Rozdział 15

663 72 47
                                    

Podczas powrotu do domu samochodem Bethany, siedziałem na tylnym siedzeniu, słuchając muzyki The Neighbourhood na słuchawkach i wyglądając przez okno. Zerknąłem przelotnie na opierającego się głową o moje ramie Louisa, który spał i zacząłem zastanawiać jak będzie wyglądała naszą relacja po powrocie do domu. Powinienem do niego zadzwonić? Odwiedzić go? Naprawdę nie byłem pewien, a nie chciałem się narzucać. Może pozwolę zrobić mu pierwszy krok? A co, jeśli on myśli tak samo jak ja?

Jeszcze wczoraj chciałem definitywnie zakończyć z nim znajomość, a dzisiaj myślę o tym, czy zadzwonienie do niego później będzie dobrym pomysłem. Och i jeszcze sprawa listów. Nie miałem nawet z kim o tym porozmawiać, ponieważ bałem się reakcji. Już słyszałem głos mojej matki: "Wiem, że uważasz inaczej, ale naprawdę potrzebujesz terapii, Harry", albo Bethany mówiącej, że naginamy nasze wyobrażenia do rzeczywistości. Sama uznała zresztą pierwszy list za bzdurę, a ja nie miałem odwagi wyznać jej, że było ich o wiele więcej. Był jeszcze Niall, ale obawiałem się, że ta wiadomość dotarłaby do mojej mamy szybciej niż bym się tego spodziewał. Pozostał...tak pozostał Louis. Ale czy jego cokolwiek by to obchodziło? Nie wiem. Wolałem myśleć, że wziąłby mnie na poważnie i nie wyśmiał kolejny raz, niż wyznać mu prawdę, a później gorzko się rozczarować.

I wtedy pierwszy raz od sytuacji w sklepie pomyślałem o Edzie. Chyba tęskniłem za nim bardziej niż chciałem to przed sobą przyznać. Był moim przyjacielem, którego w pewnym sensie kochałem. Ale nie mogłem ryzykować , że znowu mnie zawiedzie. To byłoby dla mnie za wiele. Znowu spojrzałem na Louisa, który złapał mnie w pasie, przytulając się do mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nieco żałowałem, że tak szybko znalazłem pocieszenie w nieodpowiedniej osobie, podczas gdy ta właściwa była tuż obok z tym, że niedostępna. Dla mnie.

- Coś mówiłaś? - zapytałem zdejmując słuchawki, kiedy zauważyłem, że Bethany porusza ustami ale ja nie mogłem usłyszeć wypowiadanych przez nią słów.

- Mówiłam tylko, że ładnie razem wyglądacie. - odparła, a kąciki jej ust uniosły się. - To tak na poważnie? - wskazała ruchem głowy na śpiącego chłopaka.

- Nie sadzisz, że to trochę niezręczne? - odpowiedziałem pytaniem patrząc wymownie w stronę Nialla, a potem mój wzrok powędrował na Louisa.

- Daj spokój. - machnęła niedbale ręka. - Przecież wiem, że jesteście z Niallem jak bracia i mówisz mu więcej niż mnie. A Louis ma naprawdę twardy sen. Uwierz mi. Znam go dłużej niż ty i wiem że mogłabym teraz zacząć się wydzierać, a on jedynie przewróciłby się na drugi bok. - zaśmiała się, gdy skończyła mówić. Westchnąłem.

- Za wcześnie żeby to określić. - stwierdziłem zgodnie z prawda.

- Bzdura. - odezwał się Niall. - Kiedy spotykasz tę właściwą osobę to od razu wiesz, że to jest "to".

Roześmiałem się głośniej niż planowałem, dlatego szybko zasłoniłem usta dłonią, nie chcąc obudzić niebieskookiego, który nawet nie drgnął. Zdałem sobie sprawę, że naprawdę miał mocny sen i nic się nie powinno stać jeżeli trochę byśmy o nim porozmawiali.

- Wybacz Niall, ale kiedy pierwszy raz go zobaczyłem to...- urwałem, wracając myślami do tamtego momentu.

Chłopak średniego wzrostu w ciemno czerwonych spodniach otwierający mi drzwi i witający mnie z szerokim uśmiechem na ustach.

Nie miałem pojęcia kim był.

Nie wiedziałem, że to przyjaciel Iana z wielkim domem i masą znajomych. Dla mnie był tylko chłopakiem z uroczym uśmiechem otwierającym mi drzwi i pytający czy przyszedłem na imprezę.

To zabawne jak byłem jeszcze wtedy młody i niedoświadczony i nie podejrzewający tego, co miała przynieść przyszłość.

Uświadomiłem sobie, że pierwsze wrażenie, które na mnie zrobił Louis było lepsze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Nawet ja sam zapomniałem jak świetnie nam się rozmawiało podczas imprezy na której wystawił mnie Ian. A potem... potem coś się zmieniło. To był pierwszy i ostatni raz kiedy ja i on tak dobrze się ze sobą dogadywaliśmy. Po prostu nagle przestał być dla mnie miły. Nie wiedziałem dlaczego. Uznałem, że to wina jego przerośniętego ego.

Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now