XVII

3.6K 284 31
                                    



Czułem się jak w niebie i praktycznie rzecz ujmując, byłem w nim. 

Lot w poszukiwaniu złotego znicza był teraz wszystkim na czym skupiłem uwagę. Mimo negatywnego nastawienia, gdy dosiadłem miotły i poczułem przysłowiowy wiatr we włosach na moje usta wkradł się wielki uśmiech. Siłą woli zagłuszyłem krzyczącą widownie, jęki bólu zawodników i komentarze dotyczące wyniku.

Byłem tylko ja, miotła, złoty znicz i wolność.

Cały czas w skupieniu wzrokiem szukałem czegoś złotego, szybkiego ruchu czy piskliwego dźwięku jaki wydawała piłeczka.

Po zrobieniu kolejnej rudny wokół boiska zobaczyłem coś błyszczącego po mojej prawej. Szybko spojrzałem na szukającego krukonów i w ułamku sekundy puściłem się pędem w prawo, lewo, prosto, pętla, unik przed tłuczkiem, dalej prosto. Po chwili obok siebie poczułem jak coś, a raczej ktoś uderza we mnie miotłą. Nie czekając na nic oddałem uderzenie z całej siły i pomknąłem ostro w dół do prawie samej murawy.

Trybuny były całe zapełnione, mimo, że mecz nie był tak widowiskowy jak walka przeciwko domowi Salazara. Jednak piękna pogoda zrobiła swoje. Słońce grzejące z wysoką temperaturą, prawie bezchmurne niebo, więc tylko dureń siedziałby w zimnych i ciemnych murach Hogwartu.

 Złoty znicz z niewiarygodną prędkością mknął przed siebie wykonując coraz bardziej gwałtowne ruchy , nie chcąc być złapanym, ale skoro jestem Harry Potter to tak łatwo się nie poddam. Przyspieszyłem o tyle ile mogłem i na początku powoli oraz niepewnie oderwałem prawą rękę od trzonka miotły. Cały mój tors przyłożony był do podłużnego przedmiotu, dzięki czemu mogłem lekko poczuć wirujące skrzydełka znicza.

Jeszcze tylko kilka centymetrów....
 MAM!

Krzyki na trybunach stały się o niebo głośniejsze, a ja spokojnie wylądowałem na trawie. Podniosłem rękę w górę, a Jordan w ulgą i szczęściem w głosie podał wynik 240:90, czyli szliśmy łeb w łeb. Zaraz potem całe dwie drużyny zeszły z mioteł, a Gryfoni szybko do mnie podbiegi i otoczyli w ciasnym kółeczku, co chwile targając mi włosy lub przytulając.

Czemu za każdym razem od pierwszego roku, gdy wygramy mecz to moja fryzura musi na tym ucierpieć?!

***

Po meczu mimo szczerych chęci pogodzenia się z tamtą trójką, nie daliśmy rady.
Na pewno poniosły ich wtedy emocje i tak naprawdę pomogą nam w TYM wszystkim.
Pewnie i tak po tej, jakże długo wyczekiwanej, legendarnej walce każdy pójdzie w swoją stronę, a to co teraz się dzieje zostanie miłym lub nie miłym wspomnieniem.
Założę się, że Malfoy po moim zwycięstwie lub porażce, ucieknie i nigdy więcej go nie ujrzę go na oczy.

Jeśli oczywiście wszyscy nie umrzemy w tym zasranym lesie za dwanaście dni.

Jak za każdym razem po prysznicu spotkaliśmy się w pokoju wspólnym i z całym Gryfindorem urządziliśmy małą imprezkę. Tym razem naprawdę postanowiłem się nie upijać i nawet nie było na to możliwości, ponieważ dla każdego było tylko po jednym kufrze kremowego.

Cały wieczór spędziliśmy na rozmowie, graniu w butelkę i dokuczaniu sobie nawzajem, czyli było po prostu idealnie.

Dean dostał wyzwanie, aby pójść do Snape'a i zapytać go o markę szamponu, którego używa. Tak jak każdy się spodziewał po powrocie dostał szlaban, ale i tak się śmiał jak debil.

Jesteś moim...| Drarry ✔️Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora