Rozdział 1

1.2K 99 26
                                    


  Nienawidziłem pogrzebów. Nigdy wcześniej żadnego nie przeżyłem, ale teraz mogłem to z całym przekonaniem stwierdzić. Ludzie przesadnie płaczą, wyrażając przez to ile cierpienia w sobie noszą, choć w mojej opinii robią to, bo tak wypada. Od dziecka byłem cyniczny i nie lubiłem okazywać emocji. Dla mnie to zbędne uczucia, które przesłaniają ci to, co naprawdę jest ważne.
Wracając do sztuczności- nie mogłem wręcz patrzeć jak ciotka Patricia uśmiecha się do Bethany, siostry zmarłego i stara się ją pocieszyć, kiedy jeszcze w zeszłym tygodniu nazwała ją bezwstydną, puszczalską dziwką. I dlatego, siedząc w sali przepełnionej tłumem gości, opychających się jedzeniem i próbujących przy każdej możliwej okazji wyrazić to, jak bardzo im przykro z powodu śmierci tak młodego człowieka, miałem ochotę zwymiotować. Zamiast jednak nabałaganić na środku podłogi, co na pewno odwróciłoby uwagę ludzi, od starania się być miłymi na siłę ja, zabrałem butelkę wódki i udałem się na górę do pokoju Iana. Miałem zamiar upić się do nieprzytomności.
Nawet nie podszedłem do trumny z jego ciałem, aby ostatni raz na niego spojrzeć. Czy to źle o mnie świadczy? Chciałem go zapamiętać jako radosnego i wiecznie roześmianego chłopaka, który potrafił poprawić mi nastrój w ciągu kilku sekund. Gdybym rzucił okiem na jego nieruchome i zimne zwłoki, miałbym ten obraz cały czas w mojej głowie i nie mógłbym się go pozbyć. W zamian mogę wyobrażać sobie, że wyjechał gdzieś bardzo daleko, ale jest szczęśliwy.
Usiadłem na łóżku i zaciągnąłem się zapachem, który roztaczał swoją woń przez cały pokój. To były jego perfumy. Perfumy, które kupiłem mu dwa lata temu, ale tak bardzo mu się spodobały, że stały się jego ulubionymi. Ja również je pokochałem, głównie dlatego, że ich zapach zawsze przypominał mi o nim. A teraz jedyne, co pozostało to wspomnienia. Dużo dobrych wspomnień. Popatrzyłem na butelkę trzymaną w ręku i pociągnąłem dużego łyka. Gwałtownie się skrzywiłem. Wódka miała za zadanie pomóc zapomnieć o tym, a nie sprawić, że poczuje się jeszcze gorzej. Odstawiłem ją na podłogę i położyłem się na łóżku, a mój wzrok spoczął na suficie. Dlaczego był niebieski? To nie był ulubiony kolor Iana, więc dlaczego taki? Szczerze mówiąc, wcale mnie to nie obchodziło. Chciałem odciągnąć myśli od przykrych wydarzeń. Miał zaledwie dwadzieścia trzy lata. Byłem tylko rok młodszy. Znaliśmy się od szesnastego roku życia. Dlaczego los postanowił mi go odebrać? Dlaczego tamtej nocy postanowił do mnie pojechać? „Musimy porozmawiać", tylko tyle napisał w wiadomości. To nie była moja wina, więc nie powinienem czuć się winny. Właśnie, nie powinienem. Potrząsnąłem głową, próbując skupić się na tym cholernym suficie, ale wszystko sprowadzało się  do niego. Każda rzecz, znajdująca się w tym pieprzonym pokoju. Fakt to był jego pokój.
