Rozdział 10

677 62 23
                                    


Wreszcie nastał dzień wyjazdu. Spakowałem się jednak dopiero wczoraj. Z reguły wszystkie rzeczy robię na ostatnią chwilę, więc i tu nie mogło być wyjątku. Walizkę, która na marginesie była niesamowicie ciężka, próbowałem właśnie znieść po schodach, kiedy moją uwagę przykuła rozmowa telefoniczna mojej mamy. Przez barierki, mogłem zobaczyć jak chodzi w zdenerwowaniu po salonie. Przeczesała włosy ręką i ciężko westchnęła. Żałowałem, że nie mogłem usłyszeć jej rozmówcy.

- Powtarzam ci jeszcze raz: nie i przestań dzwonić. – tymi słowami zakończyła rozmowę, dopiero wtedy mnie zauważając. Starałem się udawać, iż wcale nie podsłuchiwałem i nie miałem nawet pojęcia o jej telefonie. - Czyli mam przez dwa tygodnie dom dla siebie? – zaczęła konwersację.

- Tak. – potwierdziłem pokonując ostatni stopień. – Tylko bądź grzeczna i nie rób imprez. – dodałem uśmiechając się.

- Cóż, to będzie ciężkie w moim przypadku, ale może jakoś dam radę. – odpowiedziała. – Już chyba są. – dodała, gdy rozbrzmiał się dźwięk podjeżdżającego samochodu. – Z kim tak właściwie jedziesz na miejsce?

- Z Bethany i Niallem? – odparłem, gdyż wcześniej wspominałem jej już o tym.

- Chyba jednak nie. – stwierdziła wyglądając przez okno. Zmarszczyłem brwi.

- Niall nie jedzie jednak? Nic mi nie mówił. – powiedziałem lekko urażony. Muszę się przyzwyczaić, że od teraz moja mama będzie się dowiadywała wszystkiego pierwsza.

- Nie miałam na myśli, iż jedzie was o jednego mniej. Wręcz przeciwnie. – wskazała palcem na okno, a ja podszedłem, aby zobaczyć o co jej chodzi. Przymknąłem na moment oczy próbując uspokoić oddech, gdy zobaczyłem, iż na tylnym siedzeniu zajmuje miejsce Louis. Nie tak się umawialiśmy, ale postanowiłem, że dzisiaj nie zrobię sceny i będę się zachowywał przyzwoicie.

- Pojdę na chwilę do łazienki. – powiedziałem i nie czekając na jej reakcję pobiegłem schodami na górę. Zamknąłem się w pomieszczeniu na klucz i spojrzałem na siebie w lustrze.

Dasz radę. Nie pozwól, aby przeszłość ciągle mieszała ci w głowie i sprawiała, że czujesz się gorszy. – pomyślałem, chcąc przekonać samego siebie, że to prawda.

Cholera, jednak nie dam rady.

Dasz radę.

Nie dam.

Dasz.

Nie...

Tabletki.

I właśnie ta myśl odgoniła inne, niechciane. Moja matka powinna je mieć gdzieś tutaj. Bierze je po kryjomu na depresję, ale ja już dawno o tym wiem i teraz chcę z tego skorzystać. Nie zauważy braku jednej, a ja poczuje się na pewno lepiej niż teraz. Zacząłem przeszukiwać więc górne szafki, ale nie znalazłem w nich niczego oprócz kosmetyków. Zająłem się więc dolnymi. Owszem, było w nich pełno leków, a ja nie miałem nawet pojęcia czego szukam. Skup się Styles i pomyśl, co ostatnio brała twoja mama. Jaki kolor miały tabletki? Były duże czy małe?

Małe. Tak, na pewno małe. I były chyba czerwone. Okej, mniej więcej wiem czego szukać.

- Harry? Wszystko w porządku? – zapytała Bethany pukając do drzwi. – Przed nami siedem godzin drogi. Musimy wyruszyć teraz jeżeli chcemy zdążyć przed wieczorem.

- Tak już zaraz idę. – odpowiedziałem w pośpiechu.

- Słuchaj, nie wiem jak ci to powiedzieć, ale Louis z nami jedzie. Wiem, nie tak się umawialiśmy, ale...

Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now