XXIV

3.3K 282 55
                                    

Draco:

Otwierając oczy, poczułem ból w prawej nodze. 

Syknąłem cicho, rozglądając się po pomieszczeniu.
Nade mną, zamiast sufitu wiły się krzaczaste rośliny, jednak było za ciemno, abym mógł rozpoznać gatunek. Po prawej  jak i po lewej były natomiast zwykłe brudne ściany

-Gdzie my do cholery jesteśmy?!- warknąłem, lecz nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Potter leżał tyłem do mnie i chyba był nieprzytomny- No co za imbecyl -westchnąłem i ignorując ból w nodze, podniosłem się, podchodząc do chłopaka. Nie wiedząc co robić w takiej sytuacji, stwierdziłem, że najlepszym wyjściem będzie przywalenie mu w twarz. Także jak pomyślałem, tak zrobiłem. Po chwili mogłem usłyszeć krzyk. Zaśmiałem się w duchu i popatrzyłem się na okularnika, zabijającego mnie wzrokiem. 

-Dlaczego to zrobiłeś?- krzyknął
-Musiałem cię jakoś obudzić- powiedziałem z uśmiechem, wzruszając ramionami
-I dlatego mi przywaliłeś?
-Dokładnie, wiesz gdzie jesteśmy?-zielonooki zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, a potem na jego twarzy zagościł wielki uśmiech
-Pierwszy rok- westchnął
-Serio, co ty ćpasz? Jesteśmy na siódmym, głąbie
-Wiem,  wiem. To tutaj był kamień filozoficzny- powiedział z rozmarzeniem- pójdziemy się przejść?- zapytał, a ja oniemiałem
-Przed chwilą spadliśmy do jakiejś dziury, a ty chcesz sobie urządzać spacerki?!
-Nie przesadzaj, Diabelskie sidła złagodziły upadek, poza tym mamy różdżki
-No ale...
-Nie można odmówić umierającemu, a mi zostało kilka miesięcy, więc...
-Ahoj przygodo- dokończyłem z sarkazmem, przy okazji wyciągając różdżkę i zapalając światło oraz rzucając zaklęcie lecznicze na nogę

Potter jak zaczarowany przechodził przez kolejne pomieszczenia, cały czas wspominając na głos co wydarzyło się w konkretnym pokoju

-A tu razem wygraliśmy mecz w szachy- kontynuował dotykając starych, zakurzonych figurek- Ron dosiadł konia, a my graliśmy jako pionki. Tak jak zwykle o mało nie skończyło się to śmiercią Rona, ale Miona z nim została
-A ty?- zapytałem z ciekawością, bo mimo tego, iż może się to wydawać nudne, nie było takie
-Musiałem pobiec za Quirrellem. W ostatniej sali doszło do mojego pierwszego spotkania z Riddlem. Przyznam, że był to obrzydliwy widok, jak taki wrzód na dupie, tylko na twarzy. Kazał wyciągnąć mi kamień z kieszeni i mu go dać, jednak podczas naszego pojedynku wygrałem, a ten zamienił się w popiół
-Jak to? Przecież to doświadczony nauczyciel, a skoro miał z tyłu jeszcze tego pajaca to w ogóle
-Mój dotyk go spalał jego skórę.  Według teorii Dumbledore'a, serce i dusza Quirrella zostały tak pochłonięte przez Voldemorta, jego chciwość i nienawiść, że nie mógł znieść dotyku kogoś tak... hmmm można powiedzieć... czystego jak ja.
-Ale skąd w twoich portkach kamień? Przecież to nielogiczne
- Podobno kamień mógł się dostać tylko w ręce kogoś, kto chciał go znaleźć, tylko znaleźć, nie wykorzystać. Inaczej gdybyś miał inne zamiary zobaczyłbyś w lustrze samego siebie wytwarzającego złoto albo pijącego Eliksir Życia, a nie kamień.
-To jest to lustro?-zapytałem, powoli do niego podchodząc- AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO?
-Musisz czytać od tyłu
-ODBIJAM NIE TWĄ TWARZ ALE TWEGO SERCA PRAGNIENIA- przeczytałem- tak, to ma większy sens- po chwili brunet stanął przed taflą lustra i gdy się na nie spojrzał przez jego twarz przeszły różne miny od zdziwienia, przerażenia po spojrzenie się na mnie i potem lekki uśmiech połączony z zadumą.

-I co cię tak zachwyca?- jednak chłopka dalej patrzył się w lustro i jakby nie słysząc mojego pytania. Z lekkim niepokojem i ciekawością podszedłem bliżej, lecz nie ujrzałem nic niezwykłego
-Chyba się zepsuło-mruknąłem
-Co widzisz?
-Teraz to mnie słyszysz?-zapytałem, lecz potem odpowiedziałem- no nas, nie? Tylko obaj wyglądamy trochę inaczej, jesteśmy starzy, a ty praktycznie wisisz mi na szyi. Znaczy ja dalej wyglądam niezwykle pociągająco, ale ty nie masz już tych swoich pindli na oczach- nie słysząc odpowiedzi, kontynuowałem dalej- Za nami jest Pans z Granger, Zabini z Lovegood i ten rudy przygłup.
-Jak to działa?- zapytałem, nie odrywając wzroku od obrazu

-Ummmm... Lustro jak sama nazwa mówi ukazuje pragnienia serca-zaczął, a ja automatycznie pomyślałem, że się wkopałem wypowiadając nagłos co jest w odbiciu- Czasami pokazuję minimalny zarys przyszłości, ale nie zawsze. Jedna zła decyzja, czy nieprzemyślany ruch i wszystko może się zmienić
-A ty co widzisz?- zapytałem mając nadzieje, że nie ujrzy np. takiej Ginny Weasley, bo chyba bym  zwariował. Jednak zamiast odpowiedzi, brunet zaczął wychodzić z sali, wzruszając ramionami
-Potter do cholery no!- krzyknąłem, ja tu się zwierzam, a ten co za...
-Przywołaj miotłę i lecimy do dyrka- powiedział z wielkim uśmiechem. Co on tam na gacie Merlina ujrzał?!
-Gadaj-warknąłem, po wypowiedzeniu 'Accio miotła"
-Ale co?- spytał niewinnymi głosem, jednak zamiast odpowiedzieć wskoczył na przybyłą miotłę
-Potter, no! Jak ja cię dorwę- zagroziłem przez śmiech, ścigając się z nim. Tak właściwie to lecieliśmy łeb w łeb. Zaraz jednak miał być sufit tych zarośli.
Szybko wyhamowałem, a ten zamiast postąpić podobnie zaśmiał się i przyspieszył.

Zaraz potem ujrzałem rozbłysk światła i Pottera nie było
-Co za matoł- wybełkotałem, również rzucając " Lumos"
-A tu siedział Puszek- wypalił
-Jaki znowu Puszek?
-To ogromny pies Hagrida, miał trzy głowy i był zupełnie dziki, atakował wszystkich, którzy się do niego zbliżyli- rzekł- no i pełnił role strażnika kamienia.
-I nazywał się Puszek? Ten wielkolud to chyba ma nie tak w głowie- widząc wkurzony wyraz twarzy bruneta, szybko dodałem- znaczy, no jest kreatywny i te sprawy

-Chodź już po prostu- westchnął kręcąc głowa, a ja chcąc nie chcą uczyniłem to. Resztę drogi na piętro niżej, nie odzywaliśmy się do siebie. Ja myślałem o lustrze, a Potty, nie mam bladego pojęcia

***

- Kajmakowe eklerki- wypowiedziałem, a gargulec się przesunął ukazując wejście.

Szczerze to nie chciałem tam wchodzić i słyszeć o tym co nas czeka.

