- To Cara i jeżeli chcesz mieć u niej jakiekolwiek szanse to przestań wskazywać ludzi palcem. – powiedziałem.

- Zanotowane. Dobra to ruszam. – powiedział idąc w jej stronę, zanim zdążyłem w ogóle zareagować. Myslałem, że umrę ze śmiechu w momencie, gdy Ed nie udolnie próbował z nią flirtować. Skwaszona mina dziewczyny mówiła wszystko.

- Louis nie odrywa od ciebie wzroku. – rzuciła Bethany przechodząc obok mnie z talerzem babeczek. Uśmiechnąłem się i również rzuciłem mu krótkie spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem to. – Siadajcie! – powiedziała moja przyjaciółka. – Dobra, czas na oglądanie prezentów. – ucieszyła się. Zająłem miejsce na fotelu naprzeciwko kanapy. I przysięgam przez całe oglądanie prezentów nie mogłem się skupić, ponieważ Louis zajął miejsce na podłokietniku, opierając się ramieniem o oparcie fotela na którym siedziałem przez co przez cały czas czułem jego ciepły oddech na moim policzku. I jestem całkowicie pewien, że zrobił to specjalnie.

*

- Jak się trzymasz? – spytała Cara, podchodząc do mnie, gdy podjadałem babeczki ze stołu.

- W porządku, naprawdę. A ty? – spojrzałem na nią z uśmiechem.

- Byłoby lepiej, gdyby twój znajomy nie podrywał mnie na tanie tekst. – roześmiała się.

- Wybacz za niego. Brak mu dziewczyny. – naprawdę było mi głupio za Eda.

- Zauważyłam. – puściła do mnie oczko. – Ale za to twój znajomy Niall jest spoko. Polubiłam go już podczas wyjazdu.

- Nialla lubią wszyscy. – potwierdziłem z uśmiechem. I wtedy poczułem dziwną nostalgię. Okazało się, że przez ten czas tęskniłem za nim bardziej niż byłem w stanie przyznać.

- Cara, pomożesz mi? – powiedziała Bethany, a dziewczyna kiwnęła głową i podążyła za nią w stronę kuchni. Usiadłem na kanapie i westchnąłem, obserwując całe towarzystwo. Nagle poczułem się dziwnie samotny.

- 'Strata to coś, co może nas wzmocnić, albo wręcz przeciwnie, możemy się kompletnie załamać. Każdy przechodzi swoją żałobę we własnym tempie. Ja na swoją potrzebowałem ponad rok'. – usłyszałem za sobą głos należący do Nialla.

- Co? – przez pierwsze dziesięć sekund, nie rozumiałem w ogóle o co mu chodzi.

- To cytat. – wyjaśnił. – Z twojego artykułu. – dodał siadając obok mnie na kanapie i nalewając sobie z małego imbryczka herbaty do filiżanki. – Strasznie małe te filiżanki. Wypiłem chyba z dziesięć, a ciągle chce mi się pić. – roześmiał się. – Swoją drogą bardzo dobry artykuł. – upił łyka. – Ohydna ta herbata.

- Co? – powtórzyłem, ponieważ przysięgam, nie mogłem pojąć co się stało, że rozmawia ze mną jak gdyby nigdy nic.

- Jadłeś coś dzisiaj w ogóle? Tak marnie wyglądasz.

- Tak. – wydukałem. Niall zmrużył oczy jakby mi nie wierzył, aż w końcu kiwnął głową. – Moim zdaniem był beznadziejny.

- Co? – teraz on nie rozumiał. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.

- Artykuł. Mogłem napisać go dużo lepiej. – wyjaśniłem, nakładając sobie sałatkę, która składała się w  osiemdziesięciu procentach z samej sałaty. Najwyraźniej Bethany zbyt dosłownie potraktowała zdrowe odżywanie w czasie ciąży.

- Zawsze byłeś dla siebie zbyt surowy. – skwitował. – Swoją drogą wiele razy myślałem, czy by do ciebie nie zadzwonić.

- Serio? – spojrzałem na niego.

Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now