Słysząc głosy na korytarzu, zerwałem się z łóżka, nie wiedząc, gdzie się ukryć. Ostatnia rzecz, jakiej bym chciał to ta, gdzie jakaś stara ciotka, znajduje mnie w pokoju mojego chłopaka z butelką wódki, zastanawiającego się nad kolorem sufitu. Jedyne, co przyszło mi do głowy w tym momencie, to schować się pod łóżkiem. I tak zrobiłem. Nie było tam dużo miejsca, było wręcz ciasno, ale miałem nadzieje nie zastać tam długo. Próbowałem nie myśleć o znajdującym się  kurzu, ale z każdym wciągniętym oddechem, zbierało mi się na kichnięcie. Podłoga była okropnie niewygodna. Przez moje ciało przeszedł ból, a ja miałem ochotę jęknąć. Powstrzymałem się, ponieważ drzwi do pomieszczenia uchyliły się i ktoś wszedł, a właściwie dwie osoby. Jedną z nich była dziewczyna, a drugą chłopak. Ona śmiała się, a on mruczał, że zaraz ją przeleci. Przymknąłem oczy, starając się udawać, że ta scena wcale nie miała miejsca.
- Nie mogę odpiąć zamka. – powiedziała dziewczyna, mocując się z nim.
- Pomogę ci. – zaoferował się chłopak, a ja zakryłem  usta dłonią, próbując nie wydać z siebie żadnego dźwięku, kiedy zdałem sobie sprawę, kim on był. – Widzisz? Nie było to takie trudne.
Potem oboje rzucili się na łóżko, które ugięło się pod ich ciężarem, czego konsekwencje poniosłem ja. Słyszałem ich zachłanne pocałunki i widziałem ubrania, które lądowały na podłodze jedno po drugim. Moja głowa mogła zaraz eksplodować od nadmiaru przekleństw, które się w niej pojawiały. Próbowałem nie słuchać ich dzikich jęków, które nie chciały ustać i nie zapowiadało się, aby miały to zrobić.
- Cholera. – szepnąłem, nie mogąc się powstrzymać. Łóżko ciągle się uginało, a ja miałem wrażenie, że zaraz zostanę zupełnie przygnieciony. Chciałem wyjść stamtąd i powiedzieć „nie przeszkadzajcie sobie, już idę", ale coś kazało mi zostać i tego wysłuchiwać. To był pogrzeb Iana. Jak to świadczy o jego najlepszym przyjacielu, który pieprzy się właśnie z jakąś panienką na jego łóżku? Dlatego nienawidziłem Louisa Tomlinsona, równie mocno, co pogrzebów. Dla niego nie liczyły się zasady. Dla niego liczył się on i jego potrzeby.
Kurz, coraz bardziej drażnił moje nozdrza, aż w końcu erupcja wulkanu musiała nastąpić i kichnąłem. Byłem wręcz pewien, że oboje przerwą odbywany stosunek, a ja zostanę posądzony o podglądanie, co stanie się głównym tematem na pogrzebie Iana. Ku mojemu zdziwieniu, oni nawet nie śnili przerwać. Ich jęki stały się głośniejsze, a ruchy bardziej zdecydowane. Przewróciłem oczami, modląc się w duchu, by ten przemądrzały studencik w końcu zaspokoił ją, jak należy, a kiedy oboje osiągną szczyt, ja będę wolny. Wraz z przyśpieszeniem ich ruchów, odliczałem do kulminacyjnego finału.
- Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden i... - szepnąłem do siebie, słysząc jak ciało dziewczyny, opada obok ciała chłopaka. Odetchnąłem z ulgą, czekając, aż się ubiorą i zejdą na dół, udając, jak to wpadli na siebie na korytarzu i postanowili się pocieszyć w tym ciężkim dniu.
- Zadzwoń. – powiedziała dziewczyna, wstając, a ja mogłem przyjrzeć się jej małym stópką. Louis roześmiał się donośnie. Jego charakterystyczny śmiech, doprowadzał mnie do szału. Mógłbym go w tej chwili uderzyć, nie czując przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Był takim dupkiem. Jak Ian i on mogli znaleźć wspólny język? Dzieliło ich więcej, niż chcieli przyznać, a mimo wszystko...
- Wiesz, że tego nie zrobię, prawda? – zapytał retorycznie. Nie mogłem zobaczyć reakcji dziewczyny, ale oczami wyobraźni widziałem, jak kiwa głową rozczarowana i udaje, że wcale ją to nie ruszyło, podczas gdy w środku krwawiła z rozpaczy. I nie byłem pewien czy nadal mówiłem o niej.