-Będzie dobrze- wyszeptał chyba sam do siebie Potter, a ja jedynie mu przytaknąłem.
Na miejscu czekał już na nas dyrektor z dwoma mugolskimi plecakami. Swoją drogą, najbrzydszymi jakie widziałem.

-Dzień dobry chłopcy, jak wam minął dzień?
-dobrze- powiedział Potter z uśmiechem
-Cieszę się- wyszeptał- tutaj macie dwa plecaki na wycieczkę. W środku jest dla was po jednym świstokliku, który przetransportuję was na miejsce najbliższe Dworowi, potrzebnym jedzeniu na dzień, eliksirach na ból, zmęczenie oraz takich, które służą jako broń. Profesor Snape je zrobił, lecz nic nie wie o ich przeznaczeniu. Wyruszymy jutro rano o szóstej, a przez resztę dnia wasza czwórka musi znaleźć się na miejscu. Nie możemy wyruszyć dzisiaj, ponieważ noc w takim miejscu jest bardzo niebezpieczna. Od jednego zaufanego przyjaciela również dowiedziałem się, że ty Harry musisz wypowiedzieć zaklęcie, wtedy gdy Pan Malfoy lub Panna Grenger narysuję pentagram. Zaraz podam wam ilustracje i zobaczycie jak wygląda- powiedział,  zaczynając przeszukiwać w szafki

-Czemu ja lub Grenger? A Pansy?
-Musi to zrobić osoba najbliższa Panu Potterowi, a z Panną Parkinson Harry nie ma najbardziej zżytych relacji z waszej trójki. Ważne jest to, aby było to szczere uczucie, ponieważ wtedy zaklęcie nie dopełni się z przejściem do piekła. Pentagram po narysowaniu będzie zabezpieczony zaklęciem, ale przy sile Ogarów nie wytrzyma zbyt długo. Pamiętajcie też, ze jest to jedyny dzień podczas którego zaklęcie zadziała. Voldemort może przywołać je od momentu zaćmienia, ale gdy zamkniecie je w piekle to uda mu się to. Nie wiem jak wygląda to miejsce, więc jest to utrudnieniem dla was, ale wierze, że dacie radę. I ostatnim jest to, iż nawet jak weźmiecie miotły to i tak nie możecie ich użyć. Pod niebem lata dużo niebezpiecznych zwierząt.

-Dobrze, dziękujemy- przytaknąłem
-Tę samą Informacje również przekazałem Pannie Parkinson i Pannie Granger, które przybyły tu kilka godzin wcześniej
-Dziękujemy, do jutra- powiedział Potter po zabraniu plecaka i zdjęcia.

Również się pożegnałem i wyszliśmy na korytarz

-To do jutra Potty- powiedziałem po chwili ciszy.

Czemu pożegnania są takie niezręczne?!

Potter jednak zamiast odpowiedzieć podszedł do mnie i się przytulił. Nie przyzwyczajony do takiego dotyku, mimo że to tylko przytulenie, niepewnie oddałem uścisk.

-Pamiętasz jak się mnie pytałeś co zobaczyłem w odbiciu lustra?-wyszeptał, a mnie przeszły lekkie dreszcze, więc jedynie ruszyłem głową- Ujrzałem to samo co ty- po tym zdaniu poczułem jak serce zabiło mi dwa razy mocniej, a przyjemnie uczucie wypełniło ciało.
-Czyli co to znaczy?- zapytałem
-To, że to ty narysujesz pentagram- powiedział, po czym się odsunął i wręczył mi kartkę
-A Grenger?
-Zostanie z Parkinson. Zgadzasz się?
-Oczywiście Potty- powiedziałem i lekko się zniżyłem, całując bruneta w czoło.

Już widzę jak moi pradziadkowie przewracają się w grobie.

Jesteś moim...| Drarry ✔️Where stories live. Discover now