Rozdział 4

892 67 11
                                    

Znacie to uczucie, kiedy nie możecie zasnąć, przytłoczeni przez zbyt dużą ilość myśli przechodzących przez waszą głowę? Miałem tak dzisiejszej nocy. Nie mogłem przestać myśleć o Ianie. Pisał do mnie te wszystkie listy. W moim umyśle wytwarzały się różne scenariusze, począwszy od tego, jakim sposobem do mnie docierały skoro Iana, nie było wśród nas, a skończywszy na tym, iż może naprawdę nie zginął? Może żyje gdzieś i czeka na mnie? Tylko z nie wiadomych mi jeszcze przyczyn musiał zniknąć? Czasem naginamy rzeczywistość, kiedy życie staje się dla nas zbyt trudne i tworzymy własną, aż nim się spostrzegamy, żyjemy we własnym- wyimaginowanym świecie. Nie chciałem tak żyć. Nie chciałem być wariatem, czekającym na coś, co nigdy nie nastanie. Chciałem prowadzić życie pełne wrażeń i codziennych niespodzianek. Więc, jak to się stało, że zamykałem się w sobie i swoich rozterkach?  Kiedy czegoś bardzo chcemy, zapominamy, że nasze pragnienia, nie zawsze są prawdziwe. Zazwyczaj to tylko my i nasz szalony umysł.

Wyciągnąłem spod poduszki telefon. Wskazywał dokładnie trzecią pięćdziesiąt trzy. Nie spałem od trzech godzin. Kroki na korytarzu, skutecznie ściągnęły mnie z łóżka. Moja matka rzadko wstawała, a nawet jeśli zdarzyło jej się, to tym razem, nic nie zaszkodzi sprawdzić, dlaczego to zrobiła w środku nocy. Podniosłem się na nogi, starając się nie zwracać uwagi na kręcenie w głowie. Bolała. Powoli zbliżyłem swe kroki ku drzwiom, uważając, by niczego po drodze nie nadepnąć. W momencie, gdy nacisnąłem klamkę i uchyliłem je, zobaczyłem tył głowy chłopaka. Młodego. Mniej więcej mógłbym rzec w moim wieku. Był blondynem. Rozchyliłem lekko usta, zdając sobie sprawę, że zapewne był „przyjacielem" mojej mamy. Cóż, każdy radzi sobie z problemami na swój własny sposób, a ja miałem nadzieje, że do rana nasz „gość" zniknie.

*
Rano, zdałem sobie sprawę, że musiałem w końcu zasnąć. Nie czułem się jednak wypoczęty i pełen życia, raczej zmęczony i przygnębiony. Nauczyłem się jednakże maskować mój towarzyszący mi smutek prawie do perfekcji. Wolałem być postrzegany jako sarkastyczny, bezuczuciowy dupek, niżeli dać zbliżyć się do mnie ludziom, tak by poznali prawdziwego mnie.
Jeszcze wczoraj nie miałem żadnych planów na dzisiejszy dzień, wszystko zmienił jednak jeden list. Musiałem to zrobić. Jeżeli Ian by tego chciał, dlaczego nie?
Schodząc po schodach, modliłem się w duchu, by nocny przybysz zniknął z naszego domu i już więcej się w nim nie pojawiał. Moja mama nie zasługiwała na jakiegoś dzieciaka, który chce się nią zabawić, a potem rzucić. Osobą w moim wieku rzadko zależy na związkach, a jeśli już, to na pewno nie związaliby się z czterdziestoletnią kobietą, przechodzącą załamanie nerwowe. Wchodząc do kuchni, nie byłem jeszcze świadom tego, co tam zastanę. Życie było dość skomplikowane bez tej informacji.
- Harry! – głos mojej mamy był nienaturalnie radosny, a ja sam nie wiedząc jak się zachować, przystanąłem gwałtownie w progu pomieszczenia, patrząc jak przy naszym stole kuchennym siedzi mój dawny przyjaciel. – Pamiętasz Nialla, prawda? – wskazała na niego. Kiwnąłem głową, pozostając zarówno, jak i w szoku, tak i w zdumieniu. Zastanawiałem się, jak moja matka postanowi wyjaśnić tą niezręczną sytuację. Bo w końcu nie codziennie dowiadujesz się, że twój kumpel z liceum postanowił zacząć sypiać z twoją rodzicielką. – Wrócił parę dni temu do miasta i postanowił cię odwiedzić.