- A więc żegnaj. – powiedziała, starając się, by nie wyrazić żadnych emocji w tym zdaniu, ale bijący smutek był aż nadto wyczuwalny. Kolejne, co usłyszałem to trzask drzwi. Czekałem aż wyjdzie Louis, ale on zrobił coś niespodziewanego.
- To ty. – powiedział, wychylając głowę, aby na mnie spojrzeć. Zadrżałem na całym ciele, nie spodziewając się tego, co nastąpiło. – Tak podejrzewałem. – mruknął. Zarówno oburzony, jak i zaskoczony, wyszedłem spod łóżka, czując niewyobrażalną ulgę. Kurz stawał się powoli nie do wytrzymania. Spojrzałem na chłopaka, który siedział na łóżku, oparty o poduszki w samych bokserkach i rozmierzwionych włosach, z papierosem w dłoni. Czekałem, aż mi to wyjaśni, ale on skupił się na paleniu. Wciągał i wydmuchiwał dym, zachowując się tak, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
- Jak to: podejrzewałeś? – odezwałem się zachrypniętym głosem.
- Usłyszałem czyjeś kichnięcie, a że ty jesteś uczulony na kurz... - odpowiedział, wzruszając ramionami. – Droga dedukcji. – dodał, wydmuchując dym w moją stronę. Powstrzymywałem się przed kaszlem. Musiał doskonale zdawać sobie sprawę, że dym papierosowy również słabo znoszę. – No i nie było cię na dole. Ciotka Lydia cię szukała.
- Pieprzę ją. – powiedziałem, a Louis zakrztusił się, nie spodziewając się takiej reakcji z mojej strony. – Leżałem cholerne piętnaście minut pod łóżkiem, słuchając waszych jęków. – wskazałem palcem na moje wcześniejsze miejsce. Louis roześmiał się. To był ironiczny śmiech. Idealnie go poznawałem. Uwielbiał przy Ianie naśmiewać się ze mnie i pokazywać, że jest lepszy niż ja.
- Proponowałbym skupić się na opłakiwaniu swojego chłopaka. – powiedział to w sposób tak bezczelny, że z przyczyn, jakich nie potrafię wyjaśnić, nie przyłożyłem mu.
- Ty również się pieprz. – powiedziałem i odwracając się na pięcie, opuściłem pokój, który od teraz nie będzie mi się kojarzył w sposób pozytywny. Louis jak zwykle musiał wszystko zepsuć. Nie ma w sobie nawet krzty uczuć. Jest jak robot, który tylko chodzi i niszczy. Naprawdę nie obchodził go własny przyjaciel? Co pomiędzy nimi zaszło, iż wolał uprawiać seks na jego łóżku, niżeli topić swoje smutki przy butelce alkoholu? Znali się od dziecka z tego, co mówił Ian. Byłem przekonany, że nie poznam odpowiedzi na to pytanie, tak jak nie dowiem się, dlaczego Ian jechał w środku nocy do mojego domu. Zabrał tę tajemnicę do grobu. Potrząsnąłem głową z westchnieniem, starając się nie myśleć o tym, co było dla mnie nie wygodne, ponieważ jeszcze jedna myśl o nim, a czułem, że mój stoicki spokój zamieni się w rzewny płacz, podczas którego będę krzyczał i obwiniał wszystkich ludzi po kolei o to, co się stało. Zbiegłem po schodach na dół, a gdy to zrobiłem, wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku. Pewnie byli przekonani, że poszedłem do łazienki się wypłakać. A ja nie zamierzałem ich wyprowadzać z błędu. Kochana ciotka Lydia podeszła do mnie, dotykając mojego ramienia w celu uspokojenia moich zszarganych nerwów i podała mi kieliszek z winem. Wziąłem go od niej z grzeczności i skinąłem głową. Jednym haustem opróżniłem zawartość i bez słowa oddałem go jej. Ona rzuciła  w moją stronę spojrzenie przepełnione litością, a ja machnąłem niedbale ręką i wzruszyłem ramionami, dając jej do zrozumienia, że nie musi tego robić- przejmować się mną.

Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now