie- zaszlochała- udusić. Ja na prawdę nic nie pamiętam, nie chciałam tego...
-Potter, odsuń się NATYCHMIAST! Mówiłam coś do ciebie, to tylko dziecko i nic nie pamięta! Minus sto punktów do Gryffindoru. Zawiodłam się na tobie- wysyczała i w opiekuńczym geście objęła dziewczynę- IDŹ JUŻ!- ostatni raz popatrzyłem się na scenę przede mną i myślałem iż się zrzygam. Krukona utkwiła we mnie swój zwycięski wzrok i uśmiechnęła się pokazując mi środkowy palec
-Ale, to ona! Ja nic nie zrobiłem!- zacząłem się bronić
-Tak i sama zmusiła cię do duszenia- powiedziała zimnym jak stal głosem- Różdżkę odbierzesz jutro!
-Dokładnie tak! Nie można tak... ja nic...
-Nie pogrążaj się dalej. Idź już! To wstyd dla naszego domu!- nie widząc innego wyjścia, wyszedłem zabijając dziewczynę wzrokiem.

Błagam niech coś się jej stanie!
Kurwa! Niech się tylko modli, abym nie dopadł jej w swoje ręce
Zabije, przysięgam, zabije!
Mugolskimi sposobami ze średniowiecza.
Ohh... jakbym chciał jej zedrzeć płaty skóry, ale tak aby zołza się nie wykrwawiła i żyła do samego końca!

Jesteś moim...| Drarry ✔️Where stories live. Discover now