- Mnie? – parsknąłem, ale na szczęście oboje nie zrozumieli wylewającego się ze mnie sarkazmu. Nie widziałem Nialla parę lat, nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek go spotkam, jak widać, dzięki mojej matce, być może, odnowimy kontakt. Chłopak wyglądał na przejętego i lekko zdenerwowanego, nie dziwiłem mu się. Ja sam, zapewne zmyłbym się z samego rana, bez słowa wyjaśnienia. – Ile to już trzy lata? – spojrzałem na niego.
- Cztery. – sprostował, wstając. Znajdywaliśmy się naprzeciwko siebie i żadne z nas nie miało cholernego pojęcia jak się zachować. Uściskać się? Podać sobie dłonie? Z urwanym kontaktem zwykle jest tak, że spotkanie swojego dawnego przyjaciela nie jest dla ciebie ani radosne, ani tym bardziej szczęśliwe. Przepełnia was obojga straszliwa niezręczność, która ustaje wraz z chwilą, gdy po kilku zdawkowych zdaniach, każdy z was idzie we własną stronę. Tutaj sytuacja była nieco bardziej skomplikowana, bowiem ja i Niall nie spotkaliśmy się przypadkowo na ulicy, ale w moim własnym domu, gdzie wcześniej spędził noc, co postanowił najwyraźniej ukryć. Ale czy mogłem być tym zdziwiony? Oczywiście, że nie. Większość ludzi na jego miejscu zrobiłaby tak samo.
- Dobrze wyglądasz. – przerwałem ciszę.
- Ty również. – odpowiedział. Wyglądał na zagubionego, a jego wzrok wędrował bez celu, jakby szukał pomocy przed krepującą rozmową.
- Halo! Co się z wami stało? – głos mojej mamy wyrwał mnie z otępienia i pozwolił wrócić do świata żywych. – W liceum byliście najlepszymi przyjaciółmi. Nie pozwólcie by jakieś cztery marne lata, to zaprzepaściły.
Przysięgam, że po tej nocy jest inna. Tylko tyle jestem w stanie stwierdzić. Wygląda, jakby pogodziła się z odejściem taty i zaczęła żyć na nowo, choć  na pewno tak nie było. Powinienem być zły, że przespała się z moim starym przyjacielem, ale odczuwam tylko obojętność, a może z powodu nagromadzonych uczuć, nie jestem w stanie czuć innych emocji?
- Pójdziesz kupić ze mną samochód? – owym pytaniem zaskoczyłem nie tylko Nialla, ale i siebie. Postanowiłem jednak coś zrobić ze swoim życiem, a odnowienie kontaktu z nim, może sprawić, że poczuje się lepiej, przynajmniej na chwilę.
- Przecież masz już jeden. – zauważyła moja mama.
- Mówisz o tym starym rozwalającym się grzechocie? Nie, dzięki. Nie zamierzam dłużej nim jeździć.
- Jasne, możemy iść. – powiedział bezproblemowo Niall, a ja starałem się, by na moich ustach zagościł szczery i pogodny uśmiech, czyli taki, jakiego brakowało od dawna w moim życiu.
*
- Dlaczego niebieski? – zapytał mnie, kiedy wracaliśmy nowo zakupionym autem do domu.
- Nie mam pojęcia. – odpowiedziałem, myśląc o kolorze sufitu w pokoju Iana. Czasem robimy dla innych zupełnie niezrozumiałe rzeczy, podczas gdy dla nas mają one wagę sentymentalną i są normalne. Nie zastanawiałem się długo, gdy tylko zobaczyłem ów samochód, wiedziałem, że to jest to. Skradł moje serce w ten sam sposób, co on, przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Przepraszam, mógłbyś powtórzyć swoje imię? – uniosłem swój wzrok znad książki, napotykając wysokiego szatyna w okularach, które tylko dodawały mu uroku. Rozchyliłem wargi, nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Bałem się, iż mój głos zabrzmi nienaturalnie głupio, a ja sam wyjdę na idiotę. – Rozumiem, jesteś bezimienny. – zaśmiał się i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Znajdowaliśmy się w bibliotece. Lubiłem tu przychodzić z uwagi na spokój, który panował w tym miejscu. Mogłem się rozluźnić i nie przejmować docinkami innych dzieciaków. Nieśmiali szesnastolatkowie są skazani z góry na porażkę w szkole średniej. Nikt nie lubi zamkniętych w sobie introwertyków.
- Harry. – wydukałem, a mój wzrok ponownie powędrował na tekst znajdujący się w książce, mimo iż wcale go już nie czytałem. Owy nieznajomy przykuł całą moją uwagę. Był w szkole zaledwie od dwóch dni, a już znalazł więcej przyjaciół niż ja, przez cały rok.
- Harry. – powtórzył, kiwając głową. Co chwilę na niego zerkałem, mając nadzieje, iż tego nie zauważył. – Jestem Ian. – przedstawił się.
- Okej. – mruknąłem. Cholernie mnie onieśmielał, ale to dlatego, że był taki... wyjątkowy, inny. Nie naśmiewał się ze mnie, wręcz przeciwnie, zdawało się, iż idealnie rozumiał moją dziwną przypadłość-nienawidzenia ludzi. Miałem ochotę opowiedzieć mu o sobie coś więcej, ale cóż, nie jestem interesujący.
- Też lubię Stephena Kinga. – powiedział. Zapewne zauważył okładkę czytanej przeze mnie książki.
- Masz jakąś jego ulubioną książkę? – spytałem, odkładając powieść na bok, czując, że przy tym chłopaku, nie skupię się na jej czytaniu.
- Stephen jest mistrzem w swoim fachu, nie można wybrać jednej. To tak jakbyś chciał wybrać swoją ulubioną gwiazdę. Nie możesz, wszystkie są tak samo urodziwe.
Zmrużyłem oczy, nie będąc do końca przekonanym. Marzyłem, aby spotkać fana Kinga i móc dzielić się swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami, ale on... on zdecydowanie nie był jego wielbicielem.
- „Kiedy wszystko inne zawiedzie, dajcie za wygraną i idźcie do biblioteki". – zacytowałem, zważywszy na fakt, gdzie aktualnie się znajdowałem. Ian wyglądał na zbitego z tropu, jakby nie zrozumiał tego, co przed chwilą powiedziałem.
- To z tej książki? Przebudzenie? – wskazał ruchem głowy na leżący przedmiot tuż obok mojej dłoni. Pokręciłem głową z uśmiechem.
- Dallas '63. – sprostowałem.
- Masz mnie. Nie jestem fanem Kinga i w zasadzie nie przepadam za książkami, ale każdy sposób na poderwanie fajnego chłopaka jest dobry. – kąciki jego ust wykrzywiły się w zalotnym uśmiechu. Musiałem spuścić wzrok nie mogąc wytrzymać intensywności, z jaką się we mnie wpatrywał. Nikt nigdy nie próbował ze mną flirtować, to było coś nowego i zaskakującego, ale mogę z całą pewnością stwierdzić, iż podobało mi się to.

Gdybym mógł cofnąć się do tamtej chwili, zapytałbym Iana „Dlaczego ja?" Dlaczego  ze wszystkich chłopaków w naszej szkole wybrał mnie? Byłem nic nieznaczącą szarą myszką, która wolała siedzieć cicho, niż niepotrzebnie się wychylać. On był towarzyski, pewny siebie, czarujący i ujmujący, byłem jego zupełnym przeciwieństwem, więc dlaczego spośród wszystkich osób znajdujących się tego dnia w szkole, wybrał akurat mnie?
- Cieszę się, że znowu mamy szansę na odnowienie kontaktu. – powiedział Niall, bawiąc się swoimi palcami. Zerknąłem na niego na krótką chwilę, nadal jednak uważając, aby patrzeć na drogę.
- Ian nie żyje. – rzuciłem prosto z mostu, nie chcąc budować napięcia, które i tak by nic nie dało. Myślałem, że umilknie na dłuższą chwilę, nie wiedząc jak się zachować i przeprosi za to, co mówił o naszym związku, ale tym, co powiedział, zupełnie mnie zaskoczył.
- Wiem. Słyszałem.
Zmarszczyłem brwi. Już miałem zapytać, skąd ma taką informację, ale automatycznie pomyślałem o swojej matce. Zapewne to nie pierwsza noc, która spędzili razem. Musieli widywać się już wcześniej.
Niall nigdy nie pałał sympatia do Iana, nie wiedziałem, czym było to spowodowane, zazdrością? Czy ogólną niechęcią do osób bogatych i lubianych? Świat jest skonstruowany w tak popieprzony sposób, że nie wolno nam nienawidzić osób biednych, ale w momencie, kiedy ktoś wypowie się w sposób negatywny o kimś bogatym, od razu zyska zwolenników. Niall był zwykłym, prostym chłopakiem, nie oczekiwałem, że zrozumie mój związek i będzie mi życzył szczęścia, ale myślałem, że chociaż to zaakceptuje, jak widać, nigdy nie możemy liczyć na najbliższych.
- Jak się czujesz? – zapytał, patrząc na mnie czule, a jego głos był przepełniony litością, której tak bardzo nie chciałem.
- Zadając to pytanie, nie oczekujemy szczerej i wylewnej odpowiedzi, wręcz przeciwnie, mamy nadzieje, że pytana osoba zbyje nas krótką odpowiedzią, a my ruszymy dalej z czystym sumieniem, że odbyliśmy ten nieszczęsny obowiązek, zapytania o samopoczucie w obliczu straszliwej tragedii. – powiedziałem, wpatrując się przed siebie, ale mogłem z łatwością wyobrazić sobie minie Nialla. – Wiec tak, czuje się wspaniale, coś jeszcze? – w tym momencie popatrzyłem na chłopaka, który wyglądał na zmieszanego. Przygryzł dolną wargę, zastanawiając się, co odpowiedzieć? W zasadzie sam nie miałbym zielonego pojęcia. Zapewne przemilczałbym sprawę, chcąc jak najszybciej wysiąść z samochodu i nie mieć już nigdy, nic wspólnego ze sobą.
- Uważasz, że nienawidziłem Iana, co nie jest do końca prawdą. Ja po prostu byłem przekonany, że na ciebie nie zasługuje. Byłeś, jesteś, świetnym chłopakiem, a chodzenie z kimś takim jak on...
- To co? – zapytałem przez zaciśnięte, żeby. Niall umilkł. Wiedział, że jeżeli kontynuowałby tę rozmowę, to nie skończyłaby się ona w żadnym wypadku dobrze. Chyba przyjaźń nie jest nam po prostu pisania. Tak też bywa. Drogi dwojga ludzi rozchodzą się w pewnym momencie, po to, aby już nigdy więcej się nie zejść.
*
- Kolejny list do ciebie! – krzyknęła mama, gdy wręcz wbiegłem do domu, trzaskając mocno drzwiami, wyrażając przez to swoją złość. Automatycznie zatrzymałem się w pół kroku i cofnąłem się w stronę kuchni, gdzie  zawsze kładła pocztę. – Masz nowego adoratora? – usłyszałem jej głos z salonu. Nie był on jednak pełen wyrzutu, czyli taki jakim zwykle postanawiała mnie obdarowywać, ale raczej rozbawiony i spokojny. Pochwyciłem list ze stołu i wstąpiłem do pomieszczenia, gdzie moja mama malowała paznokcie. Cóż, coś nowego przynajmniej postanowiło wydarzyć się w jej życiu.
- Tak. – kiwnąłem głową. – Ma na imię Andrew i jest dwadzieścia lat ode mnie starszy. Mam nadzieje, że ci to nie przeszkadza?
- Jedyne, co mi przeszkadza to twój sarkazm. – odpowiedziała, nadal pozostając skupiona na swoim zajęciu. Uśmiechnąłem się.
- Wiesz, od śmierci Iana nie byłem tak szczęśliwy. – powiedziałem, patrząc jak jej brwi, łączą się ze sobą, a ona sama rzuca mi pytające spojrzenie. – Mam na myśli spotkanie z Niallem. Już zapomniałem, jak świetnie całuje. – powiedziałem mimochodem, a moja matka zakrztusiła się własną śliną, słysząc to. Zakryłem usta, nie chcąc pokazywać, jak bardzo rozbawiła mnie jej reakcja. – Coś nie tak? – udawałem, iż nie mam zielonego pojęcia, co mogło być przyczyną jej nagłego pogorszenia nastroju.
- Nie wiedziałam, że jest... no wiesz, gejem. – ostatnie słowo wypowiedziała ledwo słyszalnie, jak gdyby było zakazane w naszym domu, choć ta rzecz była dla mnie aktualnie najbardziej normalną sprawą. Inaczej było w liceum, gdzie musiałem się ukrywać, ale podejrzewam, że jak co drugi dzieciak. Postanowiłem jednak już dłużej jej nie dręczyć, tylko dowiedzieć się tego, co skrywa ten nieszczęsny list i jak zawsze- zastosować się do tej rady, mimo iż uważałem to za głupi pomysł. Nie można żyć według narzuconych zasad. Nasze życie zależy od nas, nie od kogoś innego.
- Bo nie jest. Ale nie myśl, że twoja reakcja nie uszła mojej uwadze. – powiedziałem, kierując się w stronę schodów, prowadzących do mojego pokoju, gdzie w spokoju odczytam wiadomość. A moja mama odetchnęła z wyraźną ulgą.
*
DROGI HARRY,
PRZESTAŃ ŻYĆ W MROKU I ZMIEŃ COŚ. ZACZNIJ OD SWOJEJ SZAFY.
TWÓJ NA ZAWSZE
Oczywiście, że mógłbym potraktować tę radę dosłownie, ale Ian zawsze powtarzał mi, ze mój styl opiera się głównie na czarnych ubraniach i wręcz czasami błagał mnie, żebym zaopatrzył się w coś bardziej „radosnego". Coraz bardziej zaczynałem uważać, iż to on pisze te listy. Nie widziałem na to żadnego sensownego uzasadnienia. Skąd obca osoba miałaby znać te wszystkie rzeczy, którymi się dzieliliśmy? Ian, podobnie jak ja, nie był wylewny i bardzo wątpiłem, iż istniała osoba, której zwierzał się z naszego życia.
I owe zadanie, postanowiłem wykonać. Dlaczego? Ponieważ dzięki temu trochę mniej o nim myślałem i o tym, co działo się w moim życiu. Inaczej kompletnie bym zwariował. Nie jest dla mnie w porządku fakt, iż moja matka sypia z moim starym przyjacielem i oboje postanowili to przede mną ukrywać, Bethany wyrzuciła mnie ze swojego domu, a przyjaciele Iana prawdopodobnie mnie teraz jeszcze bardziej nienawidzą.
Ale to nie jest teraz ważne, bowiem najważniejsza jest nowa koszula, którą mam zamiar kupić.
*
- Słuchaj, przykro za to co się wydarzyło. Nie powinienem był do tego dopuścić, ale puściły mi nerwy i... sama rozumiesz. Jestem bardzo impulsywny i czasami nie myślę nad tym, co mówię i  robię. – powiedziałem do Bethany, tym samym kolejny raz ją przepraszając, gdy szliśmy równym krokiem obok siebie, przez centrum handlowe. Ona  zdawała się już  nie być przejętą tym, iż zrujnowałem obiad, co mnie cieszyło, ponieważ odsuwałem się od ludzi, którzy nosili do mnie urazę, przez zbyt długi czas.
- Daj spokój. – machnęła ręką. – Cieszę się, że zadzwoniłeś. W zasadzie nawet jestem zaskoczona, że sam z siebie zaproponowałeś wyjście. Co się stało?
- Nic. – wzruszyłem ramionami. Bethany była osobą, którą nie łatwo było nabrać. Musiałeś naprawdę, bardzo się postarać, aby uwierzyła w twoje kłamstwo. Zazdrościłem jej „nosa do ludzi".
- Potrzebujesz towarzystwa i sam o tym doskonale wiesz.
Nie odpowiedziałem, ponieważ w tym momencie wstąpiliśmy do sklepu z ciuchami. Dziewczyna była tym bardziej przejęta niż ja. Cóż, trudno było jej się dziwić, zważywszy na fakt, iż byłem facetem, a ona nie. Ale miałem wrażenie, że było coś jeszcze, o czym mi nie mówiła. Ja również posiadam wysoko rozwiniętą intuicję. Moja przyjaciółka zaczęła rozglądać się na wszystkie strony, jakby w poszukiwaniu kogoś, a ja stałem i próbowałem podążać za nią wzrokiem, chcąc zrozumieć, o co chodzi. W końcu Bethany wzruszyła ramionami, zapewne rozumiejąc, że to, czego szukała, nie znajduje się w tym miejscu i skupiła swoje spojrzenie na mojej osobie.
- Ładne ci będzie w niebieskim. – stwierdziła w końcu i zajęła się szukaniem koszuli w tym kolorze. Przewróciłem oczami.
- Jedyne, w czym mi ładnie to czarny. – nie mogłem się powstrzymać przed nie wypowiedzeniem tego zdania. Bethany na szczęście zbyła moją uwagę i przerzucała coraz to nowe wieszaki, a ja zastanawiałem się, czy którejkolwiek z tych koszul poświęciła więcej niż dwie sekundy. Odrzucała je w natychmiastowym tempie, a ja poczułem się, jakbym znowu miał dziesięć lat, a moja mama postanowiła, że potrzebne mi coś nowego, niż ciągle te same, stare i zniszczone ciuchy. Przeglądając coraz to nową odzież, trafiła w końcu na coś, co zajęło jej uwagę na więcej czasu. Nie do końca tak, wyobrażałem sobie ten dzień, ale może tak właśnie wyglądają zakupy z dziewczynami? Ty stoisz i nic nie robisz, a one zajmują się wszystkim, udając wszystkowiedzące istoty.
W tym momencie jej wzrok uniósł się wysoko poza wieszakami z ubraniami i mogłem dostrzec nikłe iskierki w jej oczach. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy zauważyła przystojnego chłopaka, czy kogoś znajomego... najwyraźniej to drugie, ponieważ chwilę po tym wyciągnęła wysoko rękę do kogoś machając. Nawet nie przypuszczałem, kim była owa osoba i przez myśl mi nie przeszło, że Bethany mogła mieć konkretny powód, wybierając ten sklep. Zacząłem stąpać z nogi na nogę w zdenerwowaniu oczekując tego, co miało nastąpić.
- Hej, co tutaj robisz? – typowy angielski akcent należący do Louisa Tomlinsona, sprawił, iż miałem ochotę stamtąd uciec, nikomu się z tego nie tłumacząc. Mój wzrok pozostawał wbity w podłogę jeszcze przez kilka sekund, nim powoli go nie uniosłem i nie spojrzałem na niego. W tej samej chwili on również mnie zauważył i jego początkowy dobry humor wyraźnie odszedł w zapomnienie, a został przyćmiony przez irytacje i złość wymalowaną na jego twarzy. Zauważyłem również, że nie nosił już okularów przeciwsłonecznych, przez co podbite oko było widoczne dla wszystkich przychodzących tutaj klientów. Mogłem sobie wyobrazić te wszystkie spojrzenia skierowane w jego stronę i oceniające go, jak gdyby był najgorszą osobą na świecie, ponieważ śmiał wdać się w bojkę. – I widzę, że nie jesteś sama.
- Harry postanowił zmienić swój styl. Może mu coś polecisz? – Bethany uśmiechnęła się szeroko, a ja miałem wrażenie, że robiła to specjalnie tylko po to, aby zemścić się na mnie za obiad u niej w domu, gdzie postanowiłem poużywać sobie trochę za bardzo mojego sarkazmu. Louis wyglądał jak nastolatek, który został zmuszony usiąść w ławce ze znienawidzoną przez siebie osobą. W tej sytuacji czułem się podobnie. Siedzieliśmy w tym razem.
- Zaproponowałbym koszulkę z napisem „dupek", ale aktualnie takich nie posiadamy.
On chciał zdecydowanie wyprowadzić mnie z równowagi, ale postanowiłem, iż tym razem nie dam się sprowokować. Łatwo puszczały mi nerwy i reagowałem impulsywnie na różne sytuacje, jednak nie tym razem. Chciał, żebym zrobił aferę i uzyskał miano jeszcze większego idioty, ale byłem na to zbyt inteligentny.
Dziewczyna tymczasem wybuchła głośnym śmiechem, próbując rozładować rosnące napięcie. Nie udało jej się. Czułem się równie zażenowany tym wszystkim, jak i Louis. Czasami ludzie po prostu nie mogą się dogadać i to jest w porządku. Ale dlaczego zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie im narzucał to, kogo mają lubić, a kogo nie? Dlaczego ludzie nie odpuszczą, a w tym wypadku Bethany? Ja i on nie jesteśmy stworzeni do przebywania ze sobą w jednym pokoju dłużej niż pięć minut i nie widzę w tym niczego złego. Więc dlaczego moja przyjaciółka musi w to ingerować? Miałem ochotę wydać z siebie głośny okrzyk wyrażający to, ile irytacji noszę w sobie w tym momencie.
- Widzę, że z twoim okiem już nieco lepiej. To dobrze. – powiedziałem to tonem z tak przesyconą ironią, że nawet Bethany musiała to wyczuć. – Poza tym, zawsze żartuje się z rzeczy, które nas przerażają. – zacytowałem Stephena Kinga, choć nie sądziłem, że Louis zdawał sobie z tego sprawę. On tymczasem wyglądał na zbitego z tropu. Patrzył na mnie w milczeniu jak człowiek, któremu słowa ugrzęzły w gardle. Dziewczyna obrzucała spojrzeniem to mnie to jego, aż w końcu powiedziała:
- Chłopcy, nie wnikam w wasze intymne sprawy, ale czy moglibyście, chociaż przy mnie udawać, że nie chcecie się pozabijać nawzajem, proszę?
Jeszcze przez krótką chwilę nie odwracałem wzroku z twarzy Louisa, a gdy to zrobiłem, dotarło do mnie to, co powiedziała moja przyjaciółką.
- Nie mamy żadnych intymnych spraw. Chce stąd pójść. – kolejny raz w ciągu kilku dni postanowiłem być szczery. Nie miałem nic do stracenia, więc po co silić się na bycie miłym dla kogoś, kto tego nie doceni nawet w małym stopniu?
Udawałem, że nie widzę przepraszającego spojrzenia rzucanego przez siostrę Iana do Louisa. Przewróciłem oczami, starając się nie wydać z siebie głośnego westchnięcia. Ja i on? To się nie uda. Iana już nie ma. Nie miałem wobec niego żadnych zobowiązań. Po co się więc starać?
*
- Idziemy do innego sklepu? – zapytała Bethany, próbując dotrzymać mi kroku. Byłem wściekły. Naprawdę wściekły. Nic się nie układało. Wszystko było popieprzone, a ja czułem się jak pionek w jakieś chorej grze. Dlaczego życie zawsze daje nam w kość? A może to karma?
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – odwróciłem się gwałtownie w jej stronę, a ona przystanęła, podobnie jak i ja. Mój głos był wyższy, niżbym tego oczekiwał i bardziej rozdrażniony niż tego chciałem, ale nie mogłem się powstrzymać. – Gdziekolwiek nie pójdę, on tam jest. Myślałem, że to nasz czas. – pokręciłem głową, nie mogąc uwierzyć w to, że Bethany po tych wszystkich latach, nadal nie rozumiała, że Louis Tomlinson uwielbiał niszczyć mi życie.
- Bo tak jest. – westchnęła. – Po prostu pomyślałam, że... zresztą, nie wiem, co myślałam. Przepraszam. Lubię Louisa i nie chce rezygnować z niego dla ciebie.
- Nie musisz tego robić. Nigdy cię o to nie prosiłem.
- Wiem. – spuściła głowę. – Ale nie łapię tego, wiesz? Louis nie jest taki, jak myślisz, on...
- Dość. – uniosłem rękę, przerywając jej tym samym. – Chcę do domu.
- W porządku. – kiwnęła głową. – Właściwie, dlaczego chciałeś wybrać się na zakupy? To z powodu śmierci Iana? Nowy styl jest symbolem zmian w twoim życiu? – zapytała, kiedy przemierzaliśmy centrum, starając się podążać równym krokiem.
- Tak jakby. – odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć.
*
- Przepraszam. – westchnąłem, trzymając w ręku list. – Obiecuje, że następne zadanie postaram się wykonać. – dodałem, wtedy jeszcze nie wiedząc, z czym przyjdzie mi się zmierzyć.

*

Wątek Nialla i Anne powstał spontanicznie, szczerze mówiąc, choć prawdą jest, że miałam w planach, aby spotykała się z młodszym chłopakiem tyle, że z kimś innym :D I teraz cieszę się, że zrezygnowałam z tego. Co jakiś czas będą przewijały się retrospekcje z przeszłości, aby lepiej poznać związek Iana i Harry'ego :-) Będzie też w późniejszych rozdziałach opisany Louis, ale ciii :)

A w następnym rozdziale może jakiś rudy pan się pojawi... :D

Do zobaczenia wkrótce ♥

Letters to you | Larry StylinsonWